1999
Wieczorami palił
mugolskie papierosy, siedząc pod jednym z drzew na tyłach ogrodu. Z nieobecnym
wyrazem twarzy wypuszczał dym ustami, a żarzący się koniec papierosa gasł
nagle, gdy ktoś wychodził przed dom. Często obserwowałam go z okna na poddaszu, zastanawiając
się, o czym myślał. Każdego ranka pił kawę czarną jak smoła, po której ostatnim
łyku krzywił usta. Popołudniami spacerował z psem tymi samymi ścieżkami, na
których uczył go chodzić na smyczy. Czasami pomagał panu Weasleyowi w pracach
wokół domu i to wtedy wracał do Nory zmęczony i milczący, by przesiedzieć
połowę nocy w salonie ze szklanką w dłoni. Następnego dnia snuł się po domu w
piżamie, rzucając kąśliwe uwagi i wypijając niezliczone litry wody.
Zagarniał każdą
przestrzeń, na której przebywał, jako swoją. Nadawał pewnym miejscom charakter
samotni i nikt nie śmiał przerywać mu tych krótkich chwil, gdy odłączał się od
grupy. Tymczasem, to, jak odważnie stykał się z każdą wcześniej nieznaną mu
rzeczą, było dla mnie wciąż niepojęte, choć tak realne i możliwe do
zaobserwowania. Inaczej się ubierał, inaczej poruszał i inaczej mówił. Wciąż
był skryty, ale coraz częściej przyłapywałam go na mało znaczących rozmowach,
które prowadził z innymi mieszkańcami Nory. Sprzeczał się z Georgem o nowe
modele mioteł, odpowiadał zdawkowo na pytania Ginny, a czasami potrafił
przekazać jakąś wiadomość Ronowi, gdy było to konieczne. Poruszał się po domu,
jakby nigdy go nie opuszczał. Zanosił szklanki do zlewu, wkładał rzeczy do
szafek, nigdy nie myląc ich miejsca, potrafił wyłączyć piekarnik, gdy pani
Weasley go o to prosiła. Często przesiadywał przy kuchennym stole, czekając w
milczeniu na te małe czynności, które mógłby wykonać.
- Przejdziesz się z nami? – zapytał któregoś
ranka, gdy nikogo nie było w pobliżu. Zgodziłam się, chociaż każda cząstka
mojego umysłu zaczęła obrastać niepokojem i podnieceniem. Czułam się jak
nastolatka, gdy na mnie spoglądał. Jakbym cofnęła się w czasie i na nowo
przeżywała pierwsze szalone zakochanie. I chociaż pamiętałam okrucieństwa wojny,
które stały za moim wątłym uczuciem do Malfoya, nie potrafiłam kłamać. Wzbudzał
we mnie ekscytację, żywą i czystą. Lubiłam to, w jaki sposób sprowadzał
przebywanie ze mną do codzienności, jakiegoś stałego elementu tego lata, jakbym
była częścią domu, do którego zgodził się powrócić.
- Przepraszam, że nie rozmawialiśmy
zbyt wiele – powiedział po kilku minutach ciszy. Sądziłam, że ten poważny ton naszych rozmów
zdążył przeminąć, ale znów powrócił razem z jego zamyśleniem i ostrożnością, z
jaką dobierał słowa. Ostatnie dni były przepełnione ciszą i jakiegoś rodzaju
porozumieniem, którego żadne z nas nie chciało przerwać. Rzuciliśmy się w wir
tej letniej codzienności, kiedy nic nie miało większego znaczenia, a dni
zlewały się w upalną masę, zakończoną tym przyjemnym zmęczeniem.
- W porządku – zapewniłam go, nie do
końca wiedząc, jak się zachować. Chciałam wrócić do dnia przyjazdu, ominąć tę
część rozmowy w kuchni, gdy przyznał się do swoich uczuć. Mogłam się oszukiwać,
ale bałam się panicznie każdej decyzji, która wisiała zawieszona w próżni,
czekając by mnie zmiażdżyć. Być może nadeszły czasy swobody, gdy nie powinnam
zastanawiać się nad konsekwencjami swoich czynów, ale wciąż tkwił we mnie
natarczywy racjonalizm.
- Nie, to nie jest w porządku. Znów
to robię. Odcinam się od ciebie. Od nas – odparł, zatrzymując się w pół kroku.
Zdążyliśmy zejść w dół wzgórza, a przed nami rozlewały się nieskończone połacie
zboża. W promieniu kilku kilometrów nie było żadnego domu, tylko gdzieś na
horyzoncie majaczyły drzewa. Milczałam, zbyt pogrążona w myślach, by móc mu
odpowiedzieć. Stał tam, z dłonią w kieszeni, przyglądając mi się, gdy walczyłam
ze sobą.
