niedziela, 26 czerwca 2016

Miniaturka XVI część VI - Zaspokojenie



Uwaga. Tekst zawiera treści nieprzeznaczone dla niepełnoletnich czytelników. Takowi czytają na własną odpowiedzialność.


Im dłużej pozwalałem sobie rozmyślać, tym trudniej przychodził sen. Przewracałem się z boku na bok, analizując każdy moment, który wcześniej zignorowałem i zepchnąłem na dno umysłu. Przypomniałem sobie sposób, w jaki na nią spojrzałem tamtego wiosennego dnia, gdy jeszcze byliśmy w Norze. Wieszała ubrania na sznurku w ogrodzie, pochylając się raz po raz, by sięgnąć do kosza. Wschodzące za jej plecami słońce oświetlało ją tak, że stojąc na werandzie widziałem zarys jej piersi i płaskiego brzucha pod koszulką. Nie obchodziło mnie wtedy to, kim była. Przez długie miesiące nie dotknąłem żadnej kobiety, nawet nie byłem blisko. Ta wojna, całe to wstrętne zamieszanie wycofywało nas z życia, sprowadzało nas do zahamowanego biologizmu i instynktów. Później zwracałem uwagę na jej ciało coraz częściej, choć głównie nieświadomie, przyłapując samego siebie niespodziewanie pośród nieczystych myśli. Patrzyłem na inne, na którąkolwiek z nich, gdy mnie mijały. Być może dlatego pozwoliłem sobie myśleć, że to nie ma większego znaczenia. Moje niezaspokojenie seksualne przecież nie było uczuciem, a zwykłą żądzą, ludzkim odruchem.




Wojna zmieniała ludzi w zwierzęta. Przez cienkie jak dykta ściany dobiegały mnie zbyt często czyjeś westchnienia, bym mógł normalnie funkcjonować bez choćby zawieszenia na kimś wzroku. Wszyscy to robili, a gdy już udało im się znaleźć ofiarę, nie wypuszczali jej, zaspokajając się i zatracając w tym, by zapomnieć. Wiedziałem jednak, że nie mogę dotknąć żadnej z nich, żadnej kobiety, która przechodziła obok mnie ciemnym korytarzem Nory ze spuszczoną głową. Obserwowałem je z oddali, także Granger, chociaż z chwilą, w której zwracałem ku niej wzrok, stawała się czystą cielesnością, bez konkretnej tożsamości.

Być może gdybym był bardziej świadomy o czyich kształtach fantazjuję w środku bezsennych nocy, do tego wszystkiego by nie doszło. Nie leżałbym między jawą a snem, niemal ogłuszony przez toczący się przez plażę sztorm. Nie miałbym pod powiekami obrazu jej ust przyciśniętych do mojej skóry, a jej westchnienie nie budziłoby mnie zlanego potem, zatopionego w pościeli.

*
- Malfoy, co ty robisz, do cholery?

Podążyłem za jej głosem, by zobaczyć, jak stoi oparta o framugę. Skrzyżowała nogi przy kostkach i zaplotła ramiona na piersi. Odwróciłem wzrok, wpychając ostatnią rzecz do kufra. Nie mogłem na nią patrzeć. Nie po tym, jak przez ostatni tydzień mi się śniła. Nawet jej głos drgał we mnie, niczym wciąż napięta struna, której nie potrafiłem zerwać czy rozluźnić. Ciepło, które czułem, gdy mnie dotykała, teraz panoszyło się po moim ciele nawet wtedy, gdy nie było jej w pobliżu. Zaklęcie przejmowało nade mną kontrolę, czyniło ze mnie szaleńca.

- Uciekam – odparłem, nawet nie siląc się na to, by uspokoić swój własny głos.

- Słucham?

- Słyszałaś. Wynoszę się stąd – powtórzyłem, zatrzaskując wieko kufra. Klamry zaczęły wskakiwać na swoje miejsca ze zgrzytem.

- Chyba sobie, kurwa, żartujesz – wykrztusiła, podchodząc do łóżka i jednym ruchem różdżki z powrotem otwierając kufer. Ubrania zaczęły wylatywać z niego na podłogę. Wziąłem kolejny drżący oddech, przypominając sobie, jak w ostatnim z tych dusznych koszmarów zrywałem z niej sukienkę.

- Nie mogę. Naprawdę próbowałem, ale nie mogę – mówiłem, odsuwając się pod ścianę. Ostrzegawczo pokręciłem głową, gdy zaczęła się zbliżać, stąpając po moich rzeczach.

- Ty egoistyczny dupku! Myślisz, że jak ja się czuję? Chcesz teraz uciec? Równie dobrze możesz zabić mnie, a później siebie – krzyczała, rzucając we mnie czymś, co znalazła pod ręką. To, że płakała, nie robiło już na mnie żadnego wrażenia. Miałem nadzieję, że jej łzy odwrócą moją uwagę od jej ust, od tego, jak się układały, gdy unosiła głos.

- Nie chcesz wiedzieć, jak się czuję, Granger. Nie chcesz, kurwa, wiedzieć – warknąłem, zasłaniając twarz złączonymi dłońmi.

- Pomogą nam. Snape zabierze nas stąd, będą nas pilnować…

Wiedziałem, że dostała tę propozycję. Snape chciał przenieść nas z powrotem do Nory lub do Doliny Godryka, by choć odrobinę nas kontrolować. Tam Granger miała pracować z Zakonem. Nie widziałem jednak swojej roli w tym planie. Miałem pomóc jej w odzyskaniu jasności umysłu, a tymczasem sam traciłem rozum. Miałem ją chronić, a byłem o krok od zepchnięcia jej w przepaść razem ze mną.

- Nie pomogą! Dobrze wiedzieliśmy, na co się piszemy. A ja nie potrafię tego kontrolować! – wybuchłem, niemal rwąc sobie włosy z głowy.

- Czy ty naprawdę myślisz tylko o sobie, Malfoy? Byłam tam, zaczęłam ten pieprzony pocałunek. Czuję się tak samo, jak ty! Niewyspana, szalona i cholernie spragniona czegoś, czego nie powinnam chcieć – wrzeszczała, wytykając mnie palcem. Słowa zdawały się łamać w pół, gdy je wypowiadała, a jej oczy przepełniała frustracja. Chciałem ją uciszyć, popchnąć na to absurdalnie wąskie łóżko, pocałować ją, by zamilkła.

- Dlatego muszę uciekać. Jak najdalej stąd – wykrztusiłem, ocierając twarz dłońmi, starając się zetrzeć z ust ten smak, który tam pozostawał i powracał coraz intensywniej z każdą moją myślą.

- Zwariowałeś! Zabiją mnie. Ja sama się zabiję, jeśli cię tu nie będzie. Jeśli mnie nie wyciągniesz, gdy znów spróbują – jej głos się załamał. Wściekłym ruchem pozbyła się łez, by ponownie na mnie spojrzeć.

- Jeśli zostanę, nie będę mógł się powstrzymać. Oboje nie będziemy w stanie.
- To niewysoka cena za życie, Malfoy – odpowiedziała, stawiając krok w moją stronę. Chciałem wiedzieć, czy kierowało nią zaklęcie, a może rzeczywista wola życia. Gdy stanęła na tyle blisko, bym mógł jej dotknąć, wszystkie moje myśli skłębiły się w gęstą masę.

- Musimy to kontrolować…

- Dopóki możemy – przyznała, a jej dłoń zatrzymała się w połowie ruchu. Cofnęła ją, zapewne używając wszystkich zgromadzonych sił.

