,,Kiedy zdrajców nazywa się bohaterami, nadchodzą mroczne czasy. Naprawdę mroczne czasy"
Stephen King
---
Pierwsze
promienie słońca wpadły przez okno i zaczęły tańczyć na twarzy Hermiony.
Dziewczyna obudziła się po chwili, próbując przypomnieć sobie, gdzie w ogóle
się znajduje. Po chwili wróciły do niej wspomnienia wczorajszego dnia.
Wiedziała, że musi teraz to wszystko poukładać, ułożyć sobie życie w Hogwarcie,
w swoim nowym domu. Właściwie już nic
nie stało jej na przeszkodzie do szczęścia. Wiele razy wyobrażała sobie, jak
kończy na reszcie ostatnią klasę, idzie na wymarzony Magiczny Uniwerystet, a
później.... Właśnie, co później? Na tym etapie, jej plany po prostu się
wypalały, nie było nic więcej. Czy to możliwe, żeby człowiekowi kończyły się
marzenia? Może to tylko ona, przemądrzała Hermiona Granger, nie potrafiła
być... ludzka. Niezliczoną ilość razy
stawała przed lustrem i przyglądała się sobie. Myślała wtedy o tym, co by
zmieniła, aby być lepszą, bardziej spontaniczną wersją siebie. Mimo że, wszyscy
widzieli w niej kujona, chodzącą encyklopedię, ona zawsze pragnęła być inna. Z
zazdrością patrzyła na dziewczyny, które potrafiły żyć, żyć pełnią życia. Gdy
teleportowała się spod swojego starego domu, do głowy przyszła jej niesamowita,
wręcz nierealna myśl. Teraz wszystko wyglądało inaczej, Voldemort zginął,
Hogwart podnosił się z gruzów, świat nagle doznał istotnego przewartościowania.
Czemu nie spróbować żyć właśnie teraz? Czas wydawał się być idealny, jedna z niepowtarzalnych szans.
Była pewna, że jeśli minie jeszcze kilka miesięcy, znów zamknie się w sobie,
zginie, wykończy się. Jak jednak dokonać
czegoś takiego, jeśli jest się samotnym? Po co się zmieniać, skoro nie ma dla
kogo? Trzeba wziąć się w garść, dla samej siebie - krzyczał głos w jej
głowie.
- Muszę wziąć się w garść -
powiedziała sama do siebie, chcąc nadać temu wszystkiemu sens. Po chwili
wiedziała już co robić. Na początek - wizyta u McGonagall. Miała zameldować się
wczoraj wieczorem, ale Hagrid wyjąkał ze zdenerwowaniem, że profesor jest
zajęta i nie może jej przyjąć. Gajowy był wczoraj jakiś podejrzany, ale
Hermiona była tak zmęczona, że nie miała ochoty roztrząsać sprawy. Przed nią
jeszcze wiele dni w towarzystwie olbrzyma - wszystkiego się dowie. Wstała z
kanapy i w tym momencie jej wzrok padł na wiszący nad kominkiem magiczny zegar.
Cały zapał nagle wyparował. Była dopiero szósta nad ranem, cały zamek jeszcze
spał. Hermiona myślała przez chwilę intensywnie, po czym rzuciła się w stronę
swojego kufra.
Niedługo potem, gnała już
korytarzem w stronę schodów, prowadzących na piąte piętro. Na jej szczęście,
drzwi łazienki prefektów były otwarte. Wpadła do pomieszczenia z nieukrywaną
radością. Długa, orzeźwiająca kąpiel była jej potrzebna. To była jedna z tych
rzeczy, które ukrywała przed światem - miała słabość do lśniącej piany,
zapachów kosmetyków i odpoczynku w ciepłej wodzie. Uśmiechnęła się szeroko i
odkręciła wszystkie kurki ogromnej, okrągłej wanny. Rzuciła zaklęcia wyciszające
i zamknęła drzwi, po czym ściągnęła ubrania. Wskoczyła do wanny i oparła głowę
o jej marmurowy brzeg. Poranne światło, wpadało przez wysokie witraże, rzucając
różnokolorowe błyski na tworzącą się wokoło pianę. Gryfonka czuła się
wspaniale, tak, jakby wszystkie problemy stały się błahe, proste do
rozwiązania. Przez chwilę zapomniała o całym świecie. Istniało tylko to jedno
pomieszczenie, tylko ona i ten niesamowity, odurzający zapach dzikiego bzu i
konwalii wypełniający powietrze. Chciała tak leżeć do końca życia, chciała
zapomnieć na zawsze. Wiedziała jednak, że niedługo będzie musiała wstać, wrócić
do rzeczywistości.