Chciałam, by to wręcz dziecinne lato
wciąż trwało, razem z każdą niepoważną rzeczą, za którą nie musieliśmy
odpowiadać. Wiedziałam, że przekroczyliśmy już pewną granicę, jakiś próg
dorosłości, kiedy należało myśleć o pracy, domu i rodzinie. Ale nie czułam się
na to gotowa, nawet jeśli jeszcze kilka miesięcy wcześniej pragnęłam
stabilizacji. Wolałam budzić się każdego ranka bez obowiązków, bez dręczącego
dźwięku budzika. Chciałam spędzać dni bez planów, pogrążając się w czytaniu
książek, w tych przedłużających się chwilach, gdy pomagałam pani Weasley w
zaparowanej kuchni.
- Teraz jest już za późno? – spytał,
podchodząc do mnie, sięgając po moją dłoń, która nagle zdawała się ciężka w
jego dłoni.
- Nie wiem – wyszeptałam, starając
się trzymać emocje na wodzy. W końcu nie wrócił z mojego powodu, żywił się
uczuciami, które nie zdążyły wygasnąć, być może jakimś złudzeniem uczuć. To,
czym się otoczyliśmy, ten upał, atmosfera wolności i bezkarności, pozwalała nam wierzyć, że nic się nie
zmieniło. Że wciąż jesteśmy u progu czegoś, co mogłoby się zacząć, jeśli
postawimy kolejny krok.
- Tyle rzeczy powstrzymywało mnie
wtedy, by z tobą być – odparł, wpatrując się we mnie intensywnie, jakby
przypominał sobie tamte dni – Bałem się reakcji Weasleyów. Bałem się, że cię
skrzywdzę i że moje uczucie nic nie znaczy. I że go nie zaakceptujesz, bo było
patologiczne i złe.
- Miałeś tyle okazji, by mi o tym
opowiedzieć.
- Wróciłaś do miasta, zgodziłaś się
pracować dla Ministerstwa. Jak mogłem wkroczyć w to życie z butami? Powiedzieć
ci, że zakochałem się jak dzieciak i że chcę spróbować? Pisaliby o tym w
gazetach…
- Dlatego wybrałeś Astorię? –
spytałam, chociaż rozmowa o niej była ostatnią rzeczą, o jakiej marzyłam. Cała
masa moich wątpliwości powracała jednak wraz ze wspomnieniem tych ukłuć
zazdrości, gdy widziałam ich razem na ulicy, gdy pisał o nich Prorok Codzienny,
nie szczędząc pikantnych szczegółów. Później spotykałam go przypadkowo w
Ministerstwie, gdy załatwiał sprawy w departamencie magicznych gier i sportów.
Dystansował się, jego ruchy były mechaniczne i chłodne. Po każdym z takich
spotkań zaszywałam się w swoim gabinecie i płakałam, starając się zrozumieć to,
jak nasze drogi się rozeszły.
- Nie wiem dlaczego to zrobiłem. To
był wygodny układ.
- To też jest wygodne. Przyjechałeś
tutaj sam, zaraz po zerwaniu z nią. A ja czekałam na ciebie posłusznie cały ten
czas – mój głos stawał się coraz bardziej nieprzyjemny, ale nie kontrolowałam
już żadnej negatywnej myśli, która pojawiała się w mojej głowie.
- Nie mów tak – przerwał mi,
podchodząc jeszcze bliżej, kładąc swoje chłodne palce na moich policzkach.
- Dla mnie to nie jest tak proste.
Jeszcze tydzień wcześniej byłeś z nią – wykrztusiłam, odsuwając się od niego.
- Chcesz
wiedzieć, dlaczego ze mną zerwała? – zapytał, wpatrując się we mnie z tą dziwną
nadzieją – Kiedy wróciłem do Londynu, Astoria była pierwszą osobą, którą spotkałem.
Pomogła mi znaleźć pracę i mieszkanie. Opowiedziałem jej o tobie. Wiedziała
przez cały ten czas, a mimo to dała mi jakąś namiastkę związku. Ale to wisiało
nad nami jak wyrok…
- Wytrzymała dość długo.
- Tego dnia, gdy
wystawiła moje rzeczy za drzwi, zobaczyła twoje zdjęcie, które wcześniej kazała
mi wyrzucić - przyznał się, uciekając wzrokiem gdzieś za mnie, w stronę
horyzontu, który zdawał się nie istnieć.
- Przestań –
przerwałam mu, nie chcąc dalej słuchać. Gdybym znalazła siły, mogłabym odbiec,
zostawić go tam samego, ale im dłużej mówił, tym trudniej było mi podjąć
decyzję.
- Mówię prawdę.
Zbliżył się,
a piasek tłumił jego ciężkie kroki.
