,,Świat milczy
Brak ruchu w naszych głowach
Brzmi absolutna cisza
Nikt nie jest czujny
Nie ma szybkiego tempa
Absolutna martwa cisza”
Sigur Rós - Dauðalogn (tłumaczenie)
---
Hermiona siedziała na kanapie w
pokoju wspólnym, obracając w palcach swoją różdżkę. Było już po północy, a ona
ciągle nie mogła zasnąć. Miliony myśli przewijały się przez jej głowę. Wróciła
do szkoły, bezpiecznego, ukochanego miejsca. Gdy opuszczała Dolinę Godryka,
była pewna, że gdy tu przyjedzie, wszystko będzie łatwiejsze. Myślała, że w
natłoku obowiązków i wrażeń zapomni o tym, co ją dręczy. Niestety nic takiego
się nie działo. Gdy Hagrid zostawił ją tu kilka godzin temu, usiadła w jednym z
foteli, a gorzkie łzy płynęły jej po policzkach. Była tutaj sama, bez swoich
przyjaciół. Harry i Ron zaczęli naukę w Londyńskiej Akademii Aurorów, a ona
nadal tkwiła w zgliszczach swojego życia. Nie potrafiła się od tego uwolnić.
Dniem i nocą nawiedzały ją obrazy rodziców, ich przerażonych twarzy, gdy
wypowiedziała to jedno zaklęcie: Obliviate.
Miała ogromną ochotę wycelować różdżką w samą siebie i powiedzieć to samo. Jak
można pozbawić się szczęścia w taki sposób? Jak mogłam zrobić to rodzicom?
Dlaczego ciągle stoję w miejscu? Pytań nie było końca. Teraz zaczęła się
zastanawiać również nad tym, czy dobrze zrobiła zjawiając się tutaj. Siedziała
jeszcze przez chwilę, wpatrując się w płonący w kominku ogień, po czym poczuła,
że powieki zaczynają jej ciążyć. Nie miała ochoty ruszać się z miejsca, więc
położyła się na kanapie. Po chwili uleciały z niej wszystkie problemy i
zasnęła.
***
Draco pchnął dębowe drzwi, wszedł do
holu nie witany przez nikogo i zostawił przy schodach swój kufer. Wiedział,
gdzie ma się kierować, ale z początku wszystko uderzyło go z taką siłą, że był
w stanie jedynie się rozejrzeć. Szkoła wyglądała zwyczajnie, tak jakby nikt
nigdy tu nie zginął. A jednak Draco czuł się fatalnie stojąc na posadzce, na
której leżały kiedyś trupy jego sprzymierzeńców i wrogów. Zamek w większości
nie nosił już śladów walki, a on był jedną, ogromną, wciąż cierpiącą
pozostałością, nadpalonym domem, któremu przebito serce. Bolała go każda
najmniejsza kość, gdy ruszył klatką schodową na piętro. Czekała tam na niego,
czekała – co za puste słowo. Raczej na niego czyhała. Był im potrzebny, wręcz
niezbędny. Wiedział o tym, że nie ufają mu do końca, są dla niego zimni jak
lód. Już w listach dało się to wyczuć. Po co szyfrować swoją tożsamość, bawić
się jakimiś inicjałami? Nie znosił takiej asekuracji. Czuł się jak potencjalny
zdrajca, człowiek, który jest zerem, lecz nadal jest do czegoś potrzebny. Po
otrzymaniu pierwszej wiadomości kilka miesięcy temu, cały zapas Ognistej
Whiskey wylądował na ścianie. Poniosło go, poniosło i tyle. Był wściekły, że
traktują go jak…nic. Przecież dobrze
wiedzieli, że gdy znów pojawi się w szkole wszyscy zabiją go gołymi rękoma. Co
mu daje to, że już nie jest
śmierciożercą? Przecież nikt nie wie, że to zwalczył i pewnie nikt nigdy się
nie dowie. Przez te wszystkie lata nauki w Hogwarcie wyrobił sobie opinię króla
drani, wroga numer jeden i nie do końca zdrowego na umyśle arystokraty z
wielkim ego. Dla wszystkich był człowiekiem skończonym, upadłym i niezdolnym do
zmiany.