- Nadal chcesz przenieść się do Snape’a? – spytałem, gdy zatrzymała się przy oknie, dając mi tę odrobinę przestrzeni, bym ponownie mógł myśleć.

- Tak, czuję, że nareszcie mogłabym pomóc.

*

Siedziała na kanapie obok Remusa z kolanami podciągniętymi pod brodę i włosami założonymi za uszy. W dłoni ściskała pióro, a koniuszek jej języka wysuwał się spomiędzy jej warg, gdy w skupieniu śledziła leżący na stole pergamin. Tkwili tam od dobrych kilku godzin, planując nie wiadomo co. Potter klął, przestawiał szklanki, przesuwał mapy i drapał się różdżką po głowie. Remus i Arthur słuchali Granger, wpatrzeni w nią, jak w jakiś tandetny ruchomy obrazek. Czekali na to, aż pojawi się wśród nich, gotowa do pomocy, sprytniejsza od nich wszystkich razem wziętych. Chcieli ją wykorzystać, choć zdawali sobie sprawę, co musiała przejść, by odzyskać dostęp do swojego umysłu. Musiała za mnie wyjść, powtarzałem sobie w myślach, obserwując ich wszystkich z kuchni.

Ostatnie dni zdawały się zlewać w jedną niekończącą się lawinę. Od niespokojnych snów przechodziłem do rzeczywistości, w której każdy metr dzielący mnie od Granger nabierał znaczenia. Im dalej byłem, tym łatwiej mijały godziny. Udręka. Tylko to słowo mogło opisać to, co czułem, przebywając z nią w jednym domu po tym wszystkim, do czego doszło. Kontrolowaliśmy się na wszelkie sposoby, unikaliśmy spędzania czasu sam na sam, zagryzaliśmy wargi, zaciskaliśmy pięści. Każdego dnia słyszałem, jak wchodzi pod prysznic w pokoju obok. Chciałem wierzyć, że to chęć zapewnienia jej bezpieczeństwa po ostatnim ataku pcha mnie do tego, bym nasłuchiwał. Tymczasem kolejna próba przyszła niespodziewanie, zachodząc nas obojga od tyłu.

Zemdlała w salonie, podczas zwykłej rozmowy z Ginny Weasley. Nie pamiętałem, kto mnie zawołał, ani jak znalazłem się na kolanach, przyciskając jej ciało do swojego. Tym razem nie było pożądania, a tylko chęć wyrwania jej z tego stanu jak najszybciej. W pokoju byłem tylko ja, ona i Snape. Został, by mimo wszystko mnie kontrolować. Ufałem mu bardziej, niż sobie, gdy zamknąłem oczy i skupiłem się na niej i otaczającej ją czarnej magii. Ocknęła się szybciej niż ostatnio, zaledwie kilka minut po tym, jak uniosłem jej ciało z dywanu. Patrzyła na mnie, milcząc, aż do chwili, gdy Snape delikatnie mi ją odebrał. Puściłem, chociaż każda komórka mojego ciała pragnęła walczyć i zatrzymać ją tam, gdzie była.

Gdy siedziała tam między nimi, miałem ochotę im powiedzieć, wyjawić ten mroczny sekret. Chciałem, by wiedzieli, że to wymyka się spod kontroli. Tylko uspokajające słowa Snape’a trzymały mnie w ryzach.

- Jak się czujesz? – zapytał mnie, zajmując miejsce obok przy kuchennym stole.

- Nie mogę spać, a gdy zasypiam…

- Eliksir Słodkiego Snu powinien pomóc – zaproponował, marszcząc brwi i zapewne domyślając się, o czym śnię każdej nocy.

- Nie mogę. Muszę czuwać, gdyby coś jej się stało – odparłem, a mój wzrok mimowolnie podążył do salonu. Chciałem wiedzieć, skąd wzięło się to poczucie obowiązku. Zjawiło się nagle, z dnia na dzień, przytłaczając mnie odpowiedzialnością. Granger była moją żoną, nieodłączną częścią mnie, nawet jeśli próbowałem temu zaprzeczyć. W chwilach rozkojarzenia często zastanawiałem się, czy ona nazywa mnie w myślach swoim mężem, czy smakuje tego słowa, sprawdzając, jak brzmiałoby w rzeczywistości.

- Dobrze sobie radzisz.

- Nie sądzę – mruknąłem, kryjąc się za kubkiem, do którego dyskretnie nalałem odrobinę alkoholu.

- Kontrolujesz się, a to nigdy nie była twoja dobra strona – powiedział, przekrzywiając głowę i mierząc mnie uważnym spojrzeniem. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, jak dobrze mnie znał, aż do tych kilku ostatnich tygodni. Gdzieś głęboko musiał przeczuwać, że oboje jesteśmy w niebezpieczeństwie.

- To trudniejsze, niż myślisz, Snape. Jakbym walczył z zaklęciem, które i tak mnie dosięgnie. Prędzej czy później.

- Rozmawialiście o tym? – spytał, ściszając głos i pochylając się nad stołem.

- Tak.

- Może nie powinniście tego opóźniać? To magia, Draco. Naprawdę zwiększyłem siłę zaklęcia, a więź małżeńska sprawia, że ma jeszcze mocniejszy fundament.

- Chyba żartujesz. Jeśli jej dotknę, nie będę mógł przestać.

- Wiesz, dlaczego to wszystko się dzieje? – szepnął, jakby oczekując ode mnie wyznania tajemnicy, którą długo skrywałem.

- Wiem – odpowiedziałem, ignorując jego natarczywy wzrok.

- I jesteś świadomy, że ona musiała czuć się podobnie?

To pytanie nawiedzało mnie codziennie z coraz większą siłą. Jakie uczucie wydobyło zaklęcie ze skomplikowanego umysłu Granger? Czy wojna na tyle zniwelowała jej nienawiść, by patrzyła na mnie, jak na mężczyznę? Nie potrafiłem sobie wyobrazić jej nieczystych myśli, gdy jednocześnie spała z Weasleyem tuż za ścianą. Chociaż go straciła, wiedziałem, że na swój sposób, nadal darzy go uczuciem. Gdzie było w tym wszystkim moje miejsce?

- Jestem świadomy równie bardzo, jak bardzo nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze niedawno mnie nienawidziła.

- Sprawność jej umysłu wraca. Być może wkrótce będzie w stanie sama odeprzeć ataki – zaczął mnie zapewniać, chociaż żadna złudna nadzieja nie mogła się we mnie zakotwiczyć. Nie teraz, kiedy byłem już na skraju wytrzymałości.

- To jest gorsze od zaklęć niewybaczalnych, Snape. Za pierwszym razem niemal się poddałem, niemal mnie wciągnęli – mówiłem, przypominając sobie zimne ciało Granger zwinięte na białych kafelkach. Wtedy powrócił obraz, który widziałem w jej umyśle. Ciemne i niskie pomieszczenie.

- Kurwa. Wiem, gdzie oni są! – wykrzyknąłem, zrywając się z krzesła. Wpadłem do salonu, ignorując depczącego mi po piętach Snape’a.

- O co ci chodzi, Malfoy? – starał się mnie przekrzyczeć, jednocześnie uciszając gestem wszystkich, którzy byli w salonie. Weasley, Lupin i Potter wpatrywali się we mnie z wyczekiwaniem, gdy zacząłem odgarniać ze stołu stosy map i zapisanych pergaminów, które ktoś dostarczył z działu ksiąg zakazanych w Hogwarcie. To, że Granger stanęła obok mnie, najpierw poczułem, a dopiero chwilę później zobaczyłem. Śledziła wzrokiem szybkie ruchy moich dłoni.

