Kochani,
przepraszam za to opóźnienie. Miniaturka miała ukazać się 13 marca, ale kilka spraw utrudniło mi publikację. Muszę przyznać, że długo pracowałam nad tym tekstem i być może nieco przesadziłam, ale chyba nic więcej nie jestem w stanie tu zmienić. Za bardzo przywiązuję się do zdań, by później je wyrzucać.
Przygotowania do matury idą mi średnio. Właściwie nie robię tego, co powinnam robić. Zamiast się uczyć, siedzę nad pomysłami na nowe opowiadania. Nie za bardzo jestem w stanie skupić się na nauce. Chyba muszę to zmienić. Następnego tekstu możecie oczekiwać po 13 maja (moja ostatnia matura). Podejrzewam, że bardzo szybko to zleci!
Napiszcie mi co tam u Was słychać. Jak Wasze blogi? Jak Wasze czytanie Dramione? Co Wam się ostatnio podoba, a co nie w tym blogowym światku? Dziękuję Wam za wszystkie komentarze, które zostawiacie i za wszystkie odwiedziny. Naprawdę jest Was tu dużo! Mam nadzieję, że dacie znać, co u Was i że niedługo będziemy w stałym kontakcie!
Pozdrawiam,
Edge
__________
Wczorajszego wieczora po długich
poszukiwaniach odnaleziono Hermionę Granger, uznaną za zaginioną w połowie
grudnia. Jedna z najwybitniejszych czarownic wieku zniknęła w niewyjaśnionych
okolicznościach kilka tygodni temu. Jak donosi Ministerstwo Magii, ostatni raz
widziano ją w towarzystwie nieznajomego mężczyzny w pobliżu mugolskich dzielnic
Londynu. Nie znano miejsca jej pobytu, aż do poniedziałku, gdy aurorom udało
się odnaleźć urwany trop.
W jednej z mugolskich dzielnic
zaobserwowano niewyjaśnione działania kilku mężczyzn, którzy znikali pod osłoną
nocy w niezamieszkanym budynku. W końcu zniszczono silne zaklęcia ochronne
domu, w którym Granger przebywała prawdopodobnie od chwili zaginięcia. Jak
donosi nasza główna informatorka, Rita Skeeter, czarownicę zastano wychudzoną i
półprzytomną, owiniętą jedynie brudnym męskim szlafrokiem. Prawdopodobne doszło
do porwania i brutalnego gwałtu, chociaż żadna z tych informacji nie została
oficjalnie potwierdzona przez władze Ministerstwa.
Sprawą zajmują się między innymi
szkolni koledzy Hermiony Granger. Neville Longbottom zdradził jedynie, że
czarownica jest w stanie głębokiego szoku i otępienia, ale jej życiu nic nie
zagraża.
W tej chwili Granger przebywa w
szpitalu św. Munga, skąd jeszcze dziś ma być przeniesiona do domu wieloletniego
przyjaciela, Harry'ego Pottera. Adres został utajniony, a pracownicy szpitala
potwierdzają jakoby poszkodowana nie wyrażała zgody na hospitalizację i opiekę
magomedyków...
Zanim zajrzał do jej pokoju, wyrzucił gazetę w płomienie, gdzie powoli
zmieniła się w popiół. Nie chciał, by natknęła się przez przypadek na ten stek
bzdur. Gdyby tylko mógł odsunąć od niej każde najmniejsze zmartwienie, zrobiłby
to bez zastanowienia. Kierując się do sypialni, potrafił myśleć jednak jedynie
o tym, jak jest bezsilny. Pokonał najpotężniejszego czarodzieja, który
kiedykolwiek stąpał po ziemi z jej pomocą. Przeżyli tak wiele lat w ciągłym
strachu i wciąż odnajdywali wyjścia z sytuacji, które wydawały się być
beznadziejne. Harry Potter uratował magiczny świat, a nie był w stanie pomóc
własnej przyjaciółce.
Zastał ją, tak jak zostawił, siedzącą na brzegu łóżka. Obejmowała się
ramieniem, w jednej z dłoni ściskając pasek szlafroka. Nie zdjęła go nawet na
sekundę i uparcie odmawiała, gdy ją o to proszono. Nawet gdy zostawili ich sam
na sam w jednej ze szpitalnych sal, nie zdołał jej namówić.
