sobota, 30 marca 2013

18. Miłość jest życiem...

Niespodzianka! Mam dla Was prezent na Wielkanoc! Nie mogłam o Was zapomnieć,a stwierdziłam, że zwykłe życzenia to za mało. Więc mam... Nowy, świeżutki, długi jak nigdy rozdział! Tak,tak,tak! Szalona Edge znalazła w Święta tyle czasu, by coś nabazgrolić. W tym rozdziale dzieje się tyle rzeczy, że po prostu trudno się połapać. Liczę na to, że każdy zostawi pod nim opinię. Zajrzycie też do nowej zakładki na górze bloga - ,,Bohaterowie", gdy już przeczytacie te 10 stron worda, 4 753 wyrazów. Jestem tych rozdziałem wprost zachwycona. Pisało mi się go tak lekko. Może to dlatego, że odpoczęłam. Niestety nic w związku moją przerwą się nie zmienia. Nadal siedzę w książkach. Teraz jestem w świecie historii i powiem Wam jedno: historia to zło! Po tym rozdziale dalej wkuwam to egzaminów, licznik na górze bloga nadal działa. Dziękuję za to, że mimo przerwy przybyło tu obserwatorów. Chciałabym jeszcze, żeby wszyscy, którzy czytają komentowali... Wtedy byłoby świetnie. Blogspot ma tak zaawansowane statystyki, że jestem w stanie wyczuć ile osób codziennie tu zagląda i się nie odzywa, niestety... Dobra, nie truję już. Wesołych Świąt i miłego czytania :* Pozdrawiam :) 

