wtorek, 22 marca 2016

Miniaturka XV - Ktoś, kogo już nie było

Kochani,

przepraszam za to opóźnienie. Miniaturka miała ukazać się 13 marca, ale kilka spraw utrudniło mi publikację. Muszę przyznać, że długo pracowałam nad tym tekstem i być może nieco przesadziłam, ale chyba nic więcej nie jestem w stanie tu zmienić. Za bardzo przywiązuję się do zdań, by później je wyrzucać. 

Przygotowania do matury idą mi średnio. Właściwie nie robię tego, co powinnam robić. Zamiast się uczyć, siedzę nad pomysłami na nowe opowiadania. Nie za bardzo jestem w stanie skupić się na nauce. Chyba muszę to zmienić. Następnego tekstu możecie oczekiwać po 13 maja (moja ostatnia matura). Podejrzewam, że bardzo szybko to zleci!

Napiszcie mi co tam u Was słychać. Jak Wasze blogi? Jak Wasze czytanie Dramione? Co Wam się ostatnio podoba, a co nie w tym blogowym światku? Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, które zostawiacie i za wszystkie odwiedziny. Naprawdę jest Was tu dużo! Mam nadzieję, że dacie znać, co u Was i że niedługo będziemy w stałym kontakcie!

Pozdrawiam,
Edge


__________

Wczorajszego wieczora po długich poszukiwaniach odnaleziono Hermionę Granger, uznaną za zaginioną w połowie grudnia. Jedna z najwybitniejszych czarownic wieku zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach kilka tygodni temu. Jak donosi Ministerstwo Magii, ostatni raz widziano ją w towarzystwie nieznajomego mężczyzny w pobliżu mugolskich dzielnic Londynu. Nie znano miejsca jej pobytu, aż do poniedziałku, gdy aurorom udało się odnaleźć urwany trop.

W jednej z mugolskich dzielnic zaobserwowano niewyjaśnione działania kilku mężczyzn, którzy znikali pod osłoną nocy w niezamieszkanym budynku. W końcu zniszczono silne zaklęcia ochronne domu, w którym Granger przebywała prawdopodobnie od chwili zaginięcia. Jak donosi nasza główna informatorka, Rita Skeeter, czarownicę zastano wychudzoną i półprzytomną, owiniętą jedynie brudnym męskim szlafrokiem. Prawdopodobne doszło do porwania i brutalnego gwałtu, chociaż żadna z tych informacji nie została oficjalnie potwierdzona przez władze Ministerstwa.

Sprawą zajmują się między innymi szkolni koledzy Hermiony Granger. Neville Longbottom zdradził jedynie, że czarownica jest w stanie głębokiego szoku i otępienia, ale jej życiu nic nie zagraża.
W tej chwili Granger przebywa w szpitalu św. Munga, skąd jeszcze dziś ma być przeniesiona do domu wieloletniego przyjaciela, Harry'ego Pottera. Adres został utajniony, a pracownicy szpitala potwierdzają jakoby poszkodowana nie wyrażała zgody na hospitalizację i opiekę magomedyków...


Zanim zajrzał do jej pokoju, wyrzucił gazetę w płomienie, gdzie powoli zmieniła się w popiół. Nie chciał, by natknęła się przez przypadek na ten stek bzdur. Gdyby tylko mógł odsunąć od niej każde najmniejsze zmartwienie, zrobiłby to bez zastanowienia. Kierując się do sypialni, potrafił myśleć jednak jedynie o tym, jak jest bezsilny. Pokonał najpotężniejszego czarodzieja, który kiedykolwiek stąpał po ziemi z jej pomocą. Przeżyli tak wiele lat w ciągłym strachu i wciąż odnajdywali wyjścia z sytuacji, które wydawały się być beznadziejne. Harry Potter uratował magiczny świat, a nie był w stanie pomóc własnej przyjaciółce.

Zastał ją, tak jak zostawił, siedzącą na brzegu łóżka. Obejmowała się ramieniem, w jednej z dłoni ściskając pasek szlafroka. Nie zdjęła go nawet na sekundę i uparcie odmawiała, gdy ją o to proszono. Nawet gdy zostawili ich sam na sam w jednej ze szpitalnych sal, nie zdołał jej namówić.

