piątek, 8 lutego 2013

3. Szał


                
,,Kiedy zdrajców nazywa się bohaterami, nadchodzą mroczne czasy. Naprawdę mroczne czasy"
Stephen King
---
    Pierwsze promienie słońca wpadły przez okno i zaczęły tańczyć na twarzy Hermiony. Dziewczyna obudziła się po chwili, próbując przypomnieć sobie, gdzie w ogóle się znajduje. Po chwili wróciły do niej wspomnienia wczorajszego dnia. Wiedziała, że musi teraz to wszystko poukładać, ułożyć sobie życie w Hogwarcie, w swoim nowym domu.  Właściwie już nic nie stało jej na przeszkodzie do szczęścia. Wiele razy wyobrażała sobie, jak kończy na reszcie ostatnią klasę, idzie na wymarzony Magiczny Uniwerystet, a później.... Właśnie, co później? Na tym etapie, jej plany po prostu się wypalały, nie było nic więcej. Czy to możliwe, żeby człowiekowi kończyły się marzenia? Może to tylko ona, przemądrzała Hermiona Granger, nie potrafiła być... ludzka.  Niezliczoną ilość razy stawała przed lustrem i przyglądała się sobie. Myślała wtedy o tym, co by zmieniła, aby być lepszą, bardziej spontaniczną wersją siebie. Mimo że, wszyscy widzieli w niej kujona, chodzącą encyklopedię, ona zawsze pragnęła być inna. Z zazdrością patrzyła na dziewczyny, które potrafiły żyć, żyć pełnią życia. Gdy teleportowała się spod swojego starego domu, do głowy przyszła jej niesamowita, wręcz nierealna myśl. Teraz wszystko wyglądało inaczej, Voldemort zginął, Hogwart podnosił się z gruzów, świat nagle doznał istotnego przewartościowania. Czemu nie spróbować żyć właśnie teraz? Czas wydawał się  być idealny, jedna z niepowtarzalnych szans. Była pewna, że jeśli minie jeszcze kilka miesięcy, znów zamknie się w sobie, zginie, wykończy się.  Jak jednak dokonać czegoś takiego, jeśli jest się samotnym? Po co się zmieniać, skoro nie ma dla kogo? Trzeba wziąć się w garść, dla samej siebie - krzyczał głos w jej głowie. 
- Muszę wziąć się w garść - powiedziała sama do siebie, chcąc nadać temu wszystkiemu sens. Po chwili wiedziała już co robić. Na początek - wizyta u McGonagall. Miała zameldować się wczoraj wieczorem, ale Hagrid wyjąkał ze zdenerwowaniem, że profesor jest zajęta i nie może jej przyjąć. Gajowy był wczoraj jakiś podejrzany, ale Hermiona była tak zmęczona, że nie miała ochoty roztrząsać sprawy. Przed nią jeszcze wiele dni w towarzystwie olbrzyma - wszystkiego się dowie. Wstała z kanapy i w tym momencie jej wzrok padł na wiszący nad kominkiem magiczny zegar. Cały zapał nagle wyparował. Była dopiero szósta nad ranem, cały zamek jeszcze spał. Hermiona myślała przez chwilę intensywnie, po czym rzuciła się w stronę swojego kufra.
Niedługo potem, gnała już korytarzem w stronę schodów, prowadzących na piąte piętro. Na jej szczęście, drzwi łazienki prefektów były otwarte. Wpadła do pomieszczenia z nieukrywaną radością. Długa, orzeźwiająca kąpiel była jej potrzebna. To była jedna z tych rzeczy, które ukrywała przed światem - miała słabość do lśniącej piany, zapachów kosmetyków i odpoczynku w ciepłej wodzie. Uśmiechnęła się szeroko i odkręciła wszystkie kurki ogromnej, okrągłej wanny. Rzuciła zaklęcia wyciszające i zamknęła drzwi, po czym ściągnęła ubrania. Wskoczyła do wanny i oparła głowę o jej marmurowy brzeg. Poranne światło, wpadało przez wysokie witraże, rzucając różnokolorowe błyski na tworzącą się wokoło pianę. Gryfonka czuła się wspaniale, tak, jakby wszystkie problemy stały się błahe, proste do rozwiązania. Przez chwilę zapomniała o całym świecie. Istniało tylko to jedno pomieszczenie, tylko ona i ten niesamowity, odurzający zapach dzikiego bzu i konwalii wypełniający powietrze. Chciała tak leżeć do końca życia, chciała zapomnieć na zawsze. Wiedziała jednak, że niedługo będzie musiała wstać, wrócić do rzeczywistości.
Gdy zegar wskazał godzinę siódmą, Hermiona wyszła z wanny w o wiele lepszym humorze. Kilkoma zaklęciami doprowadziła się ostatecznie do porządku i ruszyła do drzwi. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy znalazła się z powrotem w pokoju wspólnym. Usiadła w jednym z foteli i czekała, aż ktoś pojawi się w salonie.
Nie minęło dziesięć minut, gdy usłyszała zamieszanie na schodach, prowadzących do dormitoriów. W jej stronę mknęła z zawrotną prędkością Luna Lovegood. Szalona blondynka o mętnym spojrzeniu rzuciła się na szyję gryfonce, piszcząc z uciechy.
- Hermiona! Co ty tu robisz? Kiedy przyjechałaś? Byłaś tu całą noc? Podobno grasują tu nargle, to niebezpieczne - Luna wycelowała palcem w Hermionę i zmrużyła oczy.
- Przyjechałam pociągiem wczorajszej nocy. Nie chciałam wszystkich budzić. Miło cię widzieć - Hermiona próbowała powstrzymać śmiech. Już dawno nie słyszała tej charakterystycznej paplaniny Luny.
- Na brodę Merlina! Ale się zmieniłaś, kochana! - krukonka cofnęła się o kilka kroków i zmierzyła koleżankę spojrzeniem znawcy, co jeszcze bardziej rozśmieszyło Hermionę.
-  Bez przesady. Po prostu minęło już trochę czasu, odkąd widziałaś mnie po raz ostatni.
- Nie przesadzam. Wyglądasz tak... doroślej - Luna uśmiechnęła się szeroko. Jej kolczyki z samosterowalnych śliwek i naszyjnik z kapsli po kremowym piwie lśniły w słońcu. Wyglądała tak samo, jak rok temu. Charakter też się nie zmienił - pomyślała Hermiona, widząc jak Luna siada w fotelu obok i wyciąga z kieszeni egzemplarz ,,Żonglera". Zatopiła się w lekturze, zapominając o całym świecie. Hermiona uśmiechnęła się do samej siebie. Na reszcie nie była sama. Obecność Luny niezwykle ją ucieszyła.
***
                Słońce było już wysoko na niebie, gdy Draco w końcu uniósł powieki. Po raz pierwszy od wielu miesięcy, czuł się wyspany. Czy to zamek tak na niego działał? Powinien być raczej zestresowany, niż odprężony. Tak rozmyślając, stanął przed lustrem i kilkoma zaklęciami doprowadził się do porządku. Czarne spodnie, koszula i krawat doskonale pasowały na okazję zderzenia z rzeczywistością. Na szczycie tej wieży, był całkowicie bezpieczny, ale wiedział, że prędzej czy później będzie musiał wyjść. Na zewnątrz czekały jednak przeszkody, z którymi musiał się zmierzyć. Już wczorajszej nocy, postanowił, że konfrontację przeprowadzi jak najszybciej.  Zanim to wszystko nastąpi, musiał jeszcze uporać się z listem. Usiadł na łóżku i wyciągnął kopertę. Otworzył ją szybko, chcąc mieć to za sobą. Czytał, a najróżniejsze emocje zaczęły władać jego ciałem. Ręce drżały mu przeraźliwie, serce podskakiwało do gardła, a oczy zachodziły mgłą. Kiedy skończył, złość, żal i setki innych odczuć rozsadzały go od środka. Złapał pierwszą rzecz, która była pod ręką i cisnął nią o ścianę. Lampa roztrzaskała się z hukiem. Zaraz za nią poleciał wazon. Draco zerwał się z łóżka i miotał się po dormitorium wyjąc z bólu, który palił, jak żywy ogień.  Kopał w krzesła, przewracał szafki, wywracał stoliki. Po kilku minutach pokój wyglądał, jak po przejściu tornada. Draco usiadł na podłodze i schował twarz w dłoniach. Tego było dla niego za wiele. Jak on sobie z tym wszystkim poradzi? Na prawdę jest w stanie to zrobić? Po przeczytaniu tego listu, wyjaśniło się wiele spraw, lecz jeszcze więcej skomplikowało. Znowu wszystko przygniotło go ze zdwojoną siłą. Musiał to udźwignąć, nie miał innego wyjścia. Zaczął się powoli uspokajać, odzyskał normalny oddech, przedramię bolało coraz mniej. Przywołał na twarz maskę spokoju i opanowania, po czym wstał.
- Muszę wziąć się w garść - powiedział sam do siebie i wyszedł na korytarz. Pewnym krokiem szedł w stronę Wielkiej Sali. Bolał go każdy mięsień, gdy schodził po setkach stopni. Im był bliżej, tym miał większą ochotę zawrócić. Nie mógł tego zrobić, to by było wbrew jego arystokratycznemu honorowi. Jeśli raz coś postanowił, musiało tak być. Przystanął przed dębowymi drzwiami, prowadzącymi do sali,tylko na chwilę. Zebrał myśli i gotowy na wszystko, wszedł do pomieszczenia.
Na początku nikt go nie zauważył. Wszyscy byli zajęci sobą. Wszędzie kręciły się skrzaty domowe, a na podwyższeniu w końcu sali stało kilku nauczycieli. Pierwsza dostrzegła go jakaś krukonka. Wyraz jej twarzy był wprost bezcenny. Powoli wszystkie spojrzenia zwracały się w jego stronę. Niesamowita, grobowa cisza, jaka zapadała w pojedynczych grupach, rozprzestrzeniała się powoli po sali. Nagle jego oczom ukazała się McGonagall. Stała tyłem do niego, rozmawiając z kimś. Minęły kolejne, długie minuty i w końcu odwróciła się w jego stronę. Jednocześnie odsłoniła swojego rozmówcę. Draco mimowolnie się skrzywił. Cholera - zaklął w myślach. Skrzyżował na kilka sekund spojrzenie z McGonagall i oparł się nonszalancko o framugę. Znów włożył maskę opanowania i patrzył z satysfakcją na twarze zebranych. Złość, zdziwienie, ciekawość, strach - wiele różnych emocji można było w ten sposób odczytać. Najbardziej zainteresowały go jednak oczy tej jednej osoby. W jej brązowych tęczówkach widniała czysta jak łza, niczym nie przyćmiona... żądza mordu. Nim zdążył się zorientować, panna-wiem-to-wszystko ruszyła w jego stronę. Jej szybkie kroki odbijały się echem od wysokich ścian Wielkiej Sali. Po chwili wyciągnęła różdżkę i z tak wycelowaną bronią zatrzymała się około pięciu metrów od niego.
- Co ty tu robisz?! - wrzasnęła tak głośno, że witraże w oknach zdawały się drżeć - Pytam! Co tu robisz, Malfoy?! - ostatnie słowo niemal wypluła z nieukrywaną niechęcią.
- Granger, Granger... Również miło cię widzieć - syknął, stawiając krok w jej stronę.
- Nie zbliżaj się do mnie! Jak możesz mieć czelność w ogóle tu stać?! - krzyknęła jeszcze głośniej. Draco zerknął na McGonagall, która jak skamieniała przyglądała się całej sytuacji. Oczywiście, że nie zamierzała mu pomóc.
- Uspokój się do cholery - powiedział najspokojniej jak umiał.
- Uspokój się?! Wyciągaj różdżkę, tchórzliwa fretko! - jej oczy ciskały gromy, a całym ciałem wstrząsały dreszcze.
- Nie mam zamiaru z tobą walczyć, szlamo - wiedział, że trafi w czuły punkt. Po chwili uchylił się przed jakąś klątwą, którą rzuciła w zdenerwowaniu.
- Pudło - powiedział, po czym na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech. Miał ochotę wyciągnąć różdżkę i zamienić tę małą w kupkę popiołu. Na szczęście McGonagall w końcu postanowiła wkroczyć do akcji.
- Panno Granger, panie Malfoy! Proszę o spokój! Opuść różdżkę - stanęła między dwójką, posyłając Hermionie znaczące spojrzenie.
- Pani profesor! Co pani robi? To Malfoy, to śmierciożerca! - Hermiona nie mogła powstrzymać się od podniesienia głosu. Powoli ogarniało ją przerażenie.
- Wszyscy do swoich pokoi! Cisza i spokój! No, już! - Minerwa skierowała polecenie do reszty obecnych, którzy natychmiast opuścili Wielką Salę - A wy dwoje za mną!
Ruszyli bez słowa za dyrektorką. Draco czuł się jak trafiony Drętwotą. To Malfoy. To śmierciożerca - nie mógł uwolnić się od tych słów. Mięli go tutaj za zdrajcę, za skończonego drania i człowieka, który zasługiwał jedynie na śmierć. Dlaczego akurat Granger musiała dostać szału? Był gotowy na podobne sytuacje, ale gdy zobaczył to coś w oczach gryfonki,  w oczach swojego odwiecznego wroga, nagle ogarnął go strach. Tak, bał się, bał się tego niesamowitego gniewu. Nigdy nie pomyślała, że to będzie tak silne. Przypomniała mu się scena sprzed kilkunastu minut, kiedy jego samego dopadł szał. To, czego doświadczył, było zapewne podobne do odczuć Granger. Dla wszystkich w Wielkiej Sali jego pojawienie się, było niepokojącym znakiem.
                                                                                                 ***                      
Hermiona szła posłusznie za McGonagall, próbując nie myśleć, kto idzie tuż obok. Malfoy, Malfoy, Malfoy - krzyczał głos w jej głowie. Czuła, że wszystko nagle się wali, wypada jej z rąk. Kiedy zobaczyła go wtedy w Wielkiej Sali, myślała, że się nie powstrzyma i po prostu go zabije. Jak mógł zrobić coś takiego? Jak mógł wrócić, po tym, co się stało? I to jego opanowanie, jakby wszystko było po staremu. To niedorzeczne! Przecież jest zdrajcą, śmierciożercą, wrogiem. Jak to wszystko jest możliwe?! 
---
Z rozdziału jestem całkiem zadowolona. Szczególnie ze sceny szału Hermiony. Właśnie tak miało to wszystko wyglądać. Teraz dopiero zaczyna się prawdziwa akcja.
Chciałabym Was prosić o jedną rzecz. Jeśli poświęcacie czas na przeczytanie mojego opowiadania, to oddajcie jedną minutę na skomentowanie, tego co przeczytaliście. Wasza opinia jest bardzo ważna. 

18 komentarzy:

  1. hej. podoba mi się twój styl pisania, oraz to, że piszesz z pkt widzenia dwóch bohaterów :D na ten czas mogę tylko napisać, że ciekawie się zapowiada..chociaż dalej nie wiemy co ma do zrobienia Dracon. ale to się wyjaśni z czasem, prawda? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już w następnym poście będzie wszystko wiadomo :) Draco będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. Tylko tyle mogę powiedzieć.

      Usuń
    2. Bardzo mi się podoba. Scena z wściekłością Hermiony jest bardzo fajna :D

      Usuń
  2. jestem ciekawa dalszego ciągu, życzę dużo weny i pisz szybko! pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się dodać nowy rozdział na dniach :) Mam nadzieję, że chętnie przeczytasz i Ci się spodoba.

      Usuń
  3. Wow. Najpierw Draco wpada w szał, a potem Hermiona. Dobrze, że oboje nie wybuchnęli w tym samym momencie. Intryguje mnie sprawa z listem. Wspominałam o tym, że twój styl pisanie jest w moim typie? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku chciałam stworzyć taką... burzę i rozpętać ją w nich na raz, ale później zmieniłam zdanie i rozegrałam to inaczej :)

      Usuń
  4. życzę weny
    pozdrawiam,
    Nemezis

    OdpowiedzUsuń
  5. super ♥ http://dramiona-na-zawsze-razem.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny :)

    koniec psot .

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny a szał Hermiony zasługuję na Wybitny :D
    Ale... co też takiego było w liście, że Draco dostał takiego mocnego szału ? Kolejna tajemnica do rozwiązania... Ciekawe, ciekawe...
    Lecę n miotle do kolejnego rozdziału :D

    OdpowiedzUsuń
  8. zapowiada się ciekawie, rozdział wciągający :) lecę czytać dalej
    pozdrawiam mm

    OdpowiedzUsuń
  9. Na prawdę dobrze oddajesz emocje bohaterów. Polubiłam Dracona z Twojego opowiadania. Jest zagubiony, a przy tym jednocześnie silny i gotowy na to by stawić czoło swojemu zadaniu. Choć Hermiona zapewne mu tego nie ułatwi ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Boże ale się cieszę!
    Chyba jeden z niewielu blogów w którym Hermiona zostaje sobą choć na początku a nie już w pierwszym rozdziale 'Oj chyba kocham Malfoya, oj" - Oczywiście bez obrazy dla wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  11. Fajnie się rozpoczyna :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Panna Granger jak widzę umie pokazać pazurki! Merlinie chciałabym zobaczyć minę Dracona, tego się raczej nie spodziewał po dobrej i ułożonej Granger. To moja ulubiona scena w tym opowiadaniu ;D Jedna z wielu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Coś czuję, że gdyby nie McGonagall to Hermiona pewnie by się rzuciła na Draco. Trochę mi go szkoda, ale nie dziwię, że Hermiona zareagowała w ten, a nie inny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  14. Szczerze zszokowała mnie reakcja Hermiony. Takiego zachowania to raczej bym się spodziewała po Ronie! Ale z drugiej strony jak sobie przypomnę, że w trzeciej klasie go walnęła... :D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie niesamowitą motywacją do pisania. Nawet ten najkrótszy!
Komentarze pod zakończonymi opowiadaniami również są czytane :)
Dziękuję za każdą minutę poświęconą na wyrażenie własnej opinii.

Zapraszam do kontaktowania się ze mną na Ask'u ( http://ask.fm/edgeblue ) oraz drogą mailową ( edge.blue@onet.pl )