Gdy zegar wskazał godzinę siódmą,
Hermiona wyszła z wanny w o wiele lepszym humorze. Kilkoma zaklęciami
doprowadziła się ostatecznie do porządku i ruszyła do drzwi. Uśmiech nie
schodził jej z twarzy, gdy znalazła się z powrotem w pokoju wspólnym. Usiadła w
jednym z foteli i czekała, aż ktoś pojawi się w salonie.
Nie minęło dziesięć minut, gdy usłyszała
zamieszanie na schodach, prowadzących do dormitoriów. W jej stronę mknęła z
zawrotną prędkością Luna Lovegood. Szalona blondynka o mętnym spojrzeniu rzuciła
się na szyję gryfonce, piszcząc z uciechy.
- Hermiona! Co ty tu robisz?
Kiedy przyjechałaś? Byłaś tu całą noc? Podobno grasują tu nargle, to niebezpieczne
- Luna wycelowała palcem w Hermionę i zmrużyła oczy.
- Przyjechałam pociągiem wczorajszej
nocy. Nie chciałam wszystkich budzić. Miło cię widzieć - Hermiona próbowała
powstrzymać śmiech. Już dawno nie słyszała tej charakterystycznej paplaniny
Luny.
- Na brodę Merlina! Ale się
zmieniłaś, kochana! - krukonka cofnęła się o kilka kroków i zmierzyła koleżankę
spojrzeniem znawcy, co jeszcze bardziej rozśmieszyło Hermionę.
- Bez przesady. Po prostu minęło już trochę
czasu, odkąd widziałaś mnie po raz ostatni.
- Nie przesadzam. Wyglądasz
tak... doroślej - Luna uśmiechnęła się szeroko. Jej kolczyki z samosterowalnych
śliwek i naszyjnik z kapsli po kremowym piwie lśniły w słońcu. Wyglądała tak
samo, jak rok temu. Charakter też się nie zmienił - pomyślała Hermiona, widząc
jak Luna siada w fotelu obok i wyciąga z kieszeni egzemplarz ,,Żonglera". Zatopiła
się w lekturze, zapominając o całym świecie. Hermiona uśmiechnęła się do samej
siebie. Na reszcie nie była sama. Obecność Luny niezwykle ją ucieszyła.
***
Słońce
było już wysoko na niebie, gdy Draco w końcu uniósł powieki. Po raz pierwszy od
wielu miesięcy, czuł się wyspany. Czy to zamek tak na niego działał? Powinien
być raczej zestresowany, niż odprężony. Tak rozmyślając, stanął przed lustrem i
kilkoma zaklęciami doprowadził się do porządku. Czarne spodnie, koszula i
krawat doskonale pasowały na okazję zderzenia z rzeczywistością. Na szczycie
tej wieży, był całkowicie bezpieczny, ale wiedział, że prędzej czy później
będzie musiał wyjść. Na zewnątrz czekały jednak przeszkody, z którymi musiał
się zmierzyć. Już wczorajszej nocy, postanowił, że konfrontację przeprowadzi
jak najszybciej. Zanim to wszystko nastąpi,
musiał jeszcze uporać się z listem. Usiadł na łóżku i wyciągnął kopertę.
Otworzył ją szybko, chcąc mieć to za sobą. Czytał, a najróżniejsze emocje
zaczęły władać jego ciałem. Ręce drżały mu przeraźliwie, serce podskakiwało do
gardła, a oczy zachodziły mgłą. Kiedy skończył, złość, żal i setki innych
odczuć rozsadzały go od środka. Złapał pierwszą rzecz, która była pod ręką i
cisnął nią o ścianę. Lampa roztrzaskała się z hukiem. Zaraz za nią poleciał
wazon. Draco zerwał się z łóżka i miotał się po dormitorium wyjąc z bólu, który
palił, jak żywy ogień. Kopał w krzesła,
przewracał szafki, wywracał stoliki. Po kilku minutach pokój wyglądał, jak po
przejściu tornada. Draco usiadł na podłodze i schował twarz w dłoniach. Tego
było dla niego za wiele. Jak on sobie z tym wszystkim poradzi? Na prawdę jest w
stanie to zrobić? Po przeczytaniu tego listu, wyjaśniło się wiele spraw, lecz
jeszcze więcej skomplikowało. Znowu wszystko przygniotło go ze zdwojoną siłą.
Musiał to udźwignąć, nie miał innego wyjścia. Zaczął się powoli uspokajać,
odzyskał normalny oddech, przedramię bolało coraz mniej. Przywołał na twarz
maskę spokoju i opanowania, po czym wstał.