- Przygotowałem wodę - oznajmił, zatrzymując się w drzwiach łazienki. Od
poprzedniego wieczora nie zmrużył oka, a w tyle głowy zaczynał powoli wyczuwać
skutki nieprzespanej nocy. Zdążył tylko się przebrać, po czym czuwał przy niej,
gdy nareszcie zasnęła. Rano nie odezwała się nawet słowem. Wyjrzała jedynie zza
krawędzi pościeli, jakby sprawdzając, czy wciąż jej pilnuje i czy przypadkiem
pod osłoną nocy znów nie znalazła się tam, skąd przyszła.
- Nie mogę, Harry.
Miała głos ochrypły od nieużywania i usta spierzchnięte z odwodnienia. Nie
wzięła do ust niczego, co jej podawano i tylko jego cierpliwość sprawiła, że
wieczorem powoli wychyliła szklankę wody. Zdawało się, że przez kilka tygodni
jadła tylko tyle, by ostatecznie przeżyć. Kiedy przetransportowano ją z Munga,
wyglądała jak martwa. Bez niczyjej pomocy wspięła się jednak na piętro, gdzie
przygotował jej sypialnię. Aurorzy stali na dole, wpatrując się w jej
skrzywione plecy. Czekali, aż się zachwieje, ale nie zatrzymała się ani razu i
tylko na górze odwróciła głowę, jakby bezgłośnie wołając Harry'ego.
Razem podjęli decyzję o tym, że zostanie u niego na tak długo, jak to możliwe.
Kiedy wyszedł, by odprawić aurorów, przeszła przez pokój i poodwracała ramki ze
zdjęciami, które kiedyś tam postawił. Nie chciała, by ją widziano, nawet jeśli
postacie na fotografiach nie były prawdziwe.
- Musisz - odparł, podchodząc do łóżka. Zaszlochała cicho, gdy zarzucił jej
ręce na swoją szyję. Czuł pot i brud, gdy wtuliła się ufnie w jego ramię.
- Przepraszam - szeptała nieustannie, gdy stawiał ją na chłodnej posadzce
łazienki. Patrzyła na niego tym wzrokiem, który nie zmienił się ani trochę od
czasów Hogwartu. Jakiś głos powtarzał mu ciągle, że powinien czuć obrzydzenie,
ale ta czułość i ufność w jej brązowych oczach wprawiały go w pewien rodzaj
osłupienia.
- Przestań przepraszać. Potrzebujesz pomocy? - spytał, cofając się nieco w
stronę drzwi.
- Zostań.
Usiadł przy niedomkniętych drzwiach, odwracając wzrok tak, by jej nie
krępować. Kątem oka widział jednak, jak walczy ze sobą, pociągając za pasek
szlafroka. Zauważył jej łzy, gdy materiał zsunął się na podłogę tuż obok bosych
stóp. Stała przed wanną, nawet nie próbując się osłaniać. Mimowolnie zwrócił ku
niej głowę, zarówno przerażony, jak i przygotowany na to, co miał zobaczyć.
Wzdłuż jej pleców ciągnęły się zadrapania - od wgłębienia między łopatkami,
aż do pośladków. Kiedy wchodziła do wody, zauważył sińce na jej szyi, otarcia
na biodrach.
- To on? - wykrztusił, chociaż z całej siły pragnął odwrócić wzrok i nie
zadawać tego pytania. Zanurzyła się w wodzie po szyję, ale i tak widział, jak
dotyka wszystkich śladów, które pozostały. Odchyliła głowę, sunąc palcem wzdłuż
największego z sińców.
Zastanawiał się, jak mogła do tego dopuścić. Chwilę później kołatał w nim
niepokój i gniew - nie na nią, a na samego siebie. Mógł uchronić ją od tego, co
niosła jej pierwsza miłość. Nie tylko mógł, a powinien.
- To oni, Harry. On nigdy...
Woda zaczęła nabierać brunatnego koloru. Brud z jej włosów spływał powoli,
odsłaniając ich naturalny kolor. Patrzył na jej pustą, bladą twarz,
wstrząśnięty prawdą, zbyt osłupiały, by dalej pytać. Już z lakonicznej relacji
Neville'a wywnioskował, jak wieloma zaklęciami została potraktowana, zanim w
końcu ją zostawili.
- Nie zrobił mi krzywdy. Nigdy - skończyła, wyprzedzając jego myśli. Płakała,
ale nie wiedział, jak mógłby powstrzymać ten potok łez. Przez tak wiele lat ich
znajomości, to ona była wsparciem i radą. To ona wmawiała mu, że mógłby
osiągnąć wszystko. Teraz on powinien mówić to, co należy mówić.
- Możesz już iść - szepnęła i nie miał sił się sprzeciwić. Zamykając za
sobą drzwi słyszał plusk wody, gdy poprawiała się w wannie. Kiedy wyszła,
owinięta w ręcznik, zaczerwieniona i czysta, nie potrafił spojrzeć jej w oczy.
***
Chciał zrozumieć, a im dłużej leżała zwinięta na środku łóżka, z każdym
kolejnym dniem, myśli o tym, co ją spotkało układały się łatwiej. Przesiadywał
na podłodze jej nowego pokoju, w którym nigdy nie pozwalała zapalić świateł i
długimi godzinami zastanawiał się, jak wielu rzeczy mu nie powiedziała i jak
wielu nigdy nie powie. Gdy zasypiała, krztusił się łzami, tak bardzo chcąc
cofnąć czas.
Przypominał sobie chwile, w których mógł się domyślić. Sekundy, w których
jego podświadomość dostrzegała krótkie spojrzenia, drobne gesty, ciche rozmowy.
Tamte dni były tak odległe, a teraz tak wyraźne, jaskrawe w żalu i niemocy.
Pamiętał wieczór, gdy świętowali. Pierwszy raz od tak długiego czasu
usiedli wtedy w salonie Nory, by odpocząć i po prostu spędzić chwilę w swoim
towarzystwie. W pokoju było gwarno i duszno. Ludzie zebrali się w mniejsze
grupy, śmiali się, opowiadali, pili i jedli. Hermiona siedziała w zasięgu jego
wzroku. Przez ostatnie tygodnie jej twarz nabrała ziemistego koloru, sińce pod
oczami stały się większe. Gdy inni
zdawali się powracać do sił, ona godzinami wpatrywała się w ściany lub w drzwi,
jakby za moment ktoś miał przez nie wejść, wrócić. Wiedział, że nie śpi nocami,
lecz wtedy nie kojarzył tego, a może nie chciał kojarzyć, z czyjąś
nieobecnością. Brakowało wśród nich tylko jego.
***
Kiedy po wielu tygodniach pozwoliła mu wprowadzić do domu kogoś jeszcze,
nie wiedział, kogo mógłby do niej dopuścić. Kto byłby tak silny, by to znieść i
by nie pogorszyć jej stanu. Gdy Ron pojawił się tamtego wieczora, zostawił mu
jednak wolną rękę. Nie zastanawiał się, czy powstrzymać to spotkanie, w
perspektywie najbliższych lat z pewnością nieuniknione.
Wszedł za Ronem na górę, powoli stawiając każdy krok. Bolały go żebra i
plecy, głowa zdawała się ciążyć, dłonie zwisały przy bokach. Patrzył, jak drzwi
pokoju się otwierają, czując tak wielkie zmęczenie, a jednocześnie ulgę.
Nareszcie nie był z tym sam. Nareszcie ten ciężar zaczął się rozkładać i maleć.
Najpierw dostrzegł jej przerażenie, zaszklone oczy zaszczutego, złapanego w
pułapkę zwierzęcia. Schowała się pod kołdrę, drżąc i szlochając. Nagle została
sprowadzona do rozgrzanego, sparaliżowanego wstydem ciała. Materac ugiął się
pod ciężarem Rona, jego dłonie ciasno objęły miejsce, w którym leżała zwinięta
i płacząca. Mijały minuty, aż w końcu pozwoliła odwinąć się z kołdry. Jej
opuchnięta twarz schowała się ufnie w swetrze Rona. Jeszcze długo stał w
drzwiach, obserwując, jak się uspokaja.
***
Wyczuwał, że o nim myślała. Siedząc z nią w salonie, przykrywając ją kocem,
gdy zaczynała marznąć i podając jej herbatę, czuł, jak przepływa przez nią
czysta magia. Intensywnie szukała wspomnień, wpatrywała się w jeden punkt,
często nie odpowiadała na pytania. Była gdzieś poza światem, który znali. Kiedy
pozwalał sobie na chwilę odpoczynku i snu, zostawała z Ronem. Któregoś
wieczora, gdy wstał po krótkiej niespokojnej drzemce, zastał ich na kanapie. Trzymała
w dłoniach album, który kiedyś dostał od Hagrida. Gładziła palcami fotografie
jego rodziców, powoli przerzucała kartki, aż dotarła do tych, które sam
zapełnił. Na niektórych zdjęciach była także ona - uśmiechnięta, z
zaczerwienionymi policzkami, szczęśliwa i spokojna. Ron zatrzymywał jej palce,
by krótko opowiedzieć o każdym z obrazów, by jej przypomnieć.
- Bal. Wyglądałaś tak pięknie. Dopiero teraz mam odwagę ci to powiedzieć. Mama powiedziała, że byłem głupi. Pewnie
byłem - szeptał bez większego ładu, bardziej by ją rozśmieszyć, niż zaciekawić
czy wzruszyć. Unosiła głowę, słuchając uważnie każdego słowa, po raz pierwszy
wyrażając takie skupienie na tym, co dzieje się rzeczywiście wokół niej.
- Dziękuję - odparła, nakrywając dłoń Rona swoją dłonią.
***
W jej opowieści było coś chaotycznego i gorączkowego jakby chciała wyjaśnić
to wszystko nie tylko im, lecz samej sobie. Gdy skończyła, jakieś napięcie
opuściło jej ciało. Wyjawiła to, co mogła wyjawić. Wiedział, że pozostawiła dla
siebie to, co intymne, co ich własne. Gdy siedziała przed nimi na podłodze,
zdawała się rosnąć, centymetr po centymetrze z każdą wyjawioną prawdą i
półprawdą. I kiedy ona powoli uwalniała się od kłamstwa, Harry zapadał się w
siebie. Nie potrafił ocenić, czy byłby w stanie zrobić to, co zrobiła ona. Przed
oczami stawała mu chwila, w której osłoniła własnym ciałem osobę, którą
kochała, osobę, do której nienawiść wypełniała większość jej życia. Wyobrażał
sobie jej ból - ten fizyczny i ten, który rozrywał myśli, gdy kazali jej
patrzeć.
Gdy tego wieczora zasnęła w swoim łóżku, nie potrafił zrozumieć, jak mogła
spać. Szukał śladów koszmarów, które mogły ją nawiedzać. Nic jednak nie
przychodziło. Spokój. Całkowity spokój ogarniał jej ciało, gdy składała głowę
na poduszce. Zaczęła jeść, przybierać na wadze. Jej skóra stała się ciepła,
straciła chorobliwą bladość. Bywały noce, gdy czuwanie przy niej stawało się
jednym długim procesem fascynacji siłą, która od niej biła. Siadał na fotelu w
rogu jej sypialni i wpatrywał się w nią, zbyt poruszony, by się zbliżyć.
- Czasami mam wrażenie, że ją zaczarował. Że w ostatniej chwili... coś jej
dał - wyszeptał pewnego poranka do zamyślonego Rona.
- Nie powie nam. Nigdy nie powie.
***
Nauczył się akceptować to, co przeżyła. Nauczył się myśleć o tym, że
kochała osobę, której nie powinna była kochać. Potrafił nareszcie zrozumieć.
Kiedy po raz kolejny nie chciała o nim rozmawiać, kiedy nie wspominała i kiedy
próbowała udawać, że to wszystko nigdy nie miało miejsca, wiedział, że tak ma
być. To była ta miłość, której pozwala się odejść - pierwsza, chaotyczna, zła.
Umarła wraz z jego śmiercią. Tylko cichy głos w głębi jego głowy podpowiadał
mu, że na końcu życia, gdy ona sama będzie umierać, na jej ustach zagości
uśmiech. Wtedy, z ostatnim tchnieniem, przyzna, że go kochała. Wtedy to będzie
miało jakiś sens.
***
Kiedy po wielu tygodniach zdecydowała się na spotkanie Ginny, siedział w
sąsiednim pokoju. Wiedział, że tym razem Hermiona odważy się powiedzieć więcej
i chociaż chciał wiedzieć, nie był w stanie na nią patrzeć. Coś pomiędzy
nadszarpniętym zaufaniem a nieśmiertelną troską o tę dziewczynę spierało się w
nim, gdy tylko myślał o nim, o tym, że jej dotykał. Wiele razy przez ostatnie
miesiące wracał do tego, co musiało ich łączyć. Do tego, czego im nie mówiła.
Do wyciszonego pokoju na poddaszu Nory, do wieczora, kiedy przecież zauważył,
jak idą na górę, ale nie pomyślał dlaczego. Przypominał sobie zamazane obrazy z
bitwy, gdy współpracowali ze sobą, niczym machina, jedno ciało.
- Ukrywaliśmy się tam. Tam mnie zabierał... - mówiła, a jej delikatny głos
przesiąkał ściany, nieprzerwanie docierał do jego uszu. Chociaż słyszał całe
zdania, w pełni rozumiał tylko urywki, jakby jej słowa przechodziły przez
filtr.
- Sądziliśmy, że wśród mugoli jesteśmy bezpieczni. Szukali go... Nie wiem,
jak dowiedzieli się, że my.. Znaleźli nas... w nocy. Zdążyłam tylko złapać
szlafrok... Zabrali mi różdżkę. Nie mogłam rzucić żadnego zaklęcia. Leżał na
podłodze. Kazał mi... kazał mi milczeć. Patrzył... prosto na mnie. Zabili go na
moich oczach.
***
W dniu, w którym prasa zaczęła
pisać o jego pośmiertnej amnestii, zastał Hermionę w kuchni - owiniętą
kocem, z kubkiem herbaty między palcami obu dłoni. Prorok Codzienny leżał
rozłożony na stole. Przez całe popołudnie starał się przygotować na tę rozmowę,
ale im krótszy czas dzielił go od spotkania z Hermioną, tym bardziej utwierdzał
się w przekonaniu, że nie jest w stanie przewidzieć, jak zareaguje.
- Słyszałaś? -
spytał, siadając na krześle naprzeciwko. Potwierdziła lekkim ruchem głowy. Podkrążone oczy
wskazywały na to, jak mało spała ostatniej nocy, spodziewając się wyniku rozprawy. W
całym magicznym świecie huczało od wielu tygodni i chociaż próbował ją uchronić
od tego, co mogła usłyszeć, uparcie opierała się jego barierom. Czytała
artykuły, słuchała radia, rozmawiała z Ronem, z którego mogła wyciągnąć więcej
informacji.
- Jak się
czujesz?
- Chciał za to
odpowiedzieć. Nie chciał niczyjej łaski...
Im dłużej
wpatrywał się w jej twarz, tym więcej złości dostrzegał. Nadszedł moment, w
którym zaczynała sprowadzać tęsknotę do nienawiści i gniewu na fakt jego
odejścia. Fragment gazety, na którym nadrukowano jego
zdjęcie zagięła i przysłoniła dzbankiem z herbatą. Teraz
widziała w nim kogoś, kto odebrał jej czas i w końcu postanowił odejść. Kogoś,
kogo już nie było.
- Jesteś zła.
Siedziała dłuższą
chwilę wpatrzona w swoje dłonie. Jednak drobna łza spłynęła po jej policzku,
zanim starła ją szybko i wstała z krzesła. Nagle jej ciało znów stało się
pochylone, małe pod warstwą koca.
- Czasami chcę, by
wiedzieli. Mogłabym to powiedzieć, Harry. To nie zrobiłoby żadnej różnicy -
zaczęła, powoli odwracając się w jego stronę - Kochałam Dracona Malfoya.
***
Obserwował jej
powrót do normalnego życia bez entuzjazmu. Próbował wykrzesać z siebie choć
najmniejszy radosny uśmiech, gdy któregoś dnia stanęła przed nim w eleganckim
uniformie i oznajmiła, że dostała tę pracę. Chciał jej powiedzieć, jak bardzo
jej świat przewróci się do góry nogami po drugiej stronie. Tam wszyscy wrócili
już do normalności. Tam ludzie zaczęli od nowa, odsuwając się od starych przyzwyczajeń.
Tam zawiązały się nowe związki i rodziny.
- Nie mogę
siedzieć tu w nieskończoność - powiedziała, wpinając kolejną spinkę we włosy,
które tak dokładnie starała się ujarzmić. Zastanawiał się, jak on lubił ją
widzieć. Często przyłapywał Hermionę na tym, jak przed lustrem przesuwała
dłonią po karku. Zamykała wtedy oczy i za każdym razem widział małą, skrytą
łzę, którą ocierała. Nigdy nie zapytał, z jakim wspomnieniem wiązała się ta
intymna chwila, gdy jej palce dotykały skóry i przesuwały się w jednym miejscu
kilka razy. W górę i w dół.
- Wiem, że będą
plotkować. Wciąż nie wiedzą, co się stało. Nie wiedzą, że nie byłam tam sama...
- mówiła, zbierając rzeczy do torby. Stał w drzwiach, obserwując jej
przygotowania.
- Będą pytać.
- To naturalne,
Harry.
- I co odpowiesz?
- spytał, gdy zatrzymała się w progu. Wzruszyła ramionami, jakby naprawdę nie
wiedziała.
- Niektórych
rzeczy się nie opowiada. Pewne rzeczy zachowuje się dla siebie - odparła w
końcu, grzebiąc jak gdyby nigdy nic w torebce. Patrzył na nią jeszcze dłuższą
chwilę, starając się zrozumieć, jak wielka determinacja pchała ją do takich
kroków.
- Mówią o nim
różne rzeczy... - zaczął, a jej wzrok natychmiast przeniósł się na jego twarz.
Stali tak, mierząc się spojrzeniami.
- Wiem.
- Zniesiesz to?
- Nie mogą
wiedzieć niczego, czego sama nie wiem.
***
- Jak to jest?
Znać wszystkie jego sekrety? - zapytał, gdy wróciła tego wieczora. Misternie
ułożona fryzura powoli rozpadała się na jego oczach. Siedziała przy kuchennym
stole i z pomocą zaklęć pozbywała się spinka po spince.
- Czasami lepiej
jest znać tylko część prawdy. Szczególnie, gdy kochasz kogoś, kto zabija.
- Bałaś się go?
Usiadł na krześle
naprzeciwko. Widział, jak się zastanawia. W końcu zrzuciła z ramion marynarkę,
powiesiła ją na oparciu i oparła głowę na dłoniach.
- Zdarzało się -
wyszeptała, lecz w jej głosie nie było nawet śladu strachu. Uśmiechnęła się
uspokajająco, chwytając kubek, który jej podał.
- Często
zastanawiałem się, jak to wytrzymał. To rozdwojenie.
- Nigdy nie było
rozdwojenia. Był jedną osobą. Właśnie taką, która potrafiła... to robić -
odparła, starannie dobierając każde słowo - Był dla was cenny właśnie dlatego,
że potrafił zabijać. Był częścią tamtej strony. Gdyby nie to, nigdy nie
dalibyście mu takiego zadania.
Nadążanie za jej
sposobem myślenia sprawiało mu trudności, ale kiedy przypominał sobie chwilę, w
której zdecydowali, przechodziły go ciarki. Miał zostać szpiegiem. Nie
zastanawiali się wtedy dlaczego. Po prostu był pierwszy na liście, pierwszy w
kolejce do tego zadania, jeśli tak ciężką psychicznie i fizycznie misję można
nazwać zadaniem. Dlaczego nie pomyśleli o kimś innym? Dlaczego to on zdawał się
być idealną osobą? Nikt nie powiedział wtedy o perfekcji jego umysłu, o
inteligencji, opanowaniu i wielu innych cechach. Wybór był oczywisty.
***
Zabrał ją do Nory
dopiero w święta. Chciał, by poczuła się jak te kilka lat temu, gdy beztrosko
spędzali czas wśród rodziny i przyjaciół. Razem z Ronem udekorowała choinkę,
pomagała Molly w kuchni i długo rozmawiała z Ginny. Wciąż widział jednak, jak
patrzyła w stronę schodów i chociaż to miejsce zdążyło zmienić się diametralnie
od jej ostatniej wizyty, wciąż zdawała się wspominać i widzieć to, co
zostawiła. Gdy po kolacji ruszyła po schodach, poszedł za nią. Wiedział, że go
usłyszała, ale nie zrobiła nic, by go powstrzymać. Pokój na poddaszu był
zamknięty.
- Alohomora -
szepnęła, po raz pierwszy pozwalając mu patrzeć, jak używa silnej magii bez
użycia różdżki. Zdawał sobie sprawę, że już to robiła i dobrze znał przyczynę
tak silnego skondensowania siły.
Bez słowa wszedł
za nią do pokoju. Gruba warstwa kurzu przykrywała podłogę, jakby nikt nie
wchodził tu od długiego czasu. Pod oknem leżał cienki materac obciągnięty
brudnym prześcieradłem, przykryty zmiętymi poduszkami i pościelą. Obok rzucono
kilka książek, zapewne po stronie, na której spała ona. Na krześle piętrzyły
się ubrania, a przy wejściu stały jego buty. Na drzwiach prowizorycznej szafy
wyczarowanej przez Arthura, wisiała na wieszaku jej sukienka. Miała ją na sobie
w dniu, w którym wrócił. Dotknęła jej
opuszkami palców, jakby zaraz mogła się rozpaść.
- Myślałam, że
wtedy nie wróci. Nie sądziłam, że mu się nie powiodło. Sądziłam, że
zrezygnował. Że miał tego dość... - mówiła, krążąc po pokoju i gładząc rzeczy,
które do niego należały, przypominając sobie ich strukturę i kształt - Kiedy
wrócił, nikogo z was tu nie było. Później skłamaliśmy, że dopiero się pojawił.
Tak naprawdę, gdy weszliście, był w Norze od kilku godzin. Powiedział mi wtedy,
chyba po raz pierwszy naprawdę szczerze, że jestem naiwna. Że nie powinnam
czekać. Że to wszystko... jest szalone.
- Ale został...
- Oboje
zgodziliśmy się, że coś takiego nie trwa wiecznie. Wiedziałam, że
prawdopodobnie w ciągu kilku miesięcy po bitwie trafi do Azkabanu. Planował to.
Chciał poddać się karze. Wiedziałam, że nawet jeśli wbrew jego woli go
uniewinnią, nie będzie dla nas żadnej przyszłości. Być może już wtedy wiedział,
że nie przeżyje. Że go szukają.
***
Siedziała przy
stoliku w głębi biblioteki z włosami spiętymi w luźny kok, w letniej sukience. Stosy
książek powoli malały, gdy oddawała podpisane tomy czytelnikom ustawionym w kolejce.
Robili jej zdjęcia, rozmawiali, często pozwalała im siadać obok siebie i
uśmiechała się, gdy podawali swoje imiona. Pióro ledwie dotykało papieru, gdy
kreśliła kolejne dedykacje. Harry obserwował tę scenę zza szyby, zafascynowany
jej zachowaniem i swobodą. Gdy zdecydowała się na powrót do mugolskiego świata,
wiedział, że znajdzie swoje miejsce. Intensywnie go poszukiwała i nareszcie, po
kilku latach, siedziała tam z książką w ręku.
Przeczytał ją
poprzedniej nocy, do ostatniej chwili broniąc się przed historią, w której
widniały inne imiona i inne miejsca. Był w stanie dopasować wszystkie do
rzeczywistości i chyba to przerażało go najbardziej. Między zdaniami odnajdywał
siebie i Rona, wszystkich przyjaciół i rodzinę. I chociaż dla mugoli świat,
który opisała, był czystą fikcją, to było jej prawdziwe życie.
Dopiero po tak
długim czasie dowiedział się, jak wyglądał pierwszy wieczór spędzony przez nią
z Malfoyem. Dopiero teraz bez wstydu czytał o tym, jak jej dotykał i co do niej
mówił. Dopiero po przeczytaniu tych kilkuset stron był świadomy, gdzie to
wszystko się zaczęło i gdzie skończyło. Wiedział już, jak na niego patrzyła i
jak wiele zniosła. Wiedział, dlaczego zgodziła się na to szaleństwo i dlaczego
była w stanie przeżyć te kilka miesięcy po jego śmierci. Wiedział, co
sprowadziło ją do momentu, w którym zdecydowała, że magia nie jest w stanie zