2000
Ramiona drżały mi od wysiłku, gdy
unosiłem siekierę ponad głowę. Ostrze spadało i z hukiem uderzało o drewno, dzieląc
je na drzazgi, które upadały mi u stóp. Byłem brudny i spocony, włosy lepiły mi
się do karku i czoła, na wpół opróżniona butelka wody stała oparta o belkę
podtrzymującą dach. Otarłem twarz rękawem koszuli. Wtedy ją zauważyłem, stała w
drzwiach szopy, przyglądając mu się spod przymrużonych powiek. Światło padało z
podwórka, przez co widziałem tylko zarys jej sylwetki.
- Hermiona... - rozpoznałem ją,
wbijając ostrze siekiery w jeden z kawałków drewna. Wytarłem dłonie o względnie
czysty kawałek materiału na piersi i wyszedłem jej naprzeciw. Rzuciła się w
moje ramiona, zarzucając mi ręce na szyję i oplatając nogami moje biodra.
Pachniała tymi perfumami, których używała, wychodząc do pracy. Włosy miała
spięte w niedbały kok, a pod jej oczami zebrały się resztki tuszu, który zawsze
niedbale zmywała. Pocałowała mnie, ignorując moje wilgotne włosy i
spierzchnięte wargi. Gdy stanęła na drewnianej podłodze szopy, jej biały
podkoszulek nosił szare ślady moich palców, we włosy miała wplątane trociny.
- Właśnie przyjechałam – oznajmiła,
trzymając dłoń na moim przedramieniu. Chłód jej skóry koił moje napięte
mięśnie, nadwyrężone po kilku godzinach pracy – Ginny powiedziała, że cię tu
znajdę.
- Nie mówiłeś, że aż tak dużo czasu.
Odkręciłem wodę, by obmyć dłonie. Pył
spływał po moich nadgarstkach i kapał na podłogę, zostawiając mokre plamy.
Ochlapałem twarz lodowatą wodą, przyglądając się Hermionie, która przechadzała
się po szopie.
- Jak postępy? Dużo udało ci się
zrobić przez te dwa tygodnie? - spytała, spoglądając z uznaniem na zapasy
drewna złożone przy ścianach. Widzieliśmy się zaledwie czternaście dni
wcześniej, ale gdy znów była obok, czułem się, jakby minęły miesiące. Pisnęła
zaskoczona, gdy objąłem ją w pasie.
- Zaprowadzę cię później i sama
zobaczysz – szepnąłem do jej ucha, kołysząc się lekko, gdy staliśmy w drzwiach
szopy. Odchyliła głowę, opierając ją na moim ramieniu. To, co działo się między
nami przez ostatni rok, było dla wszystkich ogromną niespodzianką, także dla
nas. Zostałem w hrabstwie Devon, mieszkałem tam i pracowałem, kiedy ona żyła w
Londynie. Ten dystans nie oddalał nas jednak od siebie, a jedynie zbliżał.
Przyjeżdżałem do miasta co jakiś czas, by się z nią zobaczyć i okazało się, że
była wystarczającym powodem, bym robił to coraz częściej, nawet jeśli te
krótkie powroty wiązały się z pewnymi ustępstwami. Spędzaliśmy czas w jej
mieszkaniu, jedząc fast foody i oglądając denne filmy, które wybierała w
wypożyczalni. Wyprowadzaliśmy Chestera na spacery, omijając główne ulice. Kiedy
wracała z Ministerstwa, rzucała się na łóżko i długo przyglądał mi się, gdy
paliłem papierosy, siedząc w otwartym oknie.
- Musisz zobaczyć też auto.
Naprawiłem silnik tydzień temu – powiedziałem, wodząc palcem po jej gładkiej
skórze, wystającej przy granicy jeansów – Rozmawiałaś z Ginny?
- Tak, spotkałyśmy się wczoraj po
pracy. Zerwała z Deanem.
- Żartujesz?
- Naprawdę, zerwali kilka tygodni
temu. Nie chciała się przyznać, ale chyba widziała się z Harrym. Może nareszcie
coś z tego będzie.
Mówiła, bawiąc się rękawem mojej
koszuli. Chciałem zapytać, jak długo zostanie i czy myślała o tym, co
powiedziałem jej w czasie ostatniego pobytu w Londynie. Wiedziałem jednak, że
przyjechała, by odpocząć i nie chciałem zepsuć tego czasu. Jeśli już mieliśmy
poważnie rozmawiać, mogłem z tym poczekać.
- Trochę się na nią naczekał –
podsumowałem, całując lekko jej kark – Zamknę i możemy wracać.