- Muszę wziąć się w garść -
powiedział sam do siebie i wyszedł na korytarz. Pewnym krokiem szedł w stronę
Wielkiej Sali. Bolał go każdy mięsień, gdy schodził po setkach stopni. Im był
bliżej, tym miał większą ochotę zawrócić. Nie mógł tego zrobić, to by było
wbrew jego arystokratycznemu honorowi. Jeśli raz coś postanowił, musiało tak
być. Przystanął przed dębowymi drzwiami, prowadzącymi do sali,tylko na chwilę.
Zebrał myśli i gotowy na wszystko, wszedł do pomieszczenia.
Na początku nikt go nie zauważył.
Wszyscy byli zajęci sobą. Wszędzie kręciły się skrzaty domowe, a na
podwyższeniu w końcu sali stało kilku nauczycieli. Pierwsza dostrzegła go jakaś
krukonka. Wyraz jej twarzy był wprost bezcenny. Powoli wszystkie spojrzenia
zwracały się w jego stronę. Niesamowita, grobowa cisza, jaka zapadała w
pojedynczych grupach, rozprzestrzeniała się powoli po sali. Nagle jego oczom
ukazała się McGonagall. Stała tyłem do niego, rozmawiając z kimś. Minęły
kolejne, długie minuty i w końcu odwróciła się w jego stronę. Jednocześnie
odsłoniła swojego rozmówcę. Draco mimowolnie się skrzywił. Cholera - zaklął w
myślach. Skrzyżował na kilka sekund spojrzenie z McGonagall i oparł się
nonszalancko o framugę. Znów włożył maskę opanowania i patrzył z satysfakcją na
twarze zebranych. Złość, zdziwienie, ciekawość, strach - wiele różnych emocji
można było w ten sposób odczytać. Najbardziej zainteresowały go jednak oczy tej
jednej osoby. W jej brązowych tęczówkach widniała czysta jak łza, niczym nie
przyćmiona... żądza mordu. Nim zdążył się zorientować, panna-wiem-to-wszystko
ruszyła w jego stronę. Jej szybkie kroki odbijały się echem od wysokich ścian
Wielkiej Sali. Po chwili wyciągnęła różdżkę i z tak wycelowaną bronią
zatrzymała się około pięciu metrów od niego.
- Co ty tu robisz?! - wrzasnęła
tak głośno, że witraże w oknach zdawały się drżeć - Pytam! Co tu robisz,
Malfoy?! - ostatnie słowo niemal wypluła z nieukrywaną niechęcią.
- Granger, Granger... Również
miło cię widzieć - syknął, stawiając krok w jej stronę.
- Nie zbliżaj się do mnie! Jak
możesz mieć czelność w ogóle tu stać?! - krzyknęła jeszcze głośniej. Draco
zerknął na McGonagall, która jak skamieniała przyglądała się całej sytuacji.
Oczywiście, że nie zamierzała mu pomóc.
- Uspokój się do cholery - powiedział
najspokojniej jak umiał.
- Uspokój się?! Wyciągaj różdżkę,
tchórzliwa fretko! - jej oczy ciskały gromy, a całym ciałem wstrząsały dreszcze.
- Nie mam zamiaru z tobą walczyć,
szlamo - wiedział, że trafi w czuły punkt. Po chwili uchylił się przed jakąś
klątwą, którą rzuciła w zdenerwowaniu.
- Pudło - powiedział, po czym na
jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech. Miał ochotę wyciągnąć różdżkę i
zamienić tę małą w kupkę popiołu. Na szczęście McGonagall w końcu postanowiła
wkroczyć do akcji.
- Panno Granger, panie Malfoy!
Proszę o spokój! Opuść różdżkę - stanęła między dwójką, posyłając Hermionie
znaczące spojrzenie.
- Pani profesor! Co pani robi? To
Malfoy, to śmierciożerca! - Hermiona nie mogła powstrzymać się od podniesienia
głosu. Powoli ogarniało ją przerażenie.
- Wszyscy do swoich pokoi! Cisza
i spokój! No, już! - Minerwa skierowała polecenie do reszty obecnych, którzy
natychmiast opuścili Wielką Salę - A wy dwoje za mną!
Ruszyli bez słowa za dyrektorką.
Draco czuł się jak trafiony Drętwotą.
To Malfoy. To śmierciożerca - nie
mógł uwolnić się od tych słów. Mięli go tutaj za zdrajcę, za skończonego drania
i człowieka, który zasługiwał jedynie na śmierć. Dlaczego akurat Granger
musiała dostać szału? Był gotowy na podobne sytuacje, ale gdy zobaczył to coś w
oczach gryfonki, w oczach swojego
odwiecznego wroga, nagle ogarnął go strach. Tak, bał się, bał się tego
niesamowitego gniewu. Nigdy nie pomyślała, że to będzie tak silne. Przypomniała
mu się scena sprzed kilkunastu minut, kiedy jego samego dopadł szał. To, czego
doświadczył, było zapewne podobne do odczuć Granger. Dla wszystkich w Wielkiej
Sali jego pojawienie się, było niepokojącym znakiem.
***
Hermiona
szła posłusznie za McGonagall, próbując nie myśleć, kto idzie tuż obok. Malfoy,
Malfoy, Malfoy - krzyczał głos w jej głowie. Czuła, że wszystko nagle się wali,
wypada jej z rąk. Kiedy zobaczyła go wtedy w Wielkiej Sali, myślała, że się nie
powstrzyma i po prostu go zabije. Jak mógł zrobić coś takiego? Jak mógł wrócić,
po tym, co się stało? I to jego opanowanie, jakby wszystko było po staremu. To
niedorzeczne! Przecież jest zdrajcą, śmierciożercą, wrogiem. Jak to wszystko
jest możliwe?!
---
Z rozdziału jestem całkiem zadowolona. Szczególnie ze sceny szału Hermiony. Właśnie tak miało to wszystko wyglądać. Teraz dopiero zaczyna się prawdziwa akcja.
Chciałabym Was prosić o jedną rzecz. Jeśli poświęcacie czas na przeczytanie mojego opowiadania, to oddajcie jedną minutę na skomentowanie, tego co przeczytaliście. Wasza opinia jest bardzo ważna.
hej. podoba mi się twój styl pisania, oraz to, że piszesz z pkt widzenia dwóch bohaterów :D na ten czas mogę tylko napisać, że ciekawie się zapowiada..chociaż dalej nie wiemy co ma do zrobienia Dracon. ale to się wyjaśni z czasem, prawda? :D
OdpowiedzUsuńJuż w następnym poście będzie wszystko wiadomo :) Draco będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. Tylko tyle mogę powiedzieć.
UsuńBardzo mi się podoba. Scena z wściekłością Hermiony jest bardzo fajna :D
Usuńjestem ciekawa dalszego ciągu, życzę dużo weny i pisz szybko! pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać nowy rozdział na dniach :) Mam nadzieję, że chętnie przeczytasz i Ci się spodoba.
UsuńWow. Najpierw Draco wpada w szał, a potem Hermiona. Dobrze, że oboje nie wybuchnęli w tym samym momencie. Intryguje mnie sprawa z listem. Wspominałam o tym, że twój styl pisanie jest w moim typie? :P
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam stworzyć taką... burzę i rozpętać ją w nich na raz, ale później zmieniłam zdanie i rozegrałam to inaczej :)
Usuńżyczę weny
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Nemezis
super ♥ http://dramiona-na-zawsze-razem.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńBardzo fajny :)
OdpowiedzUsuńkoniec psot .
Rozdział świetny a szał Hermiony zasługuję na Wybitny :D
OdpowiedzUsuńAle... co też takiego było w liście, że Draco dostał takiego mocnego szału ? Kolejna tajemnica do rozwiązania... Ciekawe, ciekawe...
Lecę n miotle do kolejnego rozdziału :D
zapowiada się ciekawie, rozdział wciągający :) lecę czytać dalej
OdpowiedzUsuńpozdrawiam mm
Na prawdę dobrze oddajesz emocje bohaterów. Polubiłam Dracona z Twojego opowiadania. Jest zagubiony, a przy tym jednocześnie silny i gotowy na to by stawić czoło swojemu zadaniu. Choć Hermiona zapewne mu tego nie ułatwi ;)
OdpowiedzUsuńBoże ale się cieszę!
OdpowiedzUsuńChyba jeden z niewielu blogów w którym Hermiona zostaje sobą choć na początku a nie już w pierwszym rozdziale 'Oj chyba kocham Malfoya, oj" - Oczywiście bez obrazy dla wszystkich.
Fajnie się rozpoczyna :)
OdpowiedzUsuńPanna Granger jak widzę umie pokazać pazurki! Merlinie chciałabym zobaczyć minę Dracona, tego się raczej nie spodziewał po dobrej i ułożonej Granger. To moja ulubiona scena w tym opowiadaniu ;D Jedna z wielu.
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że gdyby nie McGonagall to Hermiona pewnie by się rzuciła na Draco. Trochę mi go szkoda, ale nie dziwię, że Hermiona zareagowała w ten, a nie inny sposób.
OdpowiedzUsuńSzczerze zszokowała mnie reakcja Hermiony. Takiego zachowania to raczej bym się spodziewała po Ronie! Ale z drugiej strony jak sobie przypomnę, że w trzeciej klasie go walnęła... :D
OdpowiedzUsuń