Stawiając
stopę na korytarzu pierwszego piętra, Draco postanowił sobie, że tym razem nie
da się ponieść emocjom, nie będzie pokazywać jak źle się tu czuje. Miał zamiar
pokiereszować im szyki swoim opanowaniem. Jednym słowem, jedyną rzeczą, która
mogła utrzymać go przy życiu w tym zamku, był spokój. Gdyby tylko nie miał tak parszywego charakteru! Wtedy
byłoby łatwiej – pomyślał, stając przed wejściem do gabinetu profesor
McGonagall. Drzwi otworzyły się z delikatnym skrzypnięciem. W pomieszczeniu
paliło się jedynie kilka świec. Na stojącym przy oknie biurku siedział szary
kot – animag opiekunki Domu Lwa. Po chwili zwierzę odwróciło się z gracją i
skoczyło na podłogę. Po sekundzie przed Draconem stała już postać dawnej
nauczycielki transmutacji.
-
Witaj, Draconie – głos zadrżał jej delikatnie, gdy wypowiadała jego imię. Po
chwili wyciągnęła różdżkę z kieszeni szaty i zaklęciem sprawiła, że w pokoju
stało się jasno. Gdy ujrzała zmęczone, wychudzone i jak gdyby martwe oblicze
Malfoya, próbowała ukryć drżenie rąk.
-
Witam, pani profesor – odpowiedział cicho, niemal szeptem.
-
Usiądź proszę – wskazała na fotel przy biurku, sama siadając za nim. Draconowi
ta scena przypominała liczne szlabany, jakie musiał wytrzymywać w tym
gabinecie. Gdyby nie to, że w wiszącym na ścianie lustrze ujrzał swoją twarz,
mógłby pomyśleć, że nigdy nie opuszczał murów zamku.
-
Zanim zacznie mi pani cokolwiek tłumaczyć, uważam że, mam prawo zadać kilka
pytań – powiedział najbardziej opanowanym tonem, na jaki było go stać w tej
chwili.
-
Tak, oczywiście. Masz prawo pytać – McGonagall wyprostowała się w fotelu i
położyła różdżkę na blacie biurka. Wydawała się nie być zdziwiona.
-
Od kogo otrzymywałem listy przez ostatnie kilka miesięcy? – pierwsze pytanie
miało być jedynie zmyłką, lekkim wprowadzeniem to tego, co zamierzał.
-
Pisane były z mojego polecenia przez Adrien Debuis, pracowniczkę Departamentu
Tajemnic. Przebywała tu przez jakiś czas, planowała różne działania związane z
twoim przybyciem – Minerwa powstrzymała się od zmarszczenia brwi. Takiego
pytania nie brała pod uwagę. Było zbyt błahe, wręcz śmieszne. Po tym jak
odpowiedziała, w gabinecie zapadała cisza. Młody Malfoy wpatrywał się
zmęczonymi oczyma w swoje dłonie.
-
W ostatniej wiadomości wspomniane były jakieś komplikacje. Jak mam to rozumieć?
– spytał cicho, nie unosząc głowy.
-
Sprawa wygląda tak, że ciężko będzie utrzymać to wszystko w tajemnicy. Będziesz
tu bezpieczny, tego jestem całkowicie pewna, ale każdego dnia przybywa coraz więcej
uczniów. Żeby twoja misja się powiodła, potrzeba czasu, cierpliwości, a przede wszystkim
spokoju. Jeżeli zechcesz, członkowie Zakonu Feniksa będą mogli ci pomóc,
kamuflować cię – McGonagall wypowiedziała ostatnie zdanie, ze zdenerwowania
szarpiąc rękaw szaty.
-
Długo nad tym myślałem i stwierdziłem, że nie zależy mi wcale na tajemnicy.
Wykonam po prostu swoje zadanie, a później zniknę. Poradzę sobie z ciekawskimi
spojrzeniami, nie takie rzeczy już mam za sobą – Draco próbował powstrzymać się
od pogardliwego tonu, ale nie do końca mu to wyszło.
-
Dobrze, to twoja decyzja. Masz jeszcze jakieś pytanie?
-
Dlaczego akurat ja? – powiedział po chwili, unosząc wzrok. Wiedział, że ciężko
będzie dostać odpowiedź na to pytanie. Sam tłumaczył to sobie tym, że jego
życie liczyło się najmniej, był człowiekiem, o którego nikt się nie troszczył,
mógł równie dobrze zginąć. Chciał to jednak usłyszeć z jej ust. Tymczasem ona
poczuła się jak trafiona Drętwotą. Jak
mogła się nie domyślić, że próbował ją zmylić?
-
Nie mogę odpowiedzieć ci na to pytanie – powiedziała po chwili łamiącym się
głosem.
-
Jak to pani nie może? – Draco próbował trzymać nerwy na wodzy, zaciskając
dłonie.