Patrzyła, jak przesuwam ciężkie drzwi
i zamykam zasuwy. Butelka z wodą wahała się w jej dłoni, gdy szliśmy ścieżką
pomiędzy drzewami. Drżenie rąk zaczynało odpuszczać, a całe zmęczenie zlewało
się z uczuciem gorąca. Ściągnąłem koszulę i zawiązałem ją wokół pasa. Suche
liście i gałęzie trzeszczały mi pod butami.
- Chcesz zjeść w Norze? – spytałem,
zatrzymując się przy głównej drodze. Po lewej stronie ścieżki ciągnęły się
pola, po prawej wznosiła się dzika granica lasu, spomiędzy którego wyszliśmy, a
gdzieś za naszymi plecami majaczyła Nora.
- Nie, już się przywitałam. Pójdę
wieczorem po swoje rzeczy –
odpowiedziała, wyciągając do mnie rękę. W takie dni często odmawiała sobie
wizyt u Weasleyów lub ograniczała je do minimum.
- Czuję się dziwnie, gdy tak się od
nich odwracasz – przyznałem, idąc obok niej. Spojrzała na mnie, nie kryjąc
rozbawienia. Czasami czułem się przy niej, jak dziecko, które robi coś
nieodpowiedniego.
- Wcale tego nie robię. Jestem z
tobą. To normalne, że poświęcam ci czas, kiedy dzieli nas tyle kilometrów.
- Jakbyś powtarzała słowa pani
Weasley – prychnąłem, szturchając ją w ramię. Przystanęła, gdy na horyzoncie
pojawił się dom. Stał na kamiennych fundamentach, które już zaczęły obrastać
mchem. Drewniane bale w tym świetle zdawały się krzywe, a żwirowa ścieżka,
którą wysypałem między trawami, lśniła niczym żar. Każda sekunda budowy tego
domu zdawała się nabierać sensu w takich chwilach.
- Okiennice! – pisnęła, potrząsając
moim ramieniem. Jej oczy zaczęły się szklić, gdy podeszliśmy bliżej.
- Wiedziałem, że się ucieszysz.
Wydawało mi się to nieco za bardzo kobiece, ale chyba nie wygląda źle…
Mówiłem, otwierając furtkę i
wpuszczając ją na podwórko, gdzie Chester biegał między krzewami. Żwir
chrzęścił pod butami Hermiony, gdy się obracała, by wszystko obejrzeć.
Zatrzymała się na ganku, rozpromieniona, z zaczerwienionymi policzkami.
- Draco…
- Tak? – stanąłem przed gankiem,
przyglądając jej się z dołu.
- Myślałam o tym wszystkim. O
mieszkaniu, Londynie…
- Nie musisz teraz tego mówić –
przerwałem jej, opierając nogę o schodek.
- Zdecydowałam, że się przeprowadzę –
powiedziała, patrząc mi w oczy z nieukrywanym niepokojem. Nie chciałem
wiedzieć, co chciała usłyszeć, ani czego się spodziewała. Może znów nadchodził
dla niej moment wątpliwości. W końcu bycie ze mną już zaliczało się do szaleństw,
ale zamieszkanie tutaj, pośród niczego, graniczyło z głupotą.
- Naprawdę? – chciałem się upewnić.
Głos uwiązł mi w gardle, gdy pokonałem dzielące nas schody.
- Tak. Od początku nowego miesiąca
wynajmę mieszkanie. Jutro mają podłączyć kominek do sieci Fiuu.
Objąłem jej twarz dłońmi, niemal
pozbawiony zmysłów, oszalały z gorąca i tego palącego niedowierzania. Śmiała
się, gdy starałem się otworzyć drzwi, jednocześnie ją całując. Ignorowałem jej
piski, unosząc ją z ziemi, przenosząc ją przez próg do pachnącego drzewem domu.
- Tak się cieszę. Myślałem, że się
wystraszysz. Co bym wtedy zrobił? – mówiłem, całując jej czoło, policzki, nos i
w końcu usta.
- Jesteś taki głupi – chichotała,
szarpiąc mnie za włosy, oplatając mnie mocno nogami, gdy szedłem na oślep w
głąb domu. Sprężyny starego materaca, który odkupiłem w miasteczku,
zaskrzypiały, gdy ją na nim położyłem. Metal wbijał mi się w kolana, gdy sięgnęła,
by ściągnąć ze mnie podkoszulek.
- Będziemy musieli to wszystko
urządzić – powiedziałem, ogarniając ramionami cały ten bałagan, nieposkładane
meble, nierozpakowane kartony.
- Jest idealnie – zapewniła mnie,
ściągając koszulkę. Nie wierzyłem, jak dobrze czuła się pośród tego chaosu. Jej
ciche jęki wypełniały pokój, a światło padało pasami przez zamknięte okiennice.
Jej nagie ciało było niemal białe w kontraście z moją opaloną skórą, która
zdawała się jeszcze bardziej szorstka i poraniona.
