środa, 27 lutego 2013

11.Noc


             

            Hermiona zerwała się nagle. Przebiegła obok zdezorientowanego Dracona, zatykając usta dłonią. Ślizgon stał jeszcze chwilę na ganku, po czym ruszył za nią. Czuł, że coś nie jest w porządku. Stanął jak wryty w drzwiach kuchni. Dziewczyna nachylała się nad zlewem, wypluwając ogromne ilości dziwnej, przypominającej krew substancji. Malfoy mimowolnie się skrzywił. Po kilku minutach gryfonka odwróciła głowę w jego stronę.
- Co to było do cholery? - spytała, trzymając się kurczowo blatu.
- Skutki uboczne. Mówiłem, że to silna klątwa - odpowiedział, starając się by nie usłyszała strachu w jego głosie. Owszem, widział takie reakcje na zaklęcie już wiele razy, ale nigdy nie musiał się ich pozbywać. Śmierciożercy zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że ktoś zerwie więź. Zaklęcie musiało być na tyle silne, by chociaż w pewnym stopniu zniszczyć organizm Granger.
- Idź na górę. Zaraz przyjdę - dodał po chwili, pozbywając się zaklęciem dziwnej cieczy z blatu. Wcale nie protestowała. Powlekła się w stronę schodów, ciągle się na czymś opierając. Wyglądała okropnie, ale wcale nie miał zamiaru jej tego mówić. Zamknął na chwilę oczy i wciągnął powietrze. Powoli dochodziło do niego, że cała ta sprawa nie będzie taka prosta. Nie mógł zostawić jej samej na Białym Klifie. Była zbyt słaba, nie wiedział jakie jeszcze objawy mogą się pojawić. Żałował, że nie zabrał ze sobą Pottera. Teraz było już za późno, nie mógł wrócić do Hogwartu. Nie pozostawało mu nic innego, jak doprowadzenie Granger do stabilnego stanu. Zastanawiał się tylko, czy gryfonka będzie w stanie na tyle mu zaufać.
***
                Mijały kolejne jesienne dni. Hermiona odzyskiwała powoli siły. Najczęściej siedziała w ogrodzie, patrząc na morze. Jej oczy stały się dziwne puste i zamglone. Przestała pojawiać się w nich ta charakterystyczna dla nich iskra. Mimo że gryfonka nie odczuwała już skutków ubocznych zaklęcia, jej psychika była w opłakanym stanie. Nie odzywała się do Draco ani słowem, unikała jego wzroku, ukrywała się. Przynosił jej kolejne eliksiry, po czym znikał na długie godziny w swojej sypialni. Patrzyła się w przestrzeń, myśli atakowały ją z każdej strony. Nie przespała praktycznie żadnej nocy. Słyszała jak Draco kręci się bez celu po domu, nalewa sobie kolejne szklanki whiskey. Nie chciała jednak z nim rozmawiać, chciała samotności. On starał się jej nie przeszkadzać, zaglądał czasami do jej sypialni i zawsze zastawał ją siedzącą nieruchomo. Powoli ogarniało go przerażenie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Hermiona jest w depresji. Jadła coraz mniej, bladła, była niemal przezroczysta, drżały jej ręce i usta. Spadała w przepaść, z której ciężko było ją wyciągnąć.
                Którejś nocy Draco zajrzał do jej pokoju, jak zwykle. Nie zastał jej jednak, łóżko było puste. Zaczął przeszukiwać dom, otwierał każde drzwi. Nigdzie jej nie było. Wiedział jednak, że nie jest dość silna, by odejść daleko. Zbiegł po schodach i wyszedł na ganek, prosto w  ciemną, parną noc. Kiedy oczy przyzwyczaiły mu się do mroku, zauważył jej wychudzoną sylwetkę na kamiennej ławce. Po chwili dosłyszał jej szloch. Podszedł niemal bezgłośnie i zajął miejsce obok niej.
