środa, 27 lutego 2013

11.Noc


             

            Hermiona zerwała się nagle. Przebiegła obok zdezorientowanego Dracona, zatykając usta dłonią. Ślizgon stał jeszcze chwilę na ganku, po czym ruszył za nią. Czuł, że coś nie jest w porządku. Stanął jak wryty w drzwiach kuchni. Dziewczyna nachylała się nad zlewem, wypluwając ogromne ilości dziwnej, przypominającej krew substancji. Malfoy mimowolnie się skrzywił. Po kilku minutach gryfonka odwróciła głowę w jego stronę.
- Co to było do cholery? - spytała, trzymając się kurczowo blatu.
- Skutki uboczne. Mówiłem, że to silna klątwa - odpowiedział, starając się by nie usłyszała strachu w jego głosie. Owszem, widział takie reakcje na zaklęcie już wiele razy, ale nigdy nie musiał się ich pozbywać. Śmierciożercy zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że ktoś zerwie więź. Zaklęcie musiało być na tyle silne, by chociaż w pewnym stopniu zniszczyć organizm Granger.
- Idź na górę. Zaraz przyjdę - dodał po chwili, pozbywając się zaklęciem dziwnej cieczy z blatu. Wcale nie protestowała. Powlekła się w stronę schodów, ciągle się na czymś opierając. Wyglądała okropnie, ale wcale nie miał zamiaru jej tego mówić. Zamknął na chwilę oczy i wciągnął powietrze. Powoli dochodziło do niego, że cała ta sprawa nie będzie taka prosta. Nie mógł zostawić jej samej na Białym Klifie. Była zbyt słaba, nie wiedział jakie jeszcze objawy mogą się pojawić. Żałował, że nie zabrał ze sobą Pottera. Teraz było już za późno, nie mógł wrócić do Hogwartu. Nie pozostawało mu nic innego, jak doprowadzenie Granger do stabilnego stanu. Zastanawiał się tylko, czy gryfonka będzie w stanie na tyle mu zaufać.
***
                Mijały kolejne jesienne dni. Hermiona odzyskiwała powoli siły. Najczęściej siedziała w ogrodzie, patrząc na morze. Jej oczy stały się dziwne puste i zamglone. Przestała pojawiać się w nich ta charakterystyczna dla nich iskra. Mimo że gryfonka nie odczuwała już skutków ubocznych zaklęcia, jej psychika była w opłakanym stanie. Nie odzywała się do Draco ani słowem, unikała jego wzroku, ukrywała się. Przynosił jej kolejne eliksiry, po czym znikał na długie godziny w swojej sypialni. Patrzyła się w przestrzeń, myśli atakowały ją z każdej strony. Nie przespała praktycznie żadnej nocy. Słyszała jak Draco kręci się bez celu po domu, nalewa sobie kolejne szklanki whiskey. Nie chciała jednak z nim rozmawiać, chciała samotności. On starał się jej nie przeszkadzać, zaglądał czasami do jej sypialni i zawsze zastawał ją siedzącą nieruchomo. Powoli ogarniało go przerażenie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Hermiona jest w depresji. Jadła coraz mniej, bladła, była niemal przezroczysta, drżały jej ręce i usta. Spadała w przepaść, z której ciężko było ją wyciągnąć.
                Którejś nocy Draco zajrzał do jej pokoju, jak zwykle. Nie zastał jej jednak, łóżko było puste. Zaczął przeszukiwać dom, otwierał każde drzwi. Nigdzie jej nie było. Wiedział jednak, że nie jest dość silna, by odejść daleko. Zbiegł po schodach i wyszedł na ganek, prosto w  ciemną, parną noc. Kiedy oczy przyzwyczaiły mu się do mroku, zauważył jej wychudzoną sylwetkę na kamiennej ławce. Po chwili dosłyszał jej szloch. Podszedł niemal bezgłośnie i zajął miejsce obok niej.
- Granger, co się z tobą dzieje? - spytał, zarzucając na nią swój sweter. Chłodne, morskie powietrze zaczynało dokuczać. Nie odpowiedziała na jego pytanie. Schowała twarz w dłoniach i otuliła się mocniej jego swetrem. Draco wpatrywał się w nią w milczeniu. Nie przypominała już tej Hermiony sprzed kilkunastu dni, nie była  już ogniskiem. W tej chwili przypominała mu zimny posąg, odrobinę przypominała też jego samego. Nie mógł patrzeć dłużej na to, jak się męczy. Wstał, złapał ją w talii i uniósł. Nie zaprotestowała. Szedł pewnie przez ogród, a jej łzy moczyły mu koszulę. Ważyła tyle co piórko, a w jej ciele nie było ani odrobiny ciepła. Zatrzymał się dopiero za domem. Był pewien, że do tej części ogrodu jeszcze nie dotarła. Było ją widać jedynie z okna jego pokoju.
- Spójrz Granger - szepnął tuż nad jej uchem, jakby bał się, że gdy powie coś głośniej, rozpadnie mu się w ramionach. Zawsze mówił tak do matki, gdy wynosił ją z pokoju po ciężkich kłótniach z ojcem.
Hermiona uniosła głowę. Stali na drewnianym pomoście. Pod nimi płynął strumień. Woda szemrała na kamieniach. Hermiona po chwili dotknęła stopami mokrych desek. Draco puścił ją na ułamek sekundy. Zachwiała się niebezpiecznie i po chwili znów ją podtrzymywał. Dźwięk płynącej wody powoli zaczął koić jej zmysły.
- Musisz żyć normalnie, Granger - Draco odważył się odezwać dopiero po kilku minutach. Wiedział, że to miejsce uspokaja. Sam siedział tu często.
- Jak? Jestem na celowniku śmierciożerców - odpowiedziała słabo. Drżała na całym ciele, wpatrując się w strumień.
- Tu jesteś bezpieczna. Wiem, że nie ma tu Pottera, ale...
- Nie o to chodzi. Jestem szlamą, Malfoy. Zabiją mnie gdy tylko stąd wyjdę.
- Dlatego ja zabiję ich zanim stąd wyjdziesz. Musisz odzyskać siły, bo będziesz tu przez jakiś czas sama.
- Co? Chcesz mnie zostawić?
- Muszę wcześniej rozpocząć misję - powiedział, mocniej zaciskając dłonie na jej ramionach.
- Przepraszam - rozpłakała się nagle.
- Za co, do cholery?
- Przeze mnie będziesz musiał zrobić to teraz.
- Daj spokój. Wszyscy wiedzieli, że kiedyś to nastąpi. Za kilka dni cię tu zostawię, może spotkam się z Potterem. Później pójdę do...- umilkł na chwilę.
- Do śmierciożerców - dokończyła za niego.
- Tak, ale wrócę tutaj.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Czemu akurat ty jesteś tu ze mną?
- Zrządzenie losu, Granger.
- Los ostatnio robi sobie ze mnie żarty.
Zapadła cisza. Księżyc świecił już wysoko na niebie, rzucając blaski na stojąca na pomoście dwójkę. W tafli wody odbijały się setki gwiazd. Hermiona myślała o ostatnich dniach, Draco zastanawiał się nad tym, gdzie podziała się jego stara strona. Nagle oboje zdali sobie z czegoś sprawę - ich umowa nadal trwała, a dokładniej rzecz biorąc, stare, męczące strony nagle zniknęły, umilkły, zginęły w tłumie tragicznych, sprawiających ból wydarzeń.
- Dlaczego przyszłaś do mnie, gdy to wszystko się zaczęło? - Draco odezwał się nagle, mącąc ciszę. To pytanie dręczyło go od jakiegoś czasu, a właściwie od momentu, w którym zobaczył ją we krwi tamtej nocy.
- Wiedziałam, że Harry nie będzie w stanie mi pomóc. A poza tym...Harry nie wie o znaku - dodała szybko.
- Czyli tak się sprawy mają...
- Tak, właśnie tak - westchnęła.
***
                Draco zszedł na parter, rozcierając bolący kark. Zatrzymał się w drzwiach kuchni i oparł głowę o framugę. Do pomieszczenia wlewały się promienie porannego słońca. Rzucały blaski na sylwetkę dziewczyny, stojącej plecami do niego. Ta chwila była jedną z najdziwniejszych w jego życiu. Właśnie wybiła godzina ósma, za oknami szeleściły liście, a Draco Malfoy patrzył w milczeniu na Hermionę Granger. I po raz pierwszy nie czuł obrzydzenia. Po raz pierwszy spojrzał na nią bez jakichkolwiek uprzedzeń. Dzisiejszej nocy nie zmrużył oka, ponieważ myślał o konsekwencjach swoich wyborów. Zastanawiał się nad tym, co będzie dalej. Porzucił wszystko, co związane było ze starym życiem. W ciągu kilkunastu dni wywrócił nie tylko swojego życie do góry nogami. Gdy rozmawiał z Granger na pomoście, zdał sobie sprawę z tego, że umarła mu w ramionach. Tak samo, jak on umierał przed nią w Dolinie Godryka. Dawna panna-przeżyję-to-wszystko rozpadła się na kawałki. Teraz była słaba i krucha, pozbawiona jakiekolwiek mocy. A on dźwigał wszystko, tylko on mógł jej pomóc. Tylko on był na tyle zepsuty, by móc porzucić wszystko i zacząć od nowa. Musiał nauczyć tego samego tę kruchą Granger. Trzeba było zacząć jak najwcześniej. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli zostawi ją w takim stanie, zginie nim zdąży się obejrzeć.
- Znów tak na mnie patrzysz - jej głos wyrwał go nagle z rozmyślań. Odwróciła się do niego i stała teraz oparta o blat przy oknie. Draco jeszcze przez chwilę patrzył na nią, po czym usiadł przy stole i spuścił wzrok.
- Przepraszam - powiedział, przeczesując dłońmi włosy. Hermiona zauważyła od razu, że wcale nie spał.
- A ja przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie - usiadła naprzeciw niego.
- Było, minęło - odparł.
***
                Hermiona siedziała na ganku, patrząc na morze. Z ostatniego stopnia schodów widziała płynące Kanałem statki. Przypomniała sobie, jak kilka lat temu była we Francji z rodzicami.  Tylko woda dzieliła ją teraz od miejsca, gdzie była szczęśliwa. Zaczęła się zastanawiać nad tym, jak wyglądałoby jej życie, gdyby nie te wszystkie decyzje, jakie podjęła. W tej chwili jej życiem rządził strach. Od momentu, w którym zobaczyła krew spływającą po swoim ramieniu, wiedziała, że nie jest dobrze. Siedziała wtedy w pokoju wspólnym i myślała o Ronie. Zastanawiała się też nad swoją przyjaźnią z Harrym. Ostatnio odrobinę się od siebie oddalili. Coś w głębi duszy krzyczało w niej, że to Draco jest tego powodem. Hermiona za bardzo zajęła się swoimi problemami, żeby dostrzegać coś poza nimi. Dawno nie widziała też Ginny. Odkąd Ron zrobił jej takie świństwo, nie była w stanie rozmawiać z nią normalnie. Ciągle nie mogła uwierzyć, że jej życie nabrało nagle takiego tempa. Myślała że po Bitwie o Hogwart wszystko będzie łatwiejsze i przyjemniejsze. Minął rok, który wcale nie był łatwy, a pojawiały się coraz to nowsze kłopoty. Kto by przypuszczał, że wyląduje na odludziu z Draconem Malfoyem? Jej samej nie mieściło się to w głowie. Sposób w jaki się do siebie odnosili też był dla niej abstrakcją. Nie pamiętała już kiedy ostatnio z niej szydził. Odkąd znaleźli się na Białym Klifie Hermiona zaczęła go dostrzegać. Może to dlatego, że nie chciała już patrzeć na siebie. Miała dość świadomości, że całe to zamieszanie spowodowane jest jej nieczystą krwią. Skupiała się więc na Malfoyu. Analizowała w głowie wszystko od samego początku, tłumaczyła jego dotychczasowe zachowania. Przywoływała też w pamięci te dziwne rozmowy, które miały miejsce. Tak bardzo się zmienił, a ona tak bardzo...zniknęła. Gdy stali wtedy na pomoście, zdała sobie sprawę z tego, że nie jest już sobą. Właściwie nie jest już Hermioną. Stała się nowym człowiekiem, kimś o zupełnie innych priorytetach i hierarchii wartości. Nie wiedziała, czy te zmiany są dobre. Serce mówiło jej, że już dawno powinna to zrobić, od zawsze przecież tego pragnęła. Ale przyszło to tak nieoczekiwanie, jak gdyby pod osłoną nocy. A tą nocą były wszystkie ostatnie wydarzenia, wszystkie słowa, wszystkie gesty, uśmiechy i cierpienia. W ciemną, gwiaździstą noc Hermiona Granger nagle kompletnie postradała zmysły.
***
                Draco zastał ją siedzącą na zewnątrz. Bez słowa usiadł przy niej. Musieli porozmawiać, ale kiedy trzeba powiedzieć coś konkretnego, nigdy nie można znaleźć sposobu. Patrzył więc na nią i czekał, aż to ona zacznie.
- Co się dzieje? - spytała w końcu.
- Musimy pogadać - odparł, podnosząc się. Podał jej dłoń i pomógł wstać ze schodów. Po chwili weszli do domu. Usiedli na kanapie naprzeciw kominka. Hermiona okryła się kocem i patrzyła w płomienie, skaczące wesoło po drewnie. Draco próbował nie myśleć o tym, że znowu widzi ją taką. Właściwie wybrał to miejsce specjalnie, ale nie dopuszczał tego faktu do swojej świadomości.
- Chcę wyruszyć za dwa dni - zaczął ostrożnie, bawiąc się rękawem koszuli.
- W porządku - odpowiedziała nieobecnym głosem, nadal zapatrzona w ogień.
- O czym myślisz? - spytał, widząc jej roztargnienie.
- Szczerze? - odwróciła głowę w jego stronę.
- Szczerze, Granger.
- Myślę o tym wieczorze przed kominkiem w pokoju wspólnym, o tym, że cholernie się boję i że ta cała misja jest cholernie niebezpieczna - powiedziała spokojnie i wolno, akcentując dokładnie każde słowo.
- Czego się boisz?
- Tego, że mnie tam nie będzie, że nie będę wiedziała co się dzieje, że komuś stanie się krzywda - odparła, opierając głowę o swoje kolana.
- To moja misja, Granger.
- Przestań pieprzyć głupoty, dobrze? - podniosła głos i rzuciła mu gniewne spojrzenie - Odkąd zabrałeś mnie ze skrzydła szpitalnego, tkwimy w tym bagnie razem. Czy tego chcesz, czy nie!
- Właśnie o tym chcę z tobą porozmawiać. Chodzi o to, że prawdopodobnie po moim powrocie będziemy musieli zmienić miejsce pobytu. Będziesz musiała ze mną współpracować, Granger.
- A mam inne wyjście, do cholery? Zrobię wszystko co będzie trzeba, ale... - umilkła i spuściła wzrok. Draco od razu wyczuł, że boi się skończyć.
- Ale? - powiedział cicho.
- Ale boję się, że to się nie uda - wycedziła, napotykając jego spojrzenie. Zerwał się z kanapy i podszedł do kominka. Stał tam kilka minut, wpatrywał się w ogień. Odwrócił się w końcu i spojrzał jej prosto w oczy. Powietrze zgęstniało, coś zaczęło rosnąć między nimi, jakby jakaś ściana zaczęła pękać. Ucichło wszystko, tylko bicia ich serc odbijały się echem. Iskry wzlatywały w górę i nikły, wskazówki zegara przesuwały się leniwie.
- Nie zginę tam, Granger. Nie dam się zabić, rozumiesz? - głos Dracona był silny i pewny. Emocje nagle opadły, w pokoju znów można było normalnie oddychać. Hermiona siedziała skulona na kanapie i wciąż patrzyła w jego oczy.
- Rozumiesz, Granger? Nie dam się zabić! Nie po to tam idę. Idę tam, żeby skończyć to wszystko. Idę tam, żeby znów żyć normalnie.
- Chcesz tego? - Hermiona w końcu zdołała coś wykrztusić.
- Chcę żyć normalnie najmocniej na świecie, chcę tego jak jasna cholera. Chcę móc oddychać, nie myśląc o tym ile ostatnich tchnień słyszałem, chcę móc marzyć, uśmiechać się, płakać i cierpieć. Chcę tego.
***
                Zapadła noc, Biały Klif zniknął we mgle, liście szeleściły delikatnie. Hermiona stała w progu, obejmując się ramionami. Miała na sobie jego sweter, który był jedyną ciepłą rzeczą w tym domu. Słyszała tykanie zegara, a serce przyśpieszało jej coraz bardziej. Po chwili rozległo się skrzypienie schodów. Draco stanął przed nią ubrany w czarną jak smoła, długą pelerynę z kapturem. Minął ją w drzwiach i stanął na ganku. Milczenie było dla nich katorgą. Hermiona patrzyła, jak wyciąga różdżkę. Wiedziała, że niedługo zostanie sama, że on zniknie. Postawiła krok w jego stronę.
- Malfoy, muszę ci coś powiedzieć - szepnęła cicho, ale dosłyszał jej słowa.
- Słucham.
- Ja też tego chcę - powiedziała odrobinę głośniej - Chcę żyć normalnie.
- Wiem - odparł, puścił jej oko i w jednej sekundzie zniknął. 
***
Przepraszam,że tak późno ;) Mam nadzieję, że się spodoba. Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem. Dajecie mi siłę :) Dziękuję, dziękuję, dziękuję.