- Nie wiem, co by się stało, gdybym
nie przyjechał rok temu – wyszeptałem, gdy leżała na moim ramieniu, a kosmyki
włosów lepiły się do jej czoła. Palcem wskazującym kreśliła ślady na mojej
szyi.
- To tak nierealne – odpowiedziała,
unosząc głowę. Przymknąłem oczy, gdy jej wargi dotknęły moich. Była ciepła i
lekka, jakby w ogóle nie istniała. Odgarnąłem włosy z jej twarzy, milcząc,
przyglądając się jej idealnej twarzy. Czego jeszcze mógłbym chcieć, skoro miała
budzić się przy mnie każdego ranka w tym właśnie domu?
*
Nadchodził wieczór, w kuchni
pachniało ziołami, których użyła do obiadu, a dom zdawał się oddawać
wytchnieniu po godzinach upału. Hermiona stała w sypialni, starając się zmyć z
podkoszulki szare smugi. Jej różdżka poruszała się nerwowo w górę i w dół. Obserwując
jej poczynania, podszedłem do komody i wyciągnąłem z niej swój stary tshirt.
Wzięła go ode mnie bez słowa.
- Siadają do kolacji przed ósmą –
oznajmiłem, gdy już się przebrała. Kiedy przechodziliśmy korytarzem, wiązała
włosy w kucyk. Zdałem sobie sprawę, że dopóki jej tam nie było, dom wydawał się
dziwnie pusty i zbyt cichy. Spędzałem wieczory, przemęczony pracą, której wcale
nie musiałem wykonywać. Dzwoniłem do niej, by przed zaśnięciem móc posłuchać
jej głosu, jakby mogło mi to wynagrodzić jej nieobecność. Gdy tu była, nie
czułem potrzeby uciekania w czynności, które nie należały do mnie. Wolałem
zaszyć się na tym końcu świata i po prostu z nią przebywać.
- Zdążymy, jeśli się pospieszysz –
odpowiedziała, rzucając mi znaczące spojrzenie. Wciąż miałem mokre włosy po
prysznicu, a wokół bioder przepasałem wilgotny ręcznik. Roześmiała się, gdy
przewróciłem oczami i zawróciłem do pokoju. Ubierając się, słyszałem, że wyszła
do ogrodu. Później znalazłem ją na ganku, gdzie stała oparta o belkę i
wpatrywała się w ścianę lasu. Chester leżał u jej stóp z wywieszonym językiem i
uniesionymi uszami.
- Możemy iść.
Zamknąłem drzwi i ruszyłem ścieżką do
furtki. Szła za mną, głaszcząc psa po głowie. Odgłos jej kroków dźwięczał mi w
uszach.
- Myślisz, że powinnam im dziś
powiedzieć? – spytała, kiedy szliśmy w stronę Nory, wywołując małe lawiny
piasku i żwiru. W oddali bielił się
wysuszony brzeg rzeki.
- O przeprowadzce?
- Tak. Nie martwisz się trochę, że
będą naszymi sąsiadami?
Ta kwestia martwiła mnie tylko na
początku, a później stała się drugorzędna, kiedy z każdym dniem przyzwyczajałem
się do życia w Devon. Chodziłem tymi piaszczystymi ścieżkami, zagłębiałem się w
las i moczyłem stopy w rzece, nie do końca panując nad planami, które snułem w
głowie. Kiedy pan Weasley zabrał mnie rok wcześniej do miasteczka,
odwiedziliśmy biuro nieruchomości i warsztat, w którym Weasleyowie naprawili
jakieś stare auto. Nawet nie zauważyłem, kiedy to wszystko stało się częścią
mojego życia. Kupiłem kawałek terenu pod lasem, kilka kilometrów od Nory, przy
której nadal zdarzało mi się pracować. Później trafił do mnie także tamten
samochód, zacząłem budować dom, choć mogło to zakrawać o szaleństwo. Ściany
rosły na fundamentach, a ja obserwowałem to niczym przez palce, czekając, aż
coś w moim życiu się określi. Pracowałem w miasteczku, często bywałem gościem w
Norze, gdy już byłem w stanie spać pod drewnianym dachem własnego domu. Tego
lata czekałem tylko na jedną rzecz, decyzję Hermiony o przeprowadzce.
- Czy to ważne? – odpowiedziałem,
wzruszając ramionami i uśmiechając się do niej. Odpowiedziała tym samym, wyciągając ręce na boki, by utrzymać
równowagę na wystającej skarpie trawy.
Kiedy doszliśmy do Nory, przywitał
nas zapach jedzenia. Stół stał w ogrodzie, jak tamtego dnia rok temu, gdy pan
Weasley przywiózł mnie starym Fordem. Ginny siedziała na werandzie, pochylając
się nad Harrym i tłumacząc mu coś zawzięcie. George wyszedł nam na spotkanie i
poklepał mnie po ramieniu, jak miał to w zwyczaju. Hermiona witała się z każdym
po kolei, uśmiechając się i odpowiadając na pytania o pracę, mieszkanie i
Londyn. Molly zaprowadziła ją do kuchni, by pokazać kominek, który obudowaliśmy
z panem Weasleyem w zeszłym tygodniu.