- Wiem, gdzie ukrywają się śmierciożercy. A przynajmniej dowództwo – mówiłem, coraz bardziej nerwowo przeszukując papiery. Moja dłoń drgnęła, gdy palce Granger nakryły moje w połowie ruchu, jakby nagle przypomniała sobie to samo, co ja. Razem wyciągnęliśmy rysunek na środek stołu.

- Co to jest? – wyszeptał Potter, pochylając się nad mapą. Nakreślone atramentem linie tworzyły gęstą sieć.

- Piwnica Wrzeszczącej Chaty – odpowiedziała za mnie Granger. Spojrzałem na nią przez ramię. Dopiero wtedy zabrała dłoń, przestając mnie dotykać. Jej policzki stały się czerwone, czy to z zażenowania, wstydu czy podniecenia. W jej oczach tliła się jednak ta sama iskra, co zaledwie kilka miesięcy wcześniej, gdy planowaliśmy wojnę, a ona była głównym ogniwem Zakonu. Zamrugałem kilka razy, odpędzając natarczywą chęć pocałowania jej natychmiast, przy nich wszystkich.

- Skąd macie pewność?

- Schodziliśmy tam w ramach zakładów na piątym roku. Było tam mnóstwo korytarzy… - przypominałem sobie, wodząc palcami po rysunku. Mogłem tracić czas, zastanawiając się, skąd Granger znała to miejsce, ale zdążyłem już przywyknąć do tego, jak wiele informacji zdołała przyswoić w swoim krótkim życiu.

- To przejście do Hogwartu – wyszeptał Remus, wskazując na dwie linie, znikające przy krawędzi mapy – To prowadzi do Trzech Mioteł. To poza granice Hogsmead.

- Przecież Remus jest tam co miesiąc. Nie mogliby się ukrywać pod podłogą niezauważeni... – przerwał Snape, marszcząc brwi i przepychając się do stołu, by lepiej się przyjrzeć.

- Nie byłem tam od bitwy o Hogwart. Gruzy przywaliły przejście pod wierzbą, a w Hogsmead zrobiło się niebezpiecznie, Rosmerta zamknęła bar. Wrzeszcząca Chata też ucierpiała, zawaliły się dwa górne piętra, kiedy Voldemort próbował cię zabić – odpowiedział Remus, wpatrując się w Snape’a z nieukrywanym przerażeniem. Prawdopodobnie przeoczyli coś, co kosztowało w ostatnich miesiącach tak wiele żyć.

- Widziałem to miejsce. Stamtąd płynęło zaklęcie, którym atakują Granger – zapewniłem ich, opierając dłonie na stole.

- Przecież kontrolowaliśmy Wrzeszczącą Chatę po bitwie. Był tam nawet Minister… - wtrącił się Weasley, jak zwykle wierząc w siłę Ministerstwa Magii, w rzeczywistości osłabionego po wojnie.

- Mogli pojawić się później. Obserwowali dom. Wiedzieli, że nikt z nas tam nie zagląda. Byli tam w trakcie bitwy, więc sądziliśmy, że już nie odważą się wrócić.

- Najpierw trzeba się upewnić, czy naprawdę tam są – w końcu odezwała się Granger. Wciąż stała na tyle blisko, że mogłem poczuć, jak się porusza, bez patrzenia na nią.

- Nie może być ich wielu. Są rozproszeni, uciekają we wszystkich kierunkach, żeby nas zmylić. Mroczne znaki już nie działają, nie mogą wezwać się tak sprawnie, jak kiedyś – zaczął Potter, wysuwając się naprzód – Są osłabieni. Gdyby udało się złapać kogoś z góry, może wszystko by wyśpiewał.

- Chyba po godzinach tortur – mruknąłem, przypominając sobie dowody lojalności wśród śmierciożerców. Nie poddawali się tak łatwo wpływowi, potrafili kłamać i zwodzić, by tylko uchronić swoich – Mają misję. Nie poddadzą się tak łatwo.

- W każdym systemie jest jakaś luka – wyszeptała Granger, wodząc palcami po mapie.
- Myślisz, że moglibyśmy zmusić jednego z nich do współpracy? – spytałem, zwracając się do niej, jakbyśmy byli sami w tym pokoju. Uniosła na mnie wzrok, zalękniona, lecz mimo wszystko pewna swoich słów.

- Zawsze istnieje najsłabsze ogniwo. Ktoś, kto jest z nimi tylko z przyzwyczajenia. Być może ze strachu.

- Byłbyś w stanie wskazać kogoś takiego, Malfoy? – wtrącił się Lupin, niezręcznie próbując zignorować to, jak wpatrywałem się w Granger, oszołomiony jej pomysłem.

- Tak, myślę, że tak.

- Kto?

- Nott. To zawsze był Nott.

*

Podczas spotkania z Nottem, nie potrafiłem się skupić. Myślałem o tym, że została tam beze mnie i gdyby coś się stało, nie byłoby mnie tam, by jej pomóc. Jednocześnie nie opuszczało mnie poczucie niebezpieczeństwa, jakie ciągnęła za sobą ta rozmowa z Nottem. Nie mogłem mieć pewności, że wciąż się waha. Znałem go na tyle długo, by wiedzieć, że jego służba dla Czarnego Pana opierała się głównie na jego ojcu, na tej rodzinnej lojalności. Ja zdecydowałem się złamać przysięgę daną ojcu, on już nie potrafił tego zrobić. Czy po tym wszystkim był na to gotowy? Mogłem tylko liczyć na to, że podczas spotkania mnie nie zabije lub mnie nie wyda. Musiałem mu zaufać, choć na szali leżało nie tylko moje życie.

Gdy tamtej nocy opuściłem Śmiertelny Nokturn, żywy, lecz nieludzko zmęczony, pragnąłem jedynie wrócić, znaleźć się z powrotem w Norze. Teleportowałem się przed granicą zaklęć ochronnych, niemal słaniając się na nogach. Ostatnimi czasy używanie magii, a szczególnie aportowanie się, zdawało się mnie wycieńczać. Czekałem jednak cierpliwie, aż ktoś pozwoli mi przekroczyć zabezpieczającą kopułę. Kiedy Granger wyszła na ganek, szybko odszukała mnie wzrokiem. Światło z olejnej lampy rzucało ponure cienie na jej sylwetkę, gdy wyciągnęła różdżkę, by mnie wpuścić.

- Jakiego dnia tygodnia wyszłam za mąż? – spytała, nie opuszczając różdżki. Wiedziałem, że zapyta o coś podobnego, by mnie sprawdzić. Wyczekiwała odpowiedzi, zapewne bardziej przejęta tym, że mogłem nie wiedzieć, niż tym, że mogłem być wrogiem.

- Poniedziałek – wyszeptałem, wpatrując się w jej niemal oszalałe oczy. Czy także odchodziła od zmysłów, gdy mnie tu nie było?

- Teraz ty zapytaj.

- Twoje nazwisko – zażądałem, wspinając się ku niej po schodach. Sądziłem, że będzie oburzona tym, jak zmuszałem ją do wypowiedzenia tego. Jednocześnie narastało we mnie dzikie podniecenie tym, że nareszcie to przyzna.

- Malfoy – wykrztusiła, opuszczając różdżkę. Chciałem przejść obok niej, zadowolić się tym, co musiała zrobić. Nie mogłem jednak jej minąć. Użyłem całej pozostałej siły woli, by zatrzymać się na ostatnim stopniu schodów.