niedziela, 24 lutego 2013

10. Biały Klif


               
Rozdział miał być zupełnie inny. Pomysły mnie nawiedziły :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Inspiracje czerpałam z wielu rzeczy. Nawet nie jestem w stanie podać konkretów. Zapraszam do czytania. Rozdział krótki,ale bogaty! Nie zejdźcie na zawał :) Nie dałam rady sprawdzić błędów, więc się nie gniewajcie jak są jakieś literówki itp. Jutro postaram się to poprawić. 

---
         Draco siedział w swoim dormitorium, popijając ognistą whiskey. Za oknem szalała burza - dość niespotykane zjawisko o tej porze roku. Różnokolorowe liście tworzyły wiry, tafla jeziora drżała, a drzewa uginały się lekko. Młody Malfoy wpatrywał się jak zahipnotyzowany w ten obraz. Doskonale odzwierciedlał jego humor. Czuł się tak, jakby pioruny uderzyły w jego czaszkę, jednocześnie uwalniając myśli, wspomnienia. Draco zastanawiał się ciągle, dlaczego właśnie tak zareagował na tego kretyna Weasleya. Chyba ten smutek w oczach Granger, gdy mówiła o zdradzie przypomniał mu oczy matki. Właściwie wszystko ostatnimi czasy przypominało mu dawne życie. Gdy w oczach Rudzielca przypartego do ściany ujrzał strach, wróciły wspomnienia ze spotkań śmierciożerców. Takie same emocje targały ludźmi, których kiedyś zabijał. Całe ciało drżało mu niesamowicie, gdy powracał do tamtych wieczorów w Malfoy Manor. W ciemnym pomieszczeniu oświetlonym jedynie świecami patrzył na śmierć w czystej postaci. Nawet ognista whiskey nie była w stanie teraz pomóc.
 Najbardziej dręczył go jednak ten jeden obraz. Powracał od jakiegoś czasu ciągle tak samo silnie. Leżąca na posadzce dziewczyna, pochylona nad nią Bellatrix, krew, mnóstwo krwi, znak na ręku, łzy. Odkąd zobaczył napis na ręku Granger kilka dni temu, w Dolinie Godryka, wspomnienie było jeszcze bardziej wyraźne. Wręcz słyszał krzyk Hermiony, odbijający się głuchym, zabijającym echem. Zlewał się on z fragmentami rozmów, jakie ostatnio przeprowadzali. Bolała go każda najmniejsza komórka w ciele. Wiedział, że nie powinien tak dużo myśleć. Rana na przedramieniu dawała o sobie znać, ale próbował to ignorować. Nagle usłyszał donośny, silny grzmot. Szyba zadrżała w oknie. Draco zerwał się na równe nogi i podbiegł do drzwi, prowadzących na balkon. Po chwili stał już na zewnątrz. Krople deszczu rozbijały się na nim, wiatr targał ubraniem. Z trudem można było dostrzec cokolwiek. Błonia tonęły w ciemności, którą rozświetlały raz po raz blaski piorunów. Z każdą chwilą wicher się wzmagał. Draco wrócił do dormitorium i walcząc z zawieruchą zamknął drzwi. Drżał z zimna, był przemoczony do suche nitki. Kto by pomyślał, że kilka sekund wśród burzy może dokonać czegoś takiego z człowiekiem? Ślizgon zaklęciem osuszył ubrania. Za jednym razem wychylił szklankę whiskey, na nowo przywołując ciepło do ciała. Usiadł w fotelu i zamknął oczy. Czuł się odrobinę lepiej. Teraz nękało go tylko i wyłącznie wspomnienie z Granger, śmierciożercy zniknęli. Ukrył twarz w dłoniach, oddychał spokojnie. Powoli odzyskiwał panowanie nad sobą.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi, kilka delikatnych stuknięć. Ucichły tak samo szybko, jak się pojawiły. Draco pomyślał, że może mu się zdawało, zbyt dużo wypił. Po kilku sekundach rozległ się głuchy łoskot na klatce schodowej. Ślizgon natychmiast zebrał się w sobie, wyciągnął różdżkę i ruszył do drzwi. Otworzył je jednym szarpnięciem. Złapał się ściany, krew zaczęła pulsować mu wściekle w żyłach. Na posadzce tuż przy progu siedziała Hermiona. Zwijała się z bólu, trzymając się za ramię. Wokoło było pełno krwi.
-Granger,Granger! Słyszysz mnie?! - krzyknął, biorąc ją na ręce. Nie zareagowała, spazmy rzucały jej ciałem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co ją boli. Zbiegł po schodach, modląc się, żeby Potter jak najszybciej zorientował się w sytuacji. Gruba Dama słysząc zamieszanie natychmiast otworzyła przejście. Draco pędził korytarzem, ledwo wyrabiając się na zakrętach. Nie widział niczego przed sobą, wszystko zamazywało się w szalonym tempie. Czuł, że jej krew przesiąka jego koszulę. Z każdą chwilą stawała się coraz lżejsza. Gdy w końcu dopadł do drzwi skrzydła szpitalnego zemdlała mu w ramionach. Zaklął w myślach i kopniakiem otworzył dębowe wrota.
- Pani Pomfrey! Pani Pomfrey! - krzyczał na cały głos, ciągle trzymając Hermionę. Zaspana pielęgniarka pojawiła się po kilku sekundach. Zakryła usta dłonią, gdy zobaczyła stojącego na środku pomieszczenia Dracona. Krew kapała na posadzkę, tworząc coraz większa plamę. Gryfonka przelewała mu się przez drżące ręce.
Wszystko zaczęło toczyć się w zastraszającym tempie. Położył ją na jednym z łóżek i rozdarł rękaw koszuli. Tak jak się domyślał, krew sączyła się z napisu na jej ramieniu. Wyciągnął różdżkę i zaczął rzucać zaklęcia przeciwbólowe, które okazały się nie działać. Próbował nie myśleć o tym, co właśnie robi.
- Pani Pomfrey! Niech pani biegnie po profesor McGonagall! - odwrócił się do przerażonej kobiety - Teraz! Już! - wrzasnął głośniej. Po chwili usłyszał trzask zamykanych drzwi. Dotknął policzka Hermiony, który okazał się być przeraźliwie lodowaty. Jej usta nabierały sinego koloru. W głowie huczało mu mnóstwo myśli. Jak mógł się nie domyślić, że coś się zapowiada? Ta burza, pioruny...
-Śmierciożercy - syknął Draco, biorąc Hermionę na ręce. Po chwili siedział z nią na łóżku. Znów zaczęła krzyczeć z bólu. Trzymał ją mocno, by niczego sobie nie zrobiła. Nagle do skrzydła wpadła przerażona McGonagall. Zatrzymała się w pół kroku.
- Co się stało?! - krzyknęła, wyciągając różdżkę.
- W zamku nie jest bezpiecznie, pani profesor! - Draco odsłonił broczący krwią napis na ręku Hermiony. Gryfonka znów zemdlała mu w ramionach. W pomieszczeniu zapadła cisza. Po chwili rozdarł ją dźwięk uderzającego w pobliżu pioruna.
***
- Macie jej pomóc! Teraz! Już! - Draco stał na środku skrzydła szpitalnego. Nieznacznie udało mu się przekrzyczeć wrzaski Hermiony. Zwijała się na łóżku tuż obok.
- Niech się pan uspokoi, panie Malfoy! - McGonagall postawiła krok w stronę ślizgona.
- Uspokoi?! Wy chcecie ją zabić! Męczy się już od kilku godzin, do cholery! - wrzasnął, kierując różdżkę w stronę McGonagall.
- Musimy się dowiedzieć, kto rzuca zaklęcia. Jeśli przerwiemy więź, nie uda nam się to!
- Pieprzycie głupoty! Zabijecie ją! Wysłaliście Pottera po lekarstwo, ale wcale nie zamierzacie jej pomóc!
- Musimy się dowiedzieć...- McGonagall nie zdołała skończyć. Malfoy podbiegł do niej i przyłożył swoją różdżkę do jej serca.
- Nie jestem śmierciożercą, ale jestem w stanie zabić - wycedził przez zęby, dokładnie akcentując każde słowo - Macie jej pomóc! - wrzasnął. W tym samym momencie do skrzydła wpadł Harry. Stanął jak wryty na widok mierzącego w dyrektorkę Dracona.
- Co ty robisz idioto?! - krzyknął, zbliżając się do Malfoya.
- Nie chcą jej pomóc! Nie dadzą jej żadnego lekarstwa! - krzyknął w odpowiedzi, nadal nie spuszczając wzroku z McGonagall.
- Co ty wygadujesz!? - Harry znalazł się przy nim.
- Niech mu pani powie! Mów! - rzucił Draco w stronę McGonagall.
- Przepraszam, Potter. Musimy wiedzieć, kto rzuca zaklęcie. Ona jest nam potrzebna - wyszeptała Minerwa. Nagle wszyscy, prócz Hermiony ucichli. Za oknem wciąż szalała burza, Harry wpatrywał się z niedowierzaniem w dyrektorkę. Mijały kolejne sekundy przepełnione krzykiem bólu. Draco opuścił różdżkę, w kilku krokach znalazł się przy łóżku Hermiony.