- Przygotowałem wodę - oznajmił, zatrzymując się w drzwiach łazienki. Od poprzedniego wieczora nie zmrużył oka, a w tyle głowy zaczynał powoli wyczuwać skutki nieprzespanej nocy. Zdążył tylko się przebrać, po czym czuwał przy niej, gdy nareszcie zasnęła. Rano nie odezwała się nawet słowem. Wyjrzała jedynie zza krawędzi pościeli, jakby sprawdzając, czy wciąż jej pilnuje i czy przypadkiem pod osłoną nocy znów nie znalazła się tam, skąd przyszła.

- Nie mogę, Harry.

Miała głos ochrypły od nieużywania i usta spierzchnięte z odwodnienia. Nie wzięła do ust niczego, co jej podawano i tylko jego cierpliwość sprawiła, że wieczorem powoli wychyliła szklankę wody. Zdawało się, że przez kilka tygodni jadła tylko tyle, by ostatecznie przeżyć. Kiedy przetransportowano ją z Munga, wyglądała jak martwa. Bez niczyjej pomocy wspięła się jednak na piętro, gdzie przygotował jej sypialnię. Aurorzy stali na dole, wpatrując się w jej skrzywione plecy. Czekali, aż się zachwieje, ale nie zatrzymała się ani razu i tylko na górze odwróciła głowę, jakby bezgłośnie wołając Harry'ego.

Razem podjęli decyzję o tym, że zostanie u niego na tak długo, jak to możliwe. Kiedy wyszedł, by odprawić aurorów, przeszła przez pokój i poodwracała ramki ze zdjęciami, które kiedyś tam postawił. Nie chciała, by ją widziano, nawet jeśli postacie na fotografiach nie były prawdziwe.

- Musisz - odparł, podchodząc do łóżka. Zaszlochała cicho, gdy zarzucił jej ręce na swoją szyję. Czuł pot i brud, gdy wtuliła się ufnie w jego ramię.

- Przepraszam - szeptała nieustannie, gdy stawiał ją na chłodnej posadzce łazienki. Patrzyła na niego tym wzrokiem, który nie zmienił się ani trochę od czasów Hogwartu. Jakiś głos powtarzał mu ciągle, że powinien czuć obrzydzenie, ale ta czułość i ufność w jej brązowych oczach wprawiały go w pewien rodzaj osłupienia.

- Przestań przepraszać. Potrzebujesz pomocy? - spytał, cofając się nieco w stronę drzwi.

- Zostań.

Usiadł przy niedomkniętych drzwiach, odwracając wzrok tak, by jej nie krępować. Kątem oka widział jednak, jak walczy ze sobą, pociągając za pasek szlafroka. Zauważył jej łzy, gdy materiał zsunął się na podłogę tuż obok bosych stóp. Stała przed wanną, nawet nie próbując się osłaniać. Mimowolnie zwrócił ku niej głowę, zarówno przerażony, jak i przygotowany na to, co miał zobaczyć.
Wzdłuż jej pleców ciągnęły się zadrapania - od wgłębienia między łopatkami, aż do pośladków. Kiedy wchodziła do wody, zauważył sińce na jej szyi, otarcia na biodrach.

- To on? - wykrztusił, chociaż z całej siły pragnął odwrócić wzrok i nie zadawać tego pytania. Zanurzyła się w wodzie po szyję, ale i tak widział, jak dotyka wszystkich śladów, które pozostały. Odchyliła głowę, sunąc palcem wzdłuż największego z sińców.

Zastanawiał się, jak mogła do tego dopuścić. Chwilę później kołatał w nim niepokój i gniew - nie na nią, a na samego siebie. Mógł uchronić ją od tego, co niosła jej pierwsza miłość. Nie tylko mógł, a powinien.

- To oni, Harry. On nigdy...

Woda zaczęła nabierać brunatnego koloru. Brud z jej włosów spływał powoli, odsłaniając ich naturalny kolor. Patrzył na jej pustą, bladą twarz, wstrząśnięty prawdą, zbyt osłupiały, by dalej pytać. Już z lakonicznej relacji Neville'a wywnioskował, jak wieloma zaklęciami została potraktowana, zanim w końcu ją zostawili.