- Nic ci nie jest? – spytała, starając się dostrzec cokolwiek w tej ciemności.

- Nie, wszystko w porządku. To tylko teleportacja tak mnie zmęczyła. A ty?

- Nie było ataku – odpowiedziała, domyślając się, o co zapytałem – Przekonałeś Notta?

- Wejdźmy do środka – zaproponowałem, otwierając przed nią drzwi. Gdy znaleźliśmy się w opustoszałym i cichym salonie, zdałem sobie sprawę, że oni wszyscy zasnęli, podczas gdy ona czuwała, czekając na mnie.

- Wydaje mi się, że nic się nie zmieniło. W kwestii jego wahania. Powinno się udać – mówiłem, nalewając wody do szklanki. Byłem głodny, ale o tej porze nic już bym nie przełknął. Granger obserwowała mnie, stojąc w korytarzu dzielącym salon i kuchnię.

- Nie chciał niczego w zamian?

- Chce wolności – odpowiedziałem, wcześniej upijając łyk wody – Postawiłem warunek. Tylko jeśli wsadzimy ich wszystkich, on zostanie ułaskawiony. Będzie musiał pomagać. Pokazać, że jest lojalny.

Starałem się nie myśleć o tym, jak ja dowiodłem swojej lojalności, biorąc ją za żonę. Zdawała się zastanawiać nad tym samym.

- To chyba uczciwy układ – podsumowała, kiwając się na piętach tam i z powrotem. Wyglądała, jak mała dziewczynka.

- Tak, całkiem sensowny – zgodziłem się, odstawiając szklankę do zlewu i odruchowo zwilżając usta językiem.

- Mówiłam im, by kogoś z tobą wysłali – rzuciła nagle, jakby się usprawiedliwiając.

- Musiałem być sam. Gdyby mnie zabił, nie trafiłby do ciebie. Nie narażałem nikogo poza sobą.

Podeszła do mnie tak nagle, że nie byłem w stanie zareagować. Czułem, że tym pocałunkiem dziękuje mi za coś, czego nie byłem świadomy. Wahała się, szukała potwierdzenia i pewności, że jej nie odepchnę. Pocałunek załamał się, gdy wzięła oddech, po czym w końcu byłem w stanie się poruszyć. Westchnięcie ulgi wydobyło się spomiędzy jej warg, gdy przyciągnąłem ją bliżej, przyznając całym sobą, jak bardzo chciałem się zbliżyć, odkąd tylko przestąpiłem próg. Ona nie powiedziałaby tego na głos, ale w każdym jej ruchu czułem to, że się martwiła, że szalała w tej niewiedzy, gdy zostawiłem ją samą.

- Za co to? – wykrztusiłem nieskładnie, podnosząc jej podbródek, by na mnie spojrzała. Szybko potrząsnęła głową, najwyraźniej nie mając ochoty tego zdradzać. Rumieniec zakrywał jej policzki, gdy spróbowała się odsunąć, uciekając przed tym pytaniem. W końcu zdecydowałem się ją puścić, tak zawstydzoną i zaczerwienioną, jak nigdy wcześniej. Gdy zniknęła na schodach, nawet na moment się nie odwracając, potrafiłem jedynie odtwarzać to, co się wydarzyło, w swoim umyśle. To, że zdecydowała się na ten krok, miało wszystko zmienić. To, że ją przyjąłem, bez tego pragnienia powodowanego zaklęciem, miało budzić mnie co kilkanaście minut, aż do świtu.


*

Tej nocy, gdy Nott postanowił wprowadzić Zakon do kryjówki śmierciożerców, rozpętała się burza. Granger stała na środku polany, na której ponad miesiąc wcześniej ją poślubiłem, obejmując się ramionami. Pożegnała ich wszystkich, świadoma tego, że część z nich mogła nie powrócić. Potter, Lupin, Snape, nawet Weasley. Wyruszyli o zmroku z eskortą aurorów i z Nottem przy boku. Gdyby nie to, że była celem, poszłaby z nimi. Tymczasem obserwowała nadciągające chmury, nieruchoma i milcząca. Molly i Ginny już dawno schowały się do środka przed zimnem i wiatrem, lecz ona wciąż tam stała, uparcie wpatrując się w niebo. Gdyby nie to, że tam była, byłbym już w drodze, razem z Zakonem. Żadne z nich nie zapytało, gdy pozostałem w tyle. Miałem zapewnić jej bezpieczeństwo i chociaż od czasu pocałunku w kuchni niewiele ze sobą rozmawialiśmy, czułem się zobowiązany, by zostać w Norze.

- Wracaj do środka – odezwałem się z ganku.

- Już idę – spróbowała dać mi do zrozumienia, że chce być sama. Wycofałem się na próg, nieprzerwanie ją obserwując. Pierwsza błyskawica przeszyła powietrze, a na trawę zaczęły spadać ciężkie krople deszczu. Wyglądała na tak zamyśloną, że nie potrafiłem tego przerwać. Mokła na tym chłodnym deszczu, włosy zasłaniały jej twarz, gdy wiatr zaczął skłębiać chmury nad jej głową.

- Granger! – uniosłem głos, by przekrzyczeć burzę. Spojrzała przez ramię, a kącik jej ust uniósł się lekko, gdy mnie dostrzegła. Przebiegła przez deszcz i zatrzymała się pod dachem. Włosy lepiły jej się do twarzy, a usta były czerwone od zimna.

- Pójdę się przebrać – oznajmiła, szczypiąc ramiona, do których zdążyły się przylepić jej ubrania. Skinąłem głową, zamykając za nią drzwi. Rzuciłem ostatnie zaklęcia ochronne i powiadamiające, gdyby ktoś wrócił i potrzebował przejścia przez kopułę. W domu panowała kompletna cisza, jakby nie było w nim żywego ducha, choć Molly i Ginny musiały gdzieś czekać na powrót Zakonu.  Szedłem po schodach, zastanawiając się, co z tego wyniknie. Nott dostarczył nam kilku istotnych informacji, dzięki którym ułożyliśmy całkiem dobry plan. Mogliśmy rozbić tę grupę od środka, zachwiać całym systemem. Miałem nadzieję, że Zakonowi wystarczy sił, by to zrobić.

Zatrzymałem się nagle w pół kroku, zaniepokojony dźwiękiem płynącej wody. Być może to myśl o tym, jak poprzednim razem wyciągałem Granger z łazienki, zmusiła mnie, bym się odwrócił. Na podłogę korytarza padała cienka smuga światła. Drzwi były otwarte, ukazując część zaparowanego pomieszczenia. Powinienem był odwrócić wzrok, ale nie potrafiłem, gdy tam stała. Woda spływała po jej plecach, gdy uniosła dłonie, by wypłukać włosy. Czy była świadoma tego, że nie zamknęła drzwi, gdy tam wchodziła? Już odwracałem wzrok, czując palące poczucie winy, gdy sięgnęła po ręcznik i zwróciła ku mnie głowę. Chciałem, by krzyknęła, wypędziła mnie, obraziła. Cokolwiek, bym był w stanie przestać patrzeć na jej nagie, zaróżowione po prysznicu, ciało. Stała tam jednak, z ręcznikiem przyciśniętym do piersi, patrząc prosto w moje oczy. Liczyłem sekundy jej milczenia, gotowy na ucieczkę. Gdy przesunęła materiał, by wytrzeć kark, a jej usta rozchyliły się odrobinę, postawiłem pierwszy krok w jej stronę. Skupiłem się na tym, by poruszać się świadomie, ale nagle całe to ciepło, które do tej pory mną kierowało, wyparowało. Całkowicie się kontrolowałem, otwierając szerzej drzwi łazienki i do niej wchodząc. Granger milczała, wyciskając wodę z włosów. Milczała, gdy wyrwałem ręcznik z jej dłoni i kiedy sięgnąłem po nią, przyciągając ją, zupełnie nagą, do mojego ciała.