- Zapomnieliście, że mogę pozwolić sobie na odrobinę więcej - syknął, po czym złapał gryfonkę za nadgarstek. Teleportował się z delikatnym pstryknięciem.
***
                Draco siedział na podłodze, opierając głowę o ścianę. Wdychał chłodne powietrze, próbując przyzwyczaić się do ciszy. Przerwał więź kilkanaście minut wcześniej. Hermiona leżała na ogromnym, podwójnym łóżku kilka metrów od niego. Pozbył się ogromnej ilości krwi z jej ubrania i podał jej eliksir usypiający. Wiedział, że wkopał się tym razem nie na żarty. Właściwie był w pełni świadomy tego co robi, ale było to cholernie niebezpieczne. Zabrał ją na kraniec świata, tam gdzie nikt jej nie znajdzie. Skąd jednak może wiedzieć, co ją czeka? Był pewien, że za tym krwawiącym znakiem stali śmierciożercy. Skrzywił się na wspomnienie  krzyku Hermiony. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Wszystko potoczyło się tak szybko... Jaki był głupi, gdy ze spokojem przypatrywał się burzy. Jak mógł nie skojarzyć faktów? Tak silne zaklęcia zawsze wiązały się z podobnymi zjawiskami. Przecież to wszystko wiedział. I dlaczego przyszła akurat pod jego pokój? Dlaczego nie poszła do Pottera?
Draco zadawał sobie coraz więcej pytań. Głowa bolała go niemiłosiernie. Po chwili wstał i wyszedł z pokoju. Wiedział, że ma jeszcze dużo czasu do obudzenia się  Granger. Zszedł więc na parter i wyszedł do ogrodu. Decyzję o teleportacji w to miejsce podjął z zastraszającą szybkością, nie przemyślał tego. Byli na Białym Klifie u wybrzeży Dover w Wielkiej Brytanii. Był stąd świetny widok na Kanał La Manche. Draco przebywał tu nieraz w czasie letnich przerw od szkoły. To był jedyny dom, w którym zawsze był sam, bez rodziców. Nikt nigdy tu nie zginął, może dlatego wybrał to miejsce na kryjówkę. Z resztą, okolica była piękna. Urwisko ciągnęło się daleko, aż  po horyzont. Mewy latały wysoko nad wodą. Trawa była soczyście zielona, niebo wręcz chorobliwie niebieskie. Draco odwrócił się w stronę domu. Mały, utrzymany w wiejskim stylu domek był widoczny jedynie dla przebywających na jego terenie. Od frontu wyłożony był kamieniami i częściowo porośnięty gęstą roślinnością. Miał też drewniany, misternie zdobiony ganek i imitujący strzechę, delikatnie zaokrąglony dach. Doskonale pasował do otoczenia, jakby był z nim zrośnięty. Cała posiadłość ogrodzona była pobielonym, kamiennym murem. W ogrodzie pachniało najróżniejszymi gatunkami roślin. Mimo że odrobinę zaniedbany i zarośnięty, ogród robił wrażenie. Draco stał jeszcze długo na usypanej ze żwiru ścieżce, po czym wrócił do domu.
Z szafki w kuchni wyciągnął kilka eliksirów i ruszył na górę. Drzwi sypialni otworzyły się z delikatnym skrzypnięciem. Hermiona leżała tak, jak ją zostawił. Wcale nie chciał jej budzić. Wiedział, że będzie musiał wiele tłumaczyć. Zanim jednak zdołał dłużej nad tym pomyśleć, jej powieki zaczęły drżeć. Otworzyła je po chwili. Gwałtownie nabrała powietrza i wyprostowała się.
- Gdzie ja jestem? - szepnęła, rozglądając się wokoło.
- Jesteś bezpieczna, spokojnie - Draco wyciągnął buteleczkę z eliksirem wzmacniającym w jej stronę. Zignorowała go i nerwowo zaczęła podciągać rękaw koszuli.
- Wszystko w porządku. Przyszłaś w nocy do mojego pokoju. Byłaś cała we krwi. Zaniosłem cię do pani Pomfrey - Draco powiedział wszystko na jednym wdechu.
- Co? - spytała nieprzytomnie, opadając na poduszki.
- Wypij to, będzie ci lepiej - znów wyciągnął flakonik w jej stronę. Zmrużyła podejrzliwie oczy, ale po chwili wzięła od niego eliksir. Po kilku sekundach energia zaczęła wracać.
- Co się stało, do cholery? Pamiętam wszystko jak przez mgłę - szepnęła.
- Tak jak już mówiłem... Zaniosłem cię do skrzydła szpitalnego. Męczyłaś się kilka godzin. Potraktowali cię na prawdę silnym zaklęciem.
- Ale... Pamiętam twój krzyk... - powiedziała, łapiąc się za głowę. Draco zaklął w myślach.
- Nie chcieli ci pomóc, Granger. Wziąłem sprawy w swoje ręce. Zabrałem cię tutaj i przerwałem więź - powiedział, starając się unikać jej wzroku. Myślał, że wybuchnie, zacznie wrzeszczeć, spróbuje uciec. Nic takiego się jednak nie stało. Leżała na poduszkach, patrząc w sufit.
- Dobrze się czujesz? - spytał po chwili.
- W porządku, Malfoy. Ja po prostu... wszystko pamiętam. Pamiętam wszystko - powiedziała łamiącym się głosem.
***
                Hermiona zeszła po schodach na drżących nogach. Czuła się fatalnie. Przedramię bolało ją niesamowicie. Kierując się zapachem, dotarła do kuchni. Stanęła w progu, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Po pomieszczeniu kręcił się największy dupek świata.
- Jak się czujesz? - Draco odwrócił się do niej, trzymając w ręku patelnię. Nie uzyskał odpowiedzi. Hermiona zaniosła się śmiechem, który po chwili przeszedł w kaszel. Opadła na jedno z krzeseł przy barku i powoli się uspokoiła.
- Bywało lepiej - powiedziała w końcu.
- Wyjdź na świeże powietrze, to zawsze pomaga.
- Skąd wiesz?
- Też miałem podobno świństwo na ramieniu - powiedział, pokazując na jej rękę. Kiwnęła głową i wstała. Po chwili trzasnęły drzwi do ogrodu. Draco śmiał się pod nosem. Liczył kolejne sekundy. Pięć,dziesięć, piętnaście... Po chwili znów wpadła do kuchni.
- Gdzie my jesteśmy!? - wrzasnęła.
- Nie krzycz tak! Jesteśmy w Dover - odpowiedział spokojnie.
- Wywiozłeś mnie na Białe Klify, psychopato - powiedziała głosem o sile kilku decybeli za dużo.
- Nie przeginaj. Powinnaś mi dziękować - Draco powoli tracił cierpliwość.
- Za co?!
- Za to, że nie zwijasz się z bólu w skrzydle szpitalnym - syknął, po czym odwrócił się do niej plecami. Po chwili znów trzasnęły drzwi.
***
                Siedziała na ławce w ogrodzie od dobrej godziny. Miała ochotę rzucić na siebie Obliviate. Wspomnienie niesamowitego bólu było niezwykle żywe. Pamiętała niemal każdą sekundę wczorajszej nocy. Od momentu, w którym poczuła ból w przedramieniu, przez wspinaczkę po schodach, pukanie do drzwi Malfoya, jego minę, gdy je otworzył, uczucie, gdy dotknął jej obolałego ciała, bieg korytarzem. Później na chwilę obraz się urywał. Powracał znów, gdy Malfoy trzymał ją w ramionach, powstrzymując wstrząsające nią spazmy. Pamiętała też każde słowo McGonagall. To ostatnie było najgorsze. Nie mogła uwierzyć w to, że dyrektorka pozwalała jej cierpieć. To było niedorzeczne, niemożliwe. Z resztą to, co teraz przeżywała też było abstrakcją. Była na gdzieś na końcu świata z Draconem Malfoyem. Draconem Malfoyem, z którym zawarła rozejm. Draconem Malfoyem, który ją uratował. Draconem Malfoyem, który z nią uciekł. Draconem Malfoyem, który zna tak piękne miejsca jak to... Tak, Hermiona zakochała się od razu w Białym Klifie. Gdy tylko wyszła na ganek, ogarnęło ją niesamowite uczucie. Woda po sam horyzont, ogród zlewający się z nią samą. Czuła się tak, jakby trafiła do równoległego świata. Nie mogła zamknąć oczu. Siedziała na ławce i chłonęła każdy widok. Nie zdawała sobie sprawy, że ktoś ją obserwuje.
***
                Draco patrzył na nią, próbując odczytać to, o czym myśli. Mimo że, słońce świeciło mocno czuł się tak, jakby zapadła noc. Wiedział, że gdyby teraz się odwróciła, w jego oczach odnalazłaby tylko i wyłącznie strach. Pierwszy raz od dłuższego nie wiedział co robić. Ziemia trzęsła mu się pod nogami. Wiedział jedno - będzie musiał tu teraz tkwić, tkwić razem z nią. Byli w niebezpieczeństwie. Jego misja się zaczęła. Nie było już dwóch miesięcy na przygotowania. 