- Nie zrobił mi krzywdy. Nigdy - skończyła, wyprzedzając jego myśli. Płakała, ale nie wiedział, jak mógłby powstrzymać ten potok łez. Przez tak wiele lat ich znajomości, to ona była wsparciem i radą. To ona wmawiała mu, że mógłby osiągnąć wszystko. Teraz on powinien mówić to, co należy mówić.

- Możesz już iść - szepnęła i nie miał sił się sprzeciwić. Zamykając za sobą drzwi słyszał plusk wody, gdy poprawiała się w wannie. Kiedy wyszła, owinięta w ręcznik, zaczerwieniona i czysta, nie potrafił spojrzeć jej w oczy.

***

Chciał zrozumieć, a im dłużej leżała zwinięta na środku łóżka, z każdym kolejnym dniem, myśli o tym, co ją spotkało układały się łatwiej. Przesiadywał na podłodze jej nowego pokoju, w którym nigdy nie pozwalała zapalić świateł i długimi godzinami zastanawiał się, jak wielu rzeczy mu nie powiedziała i jak wielu nigdy nie powie. Gdy zasypiała, krztusił się łzami, tak bardzo chcąc cofnąć czas.

Przypominał sobie chwile, w których mógł się domyślić. Sekundy, w których jego podświadomość dostrzegała krótkie spojrzenia, drobne gesty, ciche rozmowy. Tamte dni były tak odległe, a teraz tak wyraźne, jaskrawe w żalu i niemocy.

Pamiętał wieczór, gdy świętowali. Pierwszy raz od tak długiego czasu usiedli wtedy w salonie Nory, by odpocząć i po prostu spędzić chwilę w swoim towarzystwie. W pokoju było gwarno i duszno. Ludzie zebrali się w mniejsze grupy, śmiali się, opowiadali, pili i jedli. Hermiona siedziała w zasięgu jego wzroku. Przez ostatnie tygodnie jej twarz nabrała ziemistego koloru, sińce pod oczami stały się większe.  Gdy inni zdawali się powracać do sił, ona godzinami wpatrywała się w ściany lub w drzwi, jakby za moment ktoś miał przez nie wejść, wrócić. Wiedział, że nie śpi nocami, lecz wtedy nie kojarzył tego, a może nie chciał kojarzyć, z czyjąś nieobecnością. Brakowało wśród nich tylko jego.

***

Kiedy po wielu tygodniach pozwoliła mu wprowadzić do domu kogoś jeszcze, nie wiedział, kogo mógłby do niej dopuścić. Kto byłby tak silny, by to znieść i by nie pogorszyć jej stanu. Gdy Ron pojawił się tamtego wieczora, zostawił mu jednak wolną rękę. Nie zastanawiał się, czy powstrzymać to spotkanie, w perspektywie najbliższych lat z pewnością nieuniknione.

Wszedł za Ronem na górę, powoli stawiając każdy krok. Bolały go żebra i plecy, głowa zdawała się ciążyć, dłonie zwisały przy bokach. Patrzył, jak drzwi pokoju się otwierają, czując tak wielkie zmęczenie, a jednocześnie ulgę. Nareszcie nie był z tym sam. Nareszcie ten ciężar zaczął się rozkładać i maleć.

Najpierw dostrzegł jej przerażenie, zaszklone oczy zaszczutego, złapanego w pułapkę zwierzęcia. Schowała się pod kołdrę, drżąc i szlochając. Nagle została sprowadzona do rozgrzanego, sparaliżowanego wstydem ciała. Materac ugiął się pod ciężarem Rona, jego dłonie ciasno objęły miejsce, w którym leżała zwinięta i płacząca. Mijały minuty, aż w końcu pozwoliła odwinąć się z kołdry. Jej opuchnięta twarz schowała się ufnie w swetrze Rona. Jeszcze długo stał w drzwiach, obserwując, jak się uspokaja.