Stałem w progu, przyglądając się im
wszystkim. Na półce w salonie stały oprawione fotografie. Jedna z nich
przedstawiała Zakon Feniksa i została zrobiona tuż przed wojną. Stałem po
prawej stronie, kryjąc się za plecami Remusa, jakbym nie chciał, by ktokolwiek
zauważył moją obecność. Hermiona nieśmiało uśmiechała się w stronę aparatu,
stojąc między Ronem a Potterem. Drugie zdjęcie tkwiło bliżej krawędzi półki, w
jasnej drewnianej ramce. George zrobił je tamtego lata, tuż przed powrotem
Hermiony do Londynu. Siedzieliśmy całą grupą w ogrodzie, każde z nas w innym
miejscu. Ja i Hermiona zajmowaliśmy jedno krzesło u szczytu stołu. Siedziała na
moich kolanach i mówiła coś do Ginny, jej stopy wahały się nad trawnikiem, a
mój wzrok skupiał się na jej profilu.
- Draco…
- Już idę – zawołałem, po raz ostatni
przyglądając się zdjęciu. Kiedy wyszedłem do ogrodu, zastałem Hermionę
pochyloną nad stołem. Ogromny dzbanek z wodą dygotał w jej dłoniach. Szary
tshirt, który jej dałem, zawiązała u dołu na supeł.
- Pięknie wyglądasz – wyszeptałem jej
do ucha, gdy odstawiła naczynie. Spojrzała na mnie, a jej oczy zaszkliły się
lekko, jakby przypomniała sobie tę chwilę sprzed roku, gdy to Ron
komplementował jej wygląd, a ja siedziałem gdzieś w oddali, obserwując to bez słowa.
Wyciągnęła rękę i pogłaskała mnie po policzku.
- Dziękuję – odpowiedziała, całując
mnie lekko w usta. Nikt nie zwrócił uwagi na ten mały pokaz czułości między
nami. Nas związek był normalny, lekki, zupełnie codzienny, jakby nigdy nic nas
nie dzieliło.
- Kiedy wracasz do pracy? – zapytał
George, gdy siedzieliśmy po kolacji na werandzie. Patrzyłem na ogród przez
szkło kieliszka, który ktoś wypełnił winem. Kształty rozmazywały się i
czerwieniły. Hermiona posłała mi spojrzenie znad swojego kubka z herbatą. Para
okalała jej twarz.
- Mam urlop do poniedziałku –
odpowiedziała, przeciągając to zdanie w nieskończoność.
- Ale nie wraca do Londynu.
Zamieszkała ze mną – dokończyłem za nią, a wszystkie pary oczu zwróciły się w
moją stronę. Siedziałem w tym absurdalnym bujanym fotelu i przyglądałem się im
wszystkim ze spokojem. Chciałem, by za jakiś czas to w naszym ogrodzie
spotykali się właśnie ci ludzie i żeby to przy naszym stole toczyły się
dyskusje. Hermiona uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy George wzniósł toast.
Za nasz dom i za nasze lato.
2010
Pranie suszyło się na sznurze przed
oknem sypialni. Gdy się obudziła, oparła nogi o drewnianą ramę łóżka i długo
wpatrywała się w powiewające białe prześcieradło. Wyciągnięty podkoszulek, w
którym miała zwyczaj spać, spadł z jej ramienia, odsłaniając kawałek opalonej
skóry. W półśnie wyciągnąłem ramię i poprawiłem materiał. Spokojnie odwróciła
głowę, a jej spuszone włosy utworzyły siatkę cienia na pościeli.
- Jest piękny dzień – oznajmiła,
uśmiechając się szeroko jak dziecko. Lubiłem
widzieć ją taką już od poranka. Drobne zmarszczki wokół jej oczu nie zmieniały
tego, jak wyglądała w tym otoczeniu, w pachnących drewnem pokojach naszego
domu. Codziennie była tą samą dziewczyną, w której zakochałem się ponad
dziesięć lat temu.
- Mówiłem, że będzie pogoda –
wymruczałem sennie, wyplątując się z chłodnej pościeli – Która godzina?
- Po ósmej – odpowiedziała, zsuwając
się z łóżka. Ominęła leżące przy szafce nocnej kapcie i z bosymi stopami
przeszła do okna.
- Merlinie… - westchnąłem,
przecierając oczy. To, że wstawaliśmy o świcie w ciągu tygodnia, nie znaczyło,
że byłem na to gotowy w weekendy. Szczególnie, gdy cały piątkowy wieczór i
połowę nocy spędziliśmy na piciu wina.