---
            Zamknął drzwi sypialni i z westchnieniem ulgi odwrócił się do Hermiony. Dziewczyna stała oparta o łóżko, uśmiechając się delikatnie. Wyglądała przepięknie w nieco pogniecionej, białej koszuli i z rozwianymi włosami. Miał ochotę podejść do niej jak najszybciej i zatopić się w tych malinowych ustach. Przez cały dzień patrzył na Hermionę z niemym błaganiem w oczach. Chciał mieć ją tylko dla siebie.
- Myślałam, że ten dzień nigdy się nie skończy i już zawsze będziemy tkwić w czwórkę tam na dole - powiedziała, gdy się zbliżył.
- Ja też przyzwyczaiłem się już, że jesteśmy sami - odparł, zmniejszając dzielący ich dystans do kilkunastu centymetrów. Po chwili poczuła jego dłonie na swojej talii i ciepły oddech przy uchu, którego tak bardzo brakowało jej od kilku godzin. Przy Harrym i Ginny nie mogli pozwalać sobie na zbyt duże czułości.
- Malfoy, musimy przeczytać list - szepnęła, gdy zaczął całować jej szyję. Dreszcze przechodziły po całym jej ciele, ale ostatkiem siły odsunęła go od siebie. Chciała mieć za sobą tę całą historię z Ronem, a usta Dracona skutecznie odwlekały moment, w którym miała pożegnać się z przeszłością.
- Chcesz robić to teraz? - uniósł brwi i natychmiast się odsunął, widząc jej znaczące spojrzenie. Usiadł na łóżku i pokazał jej miejsce obok. Hermiona wyciągnęła kopertę z kieszeni i powoli przełamała pieczęć. Ręce drżały jej niemiłosiernie, gdy wyciągnęła złożony pergamin.
Hermiono,
            Wiem, że list nie jest najlepszą formą mówienia takich rzeczy. Nie znalazłem jednak innego sposobu na skontaktowanie się z Tobą. Ginny za żadne skarby nie chciała zdradzić mi miejsca Twojego pobytu. Wiem tylko, że jesteś  cała i bezpieczna, co bardzo mnie cieszy.
            Sam nie wiem od czego mam zacząć... Już wiele razy próbowałem się tłumaczyć z tej całej sytuacji z Lavender. Nigdy nie chciałaś słuchać. Teraz zapewne z trudnością to czytasz. Chcę jednak, abyś wiedziała, że nadal Cię kocham i zawsze będę. Przepraszam za przedstawienia, jakie urządzałem, za te awantury, złe emocje. Wszystko robiłem dlatego, że się o Ciebie bałem. Przeraziła mnie sama perspektywa Twojej znajomości z Malfoyem... Zachowałem się jak gnojek, którym z resztą jestem. Zrobiłem największe głupstwo swojego życia, zdradzając Cię wtedy. Nigdy sobie tego nie wybaczę.
            Ron
P.S: Kocham cię.
            Hermiona skończyła czytać, a jej dłonie zacisnęły się mocno na liście. Draco powoli wysunął go z jej rąk.
- Draco... Ja go nie kocham - powiedziała cicho, odwracając się do ślizgona.
- Wiem, wiem o tym - odparł, dotykając jej policzka. W jej oczach dostrzegł coś tak niesamowitego, że bał się wypowiedzieć jakiekolwiek słowa.
- Dlaczego wszyscy starają się skomplikować mi życie? - spytała, drąc list na maleńkie kawałeczki.
- Granger, spójrz na mnie - wyjął skrawki papieru z jej rąk i rzucił na podłogę. Później ujął jej twarz w obie dłonie.
- Mamy siebie, a to jest najważniejsze - powiedział, po czym przywarł do jej ust. Odwzajemniła pocałunek, jednocześnie siadając mu na kolanach. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej i wplótł dłonie w jej włosy. Czuł jak skóra pali go pod wpływem jej dotyku. Po kilku minutach oderwała się od niego.
- Jeśli oszaleć, to tylko przy tobie - szepnął, po czym znów poczuł jej usta na swoich.
***
            Wyszedł z łóżka, starając się jej nie obudzić. Usiadł na parapecie i oparł  głowę o chłodną szybę. Myśli kołatały się w nim, przywołując trudny do określenia ból w okolicach serca. Spojrzał na śpiącą gryfonkę i po kilku sekundach odwrócił wzrok. Nie mógł tak na nią patrzeć, nie teraz, gdy niedługo miał odejść. Za jakiś czas znów stanie oko w oko z wrogiem, zostawi ją tutaj. Serce pęknie mu na miliony kawałków, ale będzie musiał to zrobić. Nie była bezpieczna, ich uczucie nie było bezpieczne. Tej małej, przepięknej istotce leżącej w jego łóżku groziła śmierć, o której myślał coraz częściej. Co jeśli cały plan się nie powiedzie? Co jeśli coś się nie pójdzie po ich myśli? Żyli ostatnio złudzeniami, pozornym szczęściem. Rzeczywistość była jednak mroczna i niebezpieczna. Nie mieli przed sobą żadnej przyszłości, dopóki misja nie zostanie wykonana. Tylko co dalej? Przecież nawet po uwięzieniu śmierciożerców ich życie będzie przypominać koszmar. Mimo że odkupi swoje winy, nadal ludzie będą patrzeć na niego z ukosa. A ona jest tak czysta, nieskazitelna... Poczuł jak serce zaciska mu się boleśnie. Zerwał się z parapetu i podszedł do łóżka. Nie mógł wytrzymać, pochylił się nad Hermioną i złożył pocałunek na jej malinowych ustach. Obudziła się po chwili i odnalazła jego spojrzenie. Przeraziła się na widok łez czających się głęboko w ich kącikach. Bez słowa uniosła się z poduszki i przytuliła Dracona. Płacz wstrząsał jego ciałem. Był kompletnie bezsilny, oddał się całkowicie Hermionie, która wycierała dłońmi płynące coraz mocniej łzy z jego bladych policzków.
- Co się stało, Draco? - powiedziała delikatnym głosem. W środku wszystko w niej drżało. Po raz pierwszy widziała Malfoya w takim stanie. Czuła, że zapowiada się kolejna katastrofa. Nie odpowiedział na jej pytanie, przyciągnął ją tylko do siebie i zachłannie wpił się w jej usta. Oderwał się od niej niechętnie, a łzy nadal płynęły mu niekontrolowanie po policzkach.
- Nie chcę cię stracić - powiedział, dotykając jej czoła swoim.
- Co ty wygadujesz? Przecież nigdzie się nie wybieram, głuptasie - odpowiedziała spokojnie.
- Ale ja tak - odparł, jednocześnie wplatając dłoń w jej włosy.
- Wszystko będzie dobrze. Wrócisz nim zdążysz się obejrzeć. Będę tu na ciebie czekać - starała się nie pokazywać, jak bardzo się denerwuje. Mimo że była tak blisko niego, czuła jego oddech, dotyk, w powietrzu wisiał jakiś niepokój.
- Przestańmy się oszukiwać. To jest niebezpieczne. Ja jestem dla ciebie zagrożeniem - powiedział cicho, zamykając przy tym oczy. Hermiona zamarła, wpatrując się w jego twarz. Dopiero po chwili wciągnęła powietrze i zdołała się odezwać.
- Nie wolno ci tak mówić. Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie kiedykolwiek spotkała. Przeszliśmy już wiele, damy radę i z tym.
- Tylko że to nie będzie tym razem takie proste.
- Zrobię wszystko, Draco. Choćbym miała czekać  na ciebie latami - na te słowa otworzył oczy.
- Prawdopodobnie nie będę mógł wrócić od razu, Hermiono. Nie będziesz bezpieczna ze mną, po tym wszystkim - słysząc to poczuła jak cały świat się zatrzymuje. Spełniły się jej najgorsze obawy.
- Będzie ciężko, ale wytrzymam. Słyszysz? - zmusiła go, by  na nią spojrzał. W jego oczach dostrzegła ból, żal, smutek i mnóstwo innych, nie do końca dobrych emocji. Jednak gdzieś w samej głębi zobaczyła iskrę, mały płomień, identyczny jak w swoich tęczówkach.
- Dlaczego gdy już cię mam, los musi mi ciebie zabrać? - szepnął wodząc kciukiem po jej podbródku i szyi.
- To nie tak, Draco. Jestem z tobą cały czas, bez względu na wszystko, odległość i miejsce - Draco nagle sobie coś przypomniał. Miał powiedzieć jej to już dawno, ale nigdy nie było okazji.
- Muszę ci coś powiedzieć... Kiedy byłem wtedy u śmierciożerców, gdy mnie torturowali... - przerwał na chwilę, by przywołać w pamięci tamten obraz - Widziałem cię wtedy, tak jak teraz, wyraźnie. Mówiłaś do mnie. Dzięki temu dałem sobie radę, przeżyłem te katusze - spojrzał na nią. Wyglądała tak samo, jak w tych wspomnieniach, o których mówił. Piękna, delikatna Hermiona, jego Hermiona. Uśmiechnęła się delikatnie, po czym bez słowa zbliżyła się do niego. Pocałował ją, czując dreszcze biegnące po kręgosłupie. Chciał zachować ten moment na długo, zatrzymać tę ciemną noc. Trzymał ją w ramionach, wiedząc że całuje ją prawdopodobnie jeden z ostatnich razy. Gdyby dało się zwalczyć jutro, sprawić, by nie doszło do wschodu słońca.
***
            Słońce dopiero budziło się na horyzoncie. Czwórka czarodziei stała w salonie, oświetlona jedynie płomieniami świec. Ginny i Harry patrzyli z pękającymi sercami na łkającą w ramionach Dracona Hermionę. Miała nie płakać, nie rozklejać się.  Gdy zobaczyła go jednak odzianego w czarną pelerynę, łzy same cisnęły się jej do oczu. Próbowała zapamiętać jego zapach, głos, gesty. Ściskał ją mocno, czując jak serce rwie mu się na kawałki. Tak bardzo chciał z nią zostać. Nie miał pojęcia, kiedy będzie miał szansę znów ją zobaczyć, usłyszeć, dotknąć. Uniósł jej podbródek i spojrzał w zaczerwienione, ale nadal piękne, brązowe oczy. Wiedział, że mają widownię, ale w tej chwili wcale go to nie obchodziło. Zatopił się w jej ustach, tracąc kompletnie poczucie czasu i kontrolę nad sobą. Liczyła się tylko ta chwila, w której była przy nim. Mijały minuty, a oni wciąż nie mogli się od siebie odsunąć. Ginny ściskała mocno dłoń Harrego. Po chwili i w jej oczach pojawiły się łzy. W końcu Draco odsunął się od Hermiony. Była to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek musiał zrobić, a bolała jeszcze bardziej niż usuwanie mrocznego znaku. Przed oczami stanęły mu wszystkie chwile spędzone z Hermioną. Wyjaśnienia w Dolinie Godryka, Ognista Whiskey w pokoju wspólnym, kominek, taniec w Pokoju Życzeń, Biały Klif, rozmowa nad strumieniem, noce, podczas których spokojnie obok niego zasypiała, gra na fortepianie,  jej dłonie na jego policzkach, chęć zapomnienia, kolacja przy świecach, jej czerwona sukienka, liść we włosach, spacer w świetle księżyca, bliskość jej dłoni podczas rozmowy z Potterem, wybór, smak jej ust, zatrzymujący się czas, moment, w którym powiedziała, że jest szczęśliwa, ona witająca go rankiem ubrana w jego koszulę, jej znikomy ciężar na ramieniu, dotyk jej palców na szyi, jej śmiech, jej oddech, jej oczy... Wszystkie te chwile zdawały się być wiecznością, całym życiem, poza którym nic więcej nie zostało. Teraz tylko Ona istniała, a los targał tym, odrywał go od niej. Gdyby mógł powiedzieć jej chociaż ile dla niego znaczy. Tylko jak wyrazić coś takiego słowami? Był Draconem Malfoyem, człowiekiem, którego nigdy nie uczono wyrażania uczuć. Ona zaczęła go do tego przyzwyczajać, ale nadal nie miał pojęcia co mógłby jej powiedzieć. Nagle poczuł jej dłoń na swoim policzku. Ten dotyk zadziałał jak impuls. Wiedział już co zrobić. Uniósł ją w powietrze i ułożył w ramionach.