Włosy opadły mu na czoło, gdy się pochylił. Odgarnęłam je lekko, zafascynowana
tym, jak bezkarnie mogę go dotykać. Jego skóra była chłodna, lekko wilgotna w
tym ostrym słońcu. Uśmiechnął się, a światło przebijało się przez jego jasny
tshirt, przez co niemal zlewał się z polem, które rozciągało się za nim.
Chwyciłam rozgrzany materiał, wspinając się na palce, pozwalając, by piasek
wsypał się do moich butów.
- Bałem się, że
nigdy mi na to nie pozwolisz – wyszeptał, przerywając pocałunek. Jego usta były
wilgotne, wygięte w uśmiechu. Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam dalej piaszczystą
ścieżką. Chester stał się ruchomym kształtem gdzieś przed nami, a chmury piasku
znaczyły drogę, którą przebiegał.
- Cieszę się, że
tu wróciłem – powiedział po dłuższej chwili, prowadząc mnie przez pole na małą
polanę wydeptaną pod drzewem. Musiał tu przychodzić, gdy znikał na całe
popołudnia. Usiedliśmy w cieniu, opierając się o pień. Draco przechylił głowę,
by na mnie spojrzeć. Jego ramię stykało się z moimi ramieniem, palce trzymał na
moim kolanie.
- Wydajesz się
tutaj szczęśliwy – rzuciłam, skupiając wzrok na granicy lasu. Widziałam, że
mnie obserwuje, jakbym była czymś wartym oglądania. Mrużył oczy, gdy światło
wdzierało się przez koronę drzewa.
- Jestem –
odparł, składając lekki pocałunek na mojej szczęce. Odwróciłam się, napotykając
jego wargi. Ogarnął mnie zapach suchej trawy, gdy wsunął palce w moje włosy,
rozchylił językiem moje usta. Pomógł mi usiąść na swoich kolanach, delikatnie
gładził gorący materiał na moich plecach. Później obserwował bez słowa, z
zafascynowaniem wymalowanym na twarzy, jak zbierałam włosy i ściągałam je w
kucyk. Jego oddech był spokojny, gdy zdejmowałam podkoszulek przez głowę.
Opuszki jego palców ocierały się o kręgi mojego kręgosłupa, powoli, jeden za
drugim. Patrzył mi w oczy, oparty o drzewo, zaczerwieniony z gorąca i z wargami
rozchylonymi lekko w oczekiwaniu.
*
Leżałam, przysłaniając twarz dłonią i zastanawiając się, gdzie właściwie jestem.
Dopiero słysząc skrzypiące schody i wiatr, który poruszał całą misterną
konstrukcją domu, uświadomiłam sobie, że jestem w Norze. I chociaż obudziłam
się w tym samym pokoju, który zajmowałam kilka miesięcy wcześniej, nagle zdawał
się wyglądać inaczej. W świetle dnia wspomnienia bezsennych nocy wyblakły. Kurz
majaczył we wpadającym przez okno świetle, łóżko skrzypiało lekko przy każdym
ruchu. Stojąc pod prysznicem, kiedy
chłodne krople wody płynęły po moich plecach, myślałam o tym, jak szybko minęła każda z ostatnich
godzin w porównaniu do poranków, popołudni i wieczorów spędzanych w Londynie.
Wakacje zdawały się być tak abstrakcyjnym pomysłem, gdy w biurze czekały na
mnie stosy dokumentów, a szef krzywił się na najmniejszą wzmiankę o nawet dniu
urlopu. Nie mogłam jednak zdecydować lepiej, przyjeżdżając zaraz po pracy, z
szybko spakowaną walizką i głową pełną zarówno oczekiwań, jak i lęków.
Zeszłam do kuchni, nie przejmując się
bosymi stopami, ani włosami, których nie wysuszyłam. Po raz pierwszy od kilku
miesięcy nie zaczynałam poranka od włożenia niewygodnego uniformu, czy
workowatej piżamy, przeznaczonej na wolne weekendy. Miałam na sobie sukienkę,
którą mama kupiła mi na ślub Bill’a i Fleur. Nie potrafiłam włożyć tej
poplamionej trawą podkoszulki, którą miałam na sobie poprzedniego wieczoru.
Schowałam ją na dno walizki, rumieniąc się na samą myśl o tym, że nie chcę by
stała się czysta.
- Dzień dobry – przywitałam się
wesoło, wchodząc do jadalni, w której unosił się dobrze mi znany zapach
naleśników. George wymachiwał szpatułką nad głową pani Weasley, opowiadając jej
o czymś z takim ożywieniem, że nawet nie zauważyli mojego wejścia. Reszta
zebrała się przy stole, rozkładając talerze i sztućce. Ginny wołała coś z końca
pokoju, ale jej głos nie miał żadnych szans przebić się przez ten harmider.
