Kochani,
zajęło mi to więcej czasu, niż zakładałam, ale wreszcie jest - pierwsza część "Lata w Devon". I chociaż u mnie pogoda zdążyła się zmienić i aktualnie jest zimno i wieje, mam nadzieję, że wczujecie się w tę atmosferę. To miało być opowiadanie, które pomoże mi oderwać się od maturalnych stresów, opowiadanie wakacyjne i lekkie, idealne na lipiec. Tymczasem dostałam już wyniki matur, jestem bardzo zadowolona i niecierpliwie czekam na wyniki rekrutacji na studia, które poznam w następny piątek. Ten czas leci za szybko, o wiele za szybko. Czytajcie, komentujcie i cieszcie się latem!
Pozdrawiam,
Edge
***
1999
Gdy znalazłem się pośród tego chaosu po raz pierwszy, w bardzo gorące i parne popołudnie, powietrze zdawało się wisieć nieporuszone i gęste. Z kuchni dobiegały odgłosy przygotowywanego posiłku, łyżki same mieszały zawartość garnków, coś bulgotało na ogniu, stosy talerzy wydostawały się z szafek i dryfowały przez otwarte okno wprost do ogrodu. Do stołu ustawionego w cieniu drzew zasiadło ponad dwadzieścia osób. Potrawy unosiły się i lewitowały w stronę wyciągniętych rąk, zapach kremowego piwa i soku dyniowego uderzał w nozdrza.
Widząc ich tam, po raz pierwszy pomyślałem o tym, że właśnie rozpoczęło się leniwe i prawdziwie ciepłe lato. Od zakończenia wojny żaden czas nie miał być tak swobodny, a jednocześnie tak przemyślany i określony. W końcu pierwszy rok był jednym wielkim chaosem, mieszaniną dalszej walki o wolność, niekończącej się ucieczki od problemów i układania planów na wciąż niepewną przyszłość. Ministerstwo Magii zaczynało funkcjonować prawidłowo po obsadzeniu nowych stanowisk i poszerzeniu szeregu aurorów, wiosną ruszyła odbudowa zniszczonych podczas bitwy części Hogwartu; magiczny świat powoli wracał do normy. Tylko moje życie osobiste pozostawało chwiejne, podczas gdy wszystko inne zdawało się stabilizować.
Zaproszenie od Arthura Weasleya dostałem pod koniec maja. Gdyby nie to, jakie problemy zaczęły zalewać mnie niespodziewaną lawiną w ostatnich tygodniach, nigdy nie zgodziłbym się na te absurdalne odwiedziny. Tymczasem znalazłem się po środku niczego, bez pracy, mieszkania, z odrobiną pieniędzy, niewielką ilością rzeczy i ze zbyt dużym psem. Gdy zastałem swój kufer przed drzwiami, nawet nie próbowałem skontaktować się z Astorią. Wybrała życie beze mnie, a po tak wielu kłótniach, rozstaniach i szansach, ten ostateczny gest zdawał się być dla nas obojga wybawieniem. Tymczasem każdy plan nagle należało zmienić, przede wszystkim skupiając się na tym, jak przetrwać najbliższe dni.
Po raz pierwszy czułem tak dotkliwie wartość pieniądza, gdy kupowałem bilet na stacji King’s Cross. Wszystko kojarzyło mi się tam z magią, ze szkołą i dawnym życiem. Rzeczywistość miała jednak niewiele wspólnego z tym, co kiedyś robiłem. Stałem tam w tłumie obcych ludzi, zmuszony do oczekiwania, sprowadzony do punktu wręcz dojmującej normalności. Podróż mugolskim pociągiem należała do mało przyjemnych, ale nie istniała żadna inna opcja, jeśli chciałem zabrać ze sobą wszystko, włączając w to psa. Równie zmęczony niepewnością, co ja, owczarek zwinął się pod moimi nogami w kącie przedziału i spędził tak całą drogę. Ja sam wciąż nasłuchiwałem, jakby w każdej chwili mógł nadjechać wózek ze słodyczami, tak dobrze znany mi z Expressu Hogwart. Słyszałem jedynie monotonne uderzenia kół o tory i syk hamulców, gdy pociąg wtaczał się na kolejne mugolskie stacje. Ludzie wchodzili po schodach do wagonów, mijali mój przedział, ciągnąc ciężkie walizki, rozmawiali i śmiali się, gdy ja myślałem o tym, jak to wszystko przetrwam. Po raz pierwszy od czasu śmierci Voldemorta byłem tak bezsilny i pozostawiony samemu sobie, chociaż nie chciałem się przyznawać do tej chwili słabości.
Gdy wysiedliśmy po kilku godzinach na małej stacji Ottery St. Catchpole, było kilka minut po dwunastej, słońce wznosiło się wysoko na niebie, a metalowa platforma zdawała się wręcz buchać żarem. Stary Ford Anglia stał zaparkowany przy drodze z otwartym bagażnikiem. Arthur Weasley wysiadł z samochodu, nie kryjąc uśmiechu, jakby oczekiwanie mnie było najprzyjemniejszą czynnością w ten gorący dzień. Po raz ostatni obejrzałem się za siebie, jakby mogło się okazać, że to nie ja stoję na tej małej, niemal opuszczonej wiejskiej stacji, że to wszystko jest złym snem, z którego zaraz się obudzę obok Astorii w swoim wygodnym mieszkaniu w centrum Londynu.
