Kochani,
zajęło mi to więcej czasu, niż zakładałam, ale wreszcie jest - pierwsza część "Lata w Devon". I chociaż u mnie pogoda zdążyła się zmienić i aktualnie jest zimno i wieje, mam nadzieję, że wczujecie się w tę atmosferę. To miało być opowiadanie, które pomoże mi oderwać się od maturalnych stresów, opowiadanie wakacyjne i lekkie, idealne na lipiec. Tymczasem dostałam już wyniki matur, jestem bardzo zadowolona i niecierpliwie czekam na wyniki rekrutacji na studia, które poznam w następny piątek. Ten czas leci za szybko, o wiele za szybko. Czytajcie, komentujcie i cieszcie się latem!
Pozdrawiam,
Edge
***
1999
Gdy znalazłem się pośród tego chaosu po raz pierwszy, w bardzo gorące i parne popołudnie, powietrze zdawało się wisieć nieporuszone i gęste. Z kuchni dobiegały odgłosy przygotowywanego posiłku, łyżki same mieszały zawartość garnków, coś bulgotało na ogniu, stosy talerzy wydostawały się z szafek i dryfowały przez otwarte okno wprost do ogrodu. Do stołu ustawionego w cieniu drzew zasiadło ponad dwadzieścia osób. Potrawy unosiły się i lewitowały w stronę wyciągniętych rąk, zapach kremowego piwa i soku dyniowego uderzał w nozdrza.