-
Nie mogę, ponieważ to nie ja podjęłam tę decyzję – spojrzała na byłego ucznia,
chcąc wyczytać jego reakcję. Niestety jej się nie udało, był nieprzenikniony
jak zawsze. Bez słowa sięgnęła po leżącą w szufladzie biurka, zapieczętowaną
kopertę i wręczyła ją Draconowi.
-
To powinno wyjaśnić ci wszystko. Zapewne znajdują się tam także odpowiedzi na
wszystkie twoje pytania. Jeśli po przeczytaniu będziesz chciał dowiedzieć się
czegoś jeszcze, służę pomocą. Przygotowaliśmy dla ciebie dormitorium na
szczycie wieży Gryffindoru. Niestety w tej chwili nie dysponujemy innym
miejscem. Mam nadzieję, że trafisz tam sam. Dobranoc – McGonagall wstała z
fotela i powoli zaczęła gasić świece. Rozmowa się skończyła. Draco dobrze
wiedział, że nic więcej już się dziś nie dowie.
-
Dobranoc pani profesor – powiedział, po czym wyszedł na zimny korytarz,
ściskając w dłoni list. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie to spotkanie. Myślał,
że będą to długie, męczące wyjaśnienia. Tymczasem profesor wysłużyła się
kawałkiem pergaminu. W pewnym sensie było mu to na rękę. Wcale nie miał ochoty
spędzić całej nocy w gabinecie McGonagall. Czuł jednak satysfakcję z tego, co
miało miejsce. Długo nie zapomni miny pani profesor, gdy światło padło na jego
twarz. Dobrze wiedział, że ostatnimi czasy przypomina wrak, nie człowieka. Sam
już nie pamiętał, kiedy dane mu było przespać spokojnie całą noc. Właściwie nie
przypominał sobie nawet, kiedy ostatnio racjonalnie myślał. Owszem, przebywanie
w Hogwarcie odrobinę do orzeźwiło – jak gdyby wylano na niego kubeł lodowatej
wody, ale nadal nie czuł się w pełni jak Draco Malfoy. Wspinając się po
schodach na siódme piętro, gdzie znajdowało się wejście do wieży Gryffindoru,
miał ochotę usiąść na jednym ze stopni i już tam zostać. Czuł się straszliwie
zmęczony, list ciążył mu w ręce, a oczy paliły. Zmusił się jednak do wysiłku i
po kilku minutach znalazł się u celu. Gruba Dama bez słowa pozwoliła mu wejść.
Draco przystanął w progu i wykrzesał z siebie jeszcze tyle energii, by rzucić
na siebie zaklęcie wyciszające – przynajmniej nikogo nie obudzi i nie zdradzi
na razie swojej obecności. Skręcał właśnie na schody prowadzące na szczyt
wieży, gdy nagle jego uwagę przykuło coś, a raczej ktoś w pokoju wspólnym.
Dostrzegł jakąś postać leżącą na kanapie obok kominka, zapewne spała. W
ciemności nie był w stanie dojrzeć twarzy, więc po chwili wzruszył ramionami i
ruszył na górę. Czekała tam dość miła niespodzianka – jego kufer stał tuż obok
drzwi do dormitorium. Oczywiście zapomniał zabrać go sam z holu głównego.
Uśmiechnął się z przekąsem, otworzył drzwi i wciągnął swój dobytek do środka.
Po zapaleniu światła z zadowoleniem odkrył, że kolory pokoju zostały zmienione.
Zamiast czerwonych gobelinów, purpurowych ścian i wizerunku lwa, ujrzał wystrój
dopasowany do ślizgońskich upodobań. Chociaż tyle – pomyślał, po czym zrzucił z
siebie ubranie i położył się na podwójny łóżku. Zaciągnął zasłony w oknach
używając różdżki i zamknął oczy. Poczuł się tak, jakby całe zmęczenie minionych
tygodni go przygniotło. Ból w lewym przedramieniu znów dawał o sobie znać, choć
w ostatnim czasie zdawał się zelżeć. Zanim się zorientował, zasnął jak kamień,
zapominając o liście.
***
Minerwa wyszła z gabinetu, gdy tylko
kroki Dracona ucichły. Na trzęsących się nogach ruszyła w stronę swojego
pokoju. W głowie wciąż huczały jej słowa młodzieńca: ,,dlaczego akurat ja?”.
