Rozdział miał być zupełnie inny. Pomysły mnie nawiedziły :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Inspiracje czerpałam z wielu rzeczy. Nawet nie jestem w stanie podać konkretów. Zapraszam do czytania. Rozdział krótki,ale bogaty! Nie zejdźcie na zawał :) Nie dałam rady sprawdzić błędów, więc się nie gniewajcie jak są jakieś literówki itp. Jutro postaram się to poprawić.
---
Draco
siedział w swoim dormitorium, popijając ognistą whiskey. Za oknem szalała burza
- dość niespotykane zjawisko o tej porze roku. Różnokolorowe liście tworzyły
wiry, tafla jeziora drżała, a drzewa uginały się lekko. Młody Malfoy wpatrywał
się jak zahipnotyzowany w ten obraz. Doskonale odzwierciedlał jego humor. Czuł
się tak, jakby pioruny uderzyły w jego czaszkę, jednocześnie uwalniając myśli,
wspomnienia. Draco zastanawiał się ciągle, dlaczego właśnie tak zareagował na
tego kretyna Weasleya. Chyba ten smutek w oczach Granger, gdy mówiła o zdradzie
przypomniał mu oczy matki. Właściwie wszystko ostatnimi czasy przypominało mu
dawne życie. Gdy w oczach Rudzielca przypartego do ściany ujrzał strach,
wróciły wspomnienia ze spotkań śmierciożerców. Takie same emocje targały
ludźmi, których kiedyś zabijał. Całe ciało drżało mu niesamowicie, gdy powracał
do tamtych wieczorów w Malfoy Manor. W ciemnym pomieszczeniu oświetlonym
jedynie świecami patrzył na śmierć w czystej postaci. Nawet ognista whiskey nie
była w stanie teraz pomóc.
Najbardziej dręczył
go jednak ten jeden obraz. Powracał od jakiegoś czasu ciągle tak samo silnie.
Leżąca na posadzce dziewczyna, pochylona nad nią Bellatrix, krew, mnóstwo krwi,
znak na ręku, łzy. Odkąd zobaczył napis na ręku Granger kilka dni temu, w
Dolinie Godryka, wspomnienie było jeszcze bardziej wyraźne. Wręcz słyszał krzyk
Hermiony, odbijający się głuchym, zabijającym echem. Zlewał się on z
fragmentami rozmów, jakie ostatnio przeprowadzali. Bolała go każda najmniejsza
komórka w ciele. Wiedział, że nie powinien tak dużo myśleć. Rana na
przedramieniu dawała o sobie znać, ale próbował to ignorować. Nagle usłyszał
donośny, silny grzmot. Szyba zadrżała w oknie. Draco zerwał się na równe nogi i
podbiegł do drzwi, prowadzących na balkon. Po chwili stał już na zewnątrz.
Krople deszczu rozbijały się na nim, wiatr targał ubraniem. Z trudem można było
dostrzec cokolwiek. Błonia tonęły w ciemności, którą rozświetlały raz po raz
blaski piorunów. Z każdą chwilą wicher się wzmagał. Draco wrócił do dormitorium
i walcząc z zawieruchą zamknął drzwi. Drżał z zimna, był przemoczony do suche
nitki. Kto by pomyślał, że kilka sekund wśród burzy może dokonać czegoś takiego
z człowiekiem? Ślizgon zaklęciem osuszył ubrania. Za jednym razem wychylił
szklankę whiskey, na nowo przywołując ciepło do ciała. Usiadł w fotelu i
zamknął oczy. Czuł się odrobinę lepiej. Teraz nękało go tylko i wyłącznie
wspomnienie z Granger, śmierciożercy zniknęli. Ukrył twarz w dłoniach, oddychał
spokojnie. Powoli odzyskiwał panowanie nad sobą.
Nagle usłyszał pukanie do drzwi, kilka delikatnych stuknięć.
Ucichły tak samo szybko, jak się pojawiły. Draco pomyślał, że może mu się
zdawało, zbyt dużo wypił. Po kilku sekundach rozległ się głuchy łoskot na
klatce schodowej. Ślizgon natychmiast zebrał się w sobie, wyciągnął różdżkę i
ruszył do drzwi. Otworzył je jednym szarpnięciem. Złapał się ściany, krew
zaczęła pulsować mu wściekle w żyłach. Na posadzce tuż przy progu siedziała
Hermiona. Zwijała się z bólu, trzymając się za ramię. Wokoło było pełno krwi.
-Granger,Granger! Słyszysz mnie?! - krzyknął, biorąc ją na
ręce. Nie zareagowała, spazmy rzucały jej ciałem. Doskonale zdawał sobie sprawę
z tego, co ją boli. Zbiegł po schodach, modląc się, żeby Potter jak najszybciej
zorientował się w sytuacji. Gruba Dama słysząc zamieszanie natychmiast
otworzyła przejście. Draco pędził korytarzem, ledwo wyrabiając się na
zakrętach. Nie widział niczego przed sobą, wszystko zamazywało się w szalonym
tempie. Czuł, że jej krew przesiąka jego koszulę. Z każdą chwilą stawała się
coraz lżejsza. Gdy w końcu dopadł do drzwi skrzydła szpitalnego zemdlała mu w
ramionach. Zaklął w myślach i kopniakiem otworzył dębowe wrota.
- Pani Pomfrey! Pani Pomfrey! - krzyczał na cały głos,
ciągle trzymając Hermionę. Zaspana pielęgniarka pojawiła się po kilku
sekundach. Zakryła usta dłonią, gdy zobaczyła stojącego na środku pomieszczenia
Dracona. Krew kapała na posadzkę, tworząc coraz większa plamę. Gryfonka
przelewała mu się przez drżące ręce.
Wszystko zaczęło toczyć się w zastraszającym tempie. Położył
ją na jednym z łóżek i rozdarł rękaw koszuli. Tak jak się domyślał, krew
sączyła się z napisu na jej ramieniu. Wyciągnął różdżkę i zaczął rzucać
zaklęcia przeciwbólowe, które okazały się nie działać. Próbował nie myśleć o
tym, co właśnie robi.
- Pani Pomfrey! Niech pani biegnie po profesor McGonagall! -
odwrócił się do przerażonej kobiety - Teraz! Już! - wrzasnął głośniej. Po
chwili usłyszał trzask zamykanych drzwi. Dotknął policzka Hermiony, który
okazał się być przeraźliwie lodowaty. Jej usta nabierały sinego koloru. W
głowie huczało mu mnóstwo myśli. Jak mógł się nie domyślić, że coś się
zapowiada? Ta burza, pioruny...
-Śmierciożercy - syknął Draco, biorąc Hermionę na ręce. Po
chwili siedział z nią na łóżku. Znów zaczęła krzyczeć z bólu. Trzymał ją mocno,
by niczego sobie nie zrobiła. Nagle do skrzydła wpadła przerażona McGonagall.
Zatrzymała się w pół kroku.
- Co się stało?! - krzyknęła, wyciągając różdżkę.
- W zamku nie jest bezpiecznie, pani profesor! - Draco
odsłonił broczący krwią napis na ręku Hermiony. Gryfonka znów zemdlała mu w
ramionach. W pomieszczeniu zapadła cisza. Po chwili rozdarł ją dźwięk
uderzającego w pobliżu pioruna.
***
- Macie jej pomóc! Teraz! Już! -
Draco stał na środku skrzydła szpitalnego. Nieznacznie udało mu się
przekrzyczeć wrzaski Hermiony. Zwijała się na łóżku tuż obok.
- Niech się pan uspokoi, panie
Malfoy! - McGonagall postawiła krok w stronę ślizgona.
- Uspokoi?! Wy chcecie ją zabić!
Męczy się już od kilku godzin, do cholery! - wrzasnął, kierując różdżkę w
stronę McGonagall.
- Musimy się dowiedzieć, kto
rzuca zaklęcia. Jeśli przerwiemy więź, nie uda nam się to!
- Pieprzycie głupoty! Zabijecie
ją! Wysłaliście Pottera po lekarstwo, ale wcale nie zamierzacie jej pomóc!
- Musimy się dowiedzieć...-
McGonagall nie zdołała skończyć. Malfoy podbiegł do niej i przyłożył swoją
różdżkę do jej serca.
- Nie jestem śmierciożercą, ale
jestem w stanie zabić - wycedził przez zęby, dokładnie akcentując każde słowo -
Macie jej pomóc! - wrzasnął. W tym samym momencie do skrzydła wpadł Harry.
Stanął jak wryty na widok mierzącego w dyrektorkę Dracona.
- Co ty robisz idioto?! -
krzyknął, zbliżając się do Malfoya.
- Nie chcą jej pomóc! Nie dadzą
jej żadnego lekarstwa! - krzyknął w odpowiedzi, nadal nie spuszczając wzroku z
McGonagall.
- Co ty wygadujesz!? - Harry
znalazł się przy nim.
- Niech mu pani powie! Mów! -
rzucił Draco w stronę McGonagall.
- Przepraszam, Potter. Musimy
wiedzieć, kto rzuca zaklęcie. Ona jest nam potrzebna - wyszeptała Minerwa. Nagle
wszyscy, prócz Hermiony ucichli. Za oknem wciąż szalała burza, Harry wpatrywał
się z niedowierzaniem w dyrektorkę. Mijały kolejne sekundy przepełnione
krzykiem bólu. Draco opuścił różdżkę, w kilku krokach znalazł się przy łóżku
Hermiony.
- Zapomnieliście, że mogę
pozwolić sobie na odrobinę więcej - syknął, po czym złapał gryfonkę za
nadgarstek. Teleportował się z delikatnym pstryknięciem.
***
Draco
siedział na podłodze, opierając głowę o ścianę. Wdychał chłodne powietrze,
próbując przyzwyczaić się do ciszy. Przerwał więź kilkanaście minut wcześniej.
Hermiona leżała na ogromnym, podwójnym łóżku kilka metrów od niego. Pozbył się
ogromnej ilości krwi z jej ubrania i podał jej eliksir usypiający. Wiedział, że
wkopał się tym razem nie na żarty. Właściwie był w pełni świadomy tego co robi,
ale było to cholernie niebezpieczne. Zabrał ją na kraniec świata, tam gdzie
nikt jej nie znajdzie. Skąd jednak może wiedzieć, co ją czeka? Był pewien, że
za tym krwawiącym znakiem stali śmierciożercy. Skrzywił się na wspomnienie krzyku Hermiony. Wciąż nie mógł uwierzyć w
to, co się stało. Wszystko potoczyło się tak szybko... Jaki był głupi, gdy ze
spokojem przypatrywał się burzy. Jak mógł nie skojarzyć faktów? Tak silne
zaklęcia zawsze wiązały się z podobnymi zjawiskami. Przecież to wszystko
wiedział. I dlaczego przyszła akurat pod jego pokój? Dlaczego nie poszła do
Pottera?
Draco zadawał sobie coraz więcej
pytań. Głowa bolała go niemiłosiernie. Po chwili wstał i wyszedł z pokoju.
Wiedział, że ma jeszcze dużo czasu do obudzenia się Granger. Zszedł więc na parter i wyszedł do
ogrodu. Decyzję o teleportacji w to miejsce podjął z zastraszającą szybkością,
nie przemyślał tego. Byli na Białym Klifie u wybrzeży Dover w Wielkiej Brytanii.
Był stąd świetny widok na Kanał La Manche. Draco przebywał tu nieraz w czasie
letnich przerw od szkoły. To był jedyny dom, w którym zawsze był sam, bez
rodziców. Nikt nigdy tu nie zginął, może dlatego wybrał to miejsce na kryjówkę.
Z resztą, okolica była piękna. Urwisko ciągnęło się daleko, aż po horyzont. Mewy latały wysoko nad wodą.
Trawa była soczyście zielona, niebo wręcz chorobliwie niebieskie. Draco
odwrócił się w stronę domu. Mały, utrzymany w wiejskim stylu domek był widoczny
jedynie dla przebywających na jego terenie. Od frontu wyłożony był kamieniami i
częściowo porośnięty gęstą roślinnością. Miał też drewniany, misternie zdobiony
ganek i imitujący strzechę, delikatnie zaokrąglony dach. Doskonale pasował do
otoczenia, jakby był z nim zrośnięty. Cała posiadłość ogrodzona była
pobielonym, kamiennym murem. W ogrodzie pachniało najróżniejszymi gatunkami
roślin. Mimo że odrobinę zaniedbany i zarośnięty, ogród robił wrażenie. Draco
stał jeszcze długo na usypanej ze żwiru ścieżce, po czym wrócił do domu.
Z szafki w kuchni wyciągnął kilka
eliksirów i ruszył na górę. Drzwi sypialni otworzyły się z delikatnym
skrzypnięciem. Hermiona leżała tak, jak ją zostawił. Wcale nie chciał jej
budzić. Wiedział, że będzie musiał wiele tłumaczyć. Zanim jednak zdołał dłużej
nad tym pomyśleć, jej powieki zaczęły drżeć. Otworzyła je po chwili. Gwałtownie
nabrała powietrza i wyprostowała się.
- Gdzie ja jestem? - szepnęła,
rozglądając się wokoło.
- Jesteś bezpieczna, spokojnie -
Draco wyciągnął buteleczkę z eliksirem wzmacniającym w jej stronę. Zignorowała
go i nerwowo zaczęła podciągać rękaw koszuli.
- Wszystko w porządku. Przyszłaś
w nocy do mojego pokoju. Byłaś cała we krwi. Zaniosłem cię do pani Pomfrey -
Draco powiedział wszystko na jednym wdechu.
- Co? - spytała nieprzytomnie,
opadając na poduszki.
- Wypij to, będzie ci lepiej -
znów wyciągnął flakonik w jej stronę. Zmrużyła podejrzliwie oczy, ale po chwili
wzięła od niego eliksir. Po kilku sekundach energia zaczęła wracać.
- Co się stało, do cholery?
Pamiętam wszystko jak przez mgłę - szepnęła.
- Tak jak już mówiłem...
Zaniosłem cię do skrzydła szpitalnego. Męczyłaś się kilka godzin. Potraktowali cię
na prawdę silnym zaklęciem.
- Ale... Pamiętam twój krzyk... -
powiedziała, łapiąc się za głowę. Draco zaklął w myślach.
- Nie chcieli ci pomóc, Granger. Wziąłem
sprawy w swoje ręce. Zabrałem cię tutaj i przerwałem więź - powiedział,
starając się unikać jej wzroku. Myślał, że wybuchnie, zacznie wrzeszczeć,
spróbuje uciec. Nic takiego się jednak nie stało. Leżała na poduszkach, patrząc
w sufit.
- Dobrze się czujesz? - spytał po
chwili.
- W porządku, Malfoy. Ja po
prostu... wszystko pamiętam. Pamiętam wszystko - powiedziała łamiącym się
głosem.
***
Hermiona
zeszła po schodach na drżących nogach. Czuła się fatalnie. Przedramię bolało ją
niesamowicie. Kierując się zapachem, dotarła do kuchni. Stanęła w progu, nie
mogąc uwierzyć w to, co widzi. Po pomieszczeniu kręcił się największy dupek
świata.
- Jak się czujesz? - Draco
odwrócił się do niej, trzymając w ręku patelnię. Nie uzyskał odpowiedzi.
Hermiona zaniosła się śmiechem, który po chwili przeszedł w kaszel. Opadła na
jedno z krzeseł przy barku i powoli się uspokoiła.
- Bywało lepiej - powiedziała w końcu.
- Wyjdź na świeże powietrze, to
zawsze pomaga.
- Skąd wiesz?
- Też miałem podobno świństwo na
ramieniu - powiedział, pokazując na jej rękę. Kiwnęła głową i wstała. Po chwili
trzasnęły drzwi do ogrodu. Draco śmiał się pod nosem. Liczył kolejne sekundy.
Pięć,dziesięć, piętnaście... Po chwili znów wpadła do kuchni.
- Gdzie my jesteśmy!? -
wrzasnęła.
- Nie krzycz tak! Jesteśmy w
Dover - odpowiedział spokojnie.
- Wywiozłeś mnie na Białe Klify,
psychopato - powiedziała głosem o sile kilku decybeli za dużo.
- Nie przeginaj. Powinnaś mi
dziękować - Draco powoli tracił cierpliwość.
- Za co?!
- Za to, że nie zwijasz się z
bólu w skrzydle szpitalnym - syknął, po czym odwrócił się do niej plecami. Po
chwili znów trzasnęły drzwi.
***
Siedziała
na ławce w ogrodzie od dobrej godziny. Miała ochotę rzucić na siebie Obliviate. Wspomnienie niesamowitego
bólu było niezwykle żywe. Pamiętała niemal każdą sekundę wczorajszej nocy. Od
momentu, w którym poczuła ból w przedramieniu, przez wspinaczkę po schodach,
pukanie do drzwi Malfoya, jego minę, gdy je otworzył, uczucie, gdy dotknął jej
obolałego ciała, bieg korytarzem. Później na chwilę obraz się urywał. Powracał
znów, gdy Malfoy trzymał ją w ramionach, powstrzymując wstrząsające nią spazmy.
Pamiętała też każde słowo McGonagall. To ostatnie było najgorsze. Nie mogła
uwierzyć w to, że dyrektorka pozwalała jej cierpieć. To było niedorzeczne,
niemożliwe. Z resztą to, co teraz przeżywała też było abstrakcją. Była na
gdzieś na końcu świata z Draconem Malfoyem. Draconem Malfoyem, z którym zawarła
rozejm. Draconem Malfoyem, który ją uratował. Draconem Malfoyem, który z nią
uciekł. Draconem Malfoyem, który zna tak piękne miejsca jak to... Tak, Hermiona
zakochała się od razu w Białym Klifie. Gdy tylko wyszła na ganek, ogarnęło ją
niesamowite uczucie. Woda po sam horyzont, ogród zlewający się z nią samą.
Czuła się tak, jakby trafiła do równoległego świata. Nie mogła zamknąć oczu.
Siedziała na ławce i chłonęła każdy widok. Nie zdawała sobie sprawy, że ktoś ją
obserwuje.
***
Draco
patrzył na nią, próbując odczytać to, o czym myśli. Mimo że, słońce świeciło
mocno czuł się tak, jakby zapadła noc. Wiedział, że gdyby teraz się odwróciła,
w jego oczach odnalazłaby tylko i wyłącznie strach. Pierwszy raz od dłuższego
nie wiedział co robić. Ziemia trzęsła mu się pod nogami. Wiedział jedno -
będzie musiał tu teraz tkwić, tkwić razem z nią. Byli w niebezpieczeństwie. Jego
misja się zaczęła. Nie było już dwóch miesięcy na przygotowania.
super , super, super , zajebiście! :D chcę więcej! ;P
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! Ze zniecierpliwieniem wyczekuję następnego:D
OdpowiedzUsuńZajebiście ♥ Czekam na nexta ♥
OdpowiedzUsuńChyba istnieje tylko jedno słowo opisujące ten fantastyczny rozdział, a mianowicie: ekscytujący. Naprawdę jestem przekonana,że posiadasz ten niezwykły dar opisywania ludzkich uczuć.
OdpowiedzUsuńCzytając tą notkę niemal czułam jak rośnie mi ciśnienie.
Podobała mi się błyskawiczna reakcja Malfoya w udzieleniu Granger pomocy,zapewne to iż sam męczy się z podobną raną spowodowała iż był w stanie postawić się w sytuacji gryfonki oraz podjąć prawidłową decyzje. Zawiodła mnie natomiast bierność w zachowaniu McGonagall,
zwłaszcza iż była świadkiem cierpienia Hermiony.
Cóż podsumowując był to naprawdę genialny rozdział i już wyczekuje następnego:)
Pozdrawiam
Orchidea
Miałaś naprawdę znakomity pomysł na ten rozdział.
OdpowiedzUsuńAkcja opowiadania nabrała tempa. Potrafisz mnie zaskoczyć każdym kolejnym rozdziałem, choć powinnam już się do tego przyzwyczaić.
Umiejscowienie Hermiony i Dracona w jednym miejscu i skazanie tylko i wyłącznie na swoje towarzystwo było strzałem w dziesiątke.
Teraz już nie będą mieli wyjścia i siłą rzeczy poznają się lepiej.
Ciekawa tylko jestem jak długo będą przebywać nabiałym klifie.
Ah, już nie mogę doczekać się nowej notki:)
Pozdrawiam
Sylwia
Cudowny rozdział! zyczę Ci dużo weny dalsze tak dobre rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Blanka
Wow! jestem pod wrażeniem! Czytając ten rozdział miałam wrażenie,że serce wyskoczy mi z piersi, naprawdę masz talent w budowaniu napięcia. Czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ka$ka
Świetny rozdział, dodaj szybko następny, chcę wiedzieć co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńSuper! czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu piękny.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem możesz być z niego dumna.
Nie spodziewałam się po Minevrze, że będzie chciała tak wykorzystać Hermione.
To przecież nie ludzkie.
Dobrze że Draco przerwał te więź i zabrał ją w bezpieczne miejsce.
dzięki temu uratował jej życie i oszczędził cierpienia.
No i sama Hermiona w końcu uświadomiła sobie że go kocha.
Czy mu powie?
I sama zadaje sobie pytanie czemu poszła wtedy do Dracona?
Aj niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
dziękuje że mnie powiadomiłaś.
Muszę cię zmartwić,ale chyba musiałaś coś źle przeczytać. Hermiona nic nie wspomina o miłości do Draco. Na takie momenty trzeba jeszcze poczekać.
UsuńZaskakujące w jakim stopniu postacie się zmieniły. Co do Rona, to jestem przyzwyczajona, ale po McGonagall się tego nie spodziewałam. Przecież Hermiona mogła umrzeć. Dobrze, że Draco w porę zainterweniował. Piszesz tak płynnie i wszystko jest poukładane. Zauważyłam, że przykładasz też więcej wagi na opisy otoczenia. Genielanie.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Bardzo lubię opisywać naturę itd.
Usuńpiękne :D
OdpowiedzUsuńŁał! I chyba tylko na tyle mnie teraz stać :) zachwiciło mnie, że aż nie wiem co napisać
OdpowiedzUsuńmm
Zaskoczyło mnie, że McGonagall nie chciała od razu ulżyć Hermionie. Na szczęście Draco przejął się tym co przeżywała. Rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, co mnie bardziej zaszokowała, czy to, że nikt oprócz Draco nie pomógł Hermionie, czy to, że Harry pozwalał by jego przyjaciółka omal nie wykrwawiła się na smeric, czy McGonagall ze swoim durnym tekstem.
OdpowiedzUsuńA więc teraz Hermiona i Draco będą razem mieszkali i to jeszcze w tak pięknym miejscu? Zazdroszczę :D