- Dajcie nam jeszcze dziesięć minut - powiedział w stronę zdezorientowanego Pottera, po czym ruszył na górę. Wszedł do sypialni, otwierając drzwi kopniakiem. Postawił ją na podłodze i wyciągnął różdżkę.
- Silencio - szepnął, rzucając na pokój zaklęcie wyciszające. Hermiona patrzyła na niego, nie do końca orientując się w sytuacji. Milczała jednak, wiedząc, że Malfoy doskonale wie co robi.
- Podaj mi dłoń - powiedział, patrząc jej w oczy. Zrobiła to natychmiast, ręce nawet jej nie zadrżały. Chwycił delikatnie jej nadgarstek i położył koniec różdżki na jej palcach. Zamknął oczy i zaczął mamrotać coś pod nosem. Po chwili Hermiona poczuła ciężar na swojej dłoni. Zerknęła w jej stronę i oniemiała. W porannym słońcu, które wpadało przez okno mienił się przepiękny naszyjnik w kształcie serca. Draco wziął go od dziewczyny i stanął tuż za nią. Całował jej szyję, jednocześnie zapinając łańcuszek.
- Kocham cię, Hermiono Jean Granger - powiedział, patrząc jej w oczy.
- Ja też cię kocham, Draco.
***
             Harry wypuścił Ginny z objęć i stanął obok Dracona, który zarzucił na głowę czarny kaptur. Mrugnął spod niego do Hermiony, która zaciskała dłoń na naszyjniku. Podszedł do niej jeszcze na kilka sekund, pocałował, po czym obaj mężczyźni teleportowali się z cichym pstryknięciem. Gryfonka starała się opanowywać emocje, ale po kilku sekundach nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Opadła na kolana, a łzy znów popłynęły po jej policzkach. Ginny mocno przytuliła przyjaciółkę, gładząc przy tym jej plecy. Po kilku minutach udało jej się podnieść ją z podłogi. Drżała na całym ciele, praktycznie nie widziała na oczy, a jej dłoń wciąż była zaciśnięta na złotym serduszku, wiszącym na szyi.
- Chodź, musisz odpocząć - rudowłosa poprowadziła przyjaciółkę do kuchni i posadziła ją przy stole. Dłuższą chwilę trwały w milczeniu, unikając swoje wzroku.  
- Czy kiedykolwiek czułaś się tak, jakby zabrano ci kawałek serca? - odezwała się Hermiona,  patrząc się w jeden punkt. Jej głos był nieobecny i przesiąknięty smutkiem.
- Tak, Herm. Gdy Hagrid niósł pozornie martwe ciało Harrego - odparła Ginny, ściskając dłoń brązowowłosej.
- To takie uczucie, jakby skończył się świat. Boję się o niego bardziej, niż o siebie, ciągle mam przed oczami jego twarz... - nie skończyła, głos jej się załamał.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za kilka miesięcy znów będzie z tobą.
- Plany... Ostatnio los robi sobie żarty z moich planów, Gin.
- Wystarczy, że będziesz bardzo mocno wierzyć w powodzenie tego wszystkiego. W inny sposób nie jesteś w stanie pomóc.
- To żenujące, że oni muszą zmagać się z zagrożeniem, a my siedzimy tu bezpieczne.
- Tyle że nikt nie pytał nas o zdanie na ten temat. On cię kocha, Hermiono. Właśnie dlatego na chwilę musi zniknąć z twojego życia - Ginny usiadła przy przyjaciółce i objęła ją ramieniem.
- Zniknąć... To brzmi strasznie. Ja tego nie wytrzymam. Przypuśćmy, że misja się uda, będziemy mogły wrócić na ostatni rok do Hogwartu. Ale co dalej? On będzie daleko, będzie się ukrywał, a ja będę tkwić tam sama, bez niego - Hermionie słowa ledwo przechodziły przez gardło.
- Czasami szczęście trzeba poprzedzić cierpieniem.
***
            Gdzie podziało się jego serce? Gdzie je zostawił? Przy niej, jest ono tam gdzie Ona, w powietrzu, którym oddycha, świetle, które pada  na jej twarz. A co z nim? Szedł zatłoczoną ulicą Londynu, przeżywając istne deja vu. Tak samo przemierzał to miasto jakiś czas temu. Wtedy jego życie dopiero zaczynało trząść się w posadach. Gdy zmierzał na spotkanie z Potterem w Dziurawym Kotle, nie zdawał sobie sprawy z tego, że ją kocha, że oszalał na jej punkcie. I nagle zdarzenia przyspieszyły, zaczęły bawić się w kolejkę górską bez końca. Strach, cierpienie, krew i ból przeplatały się z uśmiechem, radością, uczuciem, przyjemnością i zapomnieniem. A teraz pozostało tylko rozstanie, głęboka przepaść, która rozdzierała serce Dracona. Tak bardzo chciał obrócić się w miejscu i wrócić. Pragnął smaku jej ust, pełnego iskier spojrzenia, kojącego głosu, ciepłego, wręcz parzącego dotyku. Wciąż przywracał w pamięci jej idealną sylwetkę, długie włosy, w których topił swoje dłonie, wszystkie rodzaje uśmiechów - od tych bladych, niepewnych, aż do tych promieniujących szczęściem, gdy odrywał się od jej warg. Gdyby nie to, że Potter szedł tuż obok, zapewne już by wrócił. Wiedział jednak, że musi wypełnić misję, zmierzyć się z tym wszystkim. Kroczyli więc ulicą, rozglądając się nerwowo na boki. Zatrzymali się przed jednym ze sklepów ze starociami. Weszli do środka, wzbudzając do życia wiszący nad drzwiami dzwonek. Po chwili w oparach pasty do mycia antyków i okropnego kurzu, pojawiła się drobna, starsza kobieta. Kolor jej oczu zlewał się z hebanowymi meblami. Draco ściągnął kaptur, ukazując swoją zmienioną postać. Wciąż czuł w ustach smak eliksiru wielosokowego. Harry również nie był w sobą.
- Wie pani, po co przyszliśmy, prawda? - Draco przywołał jeden ze swoich najbardziej opanowanych głosów.
- Tak, oczywiście. Od jakiegoś czasu pełno was tutaj - odparła kobieta zachrypniętym głosem, po czym odwróciła się i ręką wskazała drogę. Harry i Draco nie byli tu pierwszy raz, ale starsza pani nie mogła ich rozpoznać. Ruszyli więc za nią posłusznie, wyciągając po drodze różdżki. Mijali poustawiane w stosy książki, które boleśnie przypominały Malfoyowi Hermionę i setki starych, przepięknych mebli z najróżniejszych epok. Zeszli po kilku schodkach w głąb sklepu i zatrzymali się przed dużymi drzwiami, w  których tkwiły metalowe, zaostrzone kołki. Kobieta wyciągnęła z bliżej nieokreślonego miejsca pęk kluczy i zaczęła hałasować przy zamku. Po chwili kołki zaczęły się cofać, zupełnie znikły i drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Przekroczyli próg niskiego, ciemnego pokoju. Minęli właścicielkę sklepu, która ze znudzeniem obserwowała ich poczynania.
- Spieszy mi się, moi drodzy. Dzisiaj jesteście jedynymi z wielu.
- Dobrze pani wie, że to od jakiegoś czasu najbezpieczniejsza droga na Pąkątną - Draco przeszedł wzdłuż ściany i zaczął dotykać różdżką cegieł.
- Moja wina, że przejście w Dziurawym Kotle już nie działa? To jakieś głupie wymysły Ministerstwa. Mój sklep stał się jakimś okropnym łącznikiem dla czarodziei, zero spokoju.
- Niech się pani nie martwi. W najbliższy czasie już nas tu pani nie zobaczy - powiedział Draco, obserwując otwierające się przejście.
- Dziękujemy. Miłego dnia - dodał, po czym zniknął wraz z Potterem w dziurze między cegłami.
***
            Pokątna jak zawsze tętniła życiem. Mimo wczesnej pory mnóstwo czarodziei tłoczyło się na wąskiej ulicy. Każdy brnął w swoją stronę, a urywki rozmów unosiły się gęsto w powietrzu. Draco i Harry czuli się niezręcznie, nie będąc we własnych ciałach. Szli obok siebie, nie odzywając się ani słowem. Malfoy skrzywił się na widok skrzypiącego szyldu nad Księgarnią Esy i Floresy. W myślach przywołał scenę spotkania z Hermioną sprzed kilku lat. Zaczął się zastanawiać nad tym, jak bardzo ją wtedy ranił.
- Nie myśl o tym - usłyszał głos Pottera.
- Nie potrafię - Draco zerknął na wysokiego, tęgiego mężczyznę, który w rzeczywistości był Harrym. Zatrzymali się nagle na rogu ulicy, gdzie Pokątna łączyła się częściowo ze Śmiertelnym Nokturnem. Tutaj ludzi było już o wiele mniej, a okolica była bardziej ponura i nieprzyjemna, mimo że kilka metrów za plecami nadal znajdowała się ulica pełna czarodziei. Obaj mężczyźni skierowali kroki do stojącego na rogu, zaniedbanego domu. Zdawał się rozsypywać na ich oczach. Szyld nad wejściem głosił nazwę ,,Motel Celare*, Ulica Śmiertelnego Nokturnu 1". Draco pchnął obdrapane drzwi i pewnym krokiem wszedł do zasnutego dymem pomieszczenia. Wszystkie stojące przy ścianach krzesła, fotele i kanapy były puste. Tylko przy barze zauważyli nie do końca trzeźwego mężczyznę o mętnych oczach. Na ich widok nieprzytomnie skinął głową i opadł na blat. Po chwili zaczął donośnie chrapać. Draco odwrócił się do Harrego z nieciekawą miną.
- Cholera, wiedziałem, że tak będzie.
- Znasz go? - Wybraniec wskazał na śpiącego mężczyznę, który prawdopodobnie był właścicielem Motelu.
- Tom Demens*, stary znajomy. Jest w porządku, ale kiedy Voldemort zabił jego dziewczynę zaczął nadużywać burbonu. Chyba mu to pozostało.
- Chyba musimy go ocucić.
- Jasne, ale wątpię żeby był zdolny do poważnej rozmowy. Kiedyś byl mistrzem konspiracji, ukrywał wielu dawnych popleczników Czarnego Pana.
- Więc na co czekamy?  Obudź go.
- Lepiej zabrać go na górę i poczekać aż eliksir przestanie działać. Będzie mniej tłumaczenia.
***
- Malfoy! Co ty tu robisz, do cholery? - mężczyzna w końcu odzyskał przytomność. Draco stał przed nim, będąc już w swoim ciele.
- Kopę lat, Tom - blondwłosy podał mu dłoń.
- Pozwól, że przedstawię ci pana Harrego Potter, we własnej osobie - dodał po chwili, przywołując do siebie Wybrańca, który do tej pory siedział w fotelu w kącie pokoju.
- Chłopiec, który przeżył - szepnął Tom odruchowo, zerkając na bliznę w kształcie błyskawicy. Harry od razy zauważył, że nieznajomy drży. Wspomnienie Voldemorta musiało być dla niego katorgą. Po kilku minutach milczenia, skierował swój opętany wzrok na Dracona.
- Co się tu sprowadza po takim czasie, Smoku? - spytał, a na jego twarzy pojawił się dziwny rodzaj uśmiechu. Coś między prawdziwą ulgą, strachem i szczęściem.
- Powiedzmy, że życie odrobinę się skomplikowało - odparł Malfoy, starając się unikać oczu Demensa.
- Spójrz na mnie - Tom odezwał się odmienionym, pewnym głosem. Draco zrobił to, co mu rozkazał. Stali tak przez dłuższą chwilę, jakby umieli porozumiewać się za pomocą spojrzenia.
- Znam cię, Draco. Chodzi o kobietę? Mam rację, prawda? - mężczyzna dostrzegł w oczach ślizgona coś tak piorunującego, że dreszcze przeszły mu po karku. Od razu wiedział, o co chodzi.