- Granger, co się z tobą dzieje? - spytał, zarzucając na nią swój sweter. Chłodne, morskie powietrze zaczynało dokuczać. Nie odpowiedziała na jego pytanie. Schowała twarz w dłoniach i otuliła się mocniej jego swetrem. Draco wpatrywał się w nią w milczeniu. Nie przypominała już tej Hermiony sprzed kilkunastu dni, nie była  już ogniskiem. W tej chwili przypominała mu zimny posąg, odrobinę przypominała też jego samego. Nie mógł patrzeć dłużej na to, jak się męczy. Wstał, złapał ją w talii i uniósł. Nie zaprotestowała. Szedł pewnie przez ogród, a jej łzy moczyły mu koszulę. Ważyła tyle co piórko, a w jej ciele nie było ani odrobiny ciepła. Zatrzymał się dopiero za domem. Był pewien, że do tej części ogrodu jeszcze nie dotarła. Było ją widać jedynie z okna jego pokoju.
- Spójrz Granger - szepnął tuż nad jej uchem, jakby bał się, że gdy powie coś głośniej, rozpadnie mu się w ramionach. Zawsze mówił tak do matki, gdy wynosił ją z pokoju po ciężkich kłótniach z ojcem.
Hermiona uniosła głowę. Stali na drewnianym pomoście. Pod nimi płynął strumień. Woda szemrała na kamieniach. Hermiona po chwili dotknęła stopami mokrych desek. Draco puścił ją na ułamek sekundy. Zachwiała się niebezpiecznie i po chwili znów ją podtrzymywał. Dźwięk płynącej wody powoli zaczął koić jej zmysły.
- Musisz żyć normalnie, Granger - Draco odważył się odezwać dopiero po kilku minutach. Wiedział, że to miejsce uspokaja. Sam siedział tu często.
- Jak? Jestem na celowniku śmierciożerców - odpowiedziała słabo. Drżała na całym ciele, wpatrując się w strumień.
- Tu jesteś bezpieczna. Wiem, że nie ma tu Pottera, ale...
- Nie o to chodzi. Jestem szlamą, Malfoy. Zabiją mnie gdy tylko stąd wyjdę.
- Dlatego ja zabiję ich zanim stąd wyjdziesz. Musisz odzyskać siły, bo będziesz tu przez jakiś czas sama.
- Co? Chcesz mnie zostawić?
- Muszę wcześniej rozpocząć misję - powiedział, mocniej zaciskając dłonie na jej ramionach.
- Przepraszam - rozpłakała się nagle.
- Za co, do cholery?
- Przeze mnie będziesz musiał zrobić to teraz.
- Daj spokój. Wszyscy wiedzieli, że kiedyś to nastąpi. Za kilka dni cię tu zostawię, może spotkam się z Potterem. Później pójdę do...- umilkł na chwilę.
- Do śmierciożerców - dokończyła za niego.
- Tak, ale wrócę tutaj.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Czemu akurat ty jesteś tu ze mną?
- Zrządzenie losu, Granger.
- Los ostatnio robi sobie ze mnie żarty.
Zapadła cisza. Księżyc świecił już wysoko na niebie, rzucając blaski na stojąca na pomoście dwójkę. W tafli wody odbijały się setki gwiazd. Hermiona myślała o ostatnich dniach, Draco zastanawiał się nad tym, gdzie podziała się jego stara strona. Nagle oboje zdali sobie z czegoś sprawę - ich umowa nadal trwała, a dokładniej rzecz biorąc, stare, męczące strony nagle zniknęły, umilkły, zginęły w tłumie tragicznych, sprawiających ból wydarzeń.
- Dlaczego przyszłaś do mnie, gdy to wszystko się zaczęło? - Draco odezwał się nagle, mącąc ciszę. To pytanie dręczyło go od jakiegoś czasu, a właściwie od momentu, w którym zobaczył ją we krwi tamtej nocy.
- Wiedziałam, że Harry nie będzie w stanie mi pomóc. A poza tym...Harry nie wie o znaku - dodała szybko.
- Czyli tak się sprawy mają...
- Tak, właśnie tak - westchnęła.
***
                Draco zszedł na parter, rozcierając bolący kark. Zatrzymał się w drzwiach kuchni i oparł głowę o framugę. Do pomieszczenia wlewały się promienie porannego słońca. Rzucały blaski na sylwetkę dziewczyny, stojącej plecami do niego. Ta chwila była jedną z najdziwniejszych w jego życiu. Właśnie wybiła godzina ósma, za oknami szeleściły liście, a Draco Malfoy patrzył w milczeniu na Hermionę Granger. I po raz pierwszy nie czuł obrzydzenia. Po raz pierwszy spojrzał na nią bez jakichkolwiek uprzedzeń. Dzisiejszej nocy nie zmrużył oka, ponieważ myślał o konsekwencjach swoich wyborów. Zastanawiał się nad tym, co będzie dalej. Porzucił wszystko, co związane było ze starym życiem. W ciągu kilkunastu dni wywrócił nie tylko swojego życie do góry nogami. Gdy rozmawiał z Granger na pomoście, zdał sobie sprawę z tego, że umarła mu w ramionach. Tak samo, jak on umierał przed nią w Dolinie Godryka. Dawna panna-przeżyję-to-wszystko rozpadła się na kawałki. Teraz była słaba i krucha, pozbawiona jakiekolwiek mocy. A on dźwigał wszystko, tylko on mógł jej pomóc. Tylko on był na tyle zepsuty, by móc porzucić wszystko i zacząć od nowa. Musiał nauczyć tego samego tę kruchą Granger. Trzeba było zacząć jak najwcześniej. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli zostawi ją w takim stanie, zginie nim zdąży się obejrzeć.
- Znów tak na mnie patrzysz - jej głos wyrwał go nagle z rozmyślań. Odwróciła się do niego i stała teraz oparta o blat przy oknie. Draco jeszcze przez chwilę patrzył na nią, po czym usiadł przy stole i spuścił wzrok.
- Przepraszam - powiedział, przeczesując dłońmi włosy. Hermiona zauważyła od razu, że wcale nie spał.
- A ja przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie - usiadła naprzeciw niego.
- Było, minęło - odparł.
***
                Hermiona siedziała na ganku, patrząc na morze. Z ostatniego stopnia schodów widziała płynące Kanałem statki. Przypomniała sobie, jak kilka lat temu była we Francji z rodzicami.  Tylko woda dzieliła ją teraz od miejsca, gdzie była szczęśliwa. Zaczęła się zastanawiać nad tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie te wszystkie decyzje, jakie podjęła. W tej chwili jej życiem rządził strach. Od momentu, w którym zobaczyła krew spływającą po swoim ramieniu, wiedziała, że nie jest dobrze. Siedziała wtedy w pokoju wspólnym i myślała o Ronie. Zastanawiała się też nad swoją przyjaźnią z Harrym. Ostatnio odrobinę się od siebie oddalili. Coś w głębi duszy krzyczało w niej, że to Draco jest tego powodem. Hermiona za bardzo zajęła się swoimi problemami, żeby dostrzegać coś poza nimi. Dawno nie widziała też Ginny. Odkąd Ron zrobił jej takie świństwo, nie była w stanie rozmawiać z nią normalnie. Ciągle nie mogła uwierzyć, że jej życie nabrało nagle takiego tempa. Myślała że po Bitwie o Hogwart wszystko będzie łatwiejsze i przyjemniejsze. Minął rok, który wcale nie był łatwy, a pojawiały się coraz to nowsze kłopoty. Kto by przypuszczał, że wyląduje na odludziu z Draconem Malfoyem? Jej samej nie mieściło się to w głowie. Sposób w jaki się do siebie odnosili też był dla niej abstrakcją. Nie pamiętała już kiedy ostatnio z niej szydził. Odkąd znaleźli się na Białym Klifie Hermiona zaczęła go dostrzegać. Może to dlatego, że nie chciała już patrzeć na siebie. Miała dość świadomości, że całe to zamieszanie spowodowane jest jej nieczystą krwią. Skupiała się więc na Malfoyu. Analizowała w głowie wszystko od samego początku, tłumaczyła jego dotychczasowe zachowania. Przywoływała też w pamięci te dziwne rozmowy, które miały miejsce. Tak bardzo się zmienił, a ona tak bardzo...zniknęła. Gdy stali wtedy na pomoście, zdała sobie sprawę z tego, że nie jest już sobą. Właściwie nie jest już Hermioną. Stała się nowym człowiekiem, kimś o zupełnie innych priorytetach i hierarchii wartości. Nie wiedziała, czy te zmiany są dobre. Serce mówiło jej, że już dawno powinna to zrobić, od zawsze przecież tego pragnęła. Ale przyszło to tak nieoczekiwanie, jak gdyby pod osłoną nocy. A tą nocą były wszystkie ostatnie wydarzenia, wszystkie słowa, wszystkie gesty, uśmiechy i cierpienia. W ciemną, gwiaździstą noc Hermiona Granger nagle kompletnie postradała zmysły.
***
                Draco zastał ją siedzącą na zewnątrz. Bez słowa usiadł przy niej. Musieli porozmawiać, ale kiedy trzeba powiedzieć coś konkretnego, nigdy nie można znaleźć sposobu. Patrzył więc na nią i czekał, aż to ona zacznie.