- Muszę wziąć się za pieczenie
ciasta. A ty możesz spać – oznajmiła, przeciągając się i ziewając. Patrzyłem,
jak wychodzi z pokoju, zastanawiając się, jak zdołała zachować każde ze swoich
przyzwyczajeń w czasie mieszkania ze mną. Nadal była tak samo uparta, obowiązkowa
i zmobilizowana. Potrafiłem leżeć godzinami w pogniecionej pościeli, kiedy ona
biegała tam i z powrotem po całym domu. Gdy wyruszała do pracy, wstawałem, by
zaparzyć jej kawę, siadałem przy kuchennej wyspie i słuchałem, jak opowiadała
mi o swoich planach na cały dzień. Później całowała mnie na pożegnanie,
przenosiła się siecią Fiuu do Ministerstwa, a ja wracałem do łóżka.
Słyszałem, że nuci jakąś melodię.
Wyciągała naczynia z szafek, włączała piekarnik, uchylała drzwi spiżarni i
przesuwała doniczki z ziołami na parapecie. Po kilku minutach nie byłem w
stanie wytrzymać i podniosłem się z łóżka. Nie chodziło o to, że nie byłem w
stanie zasnąć. Po prostu chciałem brać udział w tych niemal mistycznych
przygotowaniach, które były dla niej tak ważne. Wciąż potrafiła mnie zadziwić
tym, jak cieszyła się z takich małych okazji. Był pierwszy dzień lata.
- Strasznie hałasujesz – wyjaśniłem,
gdy po wejściu do kuchni zmierzyła mnie wzrokiem. Miałam ręce po łokcie
oblepione w mące, a na blacie błyszczał cukier, który wysypał się z opakowania.
Owoce, które poprzedniego dnia dostała od pani Weasley piętrzyły się w misce.
- Pomożesz mi? – spytała, unosząc oblepione
dłonie. Pokręciłem głową z niedowierzaniem i stanąłem obok niej przy blacie.
- Co mam zrobić?
- Dosyp trochę mąki – odpowiedziała,
przesuwając torebkę łokciem w moją stronę.
- Wiesz, że jesteś szalona? Molly i
tak przyniesie mnóstwo jedzenia – mówiłem, posypując jej dłonie mąką. Zabawnie
marszczyła brwi, zagłębiając palce w mokrym cieście.
- Lubię to robić – odparła, dotykając
mojego nosa brudnym palcem. Kręciłem się po kuchni jeszcze dłuższą chwilę,
wykonując każdą drobną czynność, którą kazała mi wykonać. Kiedy ciasto
wylądowało w piekarniku, usiedliśmy w ogrodzie z dzbankiem kawy. Trzymała nogi
na moich kolanach i co jakiś czas zerkała na zegarek, sprawdzając czas
pieczenia. Ramsey, brązowy golden retriever, którego przygarnęliśmy po stracie
Chestera, leżał na krawędzi tarasu, gryząc bezmyślnie jakiś patyk.
- Wczoraj coś piszczało w
samochodzie, gdy jechałam na zakupy – mówiła, kręcąc nadgarstkiem dłoni, w
której trzymała filiżankę.
- Przy naciskaniu hamulców? Sprawdzę
to później – odpowiedziałem, wyciągając się wygodniej na ławce.
- Myślisz, że wszyscy się dziś
zjawią? Rozmawiałam z Harrym, ale Ginny chyba nie czuła się najlepiej.
- To ósmy miesiąc, więc nie możesz
mieć jej za złe, jeśli się nie pojawi. Ale Longbottom powiedział, że będzie z
dzieciakami. Remus obiecał mi jeszcze miesiąc temu, że przyjedzie. No i
Charlie. Wczoraj miał przyjechać z Rumunii…
- Draco – przerwała mi, odstawiając
filiżankę.
- Tak?
- Cieszę się, że nasze życie wygląda inaczej. Wiesz o tym? – powiedziała,
dotykając mojego kilkudniowego zarostu i przydługich włosów.
- Wiem.
Wiedziałem, że jest szczęśliwa, nawet
jeśli mieszkaliśmy na końcu świata, mając za sąsiadów rodzinę Weasleyów. Nie
mieliśmy dzieci, nie planowaliśmy ślubu, a nasz samochód powoli się rozpadał.
Potrafiliśmy zaszywać się na kilka dni w tej kompletnej głuszy tylko w swoim
towarzystwie, ale żyliśmy także tymi długimi wieczorami, gdy ogród zapełniał
się ludźmi. Kiedy odwiedzaliśmy Londyn, wszyscy znajomi chcieli słuchać o
naszym małym drewnianym domu, a gdy stykaliśmy się z kimś nowym, kto pytał, jak
się poznaliśmy, historia zaczynała się od lata, od szalonych decyzji, które
podjęliśmy. Byłem z nią szczęśliwy, tak niemożliwie szczęśliwy.