- Można to tak ująć - Draco zacisnął dłonie w pięści, starając się nie myśleć o Hermionie. Tak jak przypuszczał, Tom wszystkiego się domyślił.
- Ah, ostatni bastion padł! Myślałem, że już nie masz serca - śmiech Demensa był jak gdyby obłąkany. Malfoy doskonale znał ten odgłos.
- Daj sobie spokój. Potrzebuję twojej pomocy.
- Czego dokładnie?
- Eliksir wielosokowy, dokumenty i pokój na poddaszu. Jak na razie tyle.
- Istne deja vu. Tak bardzo  polubiłeś ten zawszony pokój czy postradałeś zmysły?
- Nie zapominaj, że ostatnio byłem tu rok temu. Kilka okropnych miesięcy z mojego życia...
- Nie kończ! Dam ci wszystko, czego potrzebujesz. W tej chwili nie ma w Motelu żadnych gości. Rozumiem, że mam nikogo nie wpuszczać?
- Jak miło robi się z tobą interesy. Pamiętasz o szczegółach.
- Wiedziałeś do kogo przyjść.
***
- To prawdziwy zaszczyt, gościć kogoś takiego, jak pan - Tom ukłonił się nisko przed Harrym, jednocześnie otwierając drzwi pokoju na poddaszu.
 - Przestań się wydurniać, Demens - odezwał się Draco, posyłając koledze stanowcze spojrzenie.
- Kiedy mówię prawdę. Kto chciałby spać w tej nędznej ruderze! A tu proszę! - wskazał palcem na Pottera, uśmiechając się w jeszcze bardziej przerażający sposób.
- Na Merlina! Jesteś w moim wieku, a zachowujesz się, jakbyś tracił zmysły przez ostatnie setki lat -  Draco wszedł do pokoju, mówiąc przez ramię do Toma. Właściwie sprawiało mu przyjemność to ponowne spotkanie. W Motelu Celare spędził kila pierwszych miesięcy po Bitwie o Hogwart. W tamtym czasie głównie przebywał z tym szalonym, nigdy do końca nie zrozumianym człowiekiem. Wiedział jedno, Demens był jedyną osobą, która mogła mu pomóc.
- Robisz mi wspaniałe przedstawienie przed gościem! Co panicz Potter sobie pomyśli? - Tom posłał rozbawione spojrzenie milczącemu Harremu.
- Zostaw nas samych. Zejdą do ciebie na dół za jakiś czas - Draco podszedł do drzwi, chcąc jej zamknąć. Wychylił się jeszcze na klatkę schodową i krzyknął - I nie pij już nic więcej! Masz być trzeźwy!
- Spokojna głowa, Malfoy! - usłyszał wrzask Toma już z dołu.
***
- Co to za człowiek? - Harry usiadł na rozklekotanym krześle naprzeciw okna i rozejrzał się wokoło. Byli na poddaszu Motelu, sufit był tak nisko, że Draco ledwie się poruszał. Ściany były pokryte poszarpaną tapetą, a podłoga uginała się pod stopami. Harry nie mógł uwierzyć, że właśnie w takich warunkach przebywał Malfoy przez te kilka miesięcy przed pozbywaniem się mrocznego znaku. Zawsze wyobrażał go sobie w bardziej arystokratycznych warunkach.
- Jest dość specyficzny, zgadza się - Malfoy przystanął przy oknie i zmrużył oczy pod wpływem światła.
- Ufasz mu?
- Ufam. Gdybym tak nie było, w ogóle byśmy tu nie przyszli.
- Co właściwie chcesz zrobić? Jaki masz plan? - Harry przysłuchując się rozmowie Dracona z Tomem zdał sobie sprawę z tego, że nie wie nic o dalszych zadaniach Malfoya. Musiał się dowiedzieć, w końcu miał  przekazywać informacje McGonagall.
- Musimy zdobyć adres, pod którym odbędzie się następne spotkanie śmierciożerców. Tom jest doskonały w tego typu sprawach. Jest w stanie wkręcić nas wszędzie - zapadła cisza. Draco przypatrywał się niecodziennemu widokowi za oknem. Właśnie dlatego tak bardzo intrygowało go to poddasze. Po prawej stronie rozciągała się ulica Pokątna, kolorowa, wesoła i gwarna. Po lewej rozciągał się ciemny, ponury i przerażający Nokturn. Te dwa miejsca ścierały się ze sobą, w sposób, który ślizgon dopiero teraz zrozumiał. To połączenie dobra ze złem przypominało mu bowiem jego samego i Hermionę. Ona była żywa, pogodna i nieskazitelna, a on był czarny, naznaczony złem. Poczuł jak serce ściska mu się boleśnie, gdy na Pokątnej przez chwilę wypatrzył burzę brązowych włosów. Wychodząca z Księgarni dziewczyna wyglądała z tej wysokości jak Hermiona. Natychmiast odwrócił się od okna. W jego głowie szalała burza.
- Wszystko w porządku? - Harry od razu dostrzegł, że Malfoy gwałtownie zbladł. Trzymał się też kurczowo parapetu. Nie odpowiedział mu jednak, szybkim krokiem podszedł do umywalki w rogu pokoju i ochlapał twarz lodowatą wodą. Później bez słowa usiadł na łóżku i zamknął oczy. Oddychał ciężko i niespokojnie, ramiona mu drżały.
- Malfoy, rozumiem, że ci ciężko... - Harry nie wiedział, co ma powiedzieć. Pocieszanie nie było tu jakoś na miejscu.
- Co ty możesz wiedzieć, Potter?! - wrzasnął Draco, po czym zerwał się i ruszył do drzwi. Zatrzymał się dopiero w progu.
- Niedługo wrócę. Idę porozmawiać z Tomem - rzucił jeszcze i wyszedł na klatkę schodową. Harry słyszał jak schodzi pospiesznie po rozklekotanych deskach.
***
            Draco opadł na fotel tuż obok Toma, który gładził w zamyśleniu swój kilkudniowy zarost. Zwrócił uwagę na blondyna dopiero gdy ten odchrząknął.
- Myślę... - powiedział w przestrzeń, kątem oka patrząc jednak na Malfoya.
- O czym? - westchnął na to Draco, zakładając przy tym nogi na poręcz.
- O tobie - Tom w końcu przestał patrzeć się w jeden punkt i zwrócił głowę ku towarzyszowi. W przyćmionym świetle gazowych lamp jego twarz była dziwnie smukła i przerażająca.
- O mnie? Co dokładnie?
- Musiałeś się bardzo zmienić od naszego ostatniego spotkania - założył sobie dłonie za głowę i wlepił wzrok w Dracona.
- Zmieniłem się, Demens. I to bardzo - odparł ślizgon.
- Audrey byłaby szczęśliwa, widząc cię takiego - powiedział nagle Tom, a głęboko w jego mętnych oczach zaszkliły się łzy.
- Tęsknisz za nią? - Draco przywołał w pamięci postać wysokiej, szczupłej blondynki z karmelowymi oczami. Jeszcze rok temu siedziała w tym samym pomieszczeniu, co oni.
- Jak cholera - Demens zacisnął mocno pięści i szczękę.
- Była wspaniałą czarownicą. Nigdy jej nie zapomnę - Draco uśmiechnął się mimowolnie po raz pierwszy od rozstania z Hermioną. Wcześniej nie było czasu na wspomnienia. Gdyby tylko wiedział, że kilka dni później nie będzie już żyła... Dopiero teraz, po takim czasie zdał sobie sprawę z tego, że Audrey*** miała wtedy rację...
            Burza szalała za oknem od kilku godzin. Pioruny waliły wściekle w dach, wzbudzając cały budynek do życia. Draco wszedł do pomieszczenia, ściągając przemoczoną, czarną pelerynę. Było dobrze po północy, ale zauważył jakieś światło w głównej sali. Zmarszczył brwi, przypominając sobie, że Toma nie miało być tej nocy w Motelu. Przeszedł cicho korytarzem i stanął w progu jadalni. Przy stole, w świetle świec siedziała Audrey. W pierwszej chwili go nie zauważyła. Dopiero po kilku minutach odwróciła się i posłała mu uspokajający uśmiech. Drobne płomyki odbijały się w jej jasnych oczach w odcieniu miodu. Proste włosy opadały swobodnie na ramiona.
- Dlaczego nie śpisz? - spytał Draco, siadając obok niej.
- Tom wyszedł kilka godzin temu. Nie mogłam zasnąć - odpowiedziała swym melodyjnym, słodkim głosem, który docierał do każdego zakamarka mózgu.
- Nie martw się. Wróci rano cały i zdrowy. Przecież go znasz - Malfoy oparł się łokciami o stół, nie chcąc pokazywać jak bardzo zmęczony i zdołowany się czuje.
- Wszystko gra? - usłyszał po chwili jej pytanie. Uśmiechnął się w duchu, ta dziewczyna widziała wszystko, nawet gdy ukrywałeś to głęboko.
- Nie, nie jest dobrze, Aud - odpowiedział zrezygnowany i spojrzał jej w oczy. Mimo że znali się dopiero od kilku miesięcy, wiedział, że może jej ufać.
- Boisz się tego wszystkiego, prawda?
- Jak cholera. Czuję się jak jakiś potwór, na którego wszyscy czyhają. I jestem potworem... Jestem nim - powiedział, szarpiąc się za włosy.
- Nie mów głupstw! Jesteś normalnym człowiekiem, jak ja i Tom. Twój status krwi, bycie śmierciożercą nie zmienia faktu, że masz prawo żyć.
- Szkoda, że tylko ty i Tom tak uważacie - odpowiedział po chwili i wstał, chcąc skończyć rozmowę. Złapała go jednak za rękę i zmusiła by usiadł. Patrzył jak wyciąga z kieszeni papierosy, które były tak sprzeczne do jej ogólnego, eleganckiego wizerunku. Miała słabość do mugolskich wynalazków, przyznawała się do tego bez problemu. Po chwili po pomieszczeniu rozpłynął się nikotynowy dym. Zaciągnęła się mocno, po czym w końcu na niego spojrzała.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie, Draco. Jesteś silnym czarodziejem, wspaniałym mężczyzną i mądrym człowiekiem. Popełniłeś życiowe błędy, jak z resztą każdy. Przeszłość to to, co już minęło, coś co nie wróci. Zaniedbujesz teraźniejszą rzeczywistość, martwiąc się dawnym postępowaniem. Powinno istnieć dla ciebie tylko dzisiaj, tylko ten dzień, ta godzina, minuta i sekunda. Kiedyś zrozumiesz, kiedyś skończy się dla ciebie przeszłość. Wystarczy, że spojrzysz w oczy tej jednej, jedynej osoby i wszystko legnie za tobą w gruzach. Tak było ze mną i Tomem. Rzuciłam dla niego wszystko, każdą najmniejszą cząstkę dawnego życia. I nie żałuję. Cieszę się każdą sekundą spędzoną razem z nim, bo w obecnych czasach, nigdy nic nie wiadomo. Ale cokolwiek się stanie, chcę żebyś nie bał się przeszłości. Musisz zacząć żyć. Miłość jest życiem, Draco...
***
- Jaka ona jest? - głos Demensa wyrwał go z rozmyślań. Uniósł wzrok i napotkał na stoliku przed sobą drgający płomień świecy. Z początku nie wiedział, jak opisać Tomowi Hermionę, ale im dłużej patrzył w płomień, tym więcej słów przychodziło mu do głowy.
- Jest jak ogień, nigdy niegasnący, krwistoczerwony ogień. Wywróciła moje życie do góry nogami, sprawiła, że spaliły się za mną mosty - zaczął mówić, wciąż nie odrywając wzroku od świecy. W pewnym momencie zabrakło mu głosu. Jej obraz stanął mu przed oczami tak wyraźnie, że zabrakło mu tchu. Po raz drugi widział ją w ten sposób. Ostatnio było to podczas tortur. Teraz to rozerwanie musiało sprawić, że znów pojawiła się w jego głowie. Tęsknił za nią, jak za powietrzem. Chciał wypłynąć na powierzchnię i nabrać go do płuc. Woda była jednak zbyt głęboka. Bez niej się topił. Jestem z tobą cały czas, bez względu na wszystko, odległość i miejsce - usłyszał jej słowa gdzieś w głębi głowy. Uśmiechnął się i wstał z fotela. Tom patrzył na niego oszołomiony.
- Idę się położyć. Tobie też radzę. Skończymy rozmowę jutro - powiedział, po czym znikł na schodach prowadzących na poddasze.
           

*Celare ( z łaciny) - ukryć
** Postać wymyślona całkowicie przeze mnie. Tom Demens ( z łaciny) - Tom Szalony
*** Postać również stworzona przeze mnie. Audrey Veritas ( z łaciny veritas - prawda) 

+ fragment pochyłą czcionką to retrospekcja

sobota, 23 marca 2013

PROROK CODZIENNY NR.1

UWAGA!
WAŻNA INFORMACJA!
Strasznie mi ciężko Was o tym powiadamiać, ale nie mam innego wyjścia. Przede mną jeden z najcięższych miesięcy w życiu. Dokładnie 23 kwietnia piszę pierwszy egzamin gimnazjalny. Pozostało mało czasu na przygotowania, więc na ten miesiąc muszę opuścić bloga. Każda godzina się teraz liczy, a za dużo czasu poświęcam niestety na pisanie. Bardzo mi przykro, że będziecie musieli czekać tak długo na mój powrót, ale robię to dla swojego dobra. Mam nadzieję, że zrozumiecie.  Po egzaminach wrócę ze zdwojoną siłą, obiecuję :) 
Przez cały ten czas będę tu zaglądać i ewentualnie odpisywać na komentarze. Możecie znaleźć mnie również pod numerem gg (46298410). Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie i po tym miesiącu nadal będziecie zaglądać na bloga.
Dziękuję za wszystkie dotychczasowe komentarze, które tak mnie podbudowują w tworzeniu. Pod koniec kwietnia oczekujcie długiego, doskonałego rozdziału :) Liczę na to, że mój humor będzie wtedy dobry. 

Pozdrawiam i ściskam :* 
P.S:Na górze widzicie licznik, który pokazuje ile czasu zostało do powrotu ;) 

czwartek, 21 marca 2013

17.Grawitacja





Kiss me like you wanna be loved
You wanna be loved
You wanna be loved
This feels like falling in love
Falling in love
We're falling in love

Pocałuj mnie tak, jakbyś chciała być kochana 
Chciała być kochana 
Chciała być kochana 
Wygląda na to, że się zakochujemy 
Zakochujemy się
Zakochujemy się w sobie
----
        Drzwi szafy otworzyły się z hukiem, a książka wypadła Hermionie z rąk, uderzając z impetem o podłogę. Draco wstał i odciągnął dziewczynę w kąt pokoju.
- Lepiej zachować dystans - powiedział, widząc jej zdezorientowaną minę. Kiwnęła tylko głową i mocniej przywarła do jego ramienia. Po chwili z szafy zaczęły wydobywać się dziwne odgłosy, które z każdą sekundą przypominały coraz bardziej dźwięk ludzkich kroków. Zanim się obejrzeli  w piwnicy nie byli już sami. Harry niepewnie patrzył na splecione dłonie Dracona i Hermiony. Coś zaczęło trząść nim od środka. Poczuł na sobie spojrzenie Ginny i natychmiast ochłonął. Musiał zrobić to, co postanowił sobie jeszcze w Londynie. Przecież przezwyciężenie tego wszystkiego nie mogło być aż tak trudne?
- Chciałbym cię przeprosić, Hermiono - jego głos zdawał się być nadzwyczaj nienaturalny. Cisza, którą przerwał była kojąca, jego słowa wprowadzały zamieszanie. Niepewnie spojrzał w jej brązowe oczy, które iskrzyły się w dziwny sposób. Ku zdziwieniu Wybrańca, puściła dłoń Malfoya i podeszła do niego. Padła mu w ramiona, jak za dawnych czasów. Draco patrzył na to wszystko z delikatnym uśmiechem.
***
- Nie wiem czy to był dobry pomysł, żeby zostawiać ich samych - Hermiona siedziała w fotelu, ze zdenerwowania bawiąc się palcami - Ostatnio nie skończyło się to dobrze - dodała, zerkając na Ginny. Były w salonie dopiero od kilku minut, ale brązowowłosa już się bała, co może mieć miejsce w piwnicy. Draco obiecał jej, że będzie trzymał emocje na wodzy, ale nie miała pojęcia, czego oczekiwać po Harrym.
- Spokojnie, przed wyjściem trochę mu nagadałam. Powinno być dobrze - rudowłosa mrugnęła do przyjaciółki. Czuły się znowu jak za czasów w Hogwarcie.
- Brakowało mi ciebie, Gin. Tak długo cię nie widziałam. Było strasznie ciężko...
- Ja myślałam, że oszaleję! Wiedziałam tylko jakieś urywki, mało istotne informacje. Powinnam być z tobą, a musiałam siedzieć bezczynnie.
- Nie byłam sama - Hermiona uniosła wzrok i delikatnie się zarumieniła. Ginny od razu zrozumiała, co miała na myśli brązowowłosa. Mimo wszystko bała się poruszać tego tematu.
- Miona, czy ty jesteś pewna tego wszystkiego? Przecież on był naszym wrogiem. Owszem, zmienił się, ale to nadal Draco Malfoy - zapadła cisza. Hermiona przez chwilę wpatrywała się w swoje dłonie, po czym uniosła wzrok. Ginny zamurowało na sam widok blasku i pewności w oczach przyjaciółki. Pytanie jakie zadała stało się bezsensowne.
- Jestem pewna jak nigdy wcześniej, Gin. Przy nim czuję, że... żyję. Dobrze wiesz, że od dawna tego chciałam. On dał mi  to, czego nikt inny nie potrafił mi podarować. Choćby kazano mi wybierać tysiące razy, zawsze zdecydowałabym się na tę samą drogę, zawsze byłby to on. Wiem, brzmi to tak, jakbym oszalała, ale prawda jest taka, że postradałam zmysły, straciłam je dla niego. On jest moją prywatną grawitacją, w której czuję się bezpieczna - Hermiona patrzyła wprost na Ginny. Każde słowo wypowiadała pewnie i z entuzjazmem, którego żar ogarniał wszystko wokoło.
- Nieźle wpadłaś, koleżanko - rudowłosa uśmiechnęła się szeroko i przytuliła przyjaciółkę. W tym momencie do salonu wszedł Draco. Zaraz za nim wlekł się Harry.
- Wszystko w porządku? - Hermiona spojrzała prosto w stalowe oczy i od razu zauważyła, że sprawa jest rozwiązana. Im nie potrzebne były słowa.
***
                Siedziała pochylona przy kuchennym stole. Był wieczór, za oknem słychać było spokojny szum wody. Cykady znów rozpoczęły swój nocny koncert pod gwiazdami. Przyjemny chłód wdzierał się przez szparę pod drzwiami i owiewał jej szczupłe ramiona. Usłyszała skrzypienie desek w salonie, ale nie uniosła głowy. Dobrze wiedziała, kto się zbliża. Po chwili jego ręka delikatnie odsunęła jej włosy z karku. Złożył spontaniczny pocałunek na jej szyi, przywołując dreszcze. Zamknęła oczy, delektując się ciepłem jego warg. Usiadł na krześle obok i przysunął się najbliżej, jak się dało.
- Zaprowadziłem ich do pokoi. Jesteśmy sami - powiedział, chwytając jej dłonie. Uśmiechnęła się i oparła głowę o jego ramię.
- Dziękuję za dzisiaj - szepnęła.
- Nie ma za co. Potter sam mnie przeprosił. Zagroził tylko, że jeśli cię skrzywdzę, powyrywa mi nogi - roześmiał się cicho, starając się nie zakłócać nocnej, bezpiecznej atmosfery.
- Co teraz będziemy robić? Sprowadziliśmy ich tu, sprawa się rozwiązała.
- Niech zostaną przez jakiś czas. Później pomyślimy co dalej.
- Harry powiedział ci, kiedy znowu masz iść...tam? - tak bardzo bała się zadać to pytanie. Spojrzał jej w oczy i dotknął kciukiem jej policzka.
- Za kilka dni wyruszamy tam razem. Chcę, żebyś została tu z Ginny - powiedział, przytulając ją.
- Ufam ci, nie musisz mówić nic więcej - zapadła cisza. Siedzieli koło siebie, patrząc na widok za oknem. Spojrzenie Hermiony wciąż przyciągał most, który tak bardzo ją zachwycił pierwszego dnia pobytu tutaj. Przypomniała sobie, jak stali na polance, a on obejmował ją w pasie. Wtedy nie spodziewała się jeszcze, że teraz będzie tak blisko niego, a jej usta będą już znały smak jego warg. Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Co to za mina? - spytał ze śmiechem w głosie. Nawet nie zauważyła, że przeniósł wzrok na nią.
- Jestem szczęśliwa - nie minęła sekunda, a poczuła jego wargi na swoich.
***
                Obudziło ją pukanie do drzwi. Otworzyła niechętnie oczy i natychmiast przysłoniła je dłonią. Słońce wdzierało się przez okno i niezwykle drażniło. Spojrzała w bok. Draco spał w najlepsze, trzymając ją w pasie. Starając się go nie obudzić, wysunęła się z jego uścisku i wstała z łóżka. Miała na sobie krótkie spodenki i czarną koszulę Dracona, którą wczoraj podarował jej jako piżamę. Otwierając drzwi, ziewnęła przeciągle. W progu stała Ginny, już ubrana i uczesana. Zmierzyła Hermionę wzrokiem, na dłużej zatrzymując się przy koszuli. Wyciągnęła szyję i uniosła brwi na widok śpiącego Dracona.
- Dzień dobry - powiedziała w końcu, wyciągając przyjaciółkę z pokoju za nadgarstek.
- Cześć - odparła, przecierając oczy dłonią. Zdecydowanie za późno poszli spać. Siedzenie w kuchni do nocy nie było dobrym pomysłem.
- Mam coś dla ciebie - rudowłosa poprowadziła Hermionę na parter i zmusiła ją, by usiadła w fotelu.
- Dla mnie?
- Tak, dla ciebie. Zdążyłam zabrać kilka rzeczy zanim przeszliśmy przez szafę - wyciągnęła zza pleców małą, przypominającą kształtem worek, koralikową torebkę. Rzuciła ją Hermionie na kolana. Rozległ się dźwięk spadających książek, stukających o siebie flakoników i inne podobne odgłosy.
- Moje rzeczy! Gin, jesteś genialna! Dziękuję - Hermiona wstała z fotela i uściskała przyjaciółkę.
- Mam coś jeszcze - rudowłosa sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła niepewnie jakąś kopertę.
- Co to jest? - Hermiona zmarszczyła brwi.
- List od Rona - Ginny siłą wcisnęła pergamin do ręki brązowowłosej.
- Muszę to czytać? Nie mam ochoty do tego wracać - Hermiona obracała w dłoni kopertę.
- Kazał mi to przekazać. Po prostu zobacz, co ma ci do powiedzenia.
- Gin, przecież wiesz, że do niego nie wrócę... Nie ma szans.
- Tak, wiem, ale jeśli to wyrzucisz, pretensje mojego brata przejdą na mnie. Proszę, przeczytaj to - zrobiła błagalną minę.
- Dobrze - Hermiona poddała się. Wzięła do ręki torebkę i ruszyła po schodach. Odwróciła się na półpiętrze. Ginny patrzyła na nią z dołu.
- No co? Chcę być tam, jak się obudzi - mrugnęła do przyjaciółki i odwróciła się na pięcie.
***
                Usiadła po turecku w nogach łóżka i czekała. Obserwowała jak jego klatka piersiowa unosi się miarowo. Zagryzła wargi, by nie powtórzyć sytuacji z poprzedniego ranka i nie obudzić go pocałunkiem. W końcu jego powieki zaczęły drżeć i po kilku sekundach otworzył oczy. Patrzyła z uśmiechem na ustach, jak z przerażeniem stwierdza jej nieobecność. Szturchnęła go nogą, dając znać, że jednak jest. Obrócił się w jej stronę i oparł głowę na rękach.
- Jak długo nie śpisz? - zmrużył oczy, chcąc widzieć ją wyraźniej. Wyglądała zniewalająco w jego koszuli. Czerń doskonale podkreślała kolor jej skóry i tęczówek. Oddałby cały świat, żeby już zawsze móc na nią patrzeć.
- Jakiś czas - przysunęła się do niego i ułożyła obok.
- Musisz częściej nosić moje ciuchy - powiedział, obejmując ją ramieniem. Zaczęła wodzić palcami po jego szyi.
- Chętnie - odparła. Parsknęła śmiechem, gdy zaczął ją łaskotać. Nie zwracała uwagi na to, że prawdopodobnie było ich słychać w całym domu. Po chwili zamknął jej usta swoimi. Prywatna grawitacja była teraz najbliżej jak się dało. Unosili się razem gdzieś między niebem a ziemią. Kiedy się od siebie oderwali jeszcze prze chwilę  patrzyli sobie w oczy. Świat stawał raz po raz w miejscu. Draco pocałował ją w szyję, wzbudzając kolejny atak śmiechu. Zerwała się z łóżka i sięgnęła po poduszkę. Wymierzyła mu nią w klatkę piersiową. Po chwili złapał ją w talii, okręcił się wokół własnej osi i kilka razy podrzucił dziewczynę w górę. Zaśmiewali się na śmierć, co chwilę odnajdując drogę do swoich ust. Dopiero po kilku minutach odzyskali normalny oddech. Draco opadł z powrotem na łóżko i założył ręce za głowę. Obserwował jak Hermiona krząta się po pokoju, uśmiechając się pod nosem.
- Skąd to masz? - spytał, widząc kolorową torebkę w jej ręku.
- Ginny mi ją przyniosła. Są tam wszystkie moje rzeczy. Ale i tak zabieram sobie twoje koszule - uśmiechnęła się rozbrajająco i znikła w łazience. Nagle wytknęła głowę zza drzwi.
- Coś się stało? - uniósł brwi.
- Nie, nic. Chciałam ci tylko powiedzieć, że Gin przyniosła mi też list od Rona. Nie chcę czytać go sama - powiedziała.
- Jasne, zrobimy to razem.
- Dziękuję.
***
                Wyszła z łazienki, związując włosy w wysoki kucyk nad karkiem. Draco nadal leżał na łóżku i obserwował każdy jej ruch.
- Wstawaj, leniu - podeszła do niego i rozczochrała mu włosy dłonią. Złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Pocałował ją i wstał.
- Nie możemy siedzieć tu cały dzień, pośpiesz się - roześmiała się i opadła na łóżko. Tymczasem on zniknął za drzwiami łazienki. Hermiona uśmiechała się sama do siebie, patrząc się na baldachim nad swoją głową. Czuła się na prawdę fantastycznie. Leżała tak dopóki znów nie zjawił się w sypialni. Wtedy wstała i przeciągnęła się, wyciągając wysoko ręce. Otworzył przed nią drzwi i oboje wyszli na korytarz. Hermiona szła boso po nagrzanych od słońca deskach, stawiając delikatnie każdy krok. Delektowała się drobiazgami. Nauczył ją tego ten przystojny blondyn, który kroczył tuż za nią. Weszli do kuchni, przyciągając wzrok siedzącej przy stole dwójki. Harry i Ginny zatrzymali kubki z kawą kilka centymetrów od ust. Patrzyli oniemiali na Hermionę i Dracona, nie mogąc ruszyć się nawet na milimetr. Brązowowłosa miała na sobie ciemne jeansy i zdecydowanie za dużą, lecz pasującą białą koszulę Dracona, rozpiętą pod szyją. Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego, ale dawna panna-wiem-to-wszystko wyglądała w takiej wersji niesamowicie.
- Cześć. A wy co tak znieruchomieliście? - Hermiona odezwała się pierwsza, uśmiechając się szeroko do przyjaciół. Odpowiedzieli jej tym samym, odstawiając kubki na stół.
- Cześć - odpowiedzieli chórem, po czym skinęli w stronę Dracona. Sytuacja była dla Harrego i Ginny dość niezręczna, ale Hermiona i Malfoy zachowywali się jak najbardziej swobodnie. Gryfonka usiadła przy stole, a ślizgon podszedł do szafki i wyciągnął dwie filiżanki. Po całej kuchni rozlał się zniewalający aromat kawy.
- Jak wam się spało? - głos Hermiony był wesoły i pozbawiony jakiegokolwiek zmęczenia, które było wyczuwalne, gdy rozmawiała rano z rudowłosą.
- W porządku. Jest tu na prawdę przyjemnie. To twój dom, Malfoy? - Ginny jako pierwsza zaczęła zachowywać się normalnie. Próbowała być miła nawet dla blondyna. Ten odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął.
- Tak, mój. Byłem tu ostatnio siedem lat temu - odpowiedział, rozglądając się po kuchni. Tym razem nie wspominał jednak tylko i wyłącznie czasów jedenastolatka. Widział też pamiętną kolację z Hermioną. Spojrzał na brązowowłosą. Myślała o tym samym, od razu to rozpoznał.
- Harry, wszystko ok? - Hermiona zwróciła uwagę na Pottera, który patrzył się nadal w swój kubek.
- Tak, ok. Trochę się po prostu nie wyspałem - odparł, uśmiechając się blado.
- Może chcesz jeszcze kawy? - Draco stanął za plecami brązowowłosej i położył jej ręce na ramionach.
- Nie, dziękuję - Harry zebrał się w sobie i usiadł prosto. Wyglądał na zmęczonego, ale Hermiona nie chciała dłużej drążyć tematu. Najwidoczniej Wybraniec ciągle nie mógł pogodzić się  tą sytuacją. Tymczasem Ginny tryskała energią.
- Widziałam przez okno ten wspaniały widok. Magia w najczystszej postaci - świergotała.
- Możecie wyjść na taras przez drzwi kuchenne - Draco pokazał Ginny ukryte za kotarą drzwi. Rudowłosa złapała Harrego za rękę i pociągnęła na zewnątrz.
- Przewietrzymy się trochę. Harry musi się obudzić - krzyknęła, będąc już w progu. Draco dopijał swoją kawę, śmiejąc się pod nosem.
- Zawsze myślałem, że to wariatka, ale teraz stwierdzam, że raczej w pozytywnym sensie - powiedział, siadając obok Hermiony.
- Przynajmniej próbowała być dla ciebie miła.
- Wiem i to doceniam - odparł.
- Mina przy naszym wejściu była bezcenna.
- Mówiłem, że wyglądasz doskonale w moich ciuchach - uśmiechnął się i objął ją ramieniem.
***
                Ginny siedziała bokiem na schodkach, prowadzących na taras. Harry kręcił się bez celu po ogrodzie. Rudowłosa po jakimś czasie znudziła się jego przygnębiającym widokiem i odwróciła się w stronę domu. Jej wzrok przyciągnęły przeszklone, kuchenne drzwi. Przy stole nadal siedziała Hermiona, włosy opadały jej falami na plecy, a głowę miała podpartą na dłoniach. Patrzyła na  Dracona, który kręcił się przy zlewie, myjąc kubki po kawie. W pewnym momencie podszedł nagle do brązowowłosej i pocałował ją w odsłonięty kark. Uśmiech na twarzy Hermiony był tak niesamowity, że natychmiast udzielił się Ginny. To co działo się między tą dwójką było dla niej ogromną zagadką. Wiedziała jednak, że ta relacja jest niepowtarzalna. W każdym geście Malfoya widziała bowiem niezwykłą delikatność, a w oczach Hermiony uczucie, jakiego sama się bała. Nigdy nie przeszło jej przez głowę, że ktoś taki jak Draco będzie w stanie uszczęśliwić jej przyjaciółkę. Tymczasem obserwowała, jak ten niegdyś arogancki, samolubny gnojek unosi Hermionę do góry i kręci się wokół własnej osi. Odwróciła na chwilę wzrok, gdy ich usta się złączyły. Wiedziała, że nie powinna ich podglądać, ale ciekawość brała górę. Gdy znów spojrzała na drzwi, Hermiona stała już przy kuchennej szafce, chowając do środka puszkę z kawą. Draco obejmował ją od tyłu. Śmiali się z czegoś. Ich przytłumione głosy słychać było aż na tarasie. 
***
                Hermiona siedziała mu na kolanach, wymachując nogami w ciepłej wodzie. Nadeszło południe, a oni wciąż byli nad brzegiem rzeki. Ginny i Harry kręcili się gdzieś niedaleko, zerkając co chwilę w ich stronę.
- Patrzą na nas? - spytała Hermiona, rozbryzgując wodę.
- Tak, ciągle - szepnął jej do ucha.
- Musimy zachowywać się normalnie, inaczej cały czas będą trzymać się na dystans.
- Chcesz, żebyśmy byli spontaniczni? - uniósł brwi i gdy kiwnęła głową zerwał się na nogi. Przy wtórze jej śmiechu, zarzucił ją sobie na ramię i przemaszerował przez ogród. Harry i Ginny mimowolnie się uśmiechnęli. Dobrze było widzieć Hermionę szczęśliwą. Gdy weszli do domu Draco stał przy kuchni i przedrzeźniał się z brązowowłosą. Szturchali się w żebra i czochrali sobie włosy. Ten obrazek wywołał śmiech całej czwórki. Zaczął się jakiś nowy etap, nowa historia. Tamtego popołudnia Ginny i Harry zaczęli powoli wierzyć, że Draco i Hermiona mogą być szczęśliwi. Ich prywatna grawitacja była odczuwalna. Mimo że stąpali po ziemi, wydawali się być wysoko, wysoko nad nią.
---
Przepraszam, że tak późno. Dzisiejszy dzień trochę mi się rozjechał :) Mam nadzieję, że się spodobało i że będzie więcej opinii niż pod poprzednim postem. Mam wrażenie, że was rozczarowuję. 
Nie wiem kiedy następny rozdział. Może w weekend? Niczego jednak nie obiecuję.
Pozdrawiam :* 

wtorek, 19 marca 2013

16. Nieoczekiwane







I really want you to really want me 

but I really don't know 
if you can do that. 

I know you want to know what's right 
but I know it's so hard 
for you to do that. 

Fate can't break this feeling inside, 
that's burning up through my veins. 

Naprawdę bym chciał, żebyś mnie pożądała
Ale naprawdę nie mam pojęcia 
Czy jesteś w stanie 

Wiem, że chciałabyś wiedzieć co jest słuszne
Ale wiem, że to takie trudne
Dla Ciebie 

Los nie może przezwyciężyć tego uczucia we mnie
To przepala się przez moje żyły. 

~

Cause it's you and me and all of the people
With nothing to do, nothing to lose
And it's you and me and all of the people 
And I don't know why I can't keep my eyes off of you 

All of the things that I want to say
Just don't coming out right
I'm tripping on words, you got my head spinning
I don't know where to go from here 

Bo jesteśmy Ty i ja i cała reszta ludzi
Nic do zrobienia, nic do stracenia
I jesteśmy ja i ty i cała reszta ludzi i
Nie wiem czemu nie potrafię oderwać od Ciebie oczu 

Wszystkie rzeczy które chciałbym ci powiedzieć
Po prostu nie płyną prawidłowo
Podróżuje po słowach, powodujesz że moja głowa wiruje
Nie wiem dokąd mam stąd pojść 

I can't quite figure out
Everything she does is beautiful
Everything she does is right 

Nie potrafię się w tym połapać
Wszystko co ona robi jest piękne
Wszystko co ona robi jest prawidłowe

-----

          Czasami człowiek traci poczucie czasu, lekceważy jego prawa i zatrzymuje się na długo w odpowiedniej dla siebie rzeczywistości. Wyłączają się wtedy wszystkie bodźce, milknie cały świat i tylko uczucia i emocje rządzą tą chwilą. Draco trwał w takiej zatrzymanej perspektywie, nie mogąc oderwać oczu od stojącej przed nim kobiety. Wciąż czuł smak jej malinowych warg. Dzieliły ich centymetry, które w tym momencie były największą możliwą odległością. Gdyby postawili choć krok w tył, rzeczywistość rozsypałaby się na drobne kawałki, czego żadne z nich nie chciało. Pragnęli zachować tę harmonię i równowagę jak najdłużej. Malfoy powoli uniósł dłoń i dotknął jej policzka. Zamknęła oczy na kilka sekund, delektując się dotykiem jego chłodnych palców. Przyciągnął ją do siebie i złożył delikatny pocałunek na jej czole. Nie bał się już jej reakcji, czuł, że obydwoje potrzebują teraz siebie nawzajem. Usiadł na kanapie, pociągając ją za sobą. Opadła mu na kolana i oparła głowę o jego klatkę piersiową, w której szaleńczo biło niedawno szklane, słabe serce.
- Nic nie mów. Nie teraz - szepnął jej do ucha. Uśmiechnęła się w odpowiedzi, czując niezwykłą przyjemność przy słuchaniu jego męskiego, kojącego głosu. Leżała w jego ramionach, nie odrywając wzroku od stalowych tęczówek. Czas wciąż stał w miejscu, a oni śmiali mu się w twarz, nie zwracali uwagi na upływające minuty. Siedzieli w ten sposób jeszcze długo, po czym Hermiona wtuliła się w niego jeszcze bardziej i zasnęła, czując, że zabiera ją zmęczenie wszystkimi poprzednimi wydarzeniami. Za oknem było już całkiem ciemno, lecz Draco widział ją doskonale w świetle palących się na stole świec. Założył jej za ucho niesforny kosmyk włosów i słuchał miarowego, spokojnego oddechu.
Zaczął powoli powtarzać w pamięci zdarzenia sprzed kilkunastu minut. Do końca nie dotarło do niego, że wybrała życie z nim i że wciąż jest obok. Gdy Potter był jeszcze z nimi, zauważył jego przerażenie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co tak wyprowadziło Wybrańca z równowagi. Hermiona pokazała tego wieczora, jak bardzo się zmieniła, a raczej jak duży wpływ wywarło na nią przebywanie z nim. Mimo że, była bezpieczna i zdrowa, Harry zwrócił uwagę głównie na jej metamorfozę. Sam Draco był odrobinę zaskoczony jej zachowaniem. Gdzieś w głębi serca myślał i bał się, że rzuci się w ramiona Pottera i na powrót stanie się kruchą Granger, która przy nim samym nie istniała. W pewien sposób go zaskoczyła, siedziała u jego boku, po kryjomu ściskając coraz mocniej jego dłoń. Wiedział, że walczyła w tamtym momencie sama ze sobą, zderzała się z rzeczywistością, jaką wybrała. Gdyby tylko mógł oszczędzić jej tego wszystkiego. Kiedy patrzył kątem oka na jej twarz w chwili, gdy Potter kazał jej wybrać myślał, że serce pęknie mu na miliony kawałków. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale to wisiało w powietrzu już dawno. Zauważył jeszcze wcześniej, gdy byli sami, że Hermiona zastanawia się jak zareagują jej przyjaciele. Dracona nocami dręczyły przedziwne myśli, dusza szeptała mu, że wybierze swoich bliskich, tych którzy zawsze stali po jej stronie. W momencie, w którym podeszła do niego, wygrał największa bitwę swojego życia, został zwycięzcą pojedynku, który miał na zawsze zmienić jego sposób patrzenia na życie. Za żadne skarby świata nie oddałby tego momentu, tego słodkiego smaku jej ust i ciepła jej rąk na swoim karku. Tak długi czas jej pragnął, choć nie potrafił się do tego w żaden sposób przyznać. Czuł iskry wiszące w powietrzu nawet, gdy na nią patrzył. Kiedyś musiało dojść do czegoś podobnego, choć oboje się tego bali. Teraz leżała mu w ramionach, a iskry opadły na nich, zapalając ogromny, wysoki płomień, który nie przestawał gasnąć.
***
- Uspokój się i powiedz mi, co się stało! - rudowłosa powoli traciła cierpliwość. Patrzyła na rzucającego się po salonie Harrego, nie mogąc zrozumieć ani jednego słowa z jego skomplikowanej wypowiedzi. Chłopak usiadł w końcu obok niej i zaczerpnął powietrza.
- Chyba będzie lepiej, żebyś nie wiedziała - powiedział w końcu, po czym westchnął ciężko na samo wspomnienie wydarzeń sprzed  kilku godzin.
- Przestań, co może być tak złego, byś nie mógł mi tego odpowiedzieć? Wszystko w porządku z Hermioną? Chyba jej nie skrzywdził? Harry, powiedz coś! Natychmiast! - Ginny ogarnęło przerażenie. W oczach Wybrańca dostrzegła mieszankę żalu i oszołomienia.
- Nie, nie skrzywdził jej - wycedził Harry przez zęby, mocno zaciskając pięści.
- O co w takim razie chodzi?
- Gin... - nie wiedział jak ma powiedzieć jej to wszystko.
- Powiedz. Przecież wiesz, że możesz mi zaufać. Szczególnie, gdy chodzi o naszą przyjaciółkę - chwyciła jego dłoń.
- Jest bezpieczna i zdrowa... - zaczął mówić, obserwując dokładnie rudowłosą.
- Więc w czym problem?
- Posłuchaj mnie teraz uważnie. Hermiona się zmieniła, on ją zmienił. Gdybyś widziała, w jaki sposób ze mną rozmawiała! Bałem się o nią, o to co jeszcze może wsadzić do jej głowy ten szaleniec. Kazałem jej wybierać - zabrakło mu głosu, skrzywił się na myśl o tym, co zrobił.
- Co?! - oczy Ginny przybrały kształt spodków.
- Chciałem, żeby wróciła ze mną, do ciebie, do Londynu. Miała wybrać między nami, a Draconem.
- Jak mogłeś kazać jej robić coś takiego, Harry?! Przecież wiesz, przez jakie piekło przeszła! - Ginny nie mogła uwierzyć w to, jak absurdalną rzecz zrobił jej najlepszy przyjaciel. Powoli zaczynała domyślać się dalszej części tej historii.
- Chciałem ją chronić przed tą dziwną... osobowością - odparł słabo, spuszczając wzrok.
- Chronić ją przed samą sobą, tak?! Może właśnie taka jest na prawdę. Nie pomyślałeś o tym? - Ginny schowała twarz w dłoniach.
- Gin, ona się chyba...
- Co chyba? - uniosła wzrok.
- Ona się chyba w nim zakochała - skończył, wprawiając rudowłosą w osłupienie.
- Co?! - zdołała wykrztusić.
- Pocałowała go na moich oczach, Gin.
- Przecież powiedziałeś, że się zmienił.
- Ale nadal nie jest dla niej... odpowiedni.
- Nigdy nie wiesz, kto jest dla ciebie dobry, dopóki nie spróbujesz, Harry. Nie było nas tam przez ostatnie dwa miesiące, nic nie możemy oceniać. My jesteśmy jej przyjaciółmi, bezpiecznym portem, on jest oceanem, bezkresną tonią, która zaprowadzi ją albo do raju albo na dno. Bez względu na wszystko musimy ją wspierać, nie zależnie od jej decyzji.
***
                Obudziła się, czując na twarzy drażniące promienie słońca. Silne ramiona Dracona oplatały ją w pasie. Uśmiechnęła się, widząc go zaraz po otwarciu oczu. Spał spokojnie, a jasne włosy opadały mu bez ładu na czoło. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu wyglądał na szczęśliwego. Hermiona też się tak czuła. Wszystkie problemy wyparowały z jej głowy, gdy zdała sobie sprawę z tego, że ma go przy sobie. Nie mogła się powstrzymać i po chwili złożyła pocałunek na jego ustach. Zanim zdążyła się zorientować obudził się i przyciągnął ją bliżej. Wylądowali na dywanie, wciąż nie odrywając się od siebie.
- Dzień dobry - wyszeptał cicho, powoli odsuwając swoje usta od jej warg.
- Dzień dobry - odpowiedziała, po czym przyciągnęła go za koszulkę i znów pocałowała.
- Teraz to nie tylko dobry, Granger - roześmiał się.
- Myślisz, że Harry dostał zawału, gdy nas zobaczył? - spytała, unosząc się na łokciach.
- Zapewne nastąpiło zatrzymanie akcji serca - odparł spokojnie i podniósł się z dywanu.
- Co teraz zrobimy?
- Jak na razie się nie przejmujmy.
- Mogę zadać ci chociaż jedno pytanie? - wstała i stanęła obok niego.
- Jasne, pytaj.
- Spodziewałeś się tego?
- Czego?
- Tego, co się między nami wydarzy.
- Nie do końca, ale mówi się, że najlepsze przychodzi nieoczekiwanie.
***
                Siedziała na parapecie, nasłuchując odgłosów z kuchni. Powtórzyła się sytuacja sprzed dwóch dni. Znów wypędził ją ze swojego królestwa i kazał cierpliwie czekać. Tym razem perspektywa wspólnego posiłku była jednak o wielu przyjemniejsza, ze względu na pocałunek, jakim obdarzył ją na pożegnanie i zapewne tym samym ją przywita. Hermiona bała się jednak momentu, w którym zostanie sama. Doskonale zdawała sobie sprawę, że myśli zaczną ją atakować i tak też się stało. Na początku trzeba było wyjaśnić samej sobie całą tę sytuację. Wybrała Draco, wybrała sercem, lecz co tak na prawdę się wydarzyło? Nie do końca wiedziała jak to określić. Gdy stała wtedy w salonie i musiała wybrać, zobaczyła tę słabszą, wrażliwą stronę Malfoya. Ze spuszczoną głową wyglądał jak skazany na porażkę, skończony już człowiek. Serce krajało jej się na kawałki, nie miała pojęcia co zrobić. Wtedy podniósł wzrok i wszystko stało się jasne. Za zasłoną arystokratycznej dumy dostrzegła oczy, krzyczące w jej stronę, by została. W tamtej chwili ostatnie cienie ich dawnych żyć zupełnie zniknęły. Zostały tylko te iskry, które ostatnio się między nimi tworzyły. To właśnie tym kierowała się,  gdy ze spokojem minęła Harrego. Kiedy już stanęła przed Draconem to, co do niego czuła zaczęło dyktować swoje warunki. Nim się zorientowała ich wargi się złączyły, czego w żaden sposób nie mogła żałować. Były to najlepsze sekundy jej całego życia. Po raz pierwszy ktoś tak nią zawładnął. Jednocześnie czuła się wolna i szczęśliwa. Wiedziała, że konsekwencje, jakie będzie musiała ponieść nie będą łatwe, ale wtedy marzyła tylko o tym, by nikt nie zakłócił tej idealnej chwili. Teraźniejszość nadal była wspaniała, ale na horyzoncie jej myśli pojawiały się czarne chmury. Zastanawiała się, co stało się z Harrym, co sobie pomyślał, jak zareagował... Męczyła się z tymi natrętnymi pytaniami do chwili, w której usłyszała wołanie Malfoya. Zerwała się z parapetu i zbiegła po schodach wprost do kuchni. W kilka sekund później znalazła się w silnych, męskich ramionach.
- Wszystko w porządku? - odsunął ją na odległość ramion i przyjrzał się jej.
- Sama nie wiem - odparła, siadając na krześle i przeczesując włosy dłonią. Draco kucnął obok niej i splótł jej palce ze swoimi.
- Żałujesz tej decyzji? - spytał w końcu, patrząc jej prosto w oczy. Bał się tego, co mogła powiedzieć. Serce stanęło mu na moment, by zaraz znów ruszyć.
- Nie, nie żałuję - odpowiedziała natychmiast tonem tak pewnym, że zaskoczyła nie tylko siebie, ale i jego.
- Więc co się dzieje?
- Harry, Ginny... Jak to teraz będzie wyglądać? Przecież oni cię zabiją przy następnej okazji - spojrzała na niego, po czym spuściła wzrok, kryjąc czające się w ich kącikach łzy.
- Jeśli tylko zechcesz, ściągnę ich tu i się przekonamy - powiedział, przyciągając na powrót jej spojrzenie.
- Mówisz poważnie? Przecież to ryzyko - zdawała sobie sprawę z tego, że wizyta Harrego już postawiła ich w obliczu niebezpieczeństwa. Ponowne spotkanie mogło być jeszcze bardziej ryzykowne.
- To miejsce jest strzeżone przez zaklęcia, których pewnie nawet ani razu nie słyszałaś. Istnieje sposób, by ściągnąć tu twoich przyjaciół bez jakichkolwiek przeszkód, ale musisz tego po prostu chcieć.
- Chcesz to dla mnie zrobić? Chcesz znów go widzieć? - wyszeptała, mocniej zaciskając palce na jego dłoni.
- Jeśli tylko ci to pomoże, jestem w stanie nawet podać mu rękę - sprawił, że się roześmiała. Właśnie to w nim uwielbiała. Nawet w poważnej rozmowie potrafił wtrącić jakiś ślizgoński żart.
- Zgoda, zróbmy to.
***
                Szli ciemnym korytarzem, oświetlając drogę różdżkami. Piwnica była chłodna i nieprzyjemna. Kamienne ściany otaczały ich obojga z każdej strony. Hermiona trzymała dłoń Dracona, a z jej ust wydobywały się obłoczki pary.
- Daleko jeszcze? - spytała po chwili, czując, że są coraz głębiej pod ziemią, a Malfoy wcale nie zwalnia.
- Kilka zakrętów i będziemy na miejscu - odpowiedział, nie odrywając oczu od oświetlanej przez zaklęcie drogi. Gryfonka kiwnęła tylko głową i nadal szła posłusznie u boku blondyna. Zatrzymali się w końcu przed niskimi, obskurnymi drzwiami. Draco otworzył je, pozbywając się wcześniej ogromnej warstwy kurzu z klamki. Pomieszczenie, w którym się znaleźli było wyższe niż sklepienie w korytarzu, na ścianach wisiały lampy gazowe, przypominające Hermionie przedpokój w domu Syriusza. Po kątach rozstawione było całe mnóstwo starych mebli i innych, niepotrzebnych gratów.
- Może mi wyjaśnić, dlaczego zeszliśmy aż tutaj? - gryfonka zasłoniła usta rękawem, chroniąc się przed kurzem, który otoczył ich gęstą chmurą.
- Ukryłem w tym pokoju jedną z najbardziej przydatnych rzeczy na świecie. Istnieją tylko dwa egzemplarze - puścił jej dłoń i ruszył w głąb pomieszczenia. Dotykał kolejnych rzeczy, rozglądając się wokoło. Przystanął obok wysokiej, hebanowej szafy.
- Szafa Zniknięć - Hermiona dotknęła ciemnego drewna, a wspomnienia wywołały w niej dreszcze. To właśnie dzięki temu meblowi śmierciożercy dostali się do Hogwartu.
- Tak, jedna z dwóch w magicznym świecie.
- Myślałam, że została zniszczona. Przecież Crabbe rzucił zaklęcie Szatańskiej Pożogi na Pokój Życzeń - odwróciła się do Dracona, marszcząc brwi.
- Wcześniej zabezpieczyłem szafę kilkoma zaklęciami. Udało mi się ją zabrać z Hogwartu. Razem z Potterem postanowiliśmy schować ją w tym domu, na wszelki wypadek. Od Borgina i Burkesa zdobyliśmy drugi egzemplarz.
- I gdzie on teraz jest?
- W najbardziej obskurnej dzielnicy Londynu jaką kiedykolwiek widziałem i w najbardziej zaniedbanym i szalonym domu, w jakim byłem.
- Co masz na myśli? - Hermiona próbowała się dowiedzieć, do czego brnie Malfoy.
- Druga Szafa Zniknięć jest w domu przy Grimmauld Place 12...
***
                Drzwi zamknęły się za profesor McGonagall z energicznym hukiem. Harry wrócił do salonu i opadł na fotel. Czuł się odrobinę lepiej, odkąd przekazał dalej informacje od Malfoya.
- I co? Jak zareagowała? - Ginny weszła do pokoju i podała Harremu kubek z kawą.
- Jak mogła zareagować? Była wstrząśnięta tą całą listą - potarł bliznę na czole i upił łyk gorącego napoju.
- Zaplanowaliście cokolwiek?
- Nie, ma się ze mną skontaktować w najbliższych dniach - zapadła cisza. Ginny patrzyła na swoje dłonie, nie wiedząc co mówić dalej. Od ich rozmowy na temat Hermiony i Dracona głównie milczeli. Nagle rozległ się przedziwny, podobny do pomieszania krzyku i głośnego śpiewu huk i oboje podskoczyli w fotelach.
- Co to było? - dziewczyna czuła, jak serce podchodzi jej do gardła.
- Tylko jedna rzecz na całym świecie wydaje taki dźwięk, Gin - odpowiedział, po czym odwrócił się i puścił biegiem przez korytarz. Rudowłosa ruszyła za nim, nie wiedząc dokładnie, gdzie zmierzają. Nie zapuszczała się w tak odległe części domu. Zatrzymali się przed jakąś pustą ścianą. Harry wyciągnął różdżkę.
-Descendo - wyszeptał zaklęcie, kierując koniec różdżki w stronę ściany. Ku zaskoczeniu Ginny cegły zaczęły drżeć i po chwili stali już przed wysokimi, dębowymi drzwiami z wymalowanymi na nich inicjałami Syriusza Blacka. Weszli do pomieszczenia, a nieprzyjemny zapach wilgoci i kurzu natychmiast otoczył ich z każdej strony. W ciemności usłyszeli postukiwanie, jakby ktoś uderzał jakimś kijem o kamienną podłogę. Harry zapalił zaklęciem lampy gazowe i w pokoju zrobiło się jasno.
- Gdzie my jesteśmy, Harry?
- Sekretna graciarnia szalonego Blacka - odpowiedział Wybraniec, odwracając się na sekundę w stronę rudowłosej.
- I co my tu robimy? Co to za odgłos? - spytała, choć wiedziała, że nie dostanie odpowiedzi. Harry chodził po pokoju, aż w końcu zatrzymał się przed jakimś meblem. Była to stara, zbudowana z ciemnego drewna szafa. Dopiero po chwili Ginny zdała sobie sprawę z tego, że to właśnie ten przedmiot wydaje te dziwne odgłosy. Szafa drżała i podskakiwała co jakiś czas, uderzając nogami o podłogę.
- Co to jest?
- Szafa Zniknięć, Ginny - odpowiedział w końcu i dotknął delikatnie mebla, które wciąż dygotało.
- Co?! Skąd się tu wzięła? - rudowłosa słyszała o szafie rok temu, podczas Bitwy o Hogwart.
- To egzemplarz z Borgina i Burkesa. Sprowadziliśmy ją tutaj z Draconem.
- A gdzie jest druga?
- Tam, gdzie jest Malfoy i Hermiona - odparł po chwili Wybraniec i spojrzał na Ginny. W jej oczach zapaliły się iskry.
- Co się z nią dzieje? Dlaczego to robi? - wskazała na drżący mebel.
- Chcą, żebyśmy się tam przenieśli - odparł i chwycił za klamkę.
- Masz zamiar to zrobić? Przecież to niebezpieczne! - złapała jego dłoń i odciągnęła od szafy.
- Drugi egzemplarz jest na pewno w tamtym domu, a huk, który słyszeliśmy to sygnał, który kiedyś ustaliliśmy z Malfoyem. Musimy iść.
***
                Siedzieli przed szafą od dobrej godziny. Draco powoli tracił cierpliwość. Wysłał sygnał jak najdokładniej się dało. Bał się tylko, że Potter nie ma w tej chwili przy Grimmauld Place. Hermiona wstawała co chwilę i kręciła się po całym pokoju. Oglądała z nudów kolejne przedmioty, ogromne lustra, zdobione stoły, obrazy i książki.
- Jak długo to potrwa? - spytała, obracając w dłoniach opasłe tomisko.
- To zależy od tego, ile czasu zajmie im decyzja - odparł, po czym westchnął i oparł głowę na dłoni. Nagle zaczęło się coś dziać. Mebel zaczął podskakiwać i drżeć. W pomieszczeniu zrobiło się jeszcze zimniej. Drzwi szafy odskoczyły z hukiem. 
-----
Przepraszam, że musieliście czekać tak długo. Całe to zamieszanie z urodzinami sprawiło, że nic teraz nie ogarniam i zmęczenie towarzyszy mi 24 godziny na dobę. W sobotę czekała na mnie niesamowita niespodzianka. Dostałam cudowne prezenty, które może kiedyś wam pokażę.
Chciałabym podziękować za wszystkie życzenia pod poprzednim postem :* Wszystkie jesteście niesamowite. Dziękuję, dziękuję, dziękuję :) 
Jestem zadowolona z rozdziału, mimo że znów był totalnie spontaniczny. Pierwsza część powstała dziś na lekcji chemii ( temat o glicerynie nie był zbyt ciekawy). Pomysł z Szafą Zniknięć zrodził się nagle. Mam nadzieję, że wam się spodobało.
Ostatnio mam mnóstwo inspiracji, więc myślę, że kolejny rozdział pojawi się w czwartek. 
Pozdrawiam i mocno ściskam :*