Wiedziała, że będzie chciał wiedzieć. Dumbledore też to wiedział, wiedział
wcześniej niż ona. Wciąż próbowała zgadnąć, kiedy w głowie Albusa zrodził się
ten cały pomysł. Kiedy znalazł czas i siły na zaplanowanie czegoś takiego? Musiał
spodziewać się tego, jak ułoży się życie Dracona. Skąd miał pewność, że będzie
można mu zaufać? Może jeszcze przed śmiercią mu ufał? Tyle pytań, które zostaną
bez odpowiedzi. Najbardziej nurtowało ją jednak, czy to wszystko się uda. Znała
tylko ogólny zarys, nieliczne plany. Tak naprawdę wszystko leżało w rękach wybuchowego,
skrytego, aroganckiego i wyniosłego Dracona Malfoya. Gdzieś w głębi serca
liczyła na to, że się zmienił. Jak tyle wydarzeń, tyle tragedii może nie
naruszyć człowieka? Jego wygląd wskazywał na to, że cierpi, wykańcza się. Co
jednak mogła powiedzieć o jego charakterze, jego duszy? Nic, nie mogła
powiedzieć nic. Z taką myślą Minerwa McGonagall zamknęła drzwi swojej sypialni
i z taką myślą zasnęła.
---
Dość długo pracowałam nad tym rozdziałem. Według mnie, nie jest najgorszy. Biorę się tymczasem za kolejny.
Alex dostała kopa w dupencję i ruszyła swój spłaszczony od siedzenia przy książkach tyłek i ogarnia Stowarzyszenie :)
OdpowiedzUsuńI z miłą chęcią oznajmiam, iż zostałaś przyjęta do Stowarzyszenia ;)
Zapraszam do wzięcia udziału w konkursie walentynkowym, o którym poczytać więcej można tu o tu: http://stowarzyszenie-dhl.blogspot.com/2013_01_13_archive.html
Pozdrawiam, Alex :)
Ciekawy rozdział, piszesz bardzo płynnie, że tak powiem. Czyta się lekko i przyjemnie, jakiś wielkich błędów też nie ma. Na pewno będe zaglądać, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Właśnie zauważyłam kilka literówek, postaram się wszystko poprawić.
UsuńWitam.
OdpowiedzUsuńJestem wielką miłośniczką dramione i głownie dlatego się tu znalazłam.
Rozdział ciekawy chociaż trochę krótki i wyszło faktycznie kilka literówek ale komu się one nie zdarzają czyż nie?
Podoba mi się również sam pomysł zwłaszcza, że widąć wyraźnie coś nowego i oryginalnego.
Pozostaje pod miłym wrażeniem.
http://pokochac-lotra.blogspot.com
Przeczytałam do ostatniej linijki i jestem coraz bardziej oczarowana. Przez twoje opowiadanie powróciła nawet do mnie wena. Ta historia coraz bardziej się rozkręca. Cieszę się, że mam jeszcze sporo rozdziałów przed sobą.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejne rozdziały też ci się spodobają. Staram się zaskakiwać niemal w każdej odsłonie :)
Usuńgenialne :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Nemezis
super <3 zapraszam do mnie : http://dramiona-na-zawsze-razem.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuńTyle tajemnic!! Lubię to!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, tajemnica za tajemnicą...
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie ta historia :)
Idę czytać dalej ;)
Zaczyna robić się tajemniczo. Ciekawa jestem misji Dracona, jak i powodów dla których zgodził się na nią. Widać, że uważa, iż w pewien sposób chcą się nim wysłużyć. No nic, lecę dalej żeby dowiedzieć się o co chodzi ;)
OdpowiedzUsuńAkcja powoli się rozkręca, jak widzę :) Co ten Dumbledore umyślił w tej swojej posiwiałej głowie ? No cóż, pozdrawiam i idę do następnego rozdziału :D / Miaromance
OdpowiedzUsuńBiedna Hermiona, współczuję jej straty rodziców. Mnie też zastanawia dlaczego właśnie Dracona wybrał Dumbledore. Co nim kierowało? Lubię twojego Malfoya i to jak go opisujesz ;D
OdpowiedzUsuńBardzo mi żal Hermiony, zastanawiam się tylko dlaczego zamiast udać się Hogwartu nie wyruszyła na poszukiwanie rodziców? No i zastanawia mnie Dumbledore, dlaczego chciał właśnie by to Draco pomógł Zakonowi?
OdpowiedzUsuńA jednak Dumbledore nie żyje.
OdpowiedzUsuńDlaczego chciał by to właśnie Draco pomagał Zakonowi no i czemu Draco się zgodził? Czyżby już nie nienawidził mugolaków? Coś czuję, że za tym wszystkim kryję się coś więcej.
Rozbawiła mnie wzmianka o Draco w pokoju wspólnym Gryffindoru :D