- Co się dzieje? - spytała w końcu.
- Musimy pogadać - odparł, podnosząc się. Podał jej dłoń i pomógł wstać ze schodów. Po chwili weszli do domu. Usiedli na kanapie naprzeciw kominka. Hermiona okryła się kocem i patrzyła w płomienie, skaczące wesoło po drewnie. Draco próbował nie myśleć o tym, że znowu widzi ją taką. Właściwie wybrał to miejsce specjalnie, ale nie dopuszczał tego faktu do swojej świadomości.
- Chcę wyruszyć za dwa dni - zaczął ostrożnie, bawiąc się rękawem koszuli.
- W porządku - odpowiedziała nieobecnym głosem, nadal zapatrzona w ogień.
- O czym myślisz? - spytał, widząc jej roztargnienie.
- Szczerze? - odwróciła głowę w jego stronę.
- Szczerze, Granger.
- Myślę o tym wieczorze przed kominkiem w pokoju wspólnym, o tym, że cholernie się boję i że ta cała misja jest cholernie niebezpieczna - powiedziała spokojnie i wolno, akcentując dokładnie każde słowo.
- Czego się boisz?
- Tego, że mnie tam nie będzie, że nie będę wiedziała co się dzieje, że komuś stanie się krzywda - odparła, opierając głowę o swoje kolana.
- To moja misja, Granger.
- Przestań pieprzyć głupoty, dobrze? - podniosła głos i rzuciła mu gniewne spojrzenie - Odkąd zabrałeś mnie ze skrzydła szpitalnego, tkwimy w tym bagnie razem. Czy tego chcesz, czy nie!
- Właśnie o tym chcę z tobą porozmawiać. Chodzi o to, że prawdopodobnie po moim powrocie będziemy musieli zmienić miejsce pobytu. Będziesz musiała ze mną współpracować, Granger.
- A mam inne wyjście, do cholery? Zrobię wszystko co będzie trzeba, ale... - umilkła i spuściła wzrok. Draco od razu wyczuł, że boi się skończyć.
- Ale? - powiedział cicho.
- Ale boję się, że to się nie uda - wycedziła, napotykając jego spojrzenie. Zerwał się z kanapy i podszedł do kominka. Stał tam kilka minut, wpatrywał się w ogień. Odwrócił się w końcu i spojrzał jej prosto w oczy. Powietrze zgęstniało, coś zaczęło rosnąć między nimi, jakby jakaś ściana zaczęła pękać. Ucichło wszystko, tylko bicia ich serc odbijały się echem. Iskry wzlatywały w górę i nikły, wskazówki zegara przesuwały się leniwie.
- Nie zginę tam, Granger. Nie dam się zabić, rozumiesz? - głos Dracona był silny i pewny. Emocje nagle opadły, w pokoju znów można było normalnie oddychać. Hermiona siedziała skulona na kanapie i wciąż patrzyła w jego oczy.
- Rozumiesz, Granger? Nie dam się zabić! Nie po to tam idę. Idę tam, żeby skończyć to wszystko. Idę tam, żeby znów żyć normalnie.
- Chcesz tego? - Hermiona w końcu zdołała coś wykrztusić.
- Chcę żyć normalnie najmocniej na świecie, chcę tego jak jasna cholera. Chcę móc oddychać, nie myśląc o tym ile ostatnich tchnień słyszałem, chcę móc marzyć, uśmiechać się, płakać i cierpieć. Chcę tego.
***
                Zapadła noc, Biały Klif zniknął we mgle, liście szeleściły delikatnie. Hermiona stała w progu, obejmując się ramionami. Miała na sobie jego sweter, który był jedyną ciepłą rzeczą w tym domu. Słyszała tykanie zegara, a serce przyśpieszało jej coraz bardziej. Po chwili rozległo się skrzypienie schodów. Draco stanął przed nią ubrany w czarną jak smoła, długą pelerynę z kapturem. Minął ją w drzwiach i stanął na ganku. Milczenie było dla nich katorgą. Hermiona patrzyła, jak wyciąga różdżkę. Wiedziała, że niedługo zostanie sama, że on zniknie. Postawiła krok w jego stronę.
- Malfoy, muszę ci coś powiedzieć - szepnęła cicho, ale dosłyszał jej słowa.
- Słucham.
- Ja też tego chcę - powiedziała odrobinę głośniej - Chcę żyć normalnie.
- Wiem - odparł, puścił jej oko i w jednej sekundzie zniknął. 
***
Przepraszam,że tak późno ;) Mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Dajecie mi siłę :) Dziękuję, dziękuję, dziękuję.