Harry potargał jej włosy szybkim ruchem dłoni, a Ron tylko przewrócił oczami,
gdy ktoś zwrócił mu uwagę na podjadanie.
- Dzień dobry – przyjemnie głęboki
głos rozległ się przy moim uchu. Odwróciłam głowę, napotykając spojrzenie
Malfoya.
- Jak ci się spało? – zapytaliśmy w
tym samym momencie, a sposób, w jaki Draco się roześmiał, przyciągnął wzrok
wszystkich zebranych w jadalni. Nigdy nie okazywał radości publicznie, ale tego
ranka jego uśmiech był nie do przeoczenia. Poczułam, że się rumienię, gdy Harry
rzucił Ginny porozumiewawcze spojrzenie ponad stołem. Dłoń Draco dotknęła lekko
moich pleców.
- No to jesteśmy w komplecie! –
wykrzyknęła pani Weasley, stawiając talerz ze stosem naleśników na środku
stołu, tuż obok trzech innych zapełnionych talerzy. Draco odsunął mi krzesło i
po chwili wszyscy siedzieli już na miejscach i walczyli o swoje porcje. To, że
Malfoy usiadł obok mnie, zdawało się nikogo nie dziwić, tymczasem dla mnie wyglądał
tak nierealnie, ubrany w zwykłe jeansy i koszulkę, z rozczochranymi włosami,
jakby właśnie wstał i się nie uczesał.
- Patrzysz na mnie, jak na ducha –
oznajmił, podając mi sos klonowy, którego nie mogłam dosięgnąć. Miałam ochotę
zapomnieć o każdej innej osobie, siedzącej przy stole i po prostu zagłębić się
w rozmowę z nim, kiedy tak mi się przyglądał.
- Ktoś cię podmienił – odparłam,
uśmiechając się szeroko, na co tylko prychnął i wrócił do krojenia swojego
naleśnika. Przez długie minuty pokój wypełniały odgłosy obijających się
szklanek i poruszających się sztućców.
- Draco, rozmawiałeś ostatnio z
McLaggenem? Podobno nieźle się uszkodził na ostatnim meczu – Harry rzucił
pytanie z końca stołu. Obserwowałam, jak widelec Draco zatrzymuje się w połowie
drogi do ust.
- Ja go widziałem! Paskudne złamanie
nosa – odparł nagle pan Weasley i tylko przez sekundę mogłam dostrzec
porozumienie, które zawiązało się między nim a Draco ponad stołem. Harry
oczywiście niczego nie zauważył, zbyt skupiony na soku dyniowym i okropnym
wypadku McLaggena, o którym niedawno krążyły plotki. Po chwili pochłonęła go
rozmowa z Ronem, a po naszej stronie stołu ponownie zapadła cisza.
- Nie smakuje ci? – rzuciłam, zauważając,
że Malfoy obraca widelec, nie biorąc nawet kęsa do ust.
- Zamyśliłem się – odpowiedział,
posyłając mi fałszywy uspokajający uśmiech. Po kilku minutach musiał zauważyć
mój zaniepokojony wzrok, bo odwrócił się lekko na krześle. Włosy ponownie
opadły mu na czoło, przez co miałam ochotę je odgarnąć. Tymczasem roześmiał się
cicho, wyciągając rękę.
- Ubrudziłaś się – wyszeptał,
ścierając kroplę sosu z kącika moich ust. Ktoś zakaszlał na końcu stołu.
- Dzięki.
Wzruszył ramionami, po czym bez słowa
wrócił do jedzenia. Podziękował, gdy ktoś podał mu tę absurdalnie czarną kawę.
Płyn niemal przelewał się poza krawędź naczynia. Drgnęłam, czując jego dłoń na
swoim kolanie. Ścisnął je lekko, uśmiechając się nad krawędzią kubka. Gdy
pomagał mi zanosić naczynia do kuchni, pachniał kawą i lawendą, którą Molly
kazała mu zawiesić w jadalni zaraz po śniadaniu.
- Pan Weasley zabiera mnie dziś do
miasteczka – oznajmił, gdy zostaliśmy sami w ciasnej kuchni.
- Jasne. Dlaczego mi to mówisz? –
spytałam, odwracając się do niego ze ścierką w dłoni. Podszedł i wyszarpnął mi
ją z rąk jednym precyzyjnym ruchem. Zrobiło mi się gorąco, gdy uniosłam głowę,
by na niego spojrzeć. Patrzył na mnie z góry, z cieniem zawadiackiego uśmiechu
na ustach.
- Sądziłem, że chciałabyś wiedzieć –
odpowiedział, mrużąc oczy. Wstrzymałam oddech, gdy ktoś zbiegł po schodach.
Ginny minęła kuchnię, nawet do niej nie zaglądając.