- Dzień dobry! – ten głos przypominał mi czas, gdy spędzałem wieczory siedząc w kuchni, pochylając się nad stołem obok tego człowieka. Po tych kilkunastu długich miesiącach powracałem do Nory, znów kierowałem się do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Spędziłem tam ponad rok, najpierw ukrywając się przed gniewem Voldemorta, później pomagając go zabić, aż w końcu starając się pozbierać magiczny świat ze zgliszczy. Na tamte kilkanaście miesięcy Nora stała się moim domem, nawet jeśli nie potrafiłem powiedzieć tego na głos. Przebywanie tam zapewniało mi bezpieczeństwo, ochronę, którą obiecało mi Ministerstwo Magii w zamian za pomoc.
- Dzień dobry – odpowiedziałem, podając rękę mężczyźnie. Starałem się, by nie zadrżała mi dłoń, ale i tak wyczułem wahanie, gdy Arthur ją uścisnął.
- Ale dziś gorąco! Na pewno jesteście zmęczeni.
- Nie było tak źle – wymruczałem, przeczesując włosy dłońmi – Jechaliśmy jakieś trzy godziny.
Mógłbym opowiedzieć o każdej niewygodzie tych ostatnich trzech godzin, ale nagle poczułem się zmęczony i zniechęcony. O czym myślałem, gdy kupowałem bilet i kiedy wsiadałem do pociągu? Być może liczyłem na to, że w trakcie podróży przyjdzie mi do głowy nowy plan, jakieś rozwiązanie, o którym wcześniej nie pomyślałem. Tymczasem byłem tam, rozmawiając z ojcem Rona, będąc na łasce jego gościnności.
- Chester! Urosłeś, ty bestio! – patrzyłem, jak Weasley drapie psa za uszami, w milczeniu pakując kufer do bagażnika.
- Przepraszam, że musiał się pan fatygować – powiedziałem, zatrzaskując klapę. Chmura piasku uniosła się z pobocza, gdy jakieś auto minęło budynek stacji.
- To tylko kilka minut drogi. Molly tak się cieszy, że przyjechałeś! – uśmiech pana Weasleya nie zmniejszył się nawet na sekundę. Wsiadł do auta, obracając kluczyki na palcu. Spod maski zaczęły wydobywać się niepokojące dźwięki, gdy silnik zapalił, a Ford zadygotał na żwirowej drodze.
- Chester pobiegnie za nami – wyjaśniłem, zatrzaskując za sobą drzwi od strony pasażera. Jechaliśmy powoli w górę wzgórza, a mało znacząca rozmowa toczyła się w rytmie cicho grającego radia. Siedziałem z łokciem opartym o okno, śledząc wzrokiem psa, który biegł poboczem, machając ogonem i wystawiając język. Raz po raz zbiegał głębiej ku obrośniętym polom, znikając w trawie i wyłaniając się z niej chwilę później. Wyglądał na szczęśliwego, gdy nareszcie mógł się wybiegać po tych krótkich spacerach, na które go zabierałem po powrocie z pracy. Poszczekiwał, przeskakując nad kamieniami i skręcając za samochodem.
- Jak ci minęły te miesiące? – spytał Weasley, kierując Forda na wąską drogę, którą po chwili poznałem. Zbliżaliśmy się do Nory. Po prawej stronie płynęła rzeka, po lewej powoli gęstniał brzozowy las. Z pokoju, który zajmowałem podczas wojny, miałem widok na tę część miasteczka.
- Powoli – odparłem, odwracając wzrok od Chestera. Przez przednią szybę wlewały się do samochodu ostre promienie słońca, przez co musiałem mrużyć oczy, by cokolwiek dojrzeć. Przy drodze wciąż stały te same znaki, w oddali majaczyły granice pól. Nie sądziłem, że pamiętam to miejsce tak dokładnie.
- Zaczęło ci się układać?
Powinienem był zwrócić mu uwagę na zbyt osobisty charakter tych pytań, ale nie czułem złości, gdy to mówił. Miał prawo wiedzieć, skoro trzymał mnie pod swoim dachem tak długo, odpowiadając za mnie, broniąc mnie i świadcząc o mojej niewinności, narażając własną reputację.
Kiedy po tych wielu miesiącach spędzonych w Norze zdecydowałem się na powrót do Londynu, nie odzywałem się często, nie informowałem o żadnym z kroków, o żadnej decyzji. Powinienem był to robić, ale samodzielność uderzyła mi do głowy razem z tą średnio opłacaną pracą, przestronnym mieszkaniem i zawsze gotową na zgodę Astorią. Teraz, gdy wracałem pokonany przez każdy ze swoich wyborów, nie mogłem ukryć prawdy.
- Nie do końca – wyszeptałem, wyciągając ramię i rysując cienką linię w kurzu zebranym na desce rozdzielczej.
- Coś się stało? – jego głos złagodniał, a auto zaczęło toczyć się jeszcze wolniej, jakby Arthur odwlekał chwilę przyjazdu.
- Wywalili mnie z pracy. A Astoria wyrzuciła mnie z domu – odpowiedziałem, nie kryjąc urazy, która wciąż tkwiła gdzieś za moimi próbami odrzucenia każdej tej rzeczy, która mnie spotkała. Arthur westchnął, pociągając wajchą skrzyni biegów. Ford zadygotał i zatrzymał się na poboczu.