- Jeśli chcesz, żebym przestał, powiedz mi teraz – zażądałem, zaciskając palce na jej biodrach. Kiedy się nie odezwała, poprawiłem uścisk i uniosłem ją z podłogi. Objęła mnie nogami, krzyżując łydki.

- Do mnie – wyszeptała, gdy niosłem ją korytarzem, nie mogąc oderwać oczu od jej twarzy. Wodziła kciukiem po mojej szczęce, ledwie muskała moje wargi, jakby z fascynacją. Sięgnęła, by otworzyć drzwi swojego pokoju i zapaliła światło. Drewniane małżeńskie łóżko stało przy oknie, absurdalnie duże, jak na pomieszczenie, w którym miała spać. Większość nocy spędzała w końcu w tej klitce na poddaszu obok Snape’a.

Objęła mnie za szyję i stanęła na podłodze. Poprowadziła mnie do łóżka po omacku, cofając się, aż natrafiła kolanami na materac. Chwyciłem dłońmi drewnianą ramę łóżka, gdy sięgnęła, by rozpiąć mi koszulę. Robiła to powoli, wpatrując się we mnie z nieukrywanym lękiem, jakbym w każdej chwili mógł ją wyśmiać i zostawić tam, nagą i bezbronną.

- Nie przestanę – zapewniłem ją, padając na kolana i zrzucając koszulę na podłogę. Pochyliła się nisko, by mnie pocałować. Ten trzeci, najbardziej świadomy raz, był długi i powolny, rozbudzał każdą cząstkę mojego ciała. Przesunęła dłonie z moich policzków na szyję, ramiona, a w końcu brzuch. Bez zastanowienia pchnąłem ją na materac i dwoma kopnięciami pozbyłem się butów. Zachichotała, a ten niewinny dźwięk rozszedł się we mnie falą. Uciszyłem ją pocałunkiem, pozwalając jej rozpiąć mi spodnie tymi drobnymi dłońmi, które nawet nie zadrżały odkąd jej dotknąłem.

- Kiedy się tu znaleźliśmy? Przecież mnie nienawidziłaś – wykrztusiłem, zachrypnięty i niemal całkowicie ogłuszony. Mogłem to zrobić, od razu i bez słowa, ale jej spojrzenie, każdy szczery ruch, zapewniały mnie, że to nie koniec. Że to, w jaki sposób mnie pragnęła, nie było czymś szalonym.

- Nie wiem, skąd to się wzięło – odpowiedziała, leżąc pode mną i zadzierając głowę, by spojrzeć mi w oczy – Któregoś dnia po prostu to wzięło górę nad moim rozsądkiem. Widziałem cię. Tyle razy.

- Widziałaś?

Pochyliłem się, by całować jej szyję, czuć, jak się porusza, gdy mówi. Jej mięśnie kurczyły się i rozciągały.

- Obserwowałam cię. To, jak się poruszasz. Widziałem, jak pracujesz. Jak ściągałeś koszulę tego dnia, gdy ktoś coś na ciebie wylał – kontynuowała, przymykając oczy.

- Mów dalej…

- Któregoś wieczora pokłóciłam się... z Ronem – wykrztusiła, co zmusiło mnie do uniesienia głowy – Poszłam ochłonąć nad strumień. Byłeś tam, wychodziłeś z wody.

- Kurwa… - odpowiedziałem, chwytając jej podbródek. W jej oczach tliło się podniecenie, gdy złapałem mocniej, by ją widzieć.

- Szybko uciekłam – dodała, a kącik jej ust lekko się uniósł.

- Och, nie wątpię – wymruczałem prosto w jej usta, oszołomiony jej wyznaniem, zszokowany tym, jak podzielała moje uczucia. Chciałem opowiedzieć jej o każdym dniu, w którym zawiesiłem na niej wzrok. O każdym ukradkowym spojrzeniu, którego nie byłem świadomy. Była tam jednak ze mną, jej nagie ciało zdążyło już wyschnąć, a jej wargi były tak zachęcająco rozchylone. Pocałowałem ją, pozwalając, by ściągnęła mi spodnie razem z bokserkami. Pchnęła mnie lekko, unosząc się na łokciach. Usiadłem na łóżku, patrząc, jak unosi biodra i siada na mnie okrakiem.

- Taka niewinna… - wyszeptałem jej do ucha, gdy otarła się o mnie, cicho jęcząc. Ten dźwięk sprowadził mnie do granicy wytrzymałości, na sam kraniec tego, co myślałem i co byłem w stanie kontrolować. Chwyciłem jej wilgotne włosy, zaplatając je sobie wokół dłoni.

- Zaklęcie wyciszające – przypomniała mi między pocałunkami. Odsunąłem się, pozwalając jej rzucić zaklęcie bez użycia różdżki. Gdy ponownie mnie dotknęła, na opuszkach jej palców wciąż czułem magię. Spojrzała mi w oczy, rozgorączkowana i skupiona. Jej tęczówki zdawały się płonąć, a usta rozchylały się coraz szerzej, gdy masowałem jej ciało, kawałek po kawałku.

- Merlinie… - wykrztusiła nieprzytomnie, pochylając się i opierając czoło o moje ramię. Jej piersi ciążyły mi w rękach, gdy sięgnęła pomiędzy nasze spocone ciała.

- Hermiona – użyłem jej imienia, wsuwając się w jej ciasne i wilgotne ciało. Nie była dziewicą, nie mogła być, skoro tak chętnie mnie dotykała. Słyszałem jej przyspieszający oddech, gdy napierała na mnie biodrami, gdy sprawiała ból samej sobie, jednocześnie szukając rozkoszy. Zmusiłem ją, by na mnie spojrzała, unosząc się na jej spotkanie. Westchnęła, odejmując rękę od mojej nasady, chwytając mnie mocno za włosy i zaciskając lekko uda. Jej biodra uderzały o moje, gdy unosiła się i opadała, wydając te sprośne dźwięki. Dominowała nade mną, kontrolowała to, jak głęboko w niej jestem i to, kiedy postanawiała mnie zaskoczyć mocniejszym ruchem. Jej włosy wyślizgnęły się z mojej pięści, gdy z oszałamiającym jękiem po raz ostatni opuściła na mnie biodra. Doszedłem w niej, krzycząc i do ostatniej chwili starając się dotrzymać jej kroku. Powoli odgarnęła mokre włosy z mojego czoła.

- Draco… - wyszeptała, opierając się o mnie, wciąż drżąc i oddychając ciężko po orgazmie.

- Oni niedługo wrócą – odpowiedziałem, wodząc palcem po jej kręgosłupie. Nie wierzyłem w to, jak szybko na mnie reagowała. Jak jej plecy prostowały się i wyginały, gdy ich dotykałem. Jak jej biodra ponownie zaczynały na mnie ciążyć, nieświadomie, lecz znów.