sobota, 23 lutego 2013

9.Oswajanie

My war ships are lying off the coast of your delicate heart.
Moje okręty wojenne leżą u wybrzeży twojego delikatnego serca.

---
Draco nie mógł przestać się uśmiechać. Granger na prawdę się zmieniła. Sposób w jaki z nim rozmawiał był taki... ślizgoński. Nie bała się spojrzeć mu oczy, zaproponowała zawieszenie broni. Może to ta ciemność dodała jej takiej odwagi? On też nie śmiałby wpatrywać się w nią, gdyby nie to, że pokój wspólny był pusty i pogrążony w ciemności. Tylko ogień rzucał blaski i odkrywał przed Malfoyem kolejne zmiany gryfonki. Gdy Granger się ulotniła, patrzył jeszcze długo na zamknięte drzwi i zastanawiał się nad umową, którą zawarli. Od tej chwili mięli być dla siebie normalni? Nie, nie o to jej chodziło. Raczej myślała o tym, żeby przynajmniej był spokojnie. Czemu miałby jej odmawiać? Potrwa to zaledwie kilka dni, a później znowu będzie jak wcześniej. Draco westchnął i zamknął oczy. Przez chwilę znów widział Granger na tle kominka. Od zawsze ubóstwiał ogień, fascynował się nim. Po raz pierwszy od wielu lat zobaczył człowieka, który dosłownie zlewał się z płomieniami. W pokoju wspólnym ślizgonów ciągle był skazany na zieloną poświatę, bijąca od jeziora. Tymczasem tutaj, kominek tworzył niezwykłą atmosferę. Granger nie była już Granger, gdy siedziała wtedy na podłodze. Malfoyowi wydawało się, że patrzy prosto w ognisko, które posyła do nieba kolorowe iskry. Próbował się otrząsnąć - to tylko Granger do cholery. W ogóle mu to nie wychodziło. Postanowił, że nigdy więcej nie będzie próbował dostrzegać w niej zmian. To była Granger, nie mógł patrzeć na nią w ten sposób.
***
Hermiona weszła do pokoju i oparła się o drzwi. Co ona zrobiła? Dlaczego zaproponowała mu coś takiego? I dlaczego się na to zgodził? Przecież to niedorzeczne. Podeszła do lustra. Powiedział jej, że się zmieniła. Zauważył to jako pierwszy. Nikt nie zrobił tego wcześniej. Od dłuższego czasu chciała się zmienić. Myślała, że jej to nie wychodzi, a nagle Draco Malfoy mówi jej takie rzeczy. I co ma o tym myśleć? Może mówił prawdę? Przyglądał jej się w taki dziwny sposób. Czuła się osaczona. Jego uśmiech ją paraliżował. Właśnie przed kominkiem, w tej niemal nieprzeniknionej ciemności zauważyła największa zmianę, jak w nim zaszła. Draco patrzył, dostrzegał, miał szeroko otwarte oczy. Hermiona siedząc na podłodze, również go obserwowała. Połowa jego twarzy kryła się w cieniu, ale każdym ruchem zdradzał emocje. Gdy odwróciła się do niego, nagle znieruchomiał, jakby coś go uderzyło. Po chwili się ocknął, zacisnął nerwowo palce. Gryfonka zauważyła też bliznę na jego szyi. Ciągnęła się cienką linią aż do obojczyka. Później niknęła pod czarną koszulką. Hermiona zadrżała, przypominając sobie, że takie rany pozostawiają tylko zaklęcia niewybaczalne, głównie cruciatus. Zastanawiała się, co pozostało z jego mrocznego znaku. Zawsze zakrywał przedramię. Hermiona wolała nie wiedzieć, jaka blizna pozostaje po najsilniejszym znaku świata. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Chciała dostrzec to, co przed chwilą zauważył on. Dotknęła swoich włosów, wychudzonych rąk, blizn, których nie udało się usunąć. Jej twarz nie wyglądała źle. Była w sam raz. Sylwetka była jednak tragiczna, chuda i jak gdyby chora. Czarny kolor, który ostatnio wkładała, nie poprawiał sytuacji. Hermiona chwyciła różdżkę i zmieniła czarny jak heban podkoszulek na dłuższą, krwistoczerwoną tunikę. Uśmiechnęła się do swojego odbicia. Nadszedł czas odrobinę odżyć.
***
Hermiona wyszła z pokoju i skierowała się w stronę wyjścia. Za kilka minut miała się zacząć kolacja. Mijała właśnie wejście na wieżę, gdy usłyszała czyjś głos.
- Granger! Zaczekaj chwilę - Malfoy zbiegł po schodach, o mało na nią nie wpadając. Zatrzymał się nagle i zmierzył gryfonkę wzrokiem.
- Miałeś tak na mnie nie patrzeć - powiedziała, rumieniąc się lekko. Dla Dracona znów stanęła w płomieniach. Uśmiechnął się pod nosem. Włożyła czerwień. Czyżby chciała coś tym przekazać? Nie, to przecież Granger.
- Ładnie ci w innym kolorze niż czarny - słowa same popłynęły z jego ust.
- Dziękuję - odparła, przechodząc pod portretem. Malfoy szedł tuż za nią.
- Teraz masz zamiar mnie śledzić? - odwróciła się nagle.
- Nie, mam zamiar ci towarzyszyć - uśmiechnął się w swój typowo arystokratyczny sposób.
- Po co? Jestem szlamą, nie pamiętasz?
- Przestań Granger. Zawarliśmy umowę. Muszę mieć kogoś, kto oswoi towarzystwo z moją obecnością. Ty doskonale się nadajesz - Draco uwielbiał momenty, w których na jej twarzy pojawiał się cień złości. Wyglądała wtedy tak... inaczej.
- W porządku. Ale żadnych sztuczek. Nie chcę, żeby mnie zlinczowano za przebywanie z tobą - syknęła, po czym ruszyła przed siebie. Dogonił ją kilkoma krokami.
- A gdzie się podział Potter?
- Nie twoja sprawa - w jej głosie można było od razu rozpoznać uczucia.
- Denerwujesz się czymś, Granger? Zaraz, zaraz... - Draco zatrzymał się w pół kroku. Ona zrobiła to samo.
- O co ci chodzi? - Hermiona odwróciła głowę w jego stronę.
- Denerwujesz się czymś, ale jestem pewien, że nie mną... Cholera, czyżby Rudzielec zawitał do Hogwartu? - natychmiast zdał sobie sprawę, że zgadł. Hermiona oblała się rumieńcem. Dłonie zaczęły jej drżeć. Kiwnęła głową, wlepiła wzrok w podłogę i znów zaczęła iść. Zastanawiała się w jaki sposób udało mu się trafić w sedno. O obecności Rona dowiedziała się niedawno od Harrego, który natychmiast popędził na jego spotkanie. Weasley miał być w Hogwarcie zaledwie kilka godzin, ale Hermiona wcale nie miała ochoty go widzieć.
- Mam pomysł Granger - Draco znów ją dogonił.
- Jaki? - spytała, nie patrząc na niego.
- Ty nienawidzisz Weasleya, ja też za nim nie przepadam... Zróbmy mu mały żart...
- Mów dalej - Hermiona próbowała ukryć zaciekawienie.
- Wtedy, w Dolinie Godryka o mało mnie nie zabił, gdy pobiegłaś do swojego pokoju. Później dowiedział się tylko, że z tobą rozmawiałem, nie wiedział o czym. Moglibyśmy poudawać trochę. Doprowadzimy go do szału.
- Poudawać co? - Hermiona nie do końca rozumiała zamiary Malfoya.
- Poudawać, że wszystko między nami się wyprostowało. Będzie zabawnie - Draco obserwował dokładnie reakcje gryfonki.
- Zgoda, zrobimy to, ale nie przesadź, dobrze? - tego się nie spodziewał. Byli już na schodach prowadzących na parter, niedługo czekało ich starcie z Weasleyem.
- Musiał nieźle ci zajść za skórę, skoro się zgodziłaś - Draco nie mógł uwierzyć, że Hermiona Granger chce zrobić coś takiego własnemu przyjacielowi. Milczała chwilę, po czym odwróciła się do ślizgona.
- Zdradził mnie z Lavender Brown - powiedziała, po czym pokonała ostatnie stopnie dzielące ją od holu. Draco nie miał czasu na jakiekolwiek rozmyślania. Ruszył za nią. Po chwili stanęli ramię w ramię przed wejściem do wielkiej sali.
- Jesteś pewna? - spytał jeszcze.
- Jak nigdy - odparła. Jej głos odbił się echem od ścian i ucichł. Na korytarzu nagle pojawił się Potter. Ron biegł tuż za nim. Draco wcale nic nie planował. Emocje same rządziły jego ciałem. W jednej sekundzie znalazł się przy Weasleyu. Zanim zdołał się zorientować, uderzył Rudzielca pięścią prosto w twarz. Gryfon zatoczył się i wpadł na ścianę. Draco wytarł dłoń o spodnie i spojrzał z pogardą na swoją ofiarę. Hermiona stała kilka metrów dalej, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Wcale nie prosiła Malfoya o coś podobnego. Gdzieś w głębi duszy zawsze pragnęła zemścić się na Ronie. Nie potrafiła jednak tego uczynić.