- Przykro mi…
- Tak, mnie też – odparłem, opierając głowę na dłoni. Chester zatrzymał się kilka metrów od auta i odwrócił łeb, jakby nas pospieszając. Jego uszy unosiły się i opadały, gdy nasłuchiwał.
- Dlatego zdecydowałeś się przyjechać – Arthur bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Tak – skinąłem głową po długiej walce z własnym sumieniem. Nie lubiłem czuć się słaby, a co gorsze, zdany na czyjąś pomoc, dlatego moja decyzja o wyprowadzce do Londynu była tak nagła, jakby każdy kolejny dzień w Norze mógł jeszcze bardziej mnie poniżyć. Pomagałem Zakonowi i tylko tak tłumaczyłem samemu sobie ten przedłużający się pobyt po zakończeniu wojny.
- Wiesz, że to nic złego?
- Czuję się, jak ostatni kretyn – prychnąłem, rozluźniając palcami spięte czoło.
- Nie mów tak. Zaprosiliśmy cię, tak jak wszystkich innych – powiedział, przesuwając dłonie w górę kierownicy.
- Nie miałem gdzie się podziać. Kiedy tylko coś wymyślę… - zacząłem, starając się zamaskować cały strach, który wciąż we mnie narastał. Jak miałem ruszyć dalej, skoro wszystko, co zdążyłem zbudować przestało istnieć?
- Nie musisz się tym przejmować, Draco. Zostaniesz, jak długo będziesz musiał – przerwał mi, kładąc swoją ciężką dłoń na moim ramieniu. Poczułem się nagle, jak dziecko, które korzysta z nieuwagi i naiwności rodzica. Ze zdumieniem stwierdziłem, że z ulgą przyjmuję ten stan, jakbym od nowa przeżywał młodość, którą mi odebrano.
- Nie chcę, by wszyscy wiedzieli – przyznałem się, gdy silnik znów zawarczał i ruszyliśmy pod górę.
- Będę milczał.
- Dziękuję – powiedziałem, gdy Ford wtoczył się na podwórko. Arthur tylko skinął głową i wyciągnął kluczyki ze stacyjki.
*
Alkohol miał krwisty kolor i cierpki smak, który po pierwszym łyku zamieniał się w słodycz. Mały pękaty kieliszek kiwał mi się między palcami, gdy przysuwałem go do ust, niemal odurzony zapachem przypominającym wiśnię. Siedziałem na krześle, którego nogi niebezpiecznie zagłębiały się w ziemię, opierając łokieć o stół. Ktoś nieustannie podawał mi kolejne porcje jedzenia, a mój kieliszek wciąż się napełniał i nawet nie unosiłem głowy, by sprawdzić, kto nalewa alkohol. Byłem tam już kilka godzin, obserwując i słuchając. Im więcej piłem, tym śmiechy stawały się głośniejsze, a rozmowy pełniejsze szumu i niezrozumiałych wyrazów.
- Draco, pomożesz mi z tym? – usłyszałem głos pani Weasley jak zza mgły. Stała w drzwiach kuchni, trzymając w dłoniach kolejny półmisek. Uniosłem się z krzesła i odstawiłem kieliszek. Idąc w stronę domu czułem zagłębiające się we mnie ciepło, przyjemne rozluźnienie, które chciałem przypisać ilości alkoholu, którą wypiłem.
- Dobrze się bawisz? – zagadnęła mnie Molly, gdy wszedłem do kuchni. W środku panował dla odmiany przyjemny chłód.
- Dawno nie odpoczywałem – przyznałem, odwzajemniając jej szczery uśmiech. Nie mogłem się powstrzymać, nawet jeśli znalazłem się w Norze przez te wszystkie problemy. Czułem się młody i szczęśliwy, siedząc tam z nimi, upijając się i jedząc.
- Każdemu przydaje się urlop. Gdybyś widział, w jakim stanie oni wszyscy się tutaj pojawili – mówiła, nakładając coś parującego na ogromny talerz. Spojrzałem przez okno, by przyjrzeć się siedzącym przy stole. Większość z nich, podobnie jak ja, niedawno wróciła do miasta, do pracy i codzienności. Wrócili na wieś tylko na jakiś czas, by odpocząć, nacieszyć się krótkimi wakacjami na które ich zaproszono.
- Zaniosę – powiedziałem, odbierając od Molly dwa półmiski. Czułem na sobie jej wzrok, gdy wychodziłem z powrotem do ogrodu. Podałem talerze w czyjeś wyciągnięte dłonie, wsłuchując się w okrzyki i poklaskiwanie. Gdy wróciłem na swoje miejsce, mój kieliszek znów był zapełniony, a Chester leżał na trawie obok krzesła. Usiadłem, zagłębiając palce w jego gęstej sierści.
- Hermiona! – krzyk Ginny poniósł się po ogrodzie, a wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę domu. Od strony drogi powoli zbliżała się Granger, lewitując przed sobą bagaż i uśmiechając się szeroko na widok przyjaciół. Ginny rzuciła jej się na szyję z dzikim piskiem, a po chwili wokół zebrała się cała grupa ludzi. Siedziałem na swoim miejscu, obserwując tę zbieraninę i uspokajając Chestera, który natychmiast zerwał się na łapy.