- Wiem – wykrztusiła, kołysząc się na moich kolanach – Ale rzuciłeś zaklęcie na kopułę, prawda? Będziemy wiedzieli, gdy ktoś się pojawi…

- Co my robimy? – spytałem, spychając ją z kolan. Leżała pode mną, a pot szklił się na jej skórze. Kiedy to się stało? Jak wylądowaliśmy w łóżku, kiedy Zakon wyruszył, by walczyć? Kiedy ta dziewczyna, moja żona, zdążyła zatrząść moją siłą woli? Kiedy myśl o tym, że ktoś pragnie mojej śmierci, zastąpiło pragnienie posiadania tej kobiety?

- Nie wolno ci tak o tym myśleć – odpowiedziała, kładąc dłoń na moim karku, przyciągając mnie bliżej.

- Oni mogą tam umrzeć – przypomniałem jej, odsuwając się, starając się nie patrzeć na jej ciało.

- Nie staraj się teraz mnie odepchnąć! – uniosła głos, siadając obok mnie na brzegu łóżka – Dobrze wiem, co może się stać. Myślisz, że wykorzystałam cię, by o tym nie myśleć?

- Nie to miałem na myśli. Chcę tylko wiedzieć, gdzie to prowadzi.

- Skąd mam wiedzieć, gdzie zaprowadzi mnie seks z tobą?!

- Nie mów o tym w ten sposób – przerwałem jej, spoglądając na jej profil. Wyglądała na wściekłą niemal tak samo mocno, jak ja. Czerwone plamy pokryły jej dekolt, a jej piersi zaczęły unosić się szybciej.

- Jaki?

- Jakby to nic nie znaczyło – syknąłem, wstając z łóżka. Chciałem uciec, znów czułem się osaczony i oszukany.

- O czym ty mówisz, do cholery?! – krzyknęła, zrywając się i łapiąc moje ramię. Uścisk jej dłoni zelżał, gdy na nią spojrzałem – Gdyby to nic nie znaczyło, nie dopuściłabym cię do siebie. Nie pozwoliłabym na to.

Przyciągnęła mnie z powrotem, tak że stanąłem między jej rozchylonymi nogami. Zadarła głowę, by nie stracić ze mną kontaktu.

- Robię to z własnej woli. Nikt, ani nic, nie zmusi mnie do tego, bym dotykała cię w ten sposób – mówiła, wodząc dłońmi po moich udach. Patrzyłem na nią, gdy pochyliła się i pocałowała mój brzuch. Jej ciepły język przesuwał się coraz niżej, a moje dłonie same odnalazły drogę do jej włosów.

- Hermiona…

- Nie będziesz mi mówił, co mam robić. Jestem twoją żoną. Równie dobrze mogą wiedzieć, co tu robimy. Mam prawo to wszystko robić – jej głos niemal zanikał, gdy muskała mnie ustami. Wziąłem głęboki oddech, gdy chwyciła mojego penisa w jedną z dłoni.

- Nie chcę, by wiedzieli – odparłem, szarpiąc ją za włosy, by na mnie spojrzała.

- Więc tu ze mną zostań. I nie staraj się tego zepsuć – wyszeptała, gdy moje kolana się ugięły i oparły o łóżko. Obniżyła się lekko, by mnie dosięgnąć. Gdy wsunęła go do ust, każda myśl skłębiła się we mnie i stała się ciemna. Chciałem ją mieć, ponownie, długo i mocno. Chciałem, by krzyczała moje imię i by pozwoliła mi nazwać się moim nazwiskiem, naszym nazwiskiem.

- Przestań – wykrztusiłem, czując, jak w niej twardnieję. Odsunęła się i oblizała usta. Ten widok pozbawił mnie już wszystkich skrupułów. Udowodniła, że nad tym panuje. Pokazała, że to od nas zależy to, co zrobimy.

- Robisz to specjalnie. Zaspokajasz to wszystko, czego tak długo nie chciałem wziąć – mówiłem, pchając ją na łóżko i rozchylając jej nogi. Wydyszała coś cicho, gdy wsunąłem się w nią lekko i natychmiast się wycofałem.

- Co takiego? – spytałem, pochylając się, by sięgnąć po jej sutek. Wygięła się, zbliżając pierś do mojej twarzy.

- Nie karz mi dłużej mówić – wykrztusiła nieco wyraźniej. Te słowa w zupełności mi wystarczyły. Wszedłem w nią, tym razem całkowicie to kontrolując, dopasowując rytm do ruchów jej bioder. Jej głowa zagłębiła się w pościeli, gdy mięśnie szyi zaczęły się spinać. Patrzyłem, jak rozchyla szeroko usta, nie wydając dźwięku. Chciałem do niej mówić, podniecać ją jeszcze bardziej, ale to, jak się na mnie zaciskała, sprawiało, że potrafiłem jedynie się poruszać, by nie przestawała. W końcu udało jej się rozluźnić szyję. Pocałowała mnie, wypychając biodra, całą sobą wytrzymując tę walkę, którą z nią toczyłem. Łzy zebrały się w kącikach jej oczu, gdy ostatni skurcz wstrząsnął jej ciałem i opadłem na nią, niemal mokry od potu.


Kiedy Zakon wrócił tej nocy do kwatery głównej, nie potrafiłem jej obudzić. Leżała w pościeli z lekko rozchylonymi ustami, zmęczona i spokojna. Zostawiłem ją tam, by wziąć prysznic i zejść na dół. Wszyscy wrócili. Każdy z nich cały i zdrowy. Opatrzyłem kilka zadraśnięć, wysłuchałem Snape’a, poklepałem każdego po ramieniu i poczekałem, aż znikną w swoich pokojach. Później wróciłem na piętro, by położyć się obok niej i nareszcie zasnąć.

***

Kochani,

kolejna część miniaturki może wzbudzić w Was mieszane uczucia. Postanowiłam jednak nic w niej nie zmieniać, bo taki od początku był plan i tekst właśnie tak miał wyglądać. Ta część rozrosła się tymczasem aż na 13 stron, a cała "miniaturka" jest już objętości 51 stron (!). Nie wiem kiedy to się stało. W najbliższym czasie przeniosę spis treści tego tekstu do oddzielnej zakładki, by łatwiej było Wam nawigować. Chyba nikt się nie obrazi, jeśli nadam tytuł "Małżeństwo"?

Mam dla Was tymczasem małe wyzwanie. Wybierzcie swój ulubiony fragment/ulubione zdanie z tej części miniaturki i napiszcie mi o tym w komentarzu. Możecie uzasadniać lub nie, ale chciałabym wiedzieć, jakie fragmenty tekstu trafiają do Was najbardziej. I nie wstydźcie się wybierać! Mam nadzieję, że moi czytelnicy są dojrzali i gotowi na odbiór tego tekstu.

Zapraszam także na mojego Ask'a, jeśli macie jakiekolwiek pytania - www.ask.fm/edgeblue

Pozdrawiam.


Edge

28 komentarzy:

  1. "Później wróciłem na piętro, by położyć się obok niej i nareszcie zasnąć."
    Tak zdecydowanie to moje ulubione zdanie w tej części miniaturki. Odbieram je bardzo bosobiście.
    Każda następna część jest lepsza, oby tak dalej :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to zdanie jest bardzo ważne w perspektywie całej miniaturki. Jest chyba najbardziej spokojne i wyciszające całą tę sytuację :) Cieszę się, że każda część podoba się coraz bardziej.

      Usuń
  2. "Jakby to nic nie znaczyło" <-- krótkie zdanie, a jak wiele mówi o uczuciach! mogłabym przytoczyć jeszcze wiele, wiele innych, bardzo podobała mi się też scena na ganku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba pierwszy raz w historii fanfiction to zdanie wypowiedział mężczyzna :) Nie mogłam się powstrzymać od dodania tej szczerej rozmowy. Scena na ganku jest jedną z moich ulubionych.