16 komentarzy:

  1. Widzę, że akcja nam się nakręca już nie mogę doczekać się dalszej części...

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział doskonały w każdym calu. Można powiedzieć,że mury uprzedzeń między Hermioną a Draconem ostatecznie runeły. Teraz mogą zacząć tworzyć historię swojej znajomości od początku.
    Żal mi trochę gryfonki,że musi przez to wszystko przechodzić,
    ale mam nadzieję,że Malfoy pomoże jej znów stanąć na nogi.
    Jestem ciekawa jak będzie przebiegać jego misja, oraz jak dziewczyna poradzi sobie sama na białym klifie.
    Teraz pozostaje mi tylko wyczekiwać nowej notki, mam nadzieję,że już niedługo się pojawi:)

    Pozdrawiam
    Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać,że bardzo podobał mi się taki refleksyjno-przemyśleniowy rodział. Chyba w pewien sposób zapoczątkuje on zmianę
    w relacjach naszych bohaterów a także postrzegania siebie nawzajem.
    Bynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Szkoda,że Malfoy opuścił już ich wspólną kryjówkę,ale już teraz jestem ciekawa co wydarzy się po jego powrocie,a także jak długo będzie trwać jego misja.
    Czekam na nowość i jak najwięcej weny życzę.

    Pozdrawiam
    Orchidea

    OdpowiedzUsuń
  4. A my Ci dziękujemy za pisanie tak pefekcyjnych rozdziałów i możliwość ich przeczytania:)
    Mam nadzieję,że Malfoyowi uda się spełnić misję i wróci cały i zdrowy do Granger. Liczę też,że przez czas jego nieobecości Hermionie uda się stanąć na nogi.
    Kiedy możemy się spodziewać kolejnego rozdziału? Masz już na niego jakiś pomysł czy to jeszcze za wcześnie by pytać?

    Pozdrawiam
    DankA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział prawdopodobnie pojawi się jeszcze w ten weekend. Mam już na niego pomysł :) Mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.

      Usuń
  5. No wiesz dodajesz rozdziały szybciej niż ja.
    I że są takie długie bo krótkimi bym ich nie nazwała.
    Jestem ciekawa co z tego wyniknie dalej.
    Hermiona przeżywa prawdziwy wstrząs i dobrze że jest przy niej ktoś taki jak Draco.
    On ją wspiera i pomaga w trudnych chwilach.
    Mimo wszystko strasznie się boje że coś pójdzie nie tak.
    On teraz idzie walczyć z tymi draniami i przecież może zginąć.
    Mam nadzieję że do tego nie dojdzie.
    Podoba mi się sposób w jaki piszesz.
    Mówiłam już że masz niesamowity styl?
    Tyle emocji i uczuć już dawno nie widziałam.
    Jestem naprawdę zachwycona i czekam na więcej.