- Za co to? - głos Rona był słaby i żałosny.
- Już ty wiesz za co - odparł spokojnie Draco i cofnął się, by znaleźć się znów przy Hermionie. Potter patrzył na całą scenę, próbując wszystko zrozumieć. Nie pomógł jednak Ronowi, który wstał w końcu z podłogi. Z jego nosa kapała krew.
- Hermiona, co tu się przed chwilą stało? - Harry patrzył to na Draco, to na przyjaciółkę.
- Nie chciałam mówić ci wcześniej, Harry... Ron mnie zdradził - Hermiona powiedziała to ostatkiem sił. Po chwili, ku swojemu zdziwieniu, usłyszała na powrót dźwięk uderzenia. Tym razem Harry wymierzył Weasleyowi w twarz. Hermiona zakryła usta dłonią. Draco próbował powstrzymać śmiech. Nie wyobrażał sobie tego aż tak zabawnie.
- No więc, sprawa skończona - powiedział po chwili, złapał gryfonkę za ramię i poprowadził ją w stronę wielkiej sali. Kątem oka zobaczył tylko, jak Potter rusza za nimi, pozostawiając Rona samemu sobie.
***
Siedzieli w trójkę przy jednym ze stołów. Ignorowali zaciekawione spojrzenia. Hermionie wciąż drżały dłonie, Harry miał ochotę raz jeszcze uderzyć Rona, a Draco uśmiechał się pod nosem.
- Malfoy, nie musiałeś tego robić - Hermiona odezwała się w końcu.
- Nie musiałem, ale chciałem. Nigdy nie będę miał szacunku do facetów, którzy nie szanują kobiet. Nawet jeśli tą kobietą jesteś ty - odparł.
- Dlaczego w ogóle byliście razem na tym korytarzu? - Harry spojrzał prosto w oczy Hermiony.
- Byłam wściekła, gdy dowiedziałam się, że przyjechał Ron. Draco niechcący dowiedział się o... tej całej sprawie. Spotkaliśmy się przy wyjściu z dormitorium. Ten atak nie był planowany.
- Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej? Zachowywaliście się przecież normalnie... Jak mogłem niczego nie zauważyć?
- Postanowiliśmy, że nie będziemy cię tym obarczać. Udawaliśmy przed tobą, że wszystko jest w porządku.
- Nie będę więcej z nim rozmawiał. Jest skończonym dupkiem - Harry sięgnął po rękę Hermiony i uścisnął ją delikatnie.
- W porządku Harry. Nie musisz tego robić. Jest w końcu twoim przyjacielem.
- Już nie jest, Hermiono - Wybraniec uśmiechnął się do niej. Nagle trzasnęły drzwi. Do sali wpadł Ron. Wyglądał okropnie. Krew nadal sączył mu się z nosa, miał rozczochrane włosy i jak gdyby opętany wzrok. Podbiegł do stołu, przy którym siedzieli i wyciągnął różdżkę.
- Ty! Jak mogłaś?! Jak możesz?! Jesteś skończona! Nienawidzę cię - Ron krzyczał coraz głośniej w stronę Hermiony.
- Zamknij się, Weasley - głos Dracona przyciągnął uwagę Rudzielca.
- Wstawaj Malfoy! Wstawaj, do cholery! - wrzasnął. Hermiona poczuła jak siedzący tuż obok niej ślizgon, cały się spina. Wyprostował się i sięgnął po różdżkę.
- Malfoy, nie - Hermiona położyła mu rękę na ramieniu. W tym samym momencie Ron rzucił się na Dracona. Cała wielka sala zaczęła wrzeć. Wszystkie spojrzenia skierowały się w jedną stronę.
- Ty śmierciożerco, zdrajco! - wrzeszczał Ron, waląc pięściami na oślep. Hermiona zerwała się z miejsca.
- Granger, odsuń się - krzyknął Draco. Po chwili zyskał przewagę, przygwoździł Weasleya do ściany. Trzymał różdżkę przy jego gardle.
- Jeszcze raz podniesiesz na nią głos, a wyrwę ci język! - syknął Draco, mocniej zaciskając dłoń na gardle Weasleya - Słyszysz, Rudzielcu?! Raz jeszcze będziesz ją męczyć, a będziesz miał do czynienia ze mną! Zrozumiano?!
Ron pokiwał jedynie głową. Draco puścił go w końcu. Odwrócił się i zauważył przerażoną twarz Granger.
- A teraz masz ją przeprosić - powiedział, przyciągając do siebie Hermionę. Stała ze spuszczoną głową. Łzy płynęły po jej policzkach. Draco poczuł się jak trafiony gromem. Płacz kobiety zawsze tak na niego działał. Przed oczami stawała mu wtedy łkająca matka. Zbliżył się raz jeszcze do Weasleya.
- Przeproś ją albo nigdy więcej nie pokazuj się jej na oczy - syknął mu przed twarzą.
- Przepraszam - wyszeptał Ron, po czym puścił się biegiem do wyjścia. Hermiona ciągle płakała. Draco złapał ją za ramiona. Nie zareagowała. W jednej sekundzie podjął decyzję. Złapał ją w pasie i uniósł. Była lekka jak piórko. Nie musiał torować sobie drogi. Wszyscy usuwali się sami.
***
- Przepraszam, to moja wina. Nie powinien był robić takiej afery - Draco nie mógł znieść jej łkania.
- Nie, Draco. Zrobiłeś dobrze. Dziękuję - wyszeptała, po czym uniosła głowę z jego ramienia.
- Gdzie my jesteśmy? - rozejrzała się.
- W Pokoju Życzeń. Nie było czasu na wymyślanie innego miejsca - odparł.
- Ty też uważasz, że świat wywrócił się do góry nogami? - spytała, patrząc mu w oczy.
- Tak, totalnie się wszystko popaprało - odpowiedział. Chciał ją rozśmieszyć, udało się. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Na Merlina! Słynny Draco Malfoy pociesza Hermionę Szlamę Granger!
- Przestań. Co jeszcze mam zrobić, żeby ci udowodnić, że się zmieniłem? - wstał z kanapy stojącej na środku pokoju.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała.
- Mam zatańczyć, zaśpiewać, płakać, krzyczeć? - stał przed nią, próbując odczytać co myśli. Nic nie mówiła. Wyciągnął więc różdżkę. Po chwili w pokoju rozległa się muzyka.
- No to muszę próbować wszystkiego po kolei - powiedział, po czym zaczął tańczyć. Wygłupiał się tak długo, aż zaczęła się śmiać. Gdy tylko straciła koncentrację, porwał ją z kanapy. Wcale się nie opierała. Wirowali delikatnie po pokoju, czując się tak, jakby czas się zatrzymał. W pewnym momencie opadli zmęczeni na podłogę tuż obok siebie.
- Teraz już jestem pewna - powiedziała nagle.
- Czego jesteś pewna?
- Że jesteś popaprany - zaniosła się śmiechem.
- Co teraz będzie? Kiedy w końcu to zacznie wyglądać normalnie? - spytał, opierając się na łokciu.
- Malfoy, dla mnie przekomarzanie się z tobą jest normalne. Zmieniłeś się w środku, jesteś inny, ale nadal jesteś Draconem Malfoyem.
- Dzięki Granger.
- Nie ma za co.
- No więc... Teraz już nie będziemy udawać?
- Co? Nie do końca rozumiem.
- Zaakceptujesz mnie w stu procentach? - spytał, patrząc się w podłogę.
- Przepraszam, ale jestem w stanie zrobić to tylko w dziewięćdziesięciu dziewięciu - uśmiechnęła się. Trwali chwilę w zupełnej ciszy.
- Dlaczego tak zareagowałeś na Rona? - to pytanie nie dawało jej spokoju.
- Zawsze, gdy widziałem kłótnie rodziców, chciałem zabić swojego ojca. Chciałem, żeby to się skończyło. Nienawidziłem łez matki. Gdy powiedziałaś mi wtedy na schodach, że ten kretyn cię zdradził poczułem się co najmniej dziwnie. Nie wiem co on ma w głowie zamiast mózgu. Może i nie jesteś czystej krwi, ale każdą kobietę należy szanować.
- Dziękuję.
- Nie musisz.
- Ale chcę.
***
Wyszli we dwójkę z pokoju życzeń. Harry siedział na parapecie na końcu korytarza. Zerwał się na równe nogi, gdy tylko usłyszał śmiech Hermiony. Serce stanęło mu na chwilę, gdy zobaczył Draco i swoją najlepszą przyjaciółkę idących ramię w ramię.
- Koniec wojny? - Wybraniec uśmiechnął się na widok nareszcie spokojnej przyjaciółki.
- Tak - głosy Hermiony i Draco zlały się w jedno. Po chwili cała trójka wybuchła śmiechem.
---
Strasznie długo trwało pisanie tego rozdziału. Miał wyglądać zupełnie inaczej, ale moja wizja nagle się zmieniła. Chcę, żebyście wiedzieli, że to pogodzenie się nie jest równe zakochaniu!! Musicie koniecznie przesłuchać piosenkę, która była inspiracją do rozdziału. Jej tekst jest bardzo ważny.Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze pod poprzednim :) Kocham was :* 