      Usuń
  3. "Chciałem by krzyczała moje imię i pozwoliła mi nazywać się moim nazwiskiem, naszym nazwiskiem." - jedno, proste zdanie, które zmienia wszystko. Już nie ma Granger i Malfofa. Są państwo Malfoy. Silniejsi niż kiedykolwiek. Razem zdolni do największych osiągnięć.
    Cholernie podobał mi się pierwszy fragment - uczucia towarzyszące Draco, które doskonale opisałaś! I to jak pozostali reagowali w czasie wojny.
    Pozdrawiam, życząc Ci czasu i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy fragment powstawał chyba najdłużej ze wszystkich. Chciałam, by to wszystko miało sens. I tak, w tamtym momencie nie było już Granger i Malfoya. Stali się małżeństwem.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem w sumie czemu, ale najbardziej podobał mi się fragment o zetknięciu się dłoni podczas rozkładania mapy. I ten: ,,Podczas spotkania z Nottem nie potrafiłem się skupić. Myślałem o tym, że została tam beze mnie i gdyby coś się stało, nie było by mnie tam, by jej pomóc.'' Te fragmenty chyba zrobiły na mnie największe wrażenie. Może dlatego, że Draco jest dojrzały, troszczy i martwi się o Granger, o to, że coś jej może grozić, a on tego nie zdoła powstrzymać.
    To opowiadanie z każdą kolejną częścią jest coraz lepsze. Coraz bardziej ciekawi.
    Mam tylko jedną prośbę, jeśli mogłabyś, to udostępnij kolejną część szybciej, bo każdy dzień czekania wydłuża się w nieskończoność.
    Love always,
    Angie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam ten fragment przed swoimi oczami, gdy tylko wymyśliłam tę mapę. Może to trochę filmowy zabieg, ale chciałam pokazać tę zgodność myśli :) Tak, Draco jest tutaj postacią dojrzałą, bardzo wiele analizującą. Bardzo odpowiada mi pisanie z jego perspektywy, kiedy przy Hermionie należałoby skupić się bardziej na emocjach.
      Postaram się spełnić prośbę i szybciej opublikować kolejną część, ale niczego nie mogę obiecać. Wszystko zależy od dnia, od tego, jak mi się pisze i od ilości wolnego czasu.

      Usuń
  6. Oj było trochę fajnych fragmentów.
    "- Poniedziałek - wyszeptałem, wpatrując się w jej niemal oszalałe oczy. Czy także odchodziła od zmysłów, gdy mnie tu nie było?"
    "Ona nie powiedziałaby tego na głos, ale w każdym jej ruchu czułem to, że się martwiła, że szalała z niewiedzy, gdy zostawiłem ją samą."
    "To, że ją przyjąłem bez pragnienia powodowanego zaklęciem, miało budzić mnie co kilkanaście minut, aż do świtu."
    "Pierwsza błyskawica przeszyła powietrze, a na trawę zaczęły spadać ciężkie krople deszczu. Wyglądała na tak zamyśloną, że nie potrafiłem tego przerwać. Mokła na tym chłodnym deszczu, włosy zasłaniały jej twarz, gdy wiatr zaczął skłębiać chmury nad jej głową."
    Wybór tego ostatniego być może dziwny, ale ja uwielbiam takie obrazy. Uwielbiam, kiedy natura stwarza atmosferę opowiadania.
    Pozdrawiam :)
    Ana M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy czytelnik zwraca uwagę na coś zupełnie innego. Bardzo miło jest widzieć, że angażujecie się w to wszystko emocjonalnie, o czym świadczą fragmenty, które wybieracie :) Muszę przyznać, że to chyba Twój komentarz pod poprzednią częścią zmusił mnie do ponownego użycia natury, jako narratora.

      Usuń
  7. ,,Później wróciłem na piętro, by położyć się obok niej i nareszcie zasnąć."

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejna część! Nareszcie (już nie mogłam się doczekać).
    Ulubiony fragment to zdecydowanie ten:
    "Gdy znaleźliśmy się w opustoszałym i cichym salonie, zdałem sobie sprawę, że oni wszyscy zasnęli, podczas gdy ona czuwała czekając na mnie". Dla mnie takie zachowanie jest wyrazem czystej miłości. Znam to uczucie, gdy przychodzi się w jakieś miejsce, a temu jedynemu oczy błyszczą albo głupi SMS w środku nocy: "jestem w domu" i otrzymanie wiadomości zwrotnej, mimo że dobrze wiem, że zwykle on ma wyciszony telefon. Na pożegnanie zawsze słyszę: napisz jak dojedziesz. Jak mija czas w którym zwykle pokonuję trasę + czas który mógł mi minąć na stanie w korku zwykle przychodzi SMS typu: "Dojechałaś? Martwię się.". Tak, czekanie na kogoś jest dla mnie wyrazem prawdziwej miłości.

    Bardzo podoba mi się ta część miniaturki. Działa na wyobraźnię. Opisy pozwalają wczuć się w emocje bohaterów. Czekam na kolejną część!

    Poza tym chciałabym Ci podziękować za komentarz pozostawiony na moim blogu i do czegoś przyznać - to głównie Twoje Dramione sprawiło, że zechciałam wrócić do pisania.

    Pozdrawiam i życzę weny!
    VerdeLemon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ważne zdanie. Pokazuje, co czuje Hermiona, chociaż nie znamy jej perspektywy. To, że czekała w cichym i ciemnym domu, by przekonać się, że nic mu nie jest, oczywiście o czymś świadczy.

      Nie ma za co :) Nie lubię, gdy ktoś rezygnuje ze swoich marzeń i musiałam się odezwać. Bardzo się cieszę, że mój blog tak podziałał. Chyba o to w tym wszystkim chodzi.

      Usuń
  9. Wiedziałam, po prostu wiedziałam jak to się skończy :-)!

    Na wstępie zaznaczę: Mój komentarz nie będzie ani długi, ani wybitnie Cię wychwalajacy, bo to zrobiłam juz setki innych razy :-). Miniaturka jest świetna i cieszę się z każdego coraz dłuższego rozdziału.

    Ps: "Westchnięcie ulgi wydobyło się spomiędzy jej warg, gdy przyciągnąłem ją bliżej, przyznając całym sobą, jak bardzo chciałem się zbliżyć, odkąd tylko przestąpiłem próg. Ona nie powiedziałaby tego na głos, ale w każdym jej ruchu czułem to, że się martwiła, że szalała w tej niewiedzy, gdy zostawiłem ją samą."