- Kiedy wrócisz? – wyszeptałam,
kładąc dłoń na jego karku. Zmarszczył brwi, gdy pocałowałam go krótko, ledwo
dotykając jego warg.
- Wieczorem – odezwał się po chwili,
po czym zgniótł moje usta w zaborczym, namiętnym pocałunku. Krawędź blatu
wbijała mi się w plecy, gdy przywarł do mnie całym ciałem.
- Idiota – wykrztusiłam, uderzając go
w ramię, czego pewnie nawet nie poczuł. Roześmiał się cicho, wycofując się z
kuchni.
*
Było późne popołudnie, niemal cały
dzień spędziłam z Ginny na sadzeniu kwiatów za domem i na beztroskim
plotkowaniu przy kawałku ciasta i lemoniadzie. Później pojawił się Dean i moja
przyjaciółka zniknęła, zostawiając mnie samą na werandzie. Siedziałam,
wystawiając twarz ku słabnącemu słońcu. Z domu dobiegały odgłosy krzątaniny,
ktoś krzyczał na George’a, a Ron jak zwykle hałaśliwie zbiegał po schodach. O
tej porze nie było już tak gorąco, a wiatr od strony rzeki pozwalał normalnie
oddychać. Zastanawiałam się, jak długo może trwać tak błogi stan, gdy nic nie
ma większego znaczenia. Niedługo musiałam wracać do pracy, ale nawet dwa tygodnie
tego lata przeciągały się dziwnie w nieskończoność.
- Ginny cię wymęczyła? – Harry pojawił
się na werandzie, niosąc dwie szklanki z zimną lemoniadą. Podał mi jedną z
nich, siadając obok. Chłodne krople spłynęły mi wzdłuż nadgarstka.
- A później uciekła z Deanem –
westchnęłam, przewracając oczami. Nowe uczucie mojej przyjaciółki kwitło od
zakończenia wojny i nic nie wskazywało na to, by szybko się skończyło. Harry
znosił dzielnie każdą sekundę zazdrości i smutku, obserwował ich z oddali,
jakby czekając na moment, w którym mógłby odzyskać Ginny. Chciałam wierzyć, że
ta chwila kiedyś nastąpi.
- Gdzie jest Draco? – zapytał,
rozglądając się w około.
- W miasteczku. Z ojcem Rona –
odpowiedziałam zgodnie z prawdą, wzruszając lekko ramionami.
- Myślałem, że wy…
- Harry! – przerwałam mu,
przekrzywiając szklankę w dłoni. Popatrzył na mnie z cieniem politowania, przez
co miałam ochotę wylać mu napój na głowę. Poczułam się znowu, jak na pierwszym
roku w Hogwarcie, gdy jako mała dziewczynka otwarcie sprzeczałam się z
przyjaciółmi. Teraz, gdy nie czekała nas żadna poważna decyzja, mogłam ponownie
żartować, cieszyć się ich towarzystwem, bez nawiedzających mnie negatywnych
myśli.
- Mnie nie oszukasz. Przecież już
wcześniej coś się między wami działo. George ustawiał zakłady o to, kiedy się
przyznacie.
- Żartujesz? – wykrzyknęłam, odstawiając
szklankę na podłogę.
- Nie, tak właśnie było. Tylko
czekaliśmy, aż coś się wydarzy. A później Draco wyjechał – odpowiedział,
przyglądając mi się z uwagą. Mdłe światło odbijało się w jego okularach, gdy
pochylał głowę.
-
Wiem, że jestem szalona – westchnęłam, opierając się na ramieniu
przyjaciela. Jego koszula pachniała powietrzem, na którym się suszyła. Wiatr
rozwiewał mi włosy, przez co ledwo widziałam podwórko przed sobą.
- Nikt nie ma prawa cię oceniać.
- Tak myślisz? – spytałam, oddychając
miarowo, starając się nie myśleć o tym, o czym właśnie rozmawialiśmy.
- Tak. To w końcu twoje życie –
odpowiedział, potrząsając moim ramieniem w niemal rodzicielskim geście. Śmiałam
się, słuchając jego spokojnego głosu, jakiejś bezsensownej opowieści o miotłach
i harpiach. Gdy niebo przybrało pomarańczowy kolor i powoli zaczęło robić się
chłodniej, Harry wszedł do domu, by pomóc pani Weasley z kolacją. Zostałam na
zewnątrz, by pozbierać szklanki i złożyć koce, które ktoś zostawił na trawie.
Najpierw od strony rzeki doszło do
moich uszu ciche, melodyjne pogwizdywanie. Później zobaczyłam go wyłaniającego
się zza zakrętu. Powłóczył zabawnie nogami, przeciągając stopą powoli po
piasku, jakby nigdzie się nie spieszył, a wręcz opóźniał swoje przybycie do
Nory. W palcach prawej dłoni zgniatał źdźbło zboża zerwane zapewne po drodze
znad rzeki. Zdawał się nad czymś zastanawiać. Uniósł głowę dopiero na kilka
metrów przede mną. Przystanął, przyglądając mi się tajemniczo.
- Chodź – zażądał, wyciągając dłoń.
Jego włosy miały ciepły odcień w świetle zachodzącego za drzewami słońca.
- Dokąd? – spytałam, zerkając w
stronę domu, gdzie powoli wszyscy schodzili się na posiłek.
- Nic się nie stanie, jeśli raz nie
będzie cię na kolacji – odpowiedział, ignorując moje pytanie. Szorstkie palce
gładziły wnętrze mojej dłoni, gdy szliśmy w stronę lasu. Milczeliśmy, wpatrując
się przed siebie. Co jakiś czas słyszałam, że Draco nuci jakąś melodię. Chester
szedł posłusznie przy jego nodze. Wciąż zadziwiała mnie więź między tym stworzeniem
a Malfoyem. Dostał go zaraz po wojnie, właściwie w drodze przypadku, gdy pan
Weasley znalazł szczeniaka porzuconego niedaleko stacji.
- Dlaczego nie wróciłeś z panem Weasleyem? –
spytałam, gdy przystanęliśmy daleko za domem. Wiatr rozwiewał mu włosy i poły
niezapiętej koszuli, którą naciągnął na podkoszulek. Dopiero wtedy zauważyłam,
że miał ramiona ubrudzone czymś podobnym do smaru.
- Chciałem się przespacerować –
odpowiedział, ściskając moją dłoń.
- Wszystko w porządku?
- Wyrzucili mnie z pracy –
wykrztusił, przecierając czoło otwartą dłonią. Westchnął, gdy wsunęłam ramiona
pod jego koszulę i złożyłam głowę na jego piersi.
- Co się stało? – zapytałam,
pozwalając mu się objąć, czując znikomy ciężar jego głowy, którą oparł na
mojej.
- Powiedzieli, że redukują etaty. Ale
nie sądzę, by o to chodziło – odpowiedział, starając się przemilczeć kwestię
skandali, które wybuchały wokół jego osoby po przyjeździe do Londynu.
- Dlaczego nie powiedziałeś
wcześniej?
- Nie wiem, ale długo o tym myślałem.
Nie chcę tam wracać. Do Londynu. To nie jest miejsce dla mnie – mówił, a jego
głos niemal zanikał na wietrze. Z zamkniętymi oczami wyobrażałam sobie jego
zmartwioną twarz, gdy wpatrywał się przed siebie.
- Masz jakiś plan? – wyszeptałam,
wodząc dłonią po jego kręgosłupie.
- Chciałbym zostać tutaj.
***
Kochani,
przepraszam za opóźnienie, ale lato pochłonęło mnie całkowicie. Musiałam załatwić ostatnio tyle spraw, że blog gdzieś się rozmył, a czas na dokończenie tej części znalazłam dopiero dziś. Przyznam szczerze, że wszystko ułożyło się u mnie na opak, czekało mnie na początku lipca wiele niespodzianek, wiele dni poświęconych mojej dalszej nauce, moim przyjaciołom. Tymczasem wyklarował się mój plan na dalsze miesiące i od października będę studiować dziennie i uczyć się w szkole artystycznej jednocześnie. Nie mam pojęcia, gdzie w tym całym szaleństwie znajdzie się czas na blog, ale postaram się to jakoś zorganizować. Mam nadzieję, że ta część Was nie zawiodła. Pisało mi się ją dość ciężko. Chyba przywykłam do perspektywy Dracona. Przepraszam za wszystkie literówki i błędy. Czytajcie, komentujcie i cieszcie się latem!
Pozdrawiam,
Edge
Piękne, magiczne. Uwielbiam styl, którym piszesz. Na chwilę poczułam, jakbym naprawdę tam z nimi była. Jakby i mnie paliło słońce na tej polanie.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł - pairing Ginny z Deanem. I zazdrość Harry'ego, który dziewczynę utracił.
Mocnym punktem była też rozmowa Pottera z przyjaciółką - to, że jeżeli tylko zechce i zaryzykuje może posmakować szczęścia, bo nikt nie będzie jej oceniać. Wręcz przeciwnie - wszyscy będą im kibicować.
Same momenty pomiędzy Draco i Hermioną są cudowne. Magiczne, wyjątkowe.
Nie mogę się już doczekać kolejnej części.
Pozdrawiam, życząc czasu i weny!
Dziękuję. Cieszę się, że ten styl, tak odmienny od tego, którego używam na co dzień, nadal się podoba.
UsuńFajne, przyjemne.
OdpowiedzUsuńHermiona trochę małomówna :)
Może być takie wrażenie. Nie lubię, gdy bohaterowie wypowiadają się pełnymi zdaniami, jakimi ludzie na co dzień się nie posługują.
UsuńTak długo czekałam i jest... Bardzo ciekawa, momentami ( rozmowa Harrego i Hermiony) zaskakująca. Odliczam dni do kolejnej części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
P.S. Gratulacje. Mam nadzieje, że kierunek jaki będziesz studiować, a także szkoła artystyczna są spełnieniem twoich marzeń i oczekiwań.
Tak, zajęło mi to strasznie dużo czasu. Mam nadzieję, że z następną częścią pójdzie szybciej.
UsuńOkaże się za kilka miesięcy, czy to spełnienie marzeń i oczekiwań. Mam nadzieję, że tak!
Dzień dobry ponownie :)
OdpowiedzUsuńWróciłam, tym razem już konkretnie z krótkim komentarzem do "Lata...". Kolejne bardzo klimatyczne opowiadanie. Zupełnie inny nastrój, inne realia i sceneria niż w "Małżeństwie", które mnie tak urzekło, a jednak w jakiś sposób coś te obydwa teksty łączy. Niewykluczone, że chodzi o ten odrobinę surowy styl, oszczędność środków, operowanie raczej światłem i cieniem niż ostrymi krawędziami (to tak po mojemu, sądzę, że dokładnie zrozumiesz o co mi chodzi). Klimat obydwu tekstów jest rzecz jasna odrębny, ale postaci Hermiony i Draco w obydwu są nieszablonowe, wymykają się schematom, nie mają nic z stereotypu, w którym tak chętnie obsadzają tę dwójkę autorki dramione. Chwała Ci za to!
Podoba mi się, w jak nienachalny sposób skupiasz się na głównej parze bohaterów, wplatając ich w nastrój wiejskich wakacji spędzanych w Norze. Norze, która tym razem jest wolna od krzyków, wyzwisk i przepychanek Weasleya z Malfoyem, wolna od strachu i dramatów; która jest urokliwym siedliskiem grupy przyjaciół (bo chyba w pewnym stopniu można ich wszystkich już tak określić) otoczonych ciepłem i sympatią życzliwych gospodarzy.
W tym wszystkim nawet fakt, że Hermionę i Draco już wcześniej coś łączyło, ale nie dali temu szansy (no dobrze, Draco nie dał), teraz zaś nieśmiało próbują się do siebie ponownie zbliżyć, przebiega jakoś tak łagodnie, z nostalgią. Po raz kolejny świetnie unikasz - przynajmniej do tej pory - patosu czy nadmiernego dramatyzmu, choć i Draco, i Hermiona - mają za sobą już sporo smutnych i ponurych przeżyć. Być może to ten cudowny, letni czas łagodzi to, co zostawili za sobą przyjeżdżając by złapać chwile wytchnienia.
Ta opowieść jakoś bardzo mi się kojarzy z "Nad Niemnem" w opisywaniu przez Ciebie uroków lata. I proszę tu nie śmiać się i nie dziwić, nie stukać w czółko ;) bo są osoby, nieliczne, ale zawsze, które tę książkę bardzo lubią. Ja do nich należę akurat i uwielbiałam u Orzeszkowej te opisy pór roku, w przeciwieństwie do "Chłopów" na przykład, której to lektury szczerze nie znosiłam. Tak, w moich zamierzchłych licealnych czasach obydwie te pozycje były lekturą obowiązkową ;)
Tak czy inaczej, cudowne opowiadanie, świetny klimat, ale ja też wolę narrację od strony Draco, jeśli już w ogóle jest pierwszoosobowa, za którą tak ogólnie nie przepadam.
Mam nadzieję, że dasz naszej dwójce szansę na to, żeby na nowo poukładali, czy może raczej zbudowali to, co gdzieś tam kiełkowało, ale nie miało sprzyjającego czasu na rozwój. Może tak faktycznie miało być...
Może trzeba tej chwili oddechu, dystansu, żeby na nowo poznać priorytety. Niedługo wyjeżdżam na kolejną część krótkich wakacji i Twoja opowieść mnie wprowadza już w oczekiwanie na tę eskapadę:) Chyba jednak zdążę się jeszcze nacieszyć kolejną częścią "Lata...".
Życzę czasu, weny, relaksu i pozdrawiam.
Margot
P.S. Miałam już w komentarzu do "Małżeństwa" zapytać, ale zapomniałam: czy jest jakaś możliwość ściągnięcia Twoich opowiadań w plikach? Ja zwykle wrzucam to, co mi się podoba, na czytnik, a na blogu nie ma możliwości kopiowania.
Tak, to chyba styl łączy te dwa teksty. Ostatnio stawiam na minimalizm w swoich opowiadaniach. Cieszę się, że tym samym wymykam się jakiemuś schematowi, który pojawia się na blogach Dramione. Rzeczywiście te opisy mogą nieco przypominać "Nad Niemnem". W sumie o to chodziło, by w tym opowiadaniu natura i zmysły były najważniejsze.
UsuńJeśli chodzi o pytanie, nie, moje teksty nie są dostępne w formie plików.
Zachwyciłam się. Zauroczyłam. Zakochałam. Twój styl jest nie do podrobienia. Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńTa część w ogóle mnie nie zawiodła. Wręcz przeciwnie - już chcę więcej!
A wiesz, że właśnie dzisiaj myślałam o Twoim opowiadaniu? Zastanawiałam się kiedy opublikujesz nową część :D
Pozdrawiam, Iva Nerda
Dziękuję. Cieszę się, że wyodrębniam się stylem. Trochę zajęło mi pisanie tej części :)
UsuńCudo! <3
OdpowiedzUsuńWow! Jestem zachwycona tym opkiem. Draco jest w Twoim wydaniu bardzo szczery, naturalny, prawdziwy... Taka kreacja robi wrażenie. Tym bardziej, że nie boi się okazać tej nuty nieśmiałości, strachu. Draco jest tak bardzo autentyczny!
OdpowiedzUsuńWszystko sobie wizualnie wyobrażam w głowie i niesamowite jest to, jak słowa z pod Twoich palców (pewnie dodałaś trochę magii, przyznaj się jakie to zaklęcie!) są łatwe w wyobrażeniu.
Awwww, uwielbiam Twoje Dramione!
Twojego Draco, Hermionę, dialogi, opisy, uwielbiam <3
Co będziesz studiować dziennie? :)
Pozdrówki!
Dziękuję. Cieszę się, że Draco najbardziej przyciąga tutaj uwagę. Zauważyłam, że przy pisaniu bardziej lubię budować postacie męskie i chyba to zauważacie. Ahaha. Bardzo bym chciała umieć czarować ;) A studiować będę dziennikarstwo.
UsuńŚwietne! Niezwykle dojrzałe i magiczne opisy. Czytałam je całkowicie oczarowana. To była niesamowita część. Konsekwentnie przedstawiałaś postać Draco i każda jego czynność wydawała się naturalna i ciekawa, a przecież nie robił nic nadzwyczajnego. Widać ogromny postęp jaki zrobiłaś. To dowód na to, że ciągłym pisaniem, można wspiąć się na szczyt. Czekam na kolejną część :D
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że wszyscy czują się przy Tobie maluczkimi ( w tym ja).
Dużo weny, dziewczyno!
Tutaj codzienność wychodzi na pierwszy plan. W sumie muszę się zgodzić, że ciągłe ćwiczenie, pisanie prowadzi do większych umiejętności. Wciąż jestem jeszcze daleko od ideału, ale nie przestanę ćwiczyć!
UsuńCóż, wydaje mi się, że perspektywa Dracona jest lepsza, a przynajmniej mi się bardziej podoba historia opowiadania przez niego.
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny. Choć niewiele się w nim działo, to mam nadzieję, że kolejny będzie ciekawszy.
Pozdrawiam!
Ja też bardziej ją lubię :) Postaram się, by w następnym rozdziale było ciekawiej.
UsuńKochanie cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńI taki pełen emocji.
Brakowało mi Twoich historii i cieszę się że wracając do Dramione zobaczyłam że wciąż tu jesteś.
Miałam łzy w oczach czytając historię Dracona.
Mimo wszystko podziwiam Astorię na pewien sposób.
Ostatecznie była związana z nim wiedząc iż kocha inną kobietę.
To trudne i prawdziwe wyzwnaie.
Nie wiem czy bym podołała na jej miejscu.
I rozmowa Hermiony z Harr'ym.
Niezwykle dojrzałe i odpowiedzialne zachowanie chłopaka.
Jestem ciekawa co będzie dalej.
Masz pewien dar, którego ci zazdroszczę.
Żadne dramione nie robi takiego wrażenia jak Twoje.
Piękna część. Uwielbiam to jak piszesz. Twoje teksty czyta się lekko, szybko i nie są męczące, jak często się zdarza u innych bloggerów.
OdpowiedzUsuńCzęść wyjątkowa. Podobała mi się krótka rozmowa Harry'ego i Hermiony, a wzmianka o zakładach, wymyślonych przez George'a tylko poszerzyła mój uśmiech.
Jestem zaskoczona końcówką. Nie spodziewałam się, że Draco mógłby kiedykolwiek postanowić wyjechać z tętniącego życiem Londynu. Choć, puszę przyznać, bardzo mi się taka wersja podoba.
No nic, lecę czytać kolejną - szkoda, że ostatnią już - część "Lata..."
Pozdrawiam,
Charlotte Petrova