*
Wokół nas latały chmary komarów,
które odganialiśmy rękami. Z radia sączyła się muzyka, niknąca w gwarze rozmów
i dziecięcych pisków. Nic nie mogło równać się z widokiem twarzy Hermiony, gdy
ścieżką od strony Nory nadeszła cała grupa ludzi. Witali się, wciskali w jej
dłonie talerze i miski. Gdy usiedli przy stole, ogród wypełnił się do granic
możliwości, niemal pękał w szwach. Ramsey szczekał i skakał, gdy wynosiłem
kolejne składane krzesła. Kiedy w końcu opadłem na ławkę obok Hermiony,
zaczynało się zmierzchać. Położyła mi dłoń na kolanie, nie przerywając rozmowy
z Ginny, która gładziła ciążowy brzuch.
Rozejrzałem się po wszystkich
twarzach, zalanych światłem płynącym ze świec, wesołych i jasnych. George
pokazywał dzieciakom w rogu ogrodu swoje nowe wynalazki, które wydawały
przerażające dźwięki. Ciasto, które piekliśmy rano stało na środku stołu i nikt
nie zauważył, że zjadłem kawałek, zanim w ogóle zostało wyniesione z kuchni. Piłem
swoją ulubioną nalewkę, którą przyniosła Molly. Kiedy goście zaczęli rozchodzić
się w środku nocy, byłem już lekko pijany i zdecydowanie zmęczony. Obserwowałem
chwiejne sylwetki niknące wśród pola, zastanawiając się, która właściwie jest
godzina.
- Tylko przeniosę naczynia do kuchni
i idziemy spać – powiedziała Hermiona, zatrzymując się na tarasie. Wyciągnęła
różdżkę, a talerze, sztućce i butelki zaczęły lewitować w stronę okna. Światło
lamp przebijało się przez szkło.
- Dobrze się bawiłaś? – spytałem,
wchodząc za nią do sypialni. Z westchnieniem pozbyła się sukienki, w którą
uparła się ubrać. Materiał opadł na podłogę obok łóżka, na które się rzuciła.
- Wspaniale. Ale nie wiem czy kiedyś
to powtórzę – zażartowała, obracając się w moją stronę, gdy położyłem się obok.
Dotykałem jej włosów, gdy powoli zasypiała. Przez resztę nocy leżałem z
otwartymi oczami, przyglądając się jej w świetle padającym z okna.
KONIEC
***
Kochani,
to już ostatnia część "Lata...". Wszystko zmieściło się w czasie, tak jak planowałam. Zaczynam intensywne prace nad długim opowiadaniem pt. "Straconym". Planuję publikację pierwszego rozdziału na początek sierpnia. Czytajcie, komentujcie i bądźcie cierpliwi!
Pozdrawiam,
Edge
Przeczytałam jednym tchem, aż zobaczyłam słowo "koniec".
OdpowiedzUsuńTo już? Nie będzie kolejnej części? Myślałam, że ten utwór będzie dłuższy, że jeszcze w kolejnych częściach będę mogła nacieszyć się jego magią. A Ty tak szybko je zakończyłaś! Oj nie ładnie, nie ładnie! ;)
Sama historia jest magiczna. Naprawdę czułam się tak, jakbym tam była. Jakbym i z nimi spędzała wakacje. A później i życie.
Jak widać - są razem, szczęśliwi. Nie potrzebują sformalizowania związku, ani gromadki dzieci, by czuć to szczęście i tę miłość.
Cudowna historia, za którą dziękuję. :)
Pozdrawiam ciepło, życząc czasu i weny!
PS. nie mogę się już doczekać kolejnego opowiadania!
Nie chciałam rozwlekać tego w nieskończoność. Przy długim opowiadaniu nie będę się ograniczać :) Cieszę się, że się podobało!
UsuńŚwietne jak zwykle. Trochę nie czułam, że to Hermiona i Draco, mimo że wszystko opisałaś znakomicie. Sam pomysł, jego realizacja itd. - cudo, a jednak brakowało mi tu czegoś, co byłoby dowodem, że to faktycznie Draco Malfoy i faktycznie Hermiona Granger.
OdpowiedzUsuńCzekam na sierpień :D Trzymaj się!
Dziękuję. Jak najbardziej możecie mieć takie wrażenie, ponieważ to opowiadanie to ćwiczenie przed pisaniem autorskiej historii. W zasadzie gdyby zmienić imiona, to opowiadanie nie byłoby Dramione :) I miałam już trochę dość zagłębiania się w przeszłość bohaterów.
UsuńFajne było to opko :) Przyjemne w czytaniu, lekkie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jest happy end.
Dzięki. Chodziło właśnie o tę lekkość czytania. Taka historia na wieczór.