    Uwielbiam, gdy zdają sobie sprawę z tego, że od dawna ciągnęło ich do siebie :-)
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to było do przewidzenia. Tej miniaturki nie miałam zamiaru prowadzić w jakimś zaskakującym kierunku. A to, że ciągnęło ich do siebie, było wyczuwalne. Zaznaczałam to delikatnie, ale często ;)

      Usuń
  10. Cudny rozdział. Bardzo podoba mi się to w jaki sposób rozwija się ich relacja. Czytając początek od razu miałam przeczucie jak to się skończy, ale bardziej spodziewałam się, że rzucą się na siebie a potem będzie im niezręcznie. A ty kolejny raz mnie zaskoczyłaś, co bardzo ci chwalę. Podoba mi się to, że jednak pomimo tego co wszyscy myślą(a nawet oni sami przez moment) potrafią nad sobą zapanować i ich reakcje są zależne od nich nie od zaklęcia. Pozdrawiam
    La Catrina
    PS. "Spojrzałem na nią przez ramię. Dopiero wtedy zabrała dłoń, przestając mnie
    dotykać. Jej policzki stały się czerwone, czy to z zażenowania, wstydu czy
    podniecenia. W jej oczach tliła się jednak ta sama iskra, co zaledwie kilka miesięcy
    wcześniej, gdy planowaliśmy wojnę, a ona była głównym ogniwem Zakonu.
    Zamrugałem kilka razy, odpędzając natarczywą chęć pocałowania jej natychmiast,
    przy nich wszystkich."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Cieszę się, że zauważacie specyfikę tej relacji. Nie chciałam zostawiać ich w jakiejś niezręczności. Są dorośli, inteligentni, powinni się komunikować. Gdyby nie ich szczere rozmowy, ta miniaturka nie miałaby większego sensu. Nie chodzi o seks, a o relację, o to, dlaczego się zbliżają.

      Usuń
  11. Jestem zachwycona! Chyna nic nie więc nie powiem bo brak mi słów 😍
    Dużo weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dotarłam tu bardzo niedawno, kiedy zabłądziłam gdzieś wśród różnych spisów. Cóż mogę Ci powiedzieć? Ilekroć dotychczas natrafiałam na cokolwiek o tematyce Draco&Hermiona, wychodziłam czym prędzej. Wiesz dlaczego? Bo bardzo lubię opowiadania potterowskie, ale DOBRE opowiadania potterowskie. Książki dały przecież fantastyczną kanwę na której można pleść dalej, tylko trzeba mieć pomysł. A niestety niektórym dziewczynom ogromnie tych pomysłów brakuje.
    Pewnie myślisz, że początek mojego komentarza to wstęp do jakiegoś szalonego wywodu, że nie jesteś oryginalna itp, itd. Od razu mówię: BROŃ BOŻE! Chciałam po prostu pokazać Ci, że ciężko mnie zatrzymać gdzieś, gdzie nie ma talentu i chęci do pisania. A Ty mnie zatrzymujesz, z każdym opowiadaniem, każdym zdaniem, każdym przecinkiem.
    Przeczytałam w ciągu tych kilku dni wszystko - prześledziłam Twój niewątpliwy rozwój, zmianę w sposobie pisania. Pisanie opowiadań, zwłaszcza fanficków, to tak naprawdę spora sztuka - dostajemy przecież gotowego bohatera, którego musimy jeszcze pogłębić, pokazać w sposób, jakiego czytelnik się nie spodziewa. Pokazanie uczuć, budowania relacji - to jest trudna ścieżka, na której łatwo jest zbudować coś absurdalnego. Nie mówiąc już o opowiastkach zalatujących mocno opisami w stylu "50 twarzy Sami-wiecie-kogo". Uważam, że autor/ka, która decyduje się na opisanie sceny erotycznej, często może otrzeć się o żenadę. Ale Ty tego nie zrobiłaś, we wszystkim zachowujesz klasę, dojrzałość, styl i talent.

    Życzę Ci, abyś tego w sobie nie zagubiła a z pewnością zatrzymasz tutaj nie tylko mnie. Życzę Ci też weny :) No i w sumie dziękuję, bo rozbudziłaś we mnie na nowo miłość do Dracona! :) Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam na moje sportowe fanficki, oraz na autorskie opowiadanie nim-nadejdzie-swit.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miłe słowa. Muszę się zgodzić, że ostatnimi czasy brakuje przemyślanych historii, nie tylko Dramione. Cieszę się, że moja przypadła Ci do gustu. Jak zauważyłaś, przeszłam dość długą drogę, by znaleźć się w tym miejscu i sprawdza się tu powiedzenie, że praktyka czyni mistrza, choć mistrzem jeszcze nie jestem. Cieszę się również, że nie poszłam w stronę "50 twarzy...", bo bardzo się obawiałam, że to się mimowolnie stanie. Postaram się nadal pracować i być tutaj dla Was.

      Pozdrawiam,
      Edge

      Usuń
  13. " Robię to z własnej woli. Nikt, ani nic, nie zmusi mnie do tego, bym dotykała cię w ten sposób " takie prawdziwe. I wiele innych. Np.
    "nie wierzyłem, jak szybko na mnie reagowała" ...

    OdpowiedzUsuń
  14. "-Twoje nazwisko (...)
    - Malfoy"
    Wydaje mi się, że tylko ktoś kto zmienił nazwisko może wiedzieć jak niezwykły jest ten fragment i ile mieszanych uczuć wzbudza. A jeśli dodać do tego te dwie konkretne osoby i ich historię to już zupełnie przechodzą dreszcze :) Mieszanka ekscytacji i szaleństwa, ale też nostalgii i tęsknoty. Mi samej osobiście długo ciężko było się pogodzić z tym, że tracę moje nazwisko i od teraz dostaję zupełnie inne, a gdybym miała przyjąć nazwisko wroga ratując swoje życie...
    Opowiadanie cudowne. Widać ile się nauczyłaś i jak dojrzałaś przez te parę lat. Jestem z Ciebie bardzo dumna :*
    N.

    P.S. Sama nieśmiało wracam do pisania i może niedługo coś nowego się u mnie pojawi, o ile nie zapomniałam jeszcze jak to się robi ;/ Boję się tylko, że sama nie jestem już tą samą osobą co dwa lata temu, gdy zaczynałam opowiadanie i nie będę się mogła odnaleźć...

    OdpowiedzUsuń
  15. Czy to jest czysto fizyczna relacja? Bo w opisach mamy tylko, że z uwagi na odosobnienie, niezaspokojone pragnienia, jakby naturalnym jest, że się ze sobą przespali. Ale czy tutaj będzie coś więcej?
    Pytam, bom ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba musiałaś coś pominąć. Malfoy przyznaje, że nie czuje już wpływu zaklęcia, że to co robią, nie ma z nim nic wspólnego. Może przeczytanie tego raz jeszcze lub następna część rozwieją twoje wątpliwości :)

      Usuń
  16. Witaj,
    Wybacz, że komentuję dopiero teraz. Naprawdę starałam się zrobić to szybciej, ale ostatnio życie dosłownie stanęło na głowie. Masz rację, tą częścią podbiłas moje serce. Czytałam każde, najmniejsze słowo z zachwytem i dziękuję Ci za tak wspaniałe dzieło. Nie mogę przepisać wszystkiego, co mi się spodobało, bo musiałabym przepisać dosłownie cały tekst. Wybiorę więc tylko te fragmenty, po których moje serducho dosłownie stanęło na chwilę. Nie będę przepisywać wszystkiego jeszcze raz, bo na tel to trochę niewygodne. Przyznam jednak, że ujął mnie mocno za serce pierwszy akapit, to jak znaleźli się w salonie, gdy tylko ona na niego czekała, to jak wymówiła jego nazwisko, no i oczywiście ostatni akapit - piękne.
    I dziękuję Ci za masę wzruszeń. W pełni zasłużyłaś na pochwałę.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie niesamowitą motywacją do pisania. Nawet ten najkrótszy!
Komentarze pod zakończonymi opowiadaniami również są czytane :)
Dziękuję za każdą minutę poświęconą na wyrażenie własnej opinii.

Zapraszam do kontaktowania się ze mną na Ask'u ( http://ask.fm/edgeblue ) oraz drogą mailową ( edge.blue@onet.pl )