sobota, 30 listopada 2013

Miniaturka III - Lose myself

           Przychodzę do Was z kolejną miniaturką. Ankieta zadecydowała, że jest ona wesoła. Napisałam ją jakiś czas temu, inspirując się jedną piosenką. Szykuję jeszcze kilka takich one shotów, których podstawą będzie muzyka. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Następna miniaturka będzie już nieco bardziej moja, bo trochę smutna, ale myślę, że też się spodoba. Jest też o wiele dłuższa, niż ta. Postaram się napisać coś optymistycznego w niedalekiej przyszłości. Nie martwcie się. 
            Jest jedna, bardzo ważna sprawa, o której muszę Was zawiadomić. Dostałam się do bardzo prestiżowego programu stypendialnego. Czasu mam jeszcze mniej niż zazwyczaj. Niemal wszystkie soboty zajęte przez szkolenia. Dziś siedziałam w biurze od dziesiątej do szesnastej. Nie jest kolorowo. Czasu na pisanie brak. Czasu na naukę brak. Czasu na czytanie brak. Muszę to wszystko jakoś zorganizować. Nie wiem jak, ale muszę. Nie chcę zostawiać pisania. Zastanawiam się nad kilkoma opcjami. Dam Wam znać, gdy zadecyduję.
           Chciałabym Wam podziękować za komentarze pod poprzednim postem. Dziękuję Wam za takie wsparcie. Przepraszam, że nie mogę odpisać na każdy komentarz. Tak bardzo bym chciała. 
Jeśli macie do mnie jakiekolwiek pytania, zajrzyjcie na mojego aska. Staram się odpowiadać w miarę szybko i sprawnie. www.ask.fm/edgeblue
***
Myśląc o wszystkich ludziach, miejscach i rzeczach, które kochałem

             Nie pamiętałem już, dlaczego pozwoliłem jej zaciągnąć się do tego klubu. Zbyt duża dawka alkoholu mąciła mi w głowie, głośna muzyka wdzierała się do umysłu. Siedziałem przy barze już dłuższy czas. W towarzystwie ognistej whiskey, palącej gardło. Czułem czyjś wzrok na plecach. Wiedziałem czyj, ale nie zamierzałem się odwracać. Czekałem. Gdyby nie wiszący nad moją głową zegar, mógłbym stwierdzić, że minęły wieki, zanim jej dłonie spoczęły na moich ramionach. Zamknąłem oczy, gdy przesunęła palcami po linii mojego kręgosłupa.

- Chodź do mnie, Malfoy - powiedziała, a ja wiedziałem, że musiała wspiąć się na palce, by sięgnąć ustami mojego ucha. Byłem niewzruszony. Po raz kolejny przysunąłem szklankę do warg, ignorując bliskość czyjegoś ciała przy swoim.

- Zostaw to - wyszarpnęła mi alkohol, nie roniąc przy tym ani kropli. Mocno zacisnąłem usta, po czym odwróciłem się na barowym krześle. Granger stała tuż przede mną, a nawet zbyt blisko mnie. Miała rozpalone policzki, a jej ciemne, długie włosy nie były ułożone tak idealnie jak przed wyjściem. 

- Przestań tak na mnie patrzeć - wyczytałem słowa z ruchu jej warg. To jak bardzo się na nich skupiłem dotarło do mnie dopiero po chwili.

- Jak? - uniosłem brew, sięgając po szklankę, która wciąż tkwiła w jej dłoni. Mogłem spodziewać się tego, że nie uda mi się jej zwieść.

- Tak! - odparła, nagle przechylając szkło. Bursztynowy trunek wylał się na jej białą, lekką bluzkę. Materiał oblepił jej ciało, a pojedyncze krople płynęły po opalonej skórze. Spojrzała na mnie z nieukrywaną satysfakcją.

- Zgłoś się do mnie, jak wyzdrowiejesz, wariatko - spróbowałem się odwrócić, ale jej drobna dłoń spoczęła na moim kolanie. 

- Chodź ze mną, Malfoy. Nie daj się prosić - przeciągała każdą sylabę, powoli zbliżając twarz do mojej. Udało mi się zwrócić wzrok w inną stronę. Na krótko. Brutalnie zmusiła mnie, bym na nią spojrzał. Czekoladowe tęczówki wyglądały w tym słabym oświetleniu na jeszcze ciemniejsze, niż w rzeczywistości.

- Chodź albo... - zaczęła, a jej usta znalazły się zdecydowanie zbyt blisko moich. 

- Albo? - spytałem, nagle obniżając krzesło, na którym siedziałem. Dzięki temu jej twarz znalazła się naprzeciw mojej. Nie musiała stać na palcach, by mnie dosięgnąć.

- Albo zaproszę cię na tortury - powiedziała, po czym jej wargi na krótko dotknęły moich. Był to ułamek sekundy. Czas zbyt mały do określenia. Odsunęła się i jak gdyby nigdy nic odeszła, nie oglądając się za siebie. Tłum tańczących na parkiecie pochłonął jej sylwetkę. Nie zdążyłem zapamiętać smaku jej ust, choć chciałem tego całym sobą. Musiałem ją znaleźć. Taki był jej niecny plan. Zamówiłem jeszcze jedną whiskey i wychyliłem ją za jednym razem. Później zeskoczyłem z krzesła, rozpinając jeden guzik czarnej koszuli. Ruszyłem na polowanie, rozglądając się wokoło. Klubowe światła ograniczały moje pole widzenia. Lasery skakały mi do oczu, roześmiane twarze bawiących się ludzi zlewały się w jedno. Jak miałem odnaleźć tę jedną osobę wśród takiego tłumu?

                Musiałem przyznać, że nienawidziłem Granger. Za to, jaka była. Za to, jak uwielbiała się wymądrzać i za to, jak potrafiła ze mną grać. Za to, jak bezczelnie mnie ignorowała oraz za to, że codziennie mnie kusiła. Za to, że potrafiła mnie zaskoczyć, chociaż uważałem cały świat za przewidywalny. Nienawidziłem jak ostentacyjnie poruszała przy mnie biodrami. Jak pochylała się w moją stronę przy rozmowie. Jak pachniała i jak się uśmiechała. Nienawidziłem spokoju na jej twarzy, gdy zasypiała. Nienawidziłem tego, że nigdy nie dowiedziała się, że obserwuję ją, gdy śpi. Nienawidziłem piegów na jej skórze, wesołych iskier w oczach. Dźwięcznego, uroczego śmiechu, który sprawiał, że sam się uśmiechałem. Tego, jak szturchała mnie w przypływie złości. Tego, jak potrafiła się rządzić i jak bardzo przewróciła mój świat do góry nogami. A co najważniejsze, nienawidziłem samego siebie za to wszystko, co czułem do niej.

             Przez potok moich myśli przedarły się słowa piosenki. Jej piosenki. Tej, którą śpiewała pod prysznicem, gdy sądziła, że nikt nie słyszy. I stared up at the sun. Thought of all the people, places and things I've loved. Zobaczyłem ją kilka sekund później. Na środku parkietu. W kręgu bladego światła reflektorów. I stared up just to see. All of the faces, you were the one next to me. Miała zamknięte oczy i wysoko uniesione ręce. Kręciła się wokół własnej osi, krzycząc słowa piosenki. If I lose myself tonight. It'll be by your side. I lose myself tonight. Podszedłem do niej powoli i ostrożnie, ale wyczuła moją obecność niemal natychmiast. Zarzuciła mi dłonie na szyję, nieprzerwanie wrzeszcząc i podskakując w rytm muzyki. Ktoś z tłumu podał nam otwartą butelkę ognistej. Ona złapała ją pierwsza, po czym przysunęła do ust. Nie przejmowała się tym, że alkohol cieknie jej po brodzie i kapie na dekolt. If I lose myself tonight. It'll be you and I. Oddała mi butelkę, z której pociągnąłem sporego łyka. Później skończył się nasz kontakt z rzeczywistością. Ogarnęło nas przedziwne pole siłowe. Energia, magia, magnetyzm. Tańczyła przede mną, jakby świat miał skończyć się za minutę. If I lose myself tonight. It'll be by your side. Złączyła nasze usta w pocałunku, jednocześnie wylewając na nas z góry całą zawartość butelki. Nie zwracaliśmy na to uwagi. Nic nie mogło nas zatrzymać. Take us down and we keep trying. 40 000 feet keep flying. Mocno objąłem ją w talii. Przylegała do mnie całym ciałem, a jej drobne dłonie obejmowały moją twarz. Tak dobrze było czuć się żywym. Oderwała się ode mnie po dłuższej chwili.

- If I lose myself tonight. It'll be you and I - zaśpiewała mi prosto do ucha, po czym znów wpadła w trans, zamykając oczy i przygryzając dolną wargę. Kiedy piosenka się skończyła, oparła swoje czoło o moje, ciężko dysząc. Oboje obiecywaliśmy sobie w myślach, że to ostatni raz, gdy to robimy. Ale po tym, jak po raz kolejny złączyłem nasze usta, wiedzieliśmy, że to iluzja. Mieliśmy zatracać się w ten sposób jeszcze nie raz. 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Miniaturka II - Wykończeni

       Po strasznym czasie kryzysu twórczego powoli wychodzę z przepaści.  Prawdziwa sztuka to taka, która powstaje dzięki potrzebie tworzenia. Tak, w końcu przyszła do mnie ta potrzeba. Jestem na nowym etapie swojego zafascynowania pisaniem. Nie skupiam się na długości. Nie skupiam się na niczym. Skupiam się na sobie. Może Was to zaboli, ale mi daje skrzydła. Nigdzie mi się nie spieszy. Nigdzie nie biegnę. Inspiruję się. Wszystkim. Staram się inspirować. Was. Seria inspirowanych piosenkami miniaturek już czeka. Nie bądźcie źli, jeśli będę nagle wszystko zmieniać. Taki czas w moim życiu. Wszystko do góry nogami. Ale może to i lepiej? 
***
          Wyszłam z łazienki, czując na swoim jeszcze niedawno rozgrzanym ciele wzrok Malfoya. Leżał na łóżku z dłońmi założonymi za głowę. Jego naga klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie i szybko. Przygryzłam wargę, widząc jak się uśmiecha. Blond włosy opadały mu na czoło w kompletnym nieładzie. Tę fryzurę stworzyły moje własne palce, tak samo jak zadrapania na jego ramionach były moim dziełem. Spuściłam wzrok, po czym zaczęłam zapinać jeszcze niedawno odsłaniającą moje ciało koszulę. Westchnienie wyrwało się z ust Ślizgona, gdy skończyłam bawić się ostatnim guzikiem. Zatrzymałam się kilka metrów od łóżka, wiążąc włosy nad karkiem. 

- Zostań - powiedział zmysłowym, głębokim głosem. Coś mocno zacisnęło się w dole mojego brzucha.

- Za pół godziny zaczynają się zajęcia - odparłam, przekrzywiając głowę. Malfoy przeczesał włosy dłonią, po czym zaczął ostentacyjnie przesuwać palcami po zadrapaniach, sycząc przy tym.

- Pół godziny, mówisz? - uniósł brwi, unosząc się delikatnie z poduszek. 

- Nie spaliśmy przez całą noc - uśmiechnęłam się pobłażliwie, ale w rzeczywistości po moim kręgosłupie przeszedł wręcz nieludzko przyjemny dreszcz. Malfoy podniósł się z łóżka, owijając ciało prześcieradłem.

- Nie widać tego po tobie - zaczął mnie okrążać, jak myśliwy zwierzynę. Jego pożądliwy wzrok niemal mnie rozbierał.

- To był komplement? - zaczęłam przecierać dłonią obolały kark. Ślizgon zatrzymał się w pół kroku. Chwilę później jego chłodne, zwinne palce dotknęły mojej szyi. Masował mnie powoli i umiejętnie, czego mogłam się spodziewać po tym, czego dokonał z moim ciałem tej nocy. 

- Jak najbardziej - jego ciepłe usta zbliżyły się do mojej skóry. Odchyliłam głowę, gdy w końcu mnie pocałował.

- Eliksiry, Malfoy. Za dwadzieścia minut - wykrztusiłam, ale jak gdyby na przekór rozsądkowi ułożyłam dłoń na jego włosach, by się nie odsunął. 

- Granger, zapomnij o tym - objął mnie ramieniem w talii, a jego ciało przylgnęło do mojego.

- Przy tobie zapominam kim jestem - szepnęłam, a jego dźwięczny śmiech przyprawił mnie o dreszcze.

- Czyli jestem niezły w te klocki - przygryzł płatek mojego ucha. Westchnęłam przeciągle, pozwalając Malfoyowi na wsunięcie dłoni pod moją koszulę. 

- Jeśli się nie pojawimy, będą coś podejrzewać - powiedziałam, gdy Ślizgon obrócił mnie w swoją stronę jednym, pewnym ruchem.

- Będą podejrzewać, że cię ostatecznie wykończyłem - znów się roześmiał, układając palce na moich biodrach. 

- A nie zrobiłeś tego? - spojrzałam mu w oczy i delikatnie przesunęłam językiem po spierzchniętych ustach.

- Nie muszą wiedzieć, co takiego z tobą zrobiłem i robić będę - przyciągnął mnie do siebie, po czym nagle zaczął całować w szyję. Jęknęłam cicho, czując wzmacniający się uścisk na swoim ciele.

- Za mało czasu, Malfoy. Przecież nie powinniśmy się ograniczać - odsunęłam się od niego na kilka centymetrów.

- Masz rację, Granger - ujął moją twarz w dłonie, po czym złączył nasze usta. Rozchyliłam wargi, pozwalając mu pogłębić pocałunek. Przesunął językiem po moim podniebieniu. Jęknęłam, gdy przygryzł moją dolną wargę.

- Robisz to specjalnie. Torturujesz mnie. Zmuszasz, bym została - syknęłam, czując wzbierające w swoim ciele pożądanie.

- Przecież tego właśnie chcesz. Chcemy oboje. Zostać tu ze sobą - zajrzał mi w oczy. Miał rację i to tak bardzo, że miałam ochotę mu się poddać.

- Nawet nie wiesz jak bardzo chcę tu zostać, ale ominęliśmy zbyt wiele zajęć - spojrzałam na zegar. Do lekcji eliksirów pozostało dziesięć minut.

- Myślisz, że McGonagall wezwie nas na dywanik, bo zamiast się uczyć, uprawiamy seks? - uniósł brwi i uśmiechnął się lekko. 

- Lepiej żeby nie wiedziała, co się dzieje za tymi drzwiami - krótko pocałowałam Malfoya w usta i odsunęłam się od niego. 

- Może powinniśmy skończyć z tymi tajemnicami? - odezwał się Ślizgon, gdy byłam w połowie nakładania makijażu przy pomocy magii. Przerwałam, odwracając się do chłopaka, który stał przede mną w czarnej, niezapiętej koszuli i jeansach.

- Chcesz zrobić to ze mną na stole w Wielkiej Sali? - zakpiłam, powracając do makijażu. Po chwili Malfoy stanął za mną, a jego twarz odbiła się w lustrze.

- Masz wyobraźnię, Granger. Chodzi mi raczej o małe przedstawienie - odgarnął mi włosy z ramienia i pocałował odsłonięty kawałek skóry. Niewzruszenie zajmowałam się swoją twarzą, starając się zamaskować oznaki nieprzespanej nocy.

- Jakie dokładnie? - przybrałam obojętny ton, kryjąc zaciekawienie.

- Improwizacja - wzruszył ramionami, sięgając po swoją wodę kolońską, stojącą obok moich kosmetyków, które już na stałe zadomowiły się w jego dormitorium.

- Jesteś pewien? - skończyłam się przygotowywać i wstałam z krzesła. Malfoy oplótł mnie ramionami, lecz nie był to ten gest z podtekstem. Spojrzał na mnie z... czułością. 

- Nie chcę się już kryć. Chcę, by wszyscy wiedzieli, że cię mam - powiedział, dotykając mojego policzka.

- Skandal na cały Hogwart - westchnęłam, patrząc w stalowe tęczówki blondyna.

- Jesteśmy tego warci, Granger. Zróbmy to - uśmiechnął się, uspokajając mnie i dodając odwagi.

- Zgoda, ale musisz mi obiecać, że to niczego nie zmieni - przysunęłam się do niego odrobinę.

- Będę się z tobą kochał do upadłego, Granger. I do upadłego będę cię kochał - słowa, które padły z jego ust wzbudziły we mnie jeszcze gorętsze uczucia niż wcześniejszy dotyk Malfoya.

- Też cię kocham - szepnęłam, zanim mnie pocałował. Namiętniej niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy się od siebie oderwaliśmy, zabrałam spod łóżka skórzaną torbę. Blondyn włożył pomięty krawat, który zerwałam mu z szyi wczorajszego wieczora. Poprawiłam koszulę, po czym chwyciłam dłoń Malfoya. 

        Wyszliśmy z dormitorium, nie przerywając ciszy. W pokoju wspólnym było pusto. Uczniowie Slytherinu byli cholernie punktualni. Oczywiście z wyjątkiem Dracona Malfoya, który szedł nonszalanckim krokiem nawet, gdy do lekcji pozostawały dwie minuty. Przedostaliśmy się przez portret i trafiliśmy w sam środek cyklonu. Na korytarzu zebrały się spore tłumy, a niskie sklepienie lochu jeszcze bardziej wzmagało wrażenie czyhających na nas nieprzyjaciół. Wzrok wszystkich padł na nasze twarze kilka sekund później. Mocno ścisnęłam dłoń Ślizgona.

- I co teraz, Malfoy? - szepnęłam dyskretnie, a blondyn odwrócił się do mnie z uśmiechem na ustach. Zadźwięczał dzwonek, rozpoczynający lekcję eliksirów. 

- Teraz mnie kochaj, Granger - przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Nie widziałam już uczniów, którzy wchodzili do sali, wskazując na nas palcami. Malfoy oparł mnie o ścianę lochu. Jęknęłam, gdy jego język zaczął wyprawiać te same cuda, co tej nocy. Nie wiedziałam ile czasu minęło, gdy usłyszałam kopnięcie i drzwi sali otworzyły się przed nami. Wpadliśmy do środka, nie odrywając się od siebie. Palce Malfoya mięły moją koszulę.

- Panie Malfoy! Panno Granger! - wrzask nowego nauczyciela eliksirów przerwał nam, gdy dłoń Ślizgona spoczęła na moim udzie. Otworzyłam oczy, zdając sobie sprawę, że siedzę na blacie jednego z biurek, oplatając Malfoya nogami. Cała klasa siedziała wpatrzona w naszą dwójkę, a kilka osób niemal się dusiło ze wzbudzonego przez nas szoku.

- Przepraszam, panie psorze - powiedział Ślizgon, uśmiechając się łobuzersko - Nie mogłem się oprzeć - mrugnął do mnie, po czym pocałował mnie w szyję.

- Usiądźcie na swoich miejscach - syknął nauczyciel, nerwowo poprawiając okulary na krzywym nosie.

- Nie dam im pan szlabanu?! - pisnął Ronald, którego rudą czuprynę dostrzegłam dopiero wtedy. Twarz mojego byłego była ogniście czerwona, a jego dłonie zaciskały się na krańcu blatu.

- Żeby zamknęli się w sali i zrobili to na moim biurku?! - fala rozbawienia przeszła po sali. Zeskoczyłam z biurka, poprawiając spódnicę i powstrzymując się od histerycznego śmiechu. Malfoy podtrzymywał mnie ramieniem.

- Panie profesorze, może opuścimy salę, by nie wzbudzać gniewu kolegi? - przerwał blondyn, patrząc raz na nauczyciela a raz na Rona, który był na skraju wytrzymałości.

- Wyjdźcie. Powiem profesor McGonagall, że panna Granger źle się poczuła - machnął na nas ręką, jakby to, co robimy było mu obojętne. 

- Zaraz sprawię, że poczuje się lepiej. Proszę się nie martwić - Malfoy uśmiechnął się zawadiacko, złapał mnie w talii i ruszył do wyjścia.

- Wykończę cię, ty przebrzydła fretko! - wrzasnął Ron, rzucając się w pogoń.

- Za późno, Weasley. Od jakiegoś czasu każdej nocy wykańcza mnie panna Granger. Zgłoś się do kogoś innego - blondyn zatrzasnął drzwi przed wściekłym Gryfonem. Zaniosłam się śmiechem, który po chwili został przerwany długim, namiętnym pocałunkiem.