wtorek, 19 lutego 2013

8.Ognista




Już bardzo dawno temu zauważono, że gdy dążenie do zmiany rozpala psychikę, sam ten żar przyciąga demony, uśpione kompleksy czy zewnętrznych wrogów ducha - różnego rodzaju kłopoty.

Robert Bly

---
            Hermiona obudziła się nagle w środku nocy. Dręczyły ją okropne obrazy. Malfoy we krwi, Bitwa o Hogwart, rzucająca się na nią Nagini. Każda z tych mar była niezwykle realistyczna. Gryfonka zarzuciła na siebie koc i ruszyła do pokoju wspólnego. Wiedziała, że już nie uda jej się zasnąć. Usiadła przed kominkiem i próbowała wymazać z pamięci swoje koszmary. W żaden sposób nie mogła jednak uwolnić się od tych obrazów.  Nagle do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Chwyciła różdżkę i po chwili trzymała w ręku butelkę z kremowym piwem. Kapsel odskoczył delikatnie, uwalniając zniewalający aromat. Hermionie stanęły przed oczami wszystkie popołudnia spędzone w Trzech Miotłach. Pierwszy łyk był orzeźwiającą, upragnioną ucieczką. Po ciele Hermiony rozlało się ciepło. Zamknęła oczy i czuła jak wszystko co zbędne paruje z jej głowy.
- No proszę, Granger! Nie możesz zasnąć? - głos Malfoya nie zrobił na niej wrażenia. Była około druga w nocy, butelka po piwie w połowie pusta, a gryfonka miała już dość zmartwień.
- Masz ochotę na kremowe piwo? - wyciągnęła rękę z butelką w stronę opartego o framugę Dracona. Sama nie wiedziała czemu mu to zaproponowała. Może jej głowa była dziś słabsza od natłoku myśli i wrażeń.
- Dzięki Granger. Mam coś mocniejszego - wyciągnął zza pleców szklankę z ognistą whiskey. Z zadziwieniem patrzył jak Granger wlewa sobie do gardła pozostałe piwo, wstaje i pewnym krokiem idzie w jego stronę. Wyrwała mu szklankę i wychyliła ją na raz nawet się nie krzywiąc.
- Raczej miałeś coś mocniejszego - powiedziała, odwróciła się na pięcie i usiadła na kanapie. Draco patrzył z niedowierzaniem na pustą szklankę, którą wcisnęła mu do ręki.
- Wszystko ok, Granger? Dobrze się czujesz?
- Jak mam się czuć? Wszystko jest w porządku - Hermiona zdawała się zachowywać trzeźwość umysłu, mimo że wypiła całą butelkę piwa i dawkę whiskey, która jego samego wprowadzała w lepszy nastrój.
- Co się z tobą dzieje?
- Co ma się dziać do cholery? Właśnie rozmawiam z TOBĄ, przed oczami ciągle mam twoją krew i słyszę wciąż  twój monolog z Doliny Godryka - odpowiedziała, spoglądając na Malfoya, który usiadł na fotelu, zarzucił nogi na poręcz i bawił się pustą szklanką.
- Wiedziałem, że będzie cię to dręczyć.
- Cudownie, że nic w związku z tym nie zrobiłeś.
- Przestańmy zachowywać się jak dzieci. Będziesz musiała zaakceptować moją obecność. Prędzej czy później - powiedział nagle.
- Rozejrzyj się idioto. Rozmawiałabym z tobą, gdybym już tego nie zrobiła?
- Przypisywałbym tę sytuację ognistej whiskey krążącej z twoich żyłach.
- Mam mocną głowę, fretko. Jestem w stanie myśleć racjonalnie.
- Powiedzmy, że ci wierzę - uśmiechnął się pod nosem.
- Czemu nie zbudziłaś Pottera, skoro nie mogłaś spać?
- Po co miałabym go budzić? Żeby powiedzieć mu, że śniłeś mi się we krwi, imbecylu? - zanim przemyślała ostatnie słowa, same wydostały się z jej ust.
- Zaraz, zaraz.  Nie możesz spać, bo ci się śniłem? - Draco zmarszczył brwi. Mógł się domyślać, że tak to się skończy. Widziała za dużo.
- Mam ci to przeliterować? - syknęła.
- Nie, dziękuję Granger - powiedział wstając - Mam dla ciebie radę. Wypij jeszcze jedną szklankę ognistej, a zaśniesz na pewno - wyczarował porcję bursztynowego trunku i postawił ją przed gryfonką. Sięgnęła po nią szybko. Po chwili ciepło ogarnęło jej gardło.
- Idź już do dormitorium. Postaram się jutro rano mieć eliksir na kaca. Dobranoc - roześmiał się. Patrzył jak Granger znika w pokoju i ruszył po schodach do swojego apartamentu.
***
            Draco siedział w pokoju wspólnym, czytając Proroka Codziennego, którego dostał dziś rano.  Przyszedł też jakiś list, ale nie miał odwagi go otworzyć. Leżał przed nim na stoliku i straszył perspektywą złych wiadomości. Gdzieś w głębi duszy Malfoy domyślał się, co może znaleźć po otwarciu koperty. Właściwie chciał zobaczyć coś konkretnego, ale bał się do tego przyznać. Żeby dodać sobie pewności siebie, wyczarował szklankę ognistej whiskey. Natychmiast przypomniał mu się nocny incydent z Granger. Przez chwilę zapomniał o liście i zaczął czytać jakiś artykuł o Ministerstwie Magii. Litery skakały mu do oczu, nie był w stanie nic zrozumieć. Uniósł głowę i dostrzegł na schodach pannę-wypiłam-za-dużo. Wyglądała tragicznie, ale tego się spodziewał.
- Dzień dobry, Granger - pomachał jej szklanką. Skrzywiła się na widok bursztynowego trunku.
- Przestań mnie dręczyć, idioto. Masz ten eliksir na kaca? - spytała, ignorując jego powitanie.
- Na prawdę pamiętasz naszą rozmowę? - uniósł wysoko brwi.
- Oczywiście, że pamiętam. Masz go czy nie?
Draco wyciągnął z kieszeni maleńką fiolkę z bezbarwnym płynem. Hermiona spojrzała na niego podejrzliwie. Czując na sobie jej spojrzenie, wyczarował filiżankę herbaty i wlał zawartość buteleczki do środka. Przysunął gorący napój w stronę gryfonki. Wyciągnęła rękę, ale nadal mierzyła go wzrokiem.
- Czemu tak na mnie patrzysz, Granger? Wypij to, do cholery- powiedział i zajął się na powrót czytaniem artykułu w gazecie. Kątem oka obserwował zdezorientowaną Hermionę, która powoli sączyła herbatę. Gdy odstawiła filiżankę na stół, zauważył, że jej twarz nabiera kolorów, nie mruży już oczu i spokojnie oddycha.
- I jak? Lepiej? - spytał nie podnosząc wzroku.
- Lepiej - Hermiona miała zamiar wstać i ulotnić się jak najszybciej, ale nagle jej uwagę przyciągnęła koperta leżąca na stoliku.
- Co to jest? - spytała. Malfoy milczał, krył się za gazetą i kompletnie ją ignorował.
- Co to jest Malfoy?! - wyrwała mu Proroka i wskazała na list.
- Koperta, Granger - warknął.
- Czemu jej nie otworzysz? - usiadła wygodnie na kanapie, czując, że coś się zapowiada. W oczach Malfoya zauważyła... strach. Tak, to był strach. Draco Malfoy się bał.
- Bo nie chcę tego robić, panno ciekawska - odłożył gazetę i wypił pozostałą w szklance whiskey. Teraz wcale nie dodała mu odwagi. Wręcz przeciwnie, poczuł się jeszcze gorzej. Patrzył na Granger i nie wiedział co zrobić. Musiał otworzyć tę kopertę, to było pewne.
- Otwórz ją za mnie, Granger - powiedział nagle.
- Słucham? - jej głos był pełen zdziwienia.
- Otwórz tę kopertę i przeczytaj list, proszę - wcisnął jej papier do ręki i rozparł się w fotelu. Zamknął oczy i czekał. Na początku usłyszał dźwięk rozrywanego papieru, później Hermiona wciągnęła powietrze i zaczęła czytać.
- Z przykrością zawiadamiamy... -głos drżał jej przeraźliwie.
- Czytaj dalej - zdołał wykrztusić Malfoy.
- Jesteś pewien? Może sam to przeczytasz?
- Czytaj!
- Z przykrością zawiadamiamy pana Dracona Lucjusza Malfoya o niespodziewanej śmierci Lucjusza Malfoya. Zgon nastąpił dnia czwartego października, o godzinie dwunastej dwadzieścia. Przyczyny nieznane. Prosimy o skontaktowanie się z nami, w celu podjęcia decyzji o zmarłym. Z poważaniem, Andrew Malkin - Hermiona skończyła czytać i uniosła wzrok na Malfoya. Siedział wyprostowany w fotelu, a jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Wszystko w porządku? - spytała gryfonka. Serce biło jej coraz mocniej.
- Tak, wszystko ok - ślizgon wstał, zabrał list ze stolika i wrzucił go do kominka. Patrzył jak płomienie trawią papier. Małe, czarne plamki zaczęły krążyć mu przed oczami. Odwrócił się i spojrzał na  Hermionę.
- Przykro mi - powiedziała łamiącym się głosem.
- Mi nie jest przykro, Granger - odpowiedział najbardziej spokojnym głosem, jaki kiedykolwiek słyszała Hermiona - Wczorajszej nocy, dokładnie o dwunastej dwadzieścia skończyło się wszystko, co łączyło mnie z dawnym życiem - dodał po chwili.
- Muszę się przejść. Wrócę niedługo. Powiedz Potterowi co się stało - powiedział nagle i ruszył do wyjścia, pozostawiając Hermionę samą.