- Dlaczego tak późno? Czekaliśmy na ciebie – gadał George, pchając Granger w stronę stołu.
- Nie chcieli wypuścić mnie z pracy – westchnęła, pozwalając się prowadzić. Miała na sobie eleganckie czarne spodnie i koszulę, jakby aportowała się prosto z biura. Jej wzrok powoli przesunął się po stole, stosach jedzenia i pustych butelkach, po czym spoczął na mnie. Szepnęła coś do Weasleya, który natychmiast pobiegł zabrać jej bagaż sprzed domu. Podeszła do mnie, skręcając włosy na karku w ten charakterystyczny sposób.
- Cześć – przywitałem się cicho, chwytając oparcie krzesła, by się podnieść. Zatrzymała mnie lekceważącym ruchem dłoni.
- Cześć – odpowiedziała, pochylając się nade mną i całując mnie w policzek – Cześć, Chester – dodała, głaszcząc psa, który nagle się przy niej pojawił. Obserwowałem powolne ruchy jej dłoni, gdy drapała go za uszami i bawiła się kością na jego obroży.
- Nie sądziłam, że cię tu zobaczę – przyznała, unosząc na mnie wzrok.
- To była spontaniczna decyzja.
- Astoria jest tutaj z tobą? – spytała, podnosząc się z kolan i przyciągając sobie krzesło. Zignorowała wszystkich, którzy siedzieli obok, rzucając w naszą stronę wesołe spojrzenia. Kiedy się do mnie odwróciła, ponownie zaczęły stukać kieliszki, a talerze zaczęły się zapełniać. Lubiłem to, jak zwyczajna stała się moja relacja z każdą z tych osób. Żadna z rozmów nie wywoływała już awantury, żaden gest nie był już dwuznaczny. Siedziałem na przekrzywionym krześle, mając Granger na wyciągnięcie ręki i dawno nie czułem się tak swobodnie.
- Nie – wyszeptałem, odwracając wzrok.
- Coś się stało? – kolejna osoba zadała mi tego dnia to samo pytanie. Westchnąłem, pochylając się i opierając łokcie na kolanach.
- To koniec.
- Och… - zaniemówiła, a jej dłonie zatrzymały się w połowie ruchu. Wyglądała na zaskoczoną, być może odrobinę ciekawą. Szukałem w jej wzroku choćby cienia aprobaty, ale ukrywała wszystkie te emocje, które chciałem zobaczyć. Chester trącił ją nosem, najwidoczniej niezadowolony tym, że przestała go głaskać – Mogę wiedzieć, jak się z tym czujesz?
- Sam nie wiem – odparłem, sięgając do stołu i chwytając pełen kieliszek – Nie chcę o tym myśleć, Granger. To pierwszy dzień tutaj…
- Masz rację – powiedziała, wstając z krzesła i przeciągając się lekko na moich oczach. Jej koszula uniosła się, odsłaniając kawałek jej nagiej bladej skóry – Pójdę się przebrać. Nigdzie nie uciekaj.
- Nie zamierzam – rzuciłem, gdy odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Zanurzyłem usta w alkoholu, starając się skupić na jego słodkim smaku. George rzucił mi przez stół jakieś słodycze, które wyglądały zbyt podejrzanie, bym miał odwagę ich spróbować. Siedziałem, opierając nóżkę kieliszka o krzesło, i słuchałem, jak oni wszyscy opowiadali sobie nawzajem o ostatnich miesiącach. Harry dyskutował z Fleur o pracy w Ministerstwie i zabezpieczeniach, które należy nałożyć na Muszelkę. Ron pokazywał wszystkim swoją nową miotłę, którą dostał na urodziny, a Ginny chichotała, leżąc na trawie i wpatrując się ufnie w oczy Deana Thomasa. Granger pojawiła się później, niosąc oszroniony dzbanek z lemoniadą. Miała na sobie letnią sukienkę w kwiatki, dzięki której znów wyglądała na swój wiek. Uśmiechnęła się do Arthura, podając mu napój.
- Ładnie wyglądasz – nagle skomplementował ją Ron, a na jego twarzy natychmiast pojawił się rumieniec, wzmocniony jeszcze bardziej alkoholem.
- Dziękuję – odpowiedziała, zakładając włosy za uszy. Siedziałem nieruchomo, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Im dłużej mnie nie zauważała, tym dłużej bezkarnie mogłem się w nią wpatrywać. W końcu widziałem ją taką po raz pierwszy, z jeszcze nieopaloną skórą, z włosami nietkniętymi przez słońce. To miało być pierwsze lato, gdy była przede mną młoda, niezniszczona przez wojnę, wypoczęta.
- Dobrze się czujesz? – rzuciła mi pytanie, pochylając się nad stołem, by zabrać puste talerze.
- Yhym… - wymruczałem, opróżniając kieliszek.
- Ile już wypiłeś?
- Dużo – przyznałem, odstawiając szkło na stół przed sobą.
- Powinieneś się przejść – stwierdziła, wpychając mi do rąk stos brudnych talerzy. Chciałem zaprotestować, ale pociągnęła mnie za sobą. Weszliśmy do chłodnej kuchni, gdzie w zlewie myło się już dzięki zaklęciu całe mnóstwo naczyń. Granger postawiła kolejne na blacie i odebrała ode mnie te, które trzymałem.