    P.s.
    powiadamiaj mnie tylko w zakładce "Spam" na górze strony.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział, czekam na następny ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Szkoda mi Hermiony, musi czuć się naprawdę bezradna i osamotniona.
    a teraz dodatkowo zostanie sama. Zastanawiam się czy jej stan poprawi się i wyzdrowieje i czy pozbędzie się depresji.
    Będe również wyczekiwać momentu powrotu Dracona na biały klif.

    Pozdrawiam
    Roksana

    OdpowiedzUsuń
  8. Mój mistrzu! Jako że nie zabrałam ze sobą komputera na studia, to dopiero dziś mogłam przeczytać dwa nowe rozdziały. Ba! Wręcz je pochłonęłam jednym tchem! Naprawdę nie wiem jak Ty to robisz, że czytam i czytam i nie chcę doczekać się końca! Coś wspaniałego! Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz! :)
    No, ale teraz trochę szczegółów:
    - rozdział 10 - cała ta akcja ze śmierciożercami napadającymi na Gryfonkę, to wspaniała część poprzedniego rozdziału. Byłam w szoku tym, że poszła pod JEGO drzwi, a już bardziej, że ON zaniósł ją do skrzydła szpitalnego, że ON był zdolny zabić, by skrócono jej katusze, a wreszcie że ON zabrał ją w miejsce (pis tegoż miejsca wyszedł Ci cudownie! Ten domek.. ach! Cudo!), które jest tak piękne, tak magiczne, tak swoiście w JEGO posiadaniu. Jeszcze tak się o nią troszczy, tak zabiega, by było jej jak najlepiej. Wie przez to przechodzi i jej współczuje. Dracon Malfoy. Zrobiłaś mu pranie mózgu, ale dziękuję Ci za to! :D
    - rozdział 11 - całość rewelacyjna. Każde słowo, zdanie zgrane w niebywałą całość. Doprawdy żałuję, że tak szybko zakończyłam czytanie. W tym rozdziale blondas dopiero ukazuje swoje współczucie. Jest w ogóle taki zdeterminowany co do swojej misji, a nawet co do zapewnienia Granger bezpieczeństwa.I o dziwo to nie zasługa ognistej, tylko przemiany jaka się w nim dokonuje. Nawet nie wiesz jak bardzo czekam na moment, kiedy między tą dwójką coś się wydarzy, bo iskry już widać, brakuje płomienia. Ale wiem, że wykreujesz coś pięknego, na miarę tej szaleńczo zmetamorfizowanej pary.
    W jednym słowie: kocham! Kocham każdy rozdział na tym blogu i czekam na kolejny!
    Mam nadzieję, że pomysł już jest. To też tylko weny życzę!
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej! dodasz dziś nowy rozdział? Proszęęę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety rozdziału dziś nie będzie. Miałam jakąś blokadę przez weekend i mimo pròb nie udało mi się nic napisać. Prawdopodobnie
      jutro po południu pojawi się rozdział.

      Usuń
  10. Ten rozdział był tak poważny, że aż się przestraszyłam. Doskonale oddajesz klimat, ale mem nadzieję, że to wszystko się kiedyś skończy.

    OdpowiedzUsuń
  11. wyjątkowo dobry rozdział.Tamte poprzednie byly piekne i wciagajace ale w tym wyjatkowo i po mistrzowsku budowalas akcje.Czytam dalej;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Wydaje mi się, że ten pobyt tam zbliżył ich do siebie. Są do siebie trochę podobni. Oboje chcą zacząć żyć na nowo :) Czytam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Są do siebie tacy podobni..
    Mam nadzieję ,że Twoja historia zakończy się szczęśliwie..

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam nadzieję, że Draco nic się nie stanie.
    Uwielbiam, kiedy Draco jest jednocześnie troskliwy, ale nie zmienia się mu charakter. Fajnie, że mimo iż traktują się lepiej, to jednak nadal się kłócą, nadal są sobą.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie niesamowitą motywacją do pisania. Nawet ten najkrótszy!
Komentarze pod zakończonymi opowiadaniami również są czytane :)
Dziękuję za każdą minutę poświęconą na wyrażenie własnej opinii.

Zapraszam do kontaktowania się ze mną na Ask'u ( http://ask.fm/edgeblue ) oraz drogą mailową ( edge.blue@onet.pl )