wtorek, 31 maja 2016

Miniaturka XVI część I - Prośba

Hej!

Przyznaję, że ostatnie tygodnie wymknęły mi się spod kontroli. Po maturze zajęłam się tyloma sprawami, że blog zszedł na drugi plan. Starałam się pisać, ale niewiele czasu pozostawało między wszystkimi zajęciami dnia codziennego. Nadal pracuję nad opowiadaniem ,,Lato w Devon". Chyba pisanie w optymistycznym stylu nie należy do moich dobrych stron, więc to może jeszcze trochę potrwać.

Tymczasem zaczęłam pisać tę miniaturkę. Będzie pojawiać się w częściach, bo chyba wyjdzie z tego coś dłuższego niż dotychczas. Ten motyw ciągnął się za mną od dawna i chociaż wiem, że w niektórych miniaturkach już się pojawiał, bardzo chciałam go rozwinąć. A więc jest. Mam nadzieję, że nie jesteście źli za tak długą ciszę! Następną część postaram się opublikować wkrótce.

Pozdrawiam,
Edge

***

Wyglądała na zmęczoną, gdy tamtej nocy Snape wezwał nas do swojego pokoju na poddaszu Nory. Było już dobrze po północy, dom ogarniała kompletna ciemność, z której Granger wyłoniła się niespodziewanie tuż przede mną. Nie odezwała się, mimo że prawie zderzyliśmy się w korytarzu. Jej oczy zdawały się być opuchnięte od płaczu, a idąc za nią po schodach mogłem dosłyszeć jej ciężki i urywany oddech. Nie zapytała dlaczego właśnie my znaleźliśmy się przed drzwiami Snape'a w środku nocy. Żadna złośliwa uwaga nie opuściła jej ust, kiedy weszliśmy do środka. Mogłem dostrzec tylko zrezygnowanie, gdy usiadła na wskazanym miejscu. Z niepokojem obserwowałem jej zachowanie, nie tylko ze względu na to, że zawsze odznaczała się większą odwagą, a także przez to, że musiałem mieć z tym coś wspólnego. Z ciężkim sercem usiadłem na krześle. Snape zamknął za nami drzwi. Drgnąłem, gdy przekręcił klucz w zamku.

- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałem, opierając łokcie na kolanach. Mimo kilku godzin snu, głowa ciążyła mi na rękach. Granger poruszyła się nerwowo, gdy spojrzałem w jej stronę. Zacisnęła usta i odwróciła wzrok.

- Zaszły pewne zmiany w naszym planie...

- Planie?

Mój umysł momentalnie zaczął się rozbudzać. Kiedy w grę wchodziła strategia, całe zmęczenie znikało na rzecz skupienia. Skoro siedziałem w zamkniętym pokoju Snape'a, chodziło o tajemnicę Zakonu. Czy chcieli wtajemniczyć mnie w coś, czego nie mogłem wiedzieć do tej pory? Dlaczego byliśmy tam jednak zupełnie sami?

- Nadal szukają Hermiony. Złamali ostatnie zaklęcie ochronne, obserwują Norę i Grimmauld Place. Potrzebujemy pomocy.

Z każdym kolejnym słowem Snape'a Granger coraz głębiej zapadała się w fotel, uciekając przed moim wzrokiem. Musiała wiedzieć zanim tu przyszliśmy, stąd ten bijący od niej niepokój. Dlaczego nie mogła mi powiedzieć?

Przetarłem twarz dłońmi, starając się stłumić frustrację. Ukrywaliśmy Granger od ponad pół roku, przenosząc się w różne miejsca niemal co miesiąc, czasami częściej. Zazwyczaj towarzyszył jej Snape, od kiedy Potter i Weasley zajmowali się wyłapywaniem śmierciożerców i zamykaniem ich w Azkabanie. Walczyliśmy na kilku frontach, ratując Granger od śmierci z rąk niedobitków z armii Voldemorta i starając się jednocześnie zastawiać pułapki. Uciekaliśmy, w tym samym czasie próbując wygrać. Śmierciożercy nie zamierzali łatwo odpuścić swojej zemsty na mugolakach i chociaż Zakon Feniksa otrzymał po wojnie wsparcie Ministerstwa Magii i rzeszy aurorów, wyłapanie ich wszystkich graniczyło z niemożliwością.

- Co mogę zrobić?

Jej wzrok przeniósł się na moje splecione dłonie. Jeszcze rok temu nie zaproponowałbym swojego wsparcia. Jeszcze rok temu nie pomyślałbym o przebywaniu z tą dziewczyną w jednym pomieszczeniu. Kiedy Śmierciożercom udało się ją złapać zaraz po wojnie, jako pierwszą mugolaczkę na liście i niezwykle cenną zakładniczkę, byłem pierwszą osobą, która zobaczyła ją po akcji odbicia przeprowadzonej przez Zakon. Leżała na podłodze, między życiem a śmiercią, poraniona i wykończona. Blizny na jej szyi wciąż przypominały mi tamtą krótką chwilę współczucia, gdy niosłem jej zmaltretowane ciało przez dom, w którym ją przetrzymywali. Snape wymordował każdego czarodzieja przebywającego tam tej strasznej nocy. To wtedy rozpoczął się ten dziwnego rodzaju pokój między mną a Granger.

- Proszę o wiele... - zaczął Snape, intensywnie wpatrując się we mnie. Granger nerwowo wypuściła powietrze, splatając dłonie pod kolanami.

- O co prosisz, Snape? - wysyczałem powoli przez zęby, tracąc cierpliwość. Od kiedy zacząłem z nimi współpracować, nikt nie poprosił mnie o przysługę. Tutaj nie było miejsca na prośby. Zadanie mogło pojawić się w środku nocy, było przekazywane i nie istniała jakakolwiek dyskusja. Tym razem miało być inaczej, a przynajmniej tak mogłem wnioskować po słowach Snape'a. Głos w tyle mojej głowy przypomniał mi jednak, że pewnych próśb nie można odrzucić.

- Chcą rzucić na nas wzmocnione zaklęcie małżeńskie.

Szept Granger był ledwie dosłyszalny, łamiący się i niepewny. Gdy zamilkła, przez dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza. Próbowałem wyprzeć jej słowa, czekałem, aż oboje się roześmieją, ale nic takiego nie nastąpiło.

- Słucham?! -  wybuchłem, unosząc się z krzesła. Twarz Granger stała się czerwona. Zdołałem zauważyć pierwszą łzę na jej policzku zanim zasłoniła się dłońmi.

- Tylko tak możemy ich przechytrzyć. Nie będą wiedzieli gdzie jest, kiedy was połączymy.

Miałem ochotę przysłonić uszy, pozbyć się tych dźwięków i tych niedorzecznych słów. Powietrze wokół mnie stało się gęstsze, niemal duszne. Snape usiadł na brzegu swojego biurka, obserwując mnie bez słowa. Teraz wiedziałem już skąd ta rozmowa za zamkniętymi drzwiami. To była prośba nie do odrzucenia. Prośba, która nie była zaproszeniem do współpracy, czy zapytaniem.

- O czym ty kurwa mówisz, Snape?! - wrzasnąłem, zbliżając się do Severusa na tyle blisko, by poczuć jego nerwowy oddech. Odsunął się, gdy chwyciłem przód jego szaty. W jego oczach widziałem wahanie, jakby powstrzymywał się przed odepchnięciem mnie. Puściłem go po dłuższej chwili. Szloch Granger przywrócił mnie do rzeczywistości, do teraz klaustrofobicznego pokoju, z którego chciałem uciec.

- To nie byłoby zwykłe małżeństwo. Mocne zaklęcie łączące, ochraniające ją przed namiarem.

- Chyba żartujesz! - spróbowałem po raz kolejny obrócić tę sytuację w niebyt. Może gdybym się uszczypnął, okazałoby się, że nadal śpię?

- Nie możemy połączyć jej z kimś innym. Tylko ty możesz zapewnić jej bezpieczeństwo.

- Ja?

Zdałem sobie sprawę, że zachowujemy się, jakby Granger była nieobecna. Skuliła się na fotelu, zasłaniając twarz i drżąc pod wpływem płaczu. Snape na dłużej zawiesił na niej wzrok, westchnął i po chwili odwrócił się w jej stronę. Patrzyłem niczym zahipnotyzowany na jego dłoń gładzącą jej plecy.

- Hermiona... - ton jego głosu zbił mnie z tropu. Czy właśnie zwrócił się do niej delikatnie? Może czule? Opadłem na krzesło, klnąc pod nosem najgorsze przekleństwa jakie mogły przyjść mi do głowy w takim stanie.

- Dlaczego ja, Snape? - powtórzyłem, już nieco spokojniej niż wcześniej.

- Zaklęcie musi być podtrzymywane tutaj - Snape dotknął palcem boku swojej głowy. Stanął za fotelem, na którym wciąż kuliła się Granger. Jego twarz zdradzała niewiele poza bólem i niepokojem.

- Kurwa...

Granger zaniosła się płaczem jeszcze głośniej. Przez chwilę miałem ochotę zapytać o jej zdanie. Zauważając, jak zasłania usta dłonią, zdałem sobie sprawę, że miała niewiele do powiedzenia. Chodziło o jej życie i cokolwiek mogła zrobić, należało spróbować, nawet za cenę jej godności.

- Weasley nie poradzi sobie z takim ciężarem. Poza tym skutki uboczne...

- Skutki uboczne? - powtórzyłem, wpatrując się nieprzytomnie w podłogę. Zaczynała boleć mnie głowa, czy to przez wzrastające ciśnienie, czy nadmiar stresu.

- Nie można ich dokładnie przewidzieć. Możesz odczuwać rzeczy, których nie będzie można wyjaśnić. Możesz się zbliżyć...

- Zbliżyć? - mamroczę, rozważając sens tego słowa w każdy możliwy sposób.

- Zbliżyć bardziej niż byś chciał. Niż oboje byście chcieli.

Napotkałem wzrok Snape'a, gwałtownie unosząc głowę. W jego oczach zobaczyłem odpowiedź na pytanie, które chciałem zadać.

- Granger, zostaw nas samych - zażądałem, nawet nie patrząc w jej stronę. Pociągnęła nosem i uniosła się z fotela. Snape odprowadził ją do drzwi. Nie byłem w stanie dosłyszeć, co do niej szeptał, ale skinienie jego głowy miało zapewne ją uspokoić.

- Napijesz się czegoś? - zapytał, wracając do mnie.

- Jeszcze pytasz... - westchnąłem, śledząc każdy jego krok po pokoju. Wyciągnął dwie szklanki i butelkę whiskey z otwartego kufra przy łóżku.

- Co o tym myślisz? - odezwał się, gdy pierwszy łyk alkoholu spłynął w dół mojego gardła.

- Nie wiem co myśleć. Nie ma żadnej innej opcji?

Snape usiadł naprzeciwko mnie i pociągnął spory łyk ze szklanki. Wyglądał na zrezygnowanego i zmęczonego. Ile czasu spędzał na rozwiązywaniu tego problemu? Jak wiele zaangażował w ochronę życia Granger? Opróżniłem szklankę, starając się uciec od tych myśli. Każdy z nas zainwestował w ostatnim czasie mnóstwo energii i emocji w działania Zakonu.

- Zaczęli dobierać się do jej umysłu. Któryś z nich posługuje się zaawansowaną leglimencją...

- Co? - przerwałem mu, odstawiając szklankę - Dlaczego o tym nie wiemy?

- Zaczęło się kilka tygodni temu. Przyjęli nową strategię. Jeśli oni jej nie zabiją, ona zabije się sama przez to, jak wypiorą jej mózg - odpowiedział, wreszcie nie oszczędzając mnie w żadnym stopniu. Przez chwilę siedziałem wpatrując się we własne dłonie. Do głowy przychodziły mi tylko przekleństwa.

- Dlatego ostatnio z nami nie rozmawia? I śpi...

- Śpi w pokoju obok - dokończył za mnie, wskazując na drzwi, które prowadziły do jej sypialni. Nikt nie zapytał o opuszczony pokój, w którym przestała sypiać. Wieczorami wspinała się za Snapem na poddasze i żadne z nas nie miało odwagi niczego sugerować.

- Próbowała się zabić?

- Jeszcze nie, ale jeśli to będzie się ciągnąć, spróbuje. Na tym polega leglimencja, której używają. Bardzo silna czarna magia.

Odchyliłem głowę, starając się jak najszybciej przeanalizować słowa Snape'a. Zachowanie Granger w przeciągu ostatnich kilku tygodni rzeczywiście nie należało do najnormalniejszych. Zaszywała się na całe dnie w którymś z pokoi, nie brała udziału w zebraniach, ani nie odzywała się, gdy o coś ją pytano. Być może zaczęła wycofywać się pod naporem świadomości tego, jakim ciężarem stała się z chwilą śmierci Voldemorta. Zemsta skupiała się na niej jako na mugolaczce, przyjaciółce Pottera, a więc na ogniwie, dzięki któremu można było zranić najgłębiej i najbardziej spektakularnie.

- Stąd zaklęcie małżeńskie? Kontrast między czarną a białą magią? - spytałem, poprawiając się na krześle.

- Właśnie dlatego pomyślałem o tobie... - szepnął Snape, jakby chwaląc samego siebie za tę decyzję.

- Jak to?

- Domyśliłeś się, że chodzi o równowagę. Jesteś silniejszy niż Weasley czy którykolwiek z nich - wskazał ręką w stronę drzwi, ogarniając w ten sposób całą Norę, być może cały Zakon. Gdyby nie okoliczności, mógłbym poczuć się doceniony, ale za zamkniętymi drzwiami tego rodzaju wyznania nie miały sensu.

- Nie zamydlaj mi oczu, Snape. Na czym polega zaklęcia? - spytałem, pochylając się w jego stronę, jakby ktoś mógł nas usłyszeć.

- Z pozoru zwyczajne małżeństwo, ale Ministerstwo nie zarejestruje go, nie potwierdzi. Tak jakbyście byli połączeni, ale bez wiedzy władz.

- To nielegalne?

- Skonsultowane z Shackelbotem - sprecyzował, posyłając mi coś na kształt uśmiechu.

- Co poza tym? Przecież wiem, że to nie wszystko - odparłem, nie odpowiadając na jego starania złagodzenia sytuacji. Jeśli sądził, że zgodzę się w przeciągu kilku godzin, mylił się.

- Dzięki zaklęciu nie będzie miała na sobie namiaru. Będziecie jakby... jedną osobą. Będziesz w stanie zahamować ataki leglimencji...

- Jak, skoro ty nie możesz ich zatrzymać?

Snape westchnął, najwyraźniej znużony wyjaśnieniami. Jak długo przekonywał Granger zanim zgodziła się na to szaleństwo?

- Będziecie małżeństwem. Nawet jeśli nie wiążą was żadne... uczucia, będziesz w stanie na nią wpłynąć - odparł, nieco zażenowany własnymi słowami.

- A ona na mnie - wywnioskowałem.

- Tak, ona na ciebie. Ale dzięki temu zyskamy czas, nareszcie będzie mogła nam pomóc w akcjach. Szanse przejdą na naszą stronę.

- Jaką cenę trzeba zapłacić?

- Zaklęcie może wymknąć się spod kontroli. Jeśli podczas ataku twój umysł się podda, wciągną i ciebie. Wtedy będziecie musieli uciekać oboje.

- Podczas ataku? Będę musiał z nią przebywać?

- Jak najczęściej - odpowiedział, cofając się lekko na krześle. Gdyby nie to, że dochodziła już niemal pierwsza w nocy, rzuciłbym się na niego przez biurko. Chociaż jego wina w całym tym gównie była ograniczona, moja złość nie miała innego ujścia.

- Jasna cholera... - mruknąłem sam do siebie, zaciskając pięści i walcząc z chęcią ucieczki.

- Jest coś jeszcze.

- Co takiego?

- Jeśli chodzi o kontrolę zaklęcia, jest jeszcze jeden wariant. Jeśli masz lub kiedykolwiek będziesz miał jakieś zamiary wobec Hermiony, zaklęcie wydobędzie to uczucie, spotęguje je. Jeśli okażesz słabość, wciągniesz się w to emocjonalnie...

- Wiesz, że nie ma takiej opcji?

- To drugi powód, dla którego wybór padł na ciebie - stwierdził, tym razem nawet nie próbując walczyć z ponurym wyrazem twarzy.

- Czyli nie obchodzi cię to, że jeśli jestem za słaby, śmierciożercy wypiorą mi mózg, wciągną to gówno?

- Miejmy nadzieję, że żadna z tych rzeczy nie będzie miała miejsca.

- Co jeśli się nie zgodzę? Masz plan awaryjny, Snape? - prychnąłem, odchylając się na oparcie krzesła. Nie wiedziałem czy to moja chęć pogrywania z nim, czy strach przed tym zadaniem, powodowały, że nie potrafiłem nawet pomyśleć o natychmiastowej zgodzie.

- Nie ma planu awaryjnego, Draco. Jeśli się nie zgodzisz, ona umrze lub my wszyscy umrzemy. Hermiona Granger to nasza ostatnia nadzieja. Wiedzą, że jej ciało niewiele znaczy w tej sytuacji. Wiedzą, że to umysł jest kluczem. Jeśli zabiorą jej umysł, nie uda nam się.

*
Tamtej nocy pozostawiłem Snape’a bez jednoznacznej odpowiedzi. Zatrzaskując drzwi jego pokoju odciąłem się od decyzji, którą musiałem wkrótce podjąć. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach przez ostatnie godziny. Myśl przychodziła za myślą, nie dając mi spokoju. Wróciłem do swojej sypialni, by wypić w samotności zastraszające ilości alkoholu. Tylko to mogło mnie w tamtej chwili uspokoić, a co najważniejsze, uśpić. Obudziłem się dopiero późnym popołudniem z okropnym bólem głowy i gardłem wyschniętym na popiół. Gdyby nie pukanie do drzwi, leżałbym wpatrzony w sufit do końca dnia.

- Malfoy, czekamy na ciebie na dole – oznajmił znajomy głos. Uniosłem głowę z poduszki, przypatrując się rudej czuprynie wetkniętej między framugę a drzwi.

- Spieprzaj, George… - mruknąłem, odwracając się do niego plecami, manifestując ogólną niechęć do współpracy. Sądziłem, że się roześmieje, ale tego ranka nic nie miało pójść po mojej myśli.

- Wstawaj!

Szarpnął za kołdrę, zrzucając na podłogę puste butelki. Jedna z nich roztrzaskała się tuż przy jego stopach. Druga potoczyła się powoli aż do drzwi.

- Kurwa. Piłeś? – wrzasnął, wyciągając mnie z łóżka. Nie obchodziło go to, że wyląduję na odłamkach szkła. Zebrałem się z podłogi, klnąc i rozcierając obolałe części ciała. Pierwszy raz widziałem George’a w takim stanie. Wściekłość zalewała jego twarz, a nerwowe ruchy sprawiały, że nie przypominał energicznego i irytującego bliźniaka, który zazwyczaj kręcił się po Norze z niepokojącym uśmiechem na ustach.

- Zamknij się. Głowa mi pęka – warknąłem, ściągając brudne ubranie, które towarzyszyło mi przez całą noc i, na co wskazywało słońce za oknem, większość popołudnia.

- Ubieraj się i złaź na dół – odparł chłodno, po czym wyjął różdżkę i posprzątał szkło zaklęciem. Skinąłem głową, nie będąc w stanie zrobić nic więcej. Huczało mi w uszach, gdy pochyliłem się, by wsunąć buty na nogi.

- George! – zawołałem, wciągając przez głowę świeżą koszulkę. Odwrócił się z dłonią na klamce - Co się stało? – spytałem, zabierając różdżkę i wtykając ją do kieszeni jeansów. Zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów i zacisnął pięści.


- Hermiona – odpowiedział, a ból w mojej głowie nasilił się do granic możliwości. Zbiegliśmy na dół w sam środek chaosu. Wszyscy domownicy zebrali się w salonie, tuż przy drzwiach prowadzących do kuchni.