- Boli mnie głowa – powiedziałem bardziej do siebie, niż do niej, opierając dłonie o parapet. Z okna miałem widok na drugą część ogrodu, gdzie George właśnie testował miotłę brata. Unosił się kilka metrów nad ziemią, wymachując nogami i wrzeszcząc coś niezrozumiale.
- Dali ci najmocniejszą nalewkę Molly – roześmiała się, stając obok mnie – Chyba zauważyli, że potrzebujesz się odprężyć.
- Granger…
- Przepraszam, po prostu nie chcę, żebyś unikał tego tematu – odpowiedziała, odwracając się od okna. Kiedy stała w cieniu, mogłem dokładniej określić wyraz jej twarzy. Wyglądała na zmartwioną, a co najgorsze, wystraszoną.
- Nie unikam.
- Wiem, że rozmawianie o tym ze mną… - zaczęła, nerwowo poprawiając materiał sukienki. Starałem się przedrzeć przez swój ból głowy, skupić na jej zachowaniu i na tym, co mówiła. Nawet jeśli nie chciałem się do tego przyznać, od początku denerwowałem się spotkaniem z nią. Nie potrafiłem przewidzieć jej reakcji na mój przyjazd, nie mówiąc już o moim rozstaniu z Astorią.
- Granger, nie musisz udawać teraz mojej przyjaciółki i wysłuchiwać całego tego gówna – zapewniłem ją, przecierając twarz dłońmi – Nie oczekuję tego od ciebie.
- Nie chciałam się narzucać.
- Przepraszam, nie chcę tylko… cię zranić – wyszeptałem, wpatrując się w jej profil. Gdy skończyłem zdanie, spojrzała na mnie, zaskoczona. W jej oczach tliła się ta iskra, której tak dawno nie miałem okazji oglądać.
- Jak to?
- Naprawdę chcesz słuchać o moich problemach w związku? To koniec. Ze mną i Astorią. A ty nie będziesz tego słuchać po tym, co było między nami – powiedziałem, opierając głowę o ścianę. Chciałem zrzucić każde słowo, które wypłynęło z moich ust, na karb tej mocnej nalewki, ale wiedziałem, że nie jest to prawda.
- Mówisz to tylko dlatego…
- Nie jestem pijany – zapewniłem ją i na potwierdzenie swoich słów sięgnąłem do jej policzka – Nie jestem nawet w połowie tak pijany, jak stęskniony za tobą – dodałem, wodząc kciukiem po jej skórze. Nie obchodziło mnie to, czy ktoś zobaczy nas przez to otwarte okno.
- Co było między nami, Malfoy? – spytała, a chłód w jej głosie wskazywał tylko na to, czego się obawiałem. Ukrywała złość na mnie pod warstwą ciekawości, była zraniona tym, jak zostawiłem ją bez słowa tamtego dnia. Przeprowadziłem się do Londynu niespodziewanie, uciekając nie tylko przed tym, co dała mi rodzina Weasleyów, ale także przed tym, co czułem do Granger. Nie potrafiłem wtedy tego nazwać, a tym bardziej wyznać. Nie zbliżyłem się do niej, nie porozmawiałem z nią, ani nie starałem się o jej uwagę, gdy i ona wróciła do Londynu. Pozostawiłem to uczucie samemu sobie, po czym zabiłem je związkiem z Astorią.
- Byłem w tobie zakochany – odpowiedziałem, nie kryjąc rozbawienia myślą, że mogła to przeoczyć.
- Wyjechałeś, Malfoy – syknęła, odsuwając się ode mnie.
- A co niby miałem zrobić? Jestem beznadziejny, jeśli w grę wchodzi coś, na czym mi zależy – wzruszyłem ramionami, starając się ukryć narastający we mnie niepokój. Nie chciałem, by się ode mnie odwracała, szczególnie teraz, gdy nie mogłem przed nią uciec.
- Widywaliśmy się w Londynie. Tyle razy…
- Za każdym razem chciałem coś zrobić. Cokolwiek, ale przecież byś na to nie pozwoliła. Nie pozwoliłabyś mi zdradzić Astorii, ani zakończyć tego przed czasem.
- Wyrzuciła cię, prawda? Dlatego tutaj jesteś – domyśliła się, a jej twarz nie wyrażała już żadnych emocji.
- Tak.
- Dlaczego się nie odezwałeś? – spytała, siadając na brzegu kuchennego blatu.
- Miałem pojawić się na twojej wycieraczce z walizką i psem? Nie chciałem stawiać cię przed jakimś wyborem, na który nie jesteś gotowa – odparłem, zbliżając się do niej, opierając dłonie po obu jej stronach. Popatrzyła na mnie z góry, a włosy wysunęły się zza jej ucha. Poprawiłem je jednym ruchem dłoni, jakby ten gest był najzwyczajniejszy na świecie.
- Chodźmy. Jeszcze pomyślą, że coś ci zrobiłem – powiedziałem, pomagając jej zeskoczyć na podłogę. Nie chciałem przedłużać teraz tej rozmowy, szczególnie gdy szumiało mi w głowie, a na języku wciąż czułem słodki smak alkoholu – Porozmawiamy później. Teraz musisz się napić.