***
            Biegł korytarzem, ledwo dotykając ziemi, ledwo ją czując. Mijał kolejne zakręty i coraz bardziej brakowało mu powietrza. Znalazł się na błoniach nawet nie zdając sobie sprawy, że tam zmierzał. Oparł się o jedno z drzew i odczekał chwilę. Oddech powoli mu się ustabilizował. Było zimno, chłodne powiewy atakowały go z każdej strony, wdzierały się przez warstwy ubrań. Draco odwrócił się w stronę jeziora. Czuł się tak, jakby nagle jakaś część jego życia została oddzielona od pozostałych grubą kreską. Śmierć ojca nie zrobiła na nim ogromnego wrażenia. Wręcz przeciwnie, czuł się obojętny. Właściwie zawsze pragnął śmierci ojca, chociaż trudno było mu się do tego przyznać. W ostatnim czasie działo się za dużo rzeczy, zbyt wiele ciążyło na jego barkach. Wszystko zmieniało się zbyt szybko. Wiedział, że misja, którą będzie musiał wykonać, będzie trudna. Nie myślał jednak o tym, że będzie musiał znosić te wszystkie zmiany. Sądził, że to zrobi się samo. Teraz, gdy jego ojciec leżał martwy w Azkabanie, czuł się wolny. Gdy stanął nad brzegiem jeziora, jego emocje nagle się wyciszyły. Poczuł się podobnie, jak podczas swojego monologu przy Granger - jakby na powrót się rodził. Od tej chwili chciał czuć się tak już zawsze. Jak jednak tego dokonać? Większość będzie reagować na niego tak samo, jak Granger pierwszego dnia w Hogwarcie. Nagle do głowy przyszła mu dziwna myśl. Rozmawiałabym z tobą, gdybym już tego nie zrobiła? - to pytanie, które zadała mu wtedy, w pokoju wspólnym. Czyżby miękła, przekonywała się? Nie, to niemożliwe - odpowiedział sam sobie i ruszył w drogę powrotną.
***
            Harry siedział w pokoju wspólnym od zaledwie kilku minut. Hermiona powiedziała mu o śmierci Lucjusza Malfoya, po czym zniknęła w swoim dormitorium. Wybraniec zastanawiał się, skąd Hermiona wzięła te informacje. W Proroku Codziennym, leżącym na stole nic nie znalazł.
- Cześć, Potter - usłyszał głos Malfoya.
- Cześć.
- Powiedziała ci? - spytał ślizgon, siadając w fotelu.
- Tak, powiedziała. A potem uciekła - odpowiedział Harry, patrząc podejrzliwie na Malfoya.
- Przysłali list.  Przeczytała go zamiast mnie.
- Co? Kazałeś jej czytać list z Azkabanu? - Harry uniósł wysoko brwi.
- Tak - odpowiedział głucho Malfoy.
- Co tu się dzieje do cholery? - Harry był kompletnie zdezorientowany.
- Powiedziała mi, że będzie mnie znosić. Myślisz, że to prawda?
- Ona zawsze mówi prawdę, Malfoy. Myślę, że to, co zobaczyła w myślodsiewni trochę zmieniło jej nastawienie. Ona nie ma serca z kamienia.
- Przynajmniej jedną rzecz udało się załatwić. Ciekawe jak długo wytrzyma.
- Jak będziesz nadal ją tak traktował, na pewno nie długo - prychnął Harry.
- Traktował jak?
- Zachowujesz się tak, jakbyś wcale nie przeżył całego tego cierpienia, Malfoy. Ona też dużo przeszła, wszyscy się zmieniliśmy. Nie zauważasz tego? Ona nie jest już dawną Hermioną.
- No więc, co powinienem zrobić?
- Na początek... Zwróć uwagę na te zmiany. Może w końcu zauważysz kogoś poza sobą - Harry wstał i ruszył do wyjścia. Już przechodził pod portretem, gdy usłyszał głos Malfoya.
- Dzięki Potter.
- Nie ma za co, Malfoy.  
***
            Draco siedział przy kominku i ignorował spojrzenia przechodzących obok uczniów. Każdy reagował inaczej. Jedni szeptali, drudzy próbowali nie patrzeć, jeszcze inni się śmiali - tak jak się spodziewał. Gdy z pokoju wspólnego wyszli już wszyscy, wstał i przeniósł się na fotel. Po chwili zjawiła się Granger. Usiadła na podłodze, tam gdzie on był wcześniej. Trwali w niesamowitej, orzeźwiającej ciszy, a Malfoy przyglądał się oświetlonej czerwonym blaskiem sylwetce dziewczyny. Dopiero teraz zauważył jak bardzo zmienił się jej wygląd. Dawniej nieokiełznane włosy, spływały teraz delikatnymi falami na wyprostowane plecy, twarz nabrała delikatniejszych rysów, tuż nad uchem widniała blizna - najwidoczniej pamiątka po Bitwie. Draco zaczął się zastanawiać, dlaczego nie zauważył tego wszystkiego wcześniej. Potter miał rację, Granger się zmieniła. Przywołał w pamięci wszystkie sytuacje, w których ostatnio ją widział. Nagle zdał sobie sprawę z tego, że za każdym razem ubrana była na czarno. Wydawała się być jeszcze bardziej chuda niż w rzeczywistości. 
- Czemu mnie obserwujesz? - spytała cicho, nie odwracając wzroku. Jej włosy poruszyły się delikatnie, poszczególne pasma wiły się jak węże.
- Potter powiedział mi, żebym zauważył kogoś poza sobą. Właśnie zauważyłem, że się zmieniłaś - odpowiedział. Na te słowa gryfonka odwróciła głowę. Malfoy zauważył kolejną rzecz - jej oczy były... Nie, to nie była zmiana. Zawsze takie były, ale dopiero teraz, przy tym kominku to zobaczył. Jej tęczówki były brązowe jak kora wiśniowych drzew, głębokie jak tafla jeziora. Przypominały mu oczy magicznych stworzonek, które oglądali nieraz na zajęciach. Wysyłały wszystkie emocje, były oknem duszy. Otrząsnął się szybko. Przecież to tylko Granger - skarcił się w myślach.
- Zmieniłam się. Co w tym dziwnego? Mamy już po osiemnaście lat, Malfoy. Nie stajemy się na powrót dziećmi, starzejmy się.
- Nie o to mi chodzi. Zmieniłaś się...cała - powiedział, czując, że ta rozmowa schodzi na dziwny temat.
- Cała? Co masz na myśli? - odwróciła się do niego i usiadła plecami do kominka. Jej włosy nabrały barwy ognistej whiskey. Draco nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Zmienił się twój wygląd, ale też charakter. Gdybyś była dawną Granger, pewnie dostałbym już w twarz - roześmiał się. Kątem oka dostrzegł, że Hermiona też się uśmiecha.
- Masz rację, zmieniłam się. Ale dlaczego o tym nadal rozmawiamy?  To trochę... niezręczne.
- To normalne Granger. Każdy się zmienia - znów się uśmiechnął. Patrzyła na swoje splecione dłonie, nie zdawając sobie sprawy z tego, że wygląda jakby trawiły ją płomienie. Blask kominka, kolor jej włosów i rumieniec na policzkach zlewały się w oczach Dracona w jedną całość. Co do cholery tak na niego działało?
- Teraz nasze relacje będą tak wyglądać? Będziemy bawić się słowami, dogryzać sobie? - spytała nagle i spojrzała mu oczy.
- To zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Ja jestem otwarty na zmiany. Widzisz, że Potter już mi zaufał, traktuje mnie co najmniej jak... kolegę. Czemu ty tak nie możesz? - Draco nawet nie myślał, co mówi.
- Nie wiem, Malfoy. Na prawdę nie wiem, dlaczego nie mogę tego zmienić. Może z czasem wszystko przyjdzie samo - uśmiechnęła się blado.
- Dobrze, więc może zmienimy już temat...- próbował ukryć uczucia, które wywołały w nim jej słowa.
- Na jaki? - spytała.
- Co się stało z Weasleyem? Czemu go tu nie ma? - Draco zauważył, że w oczach gryfonki natychmiast pojawił się smutek.
- Praktycznie zniknął z mojego życia. Jest w Akademii Aurorów. Na Merlina! Dlaczego ja ci to mówię?!
- Już tak działam na kobiety - uśmiechnął się typowo ślizgoński sposób.
- Spadaj, Malfoy - warknęła.
- Ach, jednak część starej Granger nadal funkcjonuje. Tak samo wrażliwa, jak wcześniej - powiedział, obserwując jak zaciska ręce w pięści. Mimo wszystko, nadal lubił sposób, w jaki się złościła.
- Chcesz mnie denerwować?
- Nie, nie chcę. Przepraszam, stara część mnie też  jeszcze daje o sobie znać.
- Zawrzyjmy umowę - wyprostowała się nagle i spojrzała mu odważnie w oczy.
- Umowę? Interesujące. Kontynuuj.
- Postarajmy się w najbliższych dniach tłumić swoje stare strony. Przynajmniej w pewnym stopniu.
- Zgoda. Nie obiecuję jednak, że nie będę cię denerwował. Po prostu lubię sposób w jaki złoszczą się Gryfoni - roześmiał się. Hermiona kiwnęła tylko głową i wstała. Malfoy obserwował ją, dopóki nie zatrzymała się w drzwiach dormitorium.
- I nie patrz się tak na mnie, idioto - powiedziała, po czym zniknęła mu z oczu. 
---
Zmiękłam, wstawiłam rozdział wcześniej. To dlatego, że jestem z niego bardzo zadowolona. Wyszedł właśnie tak, jak chciałam. Nie wiem kiedy będzie następny. Mam już połowę, zobaczymy kiedy skończę. 

