wtorek, 3 stycznia 2017

Miniaturka XVII - Pożegnanie z Hogwartem

Możecie być wściekli i wcale nie będę się dziwić. Nie potrafię zorganizować sobie czasu tak, by publikować regularnie. Przez święta nie napisałam nawet zdania, teraz powoli szykuję się do sesji na studiach. Dziś odgrzebałam starą miniaturkę, którą napisałam rok temu. Jest krótka, niedopracowana. Ale przynajmniej to jakiś znak, że wciąż jestem tutaj myślami. Bo jestem każdego dnia i jak nigdy wcześniej chciałabym siedzieć i pisać. Niestety, jeszcze długo nie będę w stanie się temu poświęcić. Trzeci rozdział "Straconym" wciąż mi się nie podoba. Coś jest nie tak i jeszcze nie zdołałam tego poprawić. Mam nadzieję, że nie jesteście źli. Że wracacie do starych tekstów i cieszycie się nimi. Ja tymczasem muszę wrócić do rzeczywistości, do studiów, pracy i wszystkiego, na co nie mam ochoty. Pamiętajcie jednak, że tu jestem, czytam to, co tutaj piszecie i myślę o tym, co sama chciałabym napisać. Trzymajcie się ciepło! 
Edge 

***

- Pociąg odjeżdża za pół godziny - oznajmiłem, spokojnie zbierając swoje rzeczy i wrzucając je do walizki. Granger nawet nie drgnęła, wciąż zwinięta pod kołdrą, obojętna na moje przypomnienie, nieruchoma i milcząca. Stojąc przy oknie byłem w stanie dojrzeć jedynie jej dłonie, ułożone w miejscu, gdzie jeszcze niedawno leżałem. Zacisnęła palce, gdy po chwili wahania odłożyłem odznakę prefekta Slytherinu na szafkę nocną po swojej stronie łóżka. Obserwowała mnie spod przymkniętych powiek, ale wciąż nie wypowiedziała słowa, pozwalając mi pakować się w dojmującej ciszy. 

Usiadłem w fotelu, by założyć i dokładnie zawiązać buty. Monotonny ruch rąk pozwalał mi oderwać się od myśli, która nawiedzała mnie od kilku ostatnich tygodni i której echo dudniło mi w uszach tego ranka. Granger mogła się rozmyślić. Mocniej pociągnąłem za sznurowadło, zacisnąłem zęby i powstrzymałem przekleństwa, które cisnęły mi się na usta. 

Po chwili usłyszałem szelest pościeli, z której w końcu zaczęła się wyłaniać. Cicho postawiła stopy na podłodze. Chociaż na nią nie patrzyłem, wiedziałem, że właśnie odgarnia włosy na prawe ramię, poprawia koszulę, w której spała, chwyta lewy nadgarstek. Jej płaszcz zsunął się z oparcia fotela, gdy użyła zaklęcia. Wszystkie należące do niej przedmioty zaczęły lewitować po pokoju w stronę jej torebki. Uniosłem głowę, by zobaczyć, jak wsuwa nogi w nogawki jeansów, zdejmuje koszulę i narzuca zamiast niej mój czarny sweter, który z przyzwyczajenia zostawiłem na wierzchu. Była gotowa, gdy do odjazdu pociągu zostało dziesięć minut. 

Chciałem zapytać, jak się czuła, ale natychmiast przypomniałem sobie ostatnią noc. Siedziałem w łóżku, oczekując jej powrotu, denerwując się coraz bardziej z każdą upływającą minutą. Wróciła po północy, z oczami opuchniętymi od płaczu i potarganymi włosami, w które wsuwała palce, gdy tylko się denerwowała. 

- Powiedziałaś im - bardziej stwierdziłem, niż zapytałem. Nie odpowiedziała, wsuwając się pod kołdrę i siadając mi na kolanach. 

To była nasza ostatnia wspólna noc w murach Hogwartu. Kiedy zasypiała po kilku godzinach, wtulona w moje ramię, zmęczona i spokojna, starałem się zapamiętać każdy szczegół jej ciała. Na wszelki wypadek. Gdyby jednak zmieniła zdanie. 

Teraz, gdy stała przy drzwiach, wydawało mi się, jakby od naszego pierwszego spotkania w tym pokoju minęły wieki. Oboje nie potrafiliśmy określić, kiedy i jak to się zaczęło, ale wspólnie zdecydowaliśmy, że z tajemnicą należy skończyć. Dziś miało rozpocząć się nasze nowe życie. 

- Chodźmy - wykrztusiła, patrząc na mnie po raz pierwszy tego ranka, jakby do tej pory nie było mnie w pokoju. Wstałem z fotela, pomogłem jej założyć płaszcz i otworzyłem drzwi. Podziękowała skinieniem głowy, po czym ruszyła w stronę klatki schodowej. Postaci z obrazów odprowadzały nas wzrokiem, gdy w ciszy przemierzaliśmy korytarze, które przez lata poznaliśmy jak własną kieszeń. 

Granger zatrzymała się w holu, gdzie stanęliśmy ramię w ramię, gotowi do wyjścia. Chwyciła moją dłoń, kiedy przekroczyliśmy próg. Ruszyliśmy w dół ośnieżoną ścieżką, w ciszy żegnając się z tym miejscem, do którego mieliśmy już nigdy nie wrócić. Granger odwróciła się tylko raz, by spojrzeć na zamek i rzucić krótkie spojrzenie w stronę wieży Gryffindoru, po czym przeniosła wzrok na nasze splecione dłonie i z nieodgadnionym wyrazem twarzy ruszyła przed siebie. 

Na stacji nie odezwała się ani słowem, wpatrzona w stronę, z której miał nadjechać pociąg. Na mrozie poczerwieniał jej nos, a oczy zaszły mgłą, w której starałem się dopatrzeć śladu łez. Nie rozpłakała się jednak i tylko uścisk na mojej dłoni wskazywał, jak bardzo jest zdenerwowana. Zbliżyła się do torów, gdy na horyzoncie pojawił się obłok pary. Opuściliśmy Hogsmead w ciszy przerywanej tylko hukiem maszyny wytaczającej się z dworca. Usiedliśmy w pustym przedziale, a Granger oparła głowę o moje ramię. Im dalej byliśmy, tym jej ciało stawało się cieplejsze. Z każdym kilometrem wsuwała palce coraz głębiej pod mój płaszcz, sunąc po moich żebrach, obejmując mnie kurczowo. 

- Draco... - wyszeptała mi do ucha, rozumiejąc, że wcale nie śpię, a tylko czuwam. Otworzyłem oczy, napotykając jej czułe spojrzenie. 

- Tak? 

- To była dobra decyzja - odparła, pochylając się ku mnie i składając krótki uspokajający pocałunek na moich ustach. 

Kiedy wysiadaliśmy na stacji King's Cross, w Londynie było już zupełnie ciemno. Ulice opustoszały, a za oknami ludzie przygotowywali się do świątecznych kolacji. Wsiedliśmy do jednej z nielicznych taksówek pod budynkiem dworca. Granger drgnęła, gdy bez zawahania podałem adres. Kiedy auto się zatrzymało, zapłaciłem kierowcy mugolskimi pieniędzmi i pomogłem jej wysiąść. Stała na środku chodnika, gdy wróciłem po swoją walizkę. Poprowadziłem ją za rękę pod same drzwi, które otworzyłem kluczem do tej pory schowanym głęboko w kieszeni. Zawahała się, ale po chwili weszła ze mną do środka.

- Witaj w domu.