*
Siedziała na krześle u szczytu stołu z podkurczonymi nogami i sukienką zaplątaną wokół ud. Śmiała się z żartu, który właśnie opowiedział Potter, a kropla piwa, które piła prosto z butelki, spłynęła po jej brodzie. Byłem już tak pijany, że nie słyszałem niczego prócz śmiechu. Wylałem ostatnie krople z butelki i odchyliłem się na krześle. Chester leżał na moich stopach, cicho pochrapując, zmęczony natłokiem wrażeń i ilością osób chętnych do zabawy.
W końcu zaczynało robić się chłodniej, a upał całego dnia wyparowywał nad polami, tworząc warstwę mgły. Powoli zmierzchało, kiedy pomagałem Molly zabierać naczynia do kuchni, nie do końca wiedząc, jak trzymam się na nogach. Kiedy wróciłem do ogrodu, by złożyć poplamiony obrus, zastałem Granger zwiniętą na fotelu.
- To już się wydarzyło – wyszeptała sennie, gdy niosłem ją na górę, uważając by nie potknąć się o Chestera leżącego na dywanie w salonie. Uśmiechnąłem się do siebie, przypominając sobie tamtą noc. Wszyscy rozeszli się do swoich pokoi po jednej z narad, a ja wciąż spacerowałem z Chesterem po dworze. Granger zasnęła wtedy na kanapie i zauważyłem ją, wracając do siebie.
- To był intensywny dzień – zachichotała, gdy kładłem ją na łóżku. Dawno nie widziałem jej tak zmęczonej i wesołej jednocześnie.
- Śpij. Idę do siebie – odparłem, nakrywając ją kocem, który natychmiast zrzuciła – Dobranoc.
Zaczęło się zupełnie inaczej niż myślałam, ale to nie znaczy, że źle. Wręcz przeciwnie! To opowiadanie jest naprawdę świetne i jestem ciekawa jak to dalej poprowadzisz. Styl, którym opisujesz całą historię jest taki inspirujący! Mam nadzieję, że wiele z niego wyciągnę. Pomysł i jego realizacja są na najwyższym poziomie i już skradłaś moje serce. Z niecierpliwością będę czekała na drugą część. Robisz to świetnie!
OdpowiedzUsuńDo następnego,
http://precious-fondness.blogspot.com/
Miałam nadzieje, że oczekiwania nie zaburzą odbioru tego opowiadania. Każdy pewnie miał wizję czegoś innego po zapowiedzi. Cieszę się, że na razie się podoba!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPierwsze słowo jaki przyszło mi na myśl po przeczytaniu to: niesamowite! Uwielbiam Twój styl pisania i wciąż zachwycam się tym jak barwnie wszystko opisujesz, tutaj - jak zawsze - dałaś pełen popis swojego talentu :)
OdpowiedzUsuńZaczyna się naprawdę intrygująco i już nie mogę się doczekać kolejnej części, ta urzekła mnie! Jestem ciekawa jak rozwiniesz historię i, co najważniejsze, jak przedstawisz to, co zdarzyło się miedzy Hermioną a Draco przed jego wyjazdem do Londynu. Ta część bardzo mi się podobała i już nie mogę doczekać się kolejnej :)
Życzę Ci dużo weny i chęci do pisania, a także pomyślnych wyników rekrutacji na studia! ;)
Pozdrawiam serdecznie,
Charlotte Petrova
W wolnej chwili zapraszam do siebie: "Auror z wymiany"
a także na "Wschód słońca", gdzie opublikowałam niedawno prolog :)
Dziękuję :) W następnej części będzie trochę więcej wspomnień, ale ogólnie akcja będzie skupiała się na teraźniejszości, bez zbędnych powrotów do tego, co było
UsuńJestem pod wielkim wrażeniem! Mistrzowsko operujesz stylem pierwszoosobowym. Majstersztyk! (to tak do części "technicznej").
OdpowiedzUsuńCo do treści... Już jestem kupiona! Jeżeli w opowiadaniu występuję czworonożny pupil, to nie ma bata! Muszę czytać. Wyczarowałaś w tym rozdziale niesamowity świat. Moja wyobraźnia szaleje. Bohaterowie, no cóż, nie wiem co napisać, bo słowa chyba nie mogą wyrazić natłoku pozytywnych myśli w mojej głowie. Przedstawiłaś ich w ciekawy sposób, zaintrygowało mnie, że Draco ma tak świetny kontakt z Weasleyami. Sama relacja Hermiony i Malfoy'a zapowiada się bardzo ciekawie.
Z niecierpliwością będę czekała na to co nastąpi dalej.
Życzę Ci dużo weny, trzymaj się ciepło!
VerdeLemon
Dziękuję :) Staram się jak mogę panować nad stylem i błędami jakie wciąż popełniam. Cieszę się, że widzicie tę pracę. A Chester pojawił się w sumie spontanicznie, nie myślałam o tym dużo jako miłośniczka psów:)
UsuńZaintrygowałaś mnie. Ale co się dziwić tak jest z każdym twoim opowiadaniem. Faktycznie jest całkiem inne niż poprzednie. Czyta się bardzo płynnie i lekko. W sumie nie wiem co mogłabym jeszcze napisać, poza tym, że jesteś fenomenalną pisarką. Z niecierpliwością czekam na kontynuacje.