UsuńJak dla mnie - opowieść idealna. Cudowny klimat, nierozerwalny związek bohaterów z naturą, bez zbędnej ilości cukru, ale ciepło, szczerze i naturalnie. Ja akurat na pewno nie cierpię z tytułu braku odniesień do przeszłości, nie odczuwam niedosytu kłótni, ran i wzajemnych złorzeczeń. Dosyć jest tekstów o takim profilu.
OdpowiedzUsuńTo jest subtelny fresk, pełen pozytywnych emocji. Całe szczęście, że Draco przyjechał swego czasu do Devon...
Och i jeden ważny aspekt: gdyby większość opowiadań zawierała Weasleyów w takiej odsłonie, to chyba nigdy nie poczułabym przesytu tą rodziną, co od jakiegoś czasu się dzieje.
Aż żal rozstawać się z takimi Hermioną i Draco, bo chętnie bym jeszcze z nimi pobyła. Dziękuję Ci za tę urokliwą miniaturę i pozdrawiam ciepło.
Margot
Dziękuję :) Klimat był tutaj najważniejszy. Może trochę z nim przesadziłam, ale cieszę się, że Wam się podoba. Do tych ran i wspomnień wrócę w nowym opowiadaniu. Teraz był czas na odpoczynek.
UsuńZakochałam się w tym arcydziele. Dzięki Tobie polubiłam nawet czytać opowiadania z perspektywy Dracona.
OdpowiedzUsuńTo był bardzo oryginalny pomysł, a przedstawiłaś go nam w pięknym stylu. Ten sielankowy nastrój zawarty w opowiadaniu udzielił się także mnie :D
Masz ogromny dar.
Cierpliwie czekam na sierpień
Niech wena będzie z Tobą ;)
Pozdrawiam cieplutko.
Dziękuję :) Nie wiem dlaczego większość woli perspektywę Hermiony. Może to przyzwyczajenie, bo większość książek, które czytamy na co dzień, jest z perspektywy kobiecej. Ale ja od zawsze miałam łatwość pisania z drugiej strony.
UsuńPrzeczytałam z zapartym tchem. Piękne. Lubię, gdy piszesz z perspektywy Draco. Tak pięknie oddajesz jego myśli, odczucia... Cud, miód, malina!
OdpowiedzUsuńJedyny minus - za szybko się skończyło! Ja chcę jeszcze!
To ciepło, miłość i oddanie, które widać w każdej, najprostszej czynności sprawia, że cała opowieść jest magiczna.
Oczywiście czekam na sierpień.
Pozdrawiam, Iva Nerda
Dziękuję. Ja też to uwielbiam, nie wiem dlaczego. Sierpień idzie wielkimi krokami, a ja jestem jeszcze trochę w lesie z tym wszystkim.
UsuńCały cykl ,,Lato w Devon" bardzo mi się podobał. To opowiadania jest zdecydowanie lżejsze niż ,,Małżeństwo", ale nie znaczy, że gorsze. Możesz nam przeplatać tak te lekkie i te nieco cięższe historie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się relacja pomiędzy Draco i Hermioną, jest jakaś taka, nawet nie potrafię określić jaka, ale jest świetna. Czytając ten tekst, a raczej teksty jak i wszystkie inne, czuję jak bym tam była. Za co ci dziękuję, bo nie każdy autor potrafi tak umiejętnie wprowadzić czytelnika w sam środek wydarzeń i sprawić, że czuje takie same emocje, co bohaterowie.
Podpisuję się pod tym co powiedziała Iva Nerda, świetnie ci idzie pisanie z perspektywy Draco.
Jednocześnie chciałam przeprosić za brak moich komentarzy pod poprzednimi częściami, ale parę dni temu wróciłam do domu z wakacji i dopiero dzisiaj przeczytałam wszystkie trzy części można powiedzieć, że na jednym wdechu:)
Życzę kolejnych świetnych pomysłów i czekam na kolejne wspaniałe Dramione.
Love always,
Angie.
Dziękuję. Takie właśnie miało być, lekkie i ciepłe.
UsuńLekko, słodko i przyjemnie. Każdy chce takiego życia, aż szkoda, że to już koniec :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Tak, chyba każdy chciałaby takiej sielanki. Przynajmniej ja, bo w mieście nie mogłabym mieszkać.
UsuńO kurdę. Byłam pewna, że "lato w Devon" będzie trochę dłuższym opowiadaniem. No troszkę jest mi szkoda, bo uwielbiam czytać Twoje prace, ale skoro pracujesz już nad kolejnym projektem, to nie będę marudzić i będę czekać aż się coś pojawi ;-)
OdpowiedzUsuńTrochę Was chyba rozpieszczam, że spodziewacie się tak długich tekstów. Nie chcę Was przeciążać, bo "Straconym" według moich planów będzie dość długie.