***

Wyczuwał, że o nim myślała. Siedząc z nią w salonie, przykrywając ją kocem, gdy zaczynała marznąć i podając jej herbatę, czuł, jak przepływa przez nią czysta magia. Intensywnie szukała wspomnień, wpatrywała się w jeden punkt, często nie odpowiadała na pytania. Była gdzieś poza światem, który znali. Kiedy pozwalał sobie na chwilę odpoczynku i snu, zostawała z Ronem. Któregoś wieczora, gdy wstał po krótkiej niespokojnej drzemce, zastał ich na kanapie. Trzymała w dłoniach album, który kiedyś dostał od Hagrida. Gładziła palcami fotografie jego rodziców, powoli przerzucała kartki, aż dotarła do tych, które sam zapełnił. Na niektórych zdjęciach była także ona - uśmiechnięta, z zaczerwienionymi policzkami, szczęśliwa i spokojna. Ron zatrzymywał jej palce, by krótko opowiedzieć o każdym z obrazów, by jej przypomnieć.

- Bal. Wyglądałaś tak pięknie. Dopiero teraz mam odwagę ci to powiedzieć.  Mama powiedziała, że byłem głupi. Pewnie byłem - szeptał bez większego ładu, bardziej by ją rozśmieszyć, niż zaciekawić czy wzruszyć. Unosiła głowę, słuchając uważnie każdego słowa, po raz pierwszy wyrażając takie skupienie na tym, co dzieje się rzeczywiście wokół niej.

- Dziękuję - odparła, nakrywając dłoń Rona swoją dłonią.

***

W jej opowieści było coś chaotycznego i gorączkowego jakby chciała wyjaśnić to wszystko nie tylko im, lecz samej sobie. Gdy skończyła, jakieś napięcie opuściło jej ciało. Wyjawiła to, co mogła wyjawić. Wiedział, że pozostawiła dla siebie to, co intymne, co ich własne. Gdy siedziała przed nimi na podłodze, zdawała się rosnąć, centymetr po centymetrze z każdą wyjawioną prawdą i półprawdą. I kiedy ona powoli uwalniała się od kłamstwa, Harry zapadał się w siebie. Nie potrafił ocenić, czy byłby w stanie zrobić to, co zrobiła ona. Przed oczami stawała mu chwila, w której osłoniła własnym ciałem osobę, którą kochała, osobę, do której nienawiść wypełniała większość jej życia. Wyobrażał sobie jej ból - ten fizyczny i ten, który rozrywał myśli, gdy kazali jej patrzeć.

Gdy tego wieczora zasnęła w swoim łóżku, nie potrafił zrozumieć, jak mogła spać. Szukał śladów koszmarów, które mogły ją nawiedzać. Nic jednak nie przychodziło. Spokój. Całkowity spokój ogarniał jej ciało, gdy składała głowę na poduszce. Zaczęła jeść, przybierać na wadze. Jej skóra stała się ciepła, straciła chorobliwą bladość. Bywały noce, gdy czuwanie przy niej stawało się jednym długim procesem fascynacji siłą, która od niej biła. Siadał na fotelu w rogu jej sypialni i wpatrywał się w nią, zbyt poruszony, by się zbliżyć.

- Czasami mam wrażenie, że ją zaczarował. Że w ostatniej chwili... coś jej dał - wyszeptał pewnego poranka do zamyślonego Rona.

- Nie powie nam. Nigdy nie powie.

***

Nauczył się akceptować to, co przeżyła. Nauczył się myśleć o tym, że kochała osobę, której nie powinna była kochać. Potrafił nareszcie zrozumieć. Kiedy po raz kolejny nie chciała o nim rozmawiać, kiedy nie wspominała i kiedy próbowała udawać, że to wszystko nigdy nie miało miejsca, wiedział, że tak ma być. To była ta miłość, której pozwala się odejść - pierwsza, chaotyczna, zła. Umarła wraz z jego śmiercią. Tylko cichy głos w głębi jego głowy podpowiadał mu, że na końcu życia, gdy ona sama będzie umierać, na jej ustach zagości uśmiech. Wtedy, z ostatnim tchnieniem, przyzna, że go kochała. Wtedy to będzie miało jakiś sens.

***
Kiedy po wielu tygodniach zdecydowała się na spotkanie Ginny, siedział w sąsiednim pokoju. Wiedział, że tym razem Hermiona odważy się powiedzieć więcej i chociaż chciał wiedzieć, nie był w stanie na nią patrzeć. Coś pomiędzy nadszarpniętym zaufaniem a nieśmiertelną troską o tę dziewczynę spierało się w nim, gdy tylko myślał o nim, o tym, że jej dotykał. Wiele razy przez ostatnie miesiące wracał do tego, co musiało ich łączyć. Do tego, czego im nie mówiła. Do wyciszonego pokoju na poddaszu Nory, do wieczora, kiedy przecież zauważył, jak idą na górę, ale nie pomyślał dlaczego. Przypominał sobie zamazane obrazy z bitwy, gdy współpracowali ze sobą, niczym machina, jedno ciało.

- Ukrywaliśmy się tam. Tam mnie zabierał... - mówiła, a jej delikatny głos przesiąkał ściany, nieprzerwanie docierał do jego uszu. Chociaż słyszał całe zdania, w pełni rozumiał tylko urywki, jakby jej słowa przechodziły przez filtr.

- Sądziliśmy, że wśród mugoli jesteśmy bezpieczni. Szukali go... Nie wiem, jak dowiedzieli się, że my.. Znaleźli nas... w nocy. Zdążyłam tylko złapać szlafrok... Zabrali mi różdżkę. Nie mogłam rzucić żadnego zaklęcia. Leżał na podłodze. Kazał mi... kazał mi milczeć. Patrzył... prosto na mnie. Zabili go na moich oczach.

***

W dniu, w którym prasa zaczęła pisać o jego pośmiertnej amnestii, zastał Hermionę w kuchni - owiniętą kocem, z kubkiem herbaty między palcami obu dłoni. Prorok Codzienny leżał rozłożony na stole. Przez całe popołudnie starał się przygotować na tę rozmowę, ale im krótszy czas dzielił go od spotkania z Hermioną, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie jest w stanie przewidzieć, jak zareaguje.

- Słyszałaś? - spytał, siadając na krześle naprzeciwko. Potwierdziła lekkim ruchem głowy. Podkrążone oczy wskazywały na to, jak mało spała ostatniej nocy, spodziewając się wyniku rozprawy. W całym magicznym świecie huczało od wielu tygodni i chociaż próbował ją uchronić od tego, co mogła usłyszeć, uparcie opierała się jego barierom. Czytała artykuły, słuchała radia, rozmawiała z Ronem, z którego mogła wyciągnąć więcej informacji.

- Jak się czujesz? 

- Chciał za to odpowiedzieć. Nie chciał niczyjej łaski...

Im dłużej wpatrywał się w jej twarz, tym więcej złości dostrzegał. Nadszedł moment, w którym zaczynała sprowadzać tęsknotę do nienawiści i gniewu na fakt jego odejścia. Fragment gazety, na którym nadrukowano jego zdjęcie zagięła i przysłoniła dzbankiem z herbatą. Teraz  widziała w nim kogoś, kto odebrał jej czas i w końcu postanowił odejść.  Kogoś, kogo już nie było.

- Jesteś zła. 

Siedziała dłuższą chwilę wpatrzona w swoje dłonie. Jednak drobna łza spłynęła po jej policzku, zanim starła ją  szybko i wstała z krzesła. Nagle jej ciało znów stało się pochylone, małe pod warstwą koca.  

- Czasami chcę, by wiedzieli. Mogłabym to powiedzieć, Harry. To nie zrobiłoby żadnej różnicy - zaczęła, powoli odwracając się w jego stronę - Kochałam Dracona Malfoya.

***

Obserwował jej powrót do normalnego życia bez entuzjazmu. Próbował wykrzesać z siebie choć najmniejszy radosny uśmiech, gdy któregoś dnia stanęła przed nim w eleganckim uniformie i oznajmiła, że dostała tę pracę. Chciał jej powiedzieć, jak bardzo jej świat przewróci się do góry nogami po drugiej stronie. Tam wszyscy wrócili już do normalności. Tam ludzie zaczęli od nowa, odsuwając się od starych przyzwyczajeń. Tam zawiązały się nowe związki i rodziny.

- Nie mogę siedzieć tu w nieskończoność - powiedziała, wpinając kolejną spinkę we włosy, które tak dokładnie starała się ujarzmić. Zastanawiał się, jak on lubił ją widzieć. Często przyłapywał Hermionę na tym, jak przed lustrem przesuwała dłonią po karku. Zamykała wtedy oczy i za każdym razem widział małą, skrytą łzę, którą ocierała. Nigdy nie zapytał, z jakim wspomnieniem wiązała się ta intymna chwila, gdy jej palce dotykały skóry i przesuwały się w jednym miejscu kilka razy. W górę i w dół.

- Wiem, że będą plotkować. Wciąż nie wiedzą, co się stało. Nie wiedzą, że nie byłam tam sama... - mówiła, zbierając rzeczy do torby. Stał w drzwiach, obserwując jej przygotowania.

- Będą pytać.

- To naturalne, Harry.

- I co odpowiesz? - spytał, gdy zatrzymała się w progu. Wzruszyła ramionami, jakby naprawdę nie wiedziała.

- Niektórych rzeczy się nie opowiada. Pewne rzeczy zachowuje się dla siebie - odparła w końcu, grzebiąc jak gdyby nigdy nic w torebce. Patrzył na nią jeszcze dłuższą chwilę, starając się zrozumieć, jak wielka determinacja pchała ją do takich kroków.

- Mówią o nim różne rzeczy... - zaczął, a jej wzrok natychmiast przeniósł się na jego twarz. Stali tak, mierząc się spojrzeniami.

- Wiem.

- Zniesiesz to?

- Nie mogą wiedzieć niczego, czego sama nie wiem.

***

- Jak to jest? Znać wszystkie jego sekrety? - zapytał, gdy wróciła tego wieczora. Misternie ułożona fryzura powoli rozpadała się na jego oczach. Siedziała przy kuchennym stole i z pomocą zaklęć pozbywała się spinka po spince.

- Czasami lepiej jest znać tylko część prawdy. Szczególnie, gdy kochasz kogoś, kto zabija.

- Bałaś się go?

Usiadł na krześle naprzeciwko. Widział, jak się zastanawia. W końcu zrzuciła z ramion marynarkę, powiesiła ją na oparciu i oparła głowę na dłoniach.

- Zdarzało się - wyszeptała, lecz w jej głosie nie było nawet śladu strachu. Uśmiechnęła się uspokajająco, chwytając kubek, który jej podał.

- Często zastanawiałem się, jak to wytrzymał. To rozdwojenie.

- Nigdy nie było rozdwojenia. Był jedną osobą. Właśnie taką, która potrafiła... to robić - odparła, starannie dobierając każde słowo - Był dla was cenny właśnie dlatego, że potrafił zabijać. Był częścią tamtej strony. Gdyby nie to, nigdy nie dalibyście mu takiego zadania.

Nadążanie za jej sposobem myślenia sprawiało mu trudności, ale kiedy przypominał sobie chwilę, w której zdecydowali, przechodziły go ciarki. Miał zostać szpiegiem. Nie zastanawiali się wtedy dlaczego. Po prostu był pierwszy na liście, pierwszy w kolejce do tego zadania, jeśli tak ciężką psychicznie i fizycznie misję można nazwać zadaniem. Dlaczego nie pomyśleli o kimś innym? Dlaczego to on zdawał się być idealną osobą? Nikt nie powiedział wtedy o perfekcji jego umysłu, o inteligencji, opanowaniu i wielu innych cechach. Wybór był oczywisty.

***

Zabrał ją do Nory dopiero w święta. Chciał, by poczuła się jak te kilka lat temu, gdy beztrosko spędzali czas wśród rodziny i przyjaciół. Razem z Ronem udekorowała choinkę, pomagała Molly w kuchni i długo rozmawiała z Ginny. Wciąż widział jednak, jak patrzyła w stronę schodów i chociaż to miejsce zdążyło zmienić się diametralnie od jej ostatniej wizyty, wciąż zdawała się wspominać i widzieć to, co zostawiła. Gdy po kolacji ruszyła po schodach, poszedł za nią. Wiedział, że go usłyszała, ale nie zrobiła nic, by go powstrzymać. Pokój na poddaszu był zamknięty.

- Alohomora - szepnęła, po raz pierwszy pozwalając mu patrzeć, jak używa silnej magii bez użycia różdżki. Zdawał sobie sprawę, że już to robiła i dobrze znał przyczynę tak silnego skondensowania siły.

Bez słowa wszedł za nią do pokoju. Gruba warstwa kurzu przykrywała podłogę, jakby nikt nie wchodził tu od długiego czasu. Pod oknem leżał cienki materac obciągnięty brudnym prześcieradłem, przykryty zmiętymi poduszkami i pościelą. Obok rzucono kilka książek, zapewne po stronie, na której spała ona. Na krześle piętrzyły się ubrania, a przy wejściu stały jego buty. Na drzwiach prowizorycznej szafy wyczarowanej przez Arthura, wisiała na wieszaku jej sukienka. Miała ją na sobie w dniu, w którym wrócił.  Dotknęła jej opuszkami palców, jakby zaraz mogła się rozpaść.

- Myślałam, że wtedy nie wróci. Nie sądziłam, że mu się nie powiodło. Sądziłam, że zrezygnował. Że miał tego dość... - mówiła, krążąc po pokoju i gładząc rzeczy, które do niego należały, przypominając sobie ich strukturę i kształt - Kiedy wrócił, nikogo z was tu nie było. Później skłamaliśmy, że dopiero się pojawił. Tak naprawdę, gdy weszliście, był w Norze od kilku godzin. Powiedział mi wtedy, chyba po raz pierwszy naprawdę szczerze, że jestem naiwna. Że nie powinnam czekać. Że to wszystko... jest szalone.

- Ale został...

- Oboje zgodziliśmy się, że coś takiego nie trwa wiecznie. Wiedziałam, że prawdopodobnie w ciągu kilku miesięcy po bitwie trafi do Azkabanu. Planował to. Chciał poddać się karze. Wiedziałam, że nawet jeśli wbrew jego woli go uniewinnią, nie będzie dla nas żadnej przyszłości. Być może już wtedy wiedział, że nie przeżyje. Że go szukają.

***

Siedziała przy stoliku w głębi biblioteki z włosami spiętymi w luźny kok, w letniej sukience. Stosy książek powoli malały, gdy oddawała podpisane tomy czytelnikom ustawionym w kolejce. Robili jej zdjęcia, rozmawiali, często pozwalała im siadać obok siebie i uśmiechała się, gdy podawali swoje imiona. Pióro ledwie dotykało papieru, gdy kreśliła kolejne dedykacje. Harry obserwował tę scenę zza szyby, zafascynowany jej zachowaniem i swobodą. Gdy zdecydowała się na powrót do mugolskiego świata, wiedział, że znajdzie swoje miejsce. Intensywnie go poszukiwała i nareszcie, po kilku latach, siedziała tam z książką w ręku.

Przeczytał ją poprzedniej nocy, do ostatniej chwili broniąc się przed historią, w której widniały inne imiona i inne miejsca. Był w stanie dopasować wszystkie do rzeczywistości i chyba to przerażało go najbardziej. Między zdaniami odnajdywał siebie i Rona, wszystkich przyjaciół i rodzinę. I chociaż dla mugoli świat, który opisała, był czystą fikcją, to było jej prawdziwe życie.

Dopiero po tak długim czasie dowiedział się, jak wyglądał pierwszy wieczór spędzony przez nią z Malfoyem. Dopiero teraz bez wstydu czytał o tym, jak jej dotykał i co do niej mówił. Dopiero po przeczytaniu tych kilkuset stron był świadomy, gdzie to wszystko się zaczęło i gdzie skończyło. Wiedział już, jak na niego patrzyła i jak wiele zniosła. Wiedział, dlaczego zgodziła się na to szaleństwo i dlaczego była w stanie przeżyć te kilka miesięcy po jego śmierci. Wiedział, co sprowadziło ją do momentu, w którym zdecydowała, że magia nie jest w stanie zapewnić jej szczęścia. Być może chodziło o prawdę, której nie mogła wyjawić. Być może magia zbyt wiele przypominała. Być może niezależnie od świata, w jakim funkcjonowała, Dracona Malfoya nie dało się wykreślić i zapomnieć.