OdpowiedzUsuńLa Catria
Dziękuj :) cieszę się, że ten pozytywny klimat nie zniechęca
UsuńWow, czy już mówiłam, że Cię uwielbiam? Tak zdecydowanie zasiałaś we mnie ziarenko ciekawości, jak to wszystko dalej się potoczy. Opisy, bohaterowie wszystko to składa się na niesamowity efekt twoich opowiadań.Relacje między Draco a Hermionom, o tak to coś co tylko Ty potrafisz oddać w taki sposób, że nigdzie indziej tego nie znajdziesz. Chcę więcej i więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Dziękuję :) Bardzo miło jest widzieć, że wczuwacie się w to, co starałam się nakreślić
UsuńUwielbiam Twój styl i to, w jaki sposób kreujesz całą sytuację. Może to głupio zabrzmi, ale ja naprawdę czułam się jakbym była na miejscu Malfoya, z całym tym przykrym bagażem doświadczeń i nadzieją na lepsze jutro. Skradłaś moje serce już dawno, a do każdej Twojej notki podchodzę w wielkim uśmiechem na twarzy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej,
Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
Dziękuję :) Cieszę się, że nie zawiodłam!
UsuńTo opowiadanie jest tak inne od poprzednich, że jestem bardzo ciekawa, jak się rozwinie. Mnie już masz w każdym razie! Życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Cieszę się, że ta nagła zmiana klimatu Was nie odrzuca
UsuńBardzo podoba mi się to opowiadanie, mimo że to dopiero pierwsza część. Już od pierwszych dwóch zdań czuć było tę atmosferę Nory, a dalej - lata. Jestem mile zaskoczona wszystkimi postaciami i relacjami. Od początku wydaje mi się, że Molly i Arthur traktują, w pewnym sensie, Dracona jak swojego syna, a on ich jak swoich rodziców. Uważam, że to urocze. Draconowi przyda się wsparcie od takich ludzi, ciepłych, rodzinnych, którzy zastąpią mu rodziców (bo właściwie co się stało z jego biologicznymi? Draco się ich wyrzekł, bo byli do szpiku kości źli, czy może chcieli dla niego dobrze, jak w książce, ale jednak zginęli na wojnie?).
OdpowiedzUsuńTo wszystko, co się dzieje na linii Draco-Hermiona jest takie... delikatne, takie ulotne i bezcenne. Jednym słowem piękne. W każdym słowie, geście wyczuwalne jest to, co połączyło ich już wcześniej. Nie nazwałabym może tego miłością, to za poważne słowo, za trwałe. Dla mnie ich relacja jest jak taki letni romans, który być może ma szansę na coś więcej, przynajmniej na razie. Mimo to podoba mi się to jeszcze bardziej niż od początku wielka, płomienna miłość, dla której są w stanie zrobić wszystko. Bardzo często spotkałam się, nawet u Ciebie, z tym, że wszyscy w HP mimo młodego wieku są przedstawiani bardzo dojrzale, jakby byli o wiele starsi. Tak, to jest kwestia wojny i tego, co przeżyli, ale cieszę się, że tym razem zostało w nich trochę tej niewinności, radości i młodości, tego, co mogłoby się wydawać, dawno utracili.
O tym, co jest między Hermionie i Draconie mogłabym się rozwodzić z pół godziny. Jestem pod wielkim wrażeniem, dlatego mój komentarz może być trochę nieskładny, choć starałam się zebrać wszystko, co chciałam Ci przekazać. Odwaliłaś kawał dobrej roboty, moje gratulację. Draco jest bardzo wrażliwy, ale nie traci swojego uroku, to wyszło bardzo pięknie w Twoim wykonaniu.
Jedynie do czego się przyczepię, to dwa zdania i kwestia Rona.
"Patrzyłem, jak Weasley drapie psa za uszami, w milczeniu pakując kufer do bagażnika." Po pierwsze, czy nie powinno być pan Weasley? Z tego, co widzę, Draco darzy Arthura szacunkiem, dlatego moim zdaniem "Pan Weasley" lepiej by tu pasowało. Po drugie, zastanowiłabym się nad konstrukcją zdania. Gdy czytałam, musiałam na chwilę się zatrzymać i pomyśleć, kto pakuje ten kufer do bagażnika - Draco, przyglądając się, czy pan Weasley, drapiąc psa za uszami? Ale to lepiej z kimś jeszcze skonsultuj, bo być może, to ja nie zrozumiałam.
"Molly cieszy się, że przyjechałeś." Tu też trochę przyczepię się do sensu. Skoro Molly jeszcze nie zobaczyła Dracona, to nie lepiej brzmiałoby "Molly ucieszy się...", skoro jeszcze go nie spotkała? A jeśli koniecznie chcesz powiedzieć, że ona wie o jego przyjeździe i ją to cieszy, to może być także "Molly cieszy się, żę przyjeżdżasz." albo "Molly cieszy się, że zdecydowałeś się przyjechać.". Moim zdaniem jest to bardziej odpowienie.
A jeśli chodzi o Rona... Czy on będzie rywalizował z Draconem o Hermionę? Proszę, nie, nie rób mi tego. Hah :D
Nie wiem, ile stron ma ta część, ale zdecydowanie mam ochotę na więcej. Zwłaszcza ten ostatni fragment... "To już się wydarzyło"... Czy mi się zdaje, czy doszło do czegoś poważnego tamtej nocy? :D Och, jak oni są cudowni!