UsuńJa uwielbiam długie opowiadania. Szczególnie takie, w których rozdziały również są długie i cała akcja jest dokładnie opisana (również emocje bohaterów i wszystkie opisy przyrody). Cieszę się, że kolejne opowiadanie będzie dłuższe, bo zawsze z niecierpliwością oczekuję nowości u Ciebie na blogu -)
UsuńHm to było zupełnie inne, co sobie wyobrażałam. Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona, ale nie negatywnie. Takiego ujęcia sprawy jeszcze nie widziałam. Wcześniej, tzn. przy poprzednich dwóch częściach wydawało mi się, że więcej będzie takiego lata, ale z całą Norą, że wciąż będą się bawić, cieszyć, robić jakieś głupie żarty itd. itp., czyli jak to zawsze wyglądało, gdy w czasie szkoły Harry i Hermiona odwiedzali Weasleyów. Tu było nieco inaczej, cała sytuacja, klimat kojarzył mi się trochę z filmem "Pamiętnik". Mimo, że może nie było w tym filmie dokładnie takich samych scen, jak tutaj, to nie dość, że klimat, to jeszcze ta szopa, rąbanie drewna... Draco budujący dom, sam, z drewna... A jak przeczytałam "okiennice", to od razu pomyślałam, że dokładnie, jak w "Pamiętniku", kiedy Noah obiecał ukochanej, że wymaluje okna (chyba okna, albo werandę, albo właśnie okiennice, albo balustrady) na niebiesko. Do tego, nie zapominajmy, Tom Felton i Ryan Gosling są podobni w swej urodzie, więc jak przeczytałam, że Draco jest opalony i ma dłuższe włosy, to od razu pomyślałam o tym, jak wyglądają wyżej wymienieni młodzieńcy.
OdpowiedzUsuńNaprawdę, kawał dobrej roboty, bardzo mi się podobało. Było tam parę literówek, chyba dwa razy użyłaś "Miałam" zamiast "miała" i tego typu rzeczy i raz "mu" zamiast "mi" z tego, co pamiętam, ale teraz trudno mi zlokalizować te miejsca haha.
Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i udanej reszty lata! :D
Ana M.
Nie oglądałam "Pamiętnika", chociaż chyba powinnam to nadrobić, skoro klimat jest podobny. Nigdy nie przepadałam za powieściami Sparks i nigdy nie zdecydowałam się na ten film. Literówki poprawię w wolnej chwili, bo sama też je zauważyłam, oczywiście już po opublikowaniu tekstu.
UsuńPozdrawiam,
Edge
Muszę przyznać, że nadałaś tej historii magii. Zwykle drażni mnie, że bohaterowie są mało kanoniczni, ale tutaj... Wszystko jest na swoim miejscu. Kupuję Twoją Hermionę i Twojego Draco. A zakończenie? Nie mogło być bardziej idealne. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńA.
Dziękuję. Cieszę się, że ten brak kanonu Was nie odstrasza.
UsuńPiękne.
OdpowiedzUsuńjak zawsze umiesz wszystko zakończyć na swój własny specifyczny sposób.
Rety jak to robisz że pokazujesz wspaniały urok tej historii?
Zakończneie cudowne.
Dokładnie takie pasujące do tej opowieści.
Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem i szkoda że ta historia ma tylko trzy części.
Po za tym jestem zachwycona.
Naprawdę wspaniała i piękna część.
pozdrawiam mocno!
i czekam na nowe opowiadanie.
Dziękuję ) Cieszę się, że się podobało. Pracuję nad nowym opowiadaniem, ale nie wiem ile jeszcze mi to zajmie. Chcę napisać kilka rozdziałów do przodu.
UsuńWstyd się przyznać, ale w pracy, cichaczem w oknie incognito, wciągnęłam całość. SUPER! MMS
OdpowiedzUsuńAhaha. Miło słyszeć!
UsuńJaaa, świetny rozdział. Trafiłam tutaj niedawno i przeczytałam wszystko jednym tchem.
OdpowiedzUsuńSama zaczynam przygodę z pisaniem, więc zapraszam Cię do mnie, każda opinia jest dla mnie ważna! :)
Buziaki!
dramione-karmelove.blogspot.com
Cudowna część, lekka, słodka i przyjemna! Naprawdę szkoda, że to już koniec. Choć po zastanowieniu, przyznam, że gdyby było więcej części opowiadanie straciłoby większą część swojego uroku. :)
OdpowiedzUsuńCóż, jak zwykle zachwycasz swoją twórczością! Jestem pod wrażeniem :)
Pozdrawiam serdecznie! :)
Charlotte Petrova
Kolejny idealny tekst. Opowiadanie ciekawe i na prawdę ma swój letni urok.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejne opowiadanie.
Pozdrawiam
Magda