piątek, 15 lutego 2013

7. Myślodsiewnia cz.II




,,Każdy wo­jow­nik światła bał się kiedyś podjąć walkę.
Każdy wo­jow­nik światła zdradził i skłamał w przeszłości.
Każdy wo­jow­nik światła ut­ra­cił choć raz wiarę w przyszłość.
Każdy wo­jow­nik światła cier­piał z po­wodu spraw, które nie były te­go war­te.
Każdy wo­jow­nik światła wątpił w to, że jest wo­jow­ni­kiem światła.
Każdy wo­jow­nik światła za­nied­by­wał swo­je ducho­we zo­bowiąza­nia.
Każdy wo­jow­nik światła mówił "tak", kiedy chciał po­wie­dzieć "nie".
Każdy wo­jow­nik światła zra­nił ko­goś, ko­go kochał.
I dla­tego jest wo­jow­ni­kiem światła. Bo­wiem doświad­czył te­go wszys­tkiego i nie ut­ra­cił nadziei, że sta­nie się lep­szym człowiekiem."
Paulo Coelho
---

- Niedługo mnie tu nie będzie, Harry. Będziesz musiał poradzić sobie sam.
- Nie jestem przekonany do tego planu. Na prawdę muszę to robić?
- Tak, musisz. To moja ostatnia wola. Nie żądam od ciebie niczego więcej.
- Wyciąga profesor ciężkie argumenty.
- Nie mogę powierzyć tego zadania nikomu innemu.
- Wiem o tym.
- Więc to dla mnie zrób, Harry. Gdy umrę, zrób to, o co cię teraz proszę.
- Zrobię to, obiecuję.
Harry przyglądał się kolejnemu wspomnieniu, czując, że wszystko w nim buzuje, jakaś trudna do opisania fala zalewała go od środka. Hermiona słuchała wszystkiego, próbowała zapamiętać każde słowo. Nie patrzyła na niego, wiedział, że boi się jego widoku, jego smutnych oczu. Minęła chwila i obrazy znów zaczęły się przesuwać.
*
                Tym razem znaleźli się na jednej z ruchliwych ulic Londynu. Harry obserwował samego siebie, mijający przechodniów wrak człowieka, przemieszczający się z pomocą nadłamanego masztu okręt. Hermiona od razu zrozumiała, że było po wszystkim. Dumbledore zginął, Voldemort nie istniał. To tutaj tkwił Harry po Bitwie, to tu znalazł się, po tym, jak ulokował ją samą w Dolinie Godryka. Musiał cierpieć tu samotnie, gdy ona otoczona była opieką. Serce biło jej coraz szybciej. Wiedziała, że Harry pokazuje jej to wspomnienie, nie bez przyczyny. Nagle z tłumu wyłoniła się jakaś postać. Zdążyła dostrzec tylko te stalowe tęczówki, po czym obrazy znów się zmieniły.
*
                Kolejne miejsce było jej zupełnie obce. Harry zdawał sobie sprawę, że to, co zaraz zobaczą, nie będzie przyjemne. Właśnie o tym rozmawiali wczorajszej nocy z Draco. Hermiona widziała już wiele w swoim życiu, ale jak zareaguje na coś takiego? Nie minęła minuta, a do pokoju ktoś wszedł. W pomieszczeniu zrobiło się jaśniej i Hermiona dostrzegła coś leżącego pod ścianą. Zanim Harry zdołał ją powstrzymać, ruszyła do przodu. Jak zwykle zwyciężyła ciekawość. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo pożałuje tych kilku kroków... Nagle powietrze zgęstniało, niemal zaczęło dusić. Gryfonka zakryła usta dłonią, by nie krzyknąć. Na podłodze tuż przed nią leżał Draco Malfoy, jeśli w ogóle można było tak powiedzieć. Całe jego ciało opływało krwią. Oczy patrzyły nieprzytomnie w stronę otwartych drzwi. Nagle z jego ust wydobył się żałosny jęk, przeradzający się w krzyk, wrzask człowieka, który cierpi katusze.
- Musisz jeszcze trochę wytrzymać, Draco - Hermiona odwróciła się i zobaczyła w świetle lampy, bladą, przerażoną twarz Harrego. W ręku trzymał buteleczkę z jakimś eliksirem. Pochylił się, złapał Malfoya za zakrwawioną koszulę i wlał mu płyn do ust. Jeszcze przez chwilę musiała znosić widok drgającego ciała ślizgona. Po chwili nieco się uspokoił, a Harry wyszedł z pokoju, czyszcząc rękę zaklęciem, którego kiedyś sama go nauczyła. Znów wszystko zaczęło wirować. Hermionie robiło się już niedobrze od tych zmiennych scenerii.
*
 Byli w tym samym pomieszczeniu. Tym razem Draco leżał w kącie, zwinięty w kłębek. Wyglądał lepiej, niż w poprzednim wspomnieniu. Harry pojawił się po chwili.
- Musisz coś zjeść, Malfoy. Nie chcemy, żebyś umarł.
- Spadaj stąd! Wynoś się słyszysz?! Wynoś się! Nienawidzę cię, nienawidzę, rozumiesz?! - Draco zerwał się na nogi i po chwili znów upadł na podłogę. Spazmy bólu co chwilę rzucały jego ciałem. Oczy zaszły mu mgłą, ręce drżały mocno, usta same wypowiadały słowa.
- Uspokój się do cholery!
- Spieprzaj! Wyjdź! Wychodź, powiedziałem! Zabiję cię, zabiję. Zabiję wszystkich, gdy to minie! Zabiję! Zabiję tę twoją Szlamę i Rudzielca! Zabiję! - blondyn zakrztusił się własną krwią, upadł na plecy i zaczął przeraźliwie charczeć. Harry jednym zaklęciem przywrócił ślizgonowi normalny oddech i podszedł bliżej.
- Musimy się pozbyć Mrocznego Znaku! Jesteś już blisko! Weź się w garść, do jasnej cholery!
- Wyjdź! Wyjdź stąd! Zostaw mnie w spokoju! Powiem o was śmierciożercom! Wydam was! - Draco krzyczał coraz głośniej. Harry nie robił sobie nic z tych gróźb. Wiedział, że ślizgon mówi to w amoku.
Hermiona patrzyła na tę scenę, błagając w myślach, by w końcu się skończyła. Musiała wytrzymać jednak kolejne minuty, w których Harry próbował zmusić Malfoya do jakiegokolwiek ruchu. Na początku szarpał go za koszulę, później, w przypływie złości wymierzył mu policzek. W normalnych okolicznościach, Draco zapewne zacząłby walczyć, ale ku zdziwieniu gryfonki, skulił się na podłodze i zamknął oczy. Wstrząsnęła nim nowa fala bólu. Hermiona usłyszała pełen cierpienia krzyk, po czym wspomnienie się zatarło.
*
- Jak się czujesz, Malfoy? - Harry siedział na kanapie w jakimś nieznanym Hermionie pokoju. Draco leżał na dywanie, mrużąc oczy.
- Boli jak cholera, Potter - zdołał wykrztusić blondyn.
- Niedługo powinno przejść. Według wskazówek Dumbledora, za kilka tygodni będzie po wszystkim.
- Siedzimy tu już pół roku. Za każdym razem mówisz o kilku tygodniach - Malfoy zacisnął dłonie w pięści i zamknął oczy. Nieznośny ból palił jego przedramię, przenosił się na barki, atakował kręgosłup i wdzierał się podstępnie do mózgu.
- Nie będę tu siedział wieczność. Obiecałem, że wyciągnę cię z tego bagna, ale nie mogę dłużej wszystkich okłamywać - Hermiona patrzyła na Harrego, dostrzegając coraz więcej szczegółów. Wybraniec wyglądał, jakby przeżył jakąś straszliwą chorobę. Owszem, Malfoy wyglądał jak wyciągnięty z grobu, ale starała się na niego nie patrzeć. W jej głowie wciąż tkwiły jego krzyki.
- I tak się dowiedzą. Przecież czytałeś wczoraj ten list. Będę teraz przebywał z wami trochę dłużej - mimo cierpienia, Malfoy zdołał przywołać na twarz jeden ze swoich charakterystycznych uśmiechów. Gryfonka miała już dość, chciała, żeby to się skończyło. Ku jej przerażeniu, świat znów zaczął drgać, obrazy zlały się w jeden i po chwili byli zupełnie gdzie indziej.
*
                Draco siedział w fotelu. Ramię miał zawinięte w magiczny bandaż, znany Hermionie ze Szpitala Świętego Munga. Ślizgon wyglądał równie okropnie jak w poprzedniej scenie. Na jego kolanach leżały otwarte koperty.
- Kolejne listy? - Harry wszedł do pokoju i przystanął przy oknie.
- Tak, chcą, żebym został wtyką. Nie wiem co robić, Potter.
- Nie masz trudnego wyboru. Albo spieprzysz wszystko, co robiłeś przez ostatnie dziesięć miesięcy i uciekniesz, albo w końcu przestaniesz być dupkiem i nam pomożesz.
- Pomogę wam? - Draco wstał, rozrzucając listy.
- Tak, masz być wtyką u śmierciożerców, jeśli dobrze zrozumiałem.
- A co jeśli się zgodzę?
- Na pewno nie dostaniesz w nagrodę pucharu - prychnął Harry.
- Bardzo śmieszne, Potter. Pytam poważnie.
- Ministerstwo jest w stanie wyczyścić ci konto, jeśli to zrobisz.
- Interesujące, ale nie wiem, czy mam ochotę na coś takiego.
- Nie chcesz żyć normalnie? Twój ojciec jest w Azkabanie, matka Bóg wie gdzie. Mógłbyś w końcu zacząć od nowa.
- Ja? Zacząć od nowa? Oczywiście, po prostu raj, Miodowe Królestwo. Na Merlina! Jak ty to sobie wyobrażasz?
- Nie wyobrażam sobie tego, Malfoy. Dumbledore miał bujną wyobraźnię, a tak się składa, że wspominał mi o dużej liczbie rzeczy - drwiący uśmiech Harrego był ostatnią rzeczą, jaką zobaczyła. Po chwili jakaś siła pociągnęła ją w górę.
***
                Draco siedział w Pokoju Życzeń od dobrych kilku godzin. Oczywiście nikt nie pomyślał o tym, że czas w myślodsiewni płynie inaczej. Spędził więc cudowny czas, próbując nie myśleć, co stanie się po powrocie Pottera i Granger. Wybiła ósma wieczorem, gdy srebrzysta ciecz zaczęła drżeć i w pomieszczeniu znów byli we trójkę. Zapadła cisza, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył. Czuł się tak, jakby zapadła parna noc. Powietrze ściskało niemiłosiernie, sprawiało, że oddychanie przychodziło z trudem. W oczach Granger dojrzał wszystkie bolesne wspomnienia. Mimo że nie brał udziału w tym kilkugodzinnym pokazie, teraz, w ciągu kilku sekund zobaczył wszystko. Przypomniały mu się sceny z ciemnej piwnicy, krew, krzyk, ból. Czuł się tak, jakby stanęła przed nim ściana deszczu, jakby krople wdzierały mu się prosto do serca, topiły go od środka. Wydawało mu się, że mija wieczność, tymczasem stał tak mniej niż minutę.
- Widziałaś wszystko, Hermiono - głos Harrego brzmiał nieznośnie w tej ciszy.
- Moglibyście zostawić mnie na chwilę samą? - gryfonka uniosła wzrok i posłała błagalne spojrzenie Wybrańcowi.
- Oczywiście - Harry zmusił Dracona do wyjścia i zamknął drzwi Pokoju Życzeń. Dziewczyna opadła na podłogę, oparła głowę o ścianę i zaczęła powoli nabierać powietrze. Przed oczami stał jej tylko i wyłącznie jeden obraz - Malfoy we krwi. Zaczęła się zastanawiać, co teraz będzie. Przecież nie mogła nagle się zmienić, nie mogła zapomnieć wszystkiego, co jej zrobił. Ale wiedziała też, że nie będzie mogła zapomnieć widoku tej krwi. Dusza rwała się jej na dwie części. Z jeden strony ufała Harremu, wiedziała, że Dumbledore podejmował zawsze dobre decyzje, a z drugiej widziała swojego odwiecznego wroga. Nie przychodziło jej do głowy żadne rozwiązanie.
***
- Myślisz, że dobrze zrobiliśmy? - Harry stał na korytarzu siódmego piętra, patrząc przez okno na błonia.
- Mówiłem ci, że to na twoją odpowiedzialność, Potter.
- Przestań. Widzę, że ciebie to wszystko też uderzyło. Przypomniałeś sobie to samo, co my?
Draco pokiwał tylko głową. Odkąd wyszli z Pokoju Życzeń, ból w przedramieniu wciąż go dręczył. Potter musiał to zauważyć. Rana dawała o sobie znać za każdym razem, gdy ślizgon przypominał sobie o dawnych czasach. Teraz było gorzej niż kiedykolwiek.
- Boli, prawda? - Wybraniec odsunął się od okna, zauważając spazm na twarzy Malfoya.
- Boli. Nie znasz jakiegoś zaklęcia? - blondyn uniósł wzrok na Harrego, który pokręcił głową.
- Ja znam - głos Hermiony rozległ się nagle w korytarzu. Szła w ich stronę z kamienną twarzą. Zatrzymała się przed Draconem i wycelowała w niego różdżką.
- Jesteś pewna, Granger?
- Tak, jestem pewna - syknęła zirytowana, po czym wypowiedziała pod nosem jakąś formułkę. Draco poczuł, że ból znika, a na jego miejsce pojawił się chłód. Rana przestała dawać o sobie znać. Kiwnął głową. Tylko tyle mógł zrobić.
- Nie ma za co - Hermiona odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem. Sama nie wiedziała, co właściwie zrobiła. Może po prostu miała dość widoku czyjegoś bólu?
***
                Draco siedział w swoim dormitorium na szczycie wieży i powoli doprowadzał do porządku wszystkie meble. Napadał szału, który miał tu miejsce, zdawał się być niezwykle odległym wspomnieniem. Zaklęciami naprawiał krzesła, sklejał lustro i wazon. Czuł się tak, jakby zbierał do kupy swoje życie. Nigdy by nie pomyślał, że wszystko potoczy się tak szybko. Gdy wybierał się z McGonagall na spotkanie Zakonu, nie przeszło mu przez głowę, że nagle wszystko zmieni obrót. Pokazali wszystko Granger, teraz wiedzieli już wszyscy. Nie był już śmierciożercą, nie było Mrocznego Znaku. Nadszedł czas na przygotowania do misji. Ale jak miał to robić? Jak miał przygotować się na spotkanie z przeszłością? Bał się wracać do tego po tak długim czasie. Zostały mu dwa miesiące. Jedyne co może zrobić to po prostu czekać.
***
                Hermiona siedziała na kanapie w pokoju wspólnym, a Harry obejmował ją ramieniem. Czuła się znowu jak podczas roku szkolnego. Znów miała przy sobie przyjaciela.
- Ufam ci, Harry. Nie będę robić więcej scen, przepraszam - jej głos był słaby i pełen skruchy.
- Hermiono, przecież wiem, że go... nie trawisz. Nie musisz niczego udawać - spojrzał Hermionie w oczy.
- Kiedy zobaczyłam przez co przechodziliście, przez co on przechodził... Jakoś przeżyję, Harry. Przecież wypełni misję i zniknie, prawda?
- Tak, prawda - Harry uśmiechnął się blado. Sam już nie wiedział czy Draco będzie w stanie zniknąć. Cieszył się jednak, że Hermiona w końcu dała za wygraną.
- Jak długo znosiłeś ten krzyk, Harry? - spytała nagle.
- Co? O czym ty mówisz?
- Jak długo tak cierpiał? Ta krew, wrzaski, szał... Ile to trwało?
- Spędziliśmy jedenaście miesięcy gdzieś na końcu świata. Tak okropnie wyglądało to przez pierwsze pięć miesięcy. Z początku był bliski śmierci, wykańczał się. Myślałem, że nie dam rady, wymięknę, ale obiecałem Dumbledorowi, musiałem to zrobić. McGonagall pomagała nam, ale wszystko i tak było na moich barkach. To ja wysłuchiwałem wszystkich tych krzyków nocami.
- Zmienił się? - to pytanie wyrwało się z ust Hermiony bezwiednie.
- Tak, Hermiono. Uwierz mi, że tak.
- Wiesz, że długo zajmie mi przyzwyczajenie się do tego faktu?
- Wiem. Nie martw się, dasz radę. Nie zamierzam nigdzie uciekać. Będę tu z tobą - uśmiechnął się, tak jak za dawnych czasów. Hermiona znów czuła się bezpieczna. Tylko gdzieś głęboko czuła dziwną niepewność. Czekały ją trudne miesiące. Gdzieś ponad jej głową, na szczycie wieży, siedział jej największy wróg, największa zagadka, największy problem. 

---
Rozdział dłuższy niż poprzednie. Jestem z niego nawet zadowolona :) Mam nadzieję, że wam też się spodoba. Następny za tydzień.