Pozdrawiam Cię cieplutko i czekam niecierpliwie na kolejną część.
Ana M.
Nareszcie znalazłam chwilę, by Ci odpisać! Bardzo się cieszę, bo idealnie odczytałaś moje zamiary, czytając ten tekst. Właśnie taki klimat miał się tutaj wytworzyć i taka relacja jest między Hermioną a Draco. Tu nie ma płomiennej miłości, a jedynie to ciepłe uczucie, letni romans i jak najbardziej można to tak nazywać :) Tak, po raz pierwszy moje postacie są...młode. Tak właśnie miało być i bardzo bardzo się cieszę, że to widać. Odpoczywam od problemów, od mrocznych klimatów, krwi i walki. Chyba przyszedł moment, w którym sama potrzebuję trochę więcej entuzjazmu w tym, co tworzę.
UsuńI jak najbardziej masz rację, wkradło się trochę błędów, jak zwykle ze składnią. Postaram się to poprawić w wolnym czasie. Zazwyczaj nie czytam tekstów przed opublikowaniem i stąd takie omyłki lub pominięcia. Chyba powinnam nawiązać współpracę z betą, chociaż jestem osobą przyzwyczajoną do samodzielnej pracy w każdej dziedzinie.
Ron jeszcze się pojawi, sprawa rodziców Draco także. Nie będę Was jednak za bardzo męczyć szczegółami. To opowiadanie będzie się skupiało na czymś zupełnie innym, głównie na wrażeniach, obrazach, pogodzie itp.
Ta część ma 10 stron. Znów nieco mnie ponosi, ale zobaczymy w ilu stronach zmieszczę następną.
Pozdrawiam,
Edge
Bardzo fajnie się zaczyna. Nie mogę się doczekać kolejnej części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Paula
To jest wspaniałe świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie https://smilleetime.blogspot.com/
Dziękuję :)
UsuńBardzo ciekawie się zapowiada, szczególnie, że w grę wchodzą dawne, nie tak do końca zapomniane uczucia między Hermioną i Draconem. Życie po wojnie nigdy nie jest łatwe, dla nikogo. Każdy stara się sobie radzić jak może, ale nie zawsze jest to najlepszym wyborem. Draco wyjechał nic nie mówiąc, by nie pokazać swoich uczuć, by nie zdradzić się z tym, że zakochał się w Granger. Ciekawa jestem co też będzie działo się teraz, gdy Draco jest sam, gdy przyznał się przed Hermioną do swoich uczuć i gdy oboje spędzają wakacje w miłej atmosferze.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część. Pozdrawiam, Cathleen.
Dziękuję :) Chciałam pokazać inną wersję życia po wojnie, tę z nadzieją, że młodość może powrócić.
UsuńPodoba mi się. Przede wszystkim te opisy. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńDawno nie czytało mi się czegoś tak przyjemnie! Od razu widać, że to historia z pomysłem, kilkukrotnie przemyślana. :-) Ciekawa relacja między Malfoyem i całą resztą, jednocześnie nie jest ona płytka i taka wręcz nierealna! Wzbudziłas moja ciekawość, z niecierpliwością będę czekać na więcej. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńO rety kochana ale mnie tu dawno nie było.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się.
A ponieważ mam cię w Obserwowanych bedę na bieżąco czytała.
Dawno nie czytałam dramione i trochę porzuciłam ten świat,
Teraz powróciłam i znów mam zamiar kontynuować ukochaną przygodę.
pozdrawiam serdecznie.
www.pokochac-lotra.blogspot.com
by rosmaneczka!
Droga Edge, czy byłabyś w stanie podać linki do jakiś blogów które czytasz i jesteś w stanie polecić?
OdpowiedzUsuńAlbo opowiadania fanfiction HP, które Ci się spodobały?
Będę wdzięczna :D
Pozdrawiam,
Anonimek, który zapomniał hasła do swojego konta hah
Powiem szczerze, że ostatnimi czasy straszliwa ze mnie ignorantka w sferze blogowej. Nie czytam żadnych blogów, nie śledzę tego, co się dzieje. Mogę polecić Ci tylko to, co kiedyś czytałam lub do czego czasami wracam z sentymentu.
OdpowiedzUsuńhttp://magic-archway.blogspot.com/
http://opowiadaniab.blogspot.com/
http://wszystko-czego-pragne.blogspot.com/ ("Wszystko czego pragnę")
https://www.wattpad.com/story/5095707-after (seria "After",czytałam w wersji książkowej, więc nie miałam styczności z postacią Harry'ego Stylesa)
https://www.wattpad.com/story/38830651-sztuka-rodzicielstwa ("Sztuka rodzicielstwa")
https://www.fanfiction.net/s/6778532/1/Ukochana-polityka ("Ukochana polityka")
https://www.fanfiction.net/s/11032541/1/Seven-Times-PL ("Seven times")
https://www.fanfiction.net/s/10114284/1/Powroty-bywaj%C4%85-nami%C4%99tne ("Powroty bywają namiętne")
https://www.fanfiction.net/s/6668349/1/Drugie-%C5%BCycie ("Drugie życie")
http://archiveofourown.org/works/750146/chapters/1400000 ("Dwadzieścia lat wcześniej")
http://archiveofourown.org/works/904079/chapters/1748806 ("Kwestia czasu")
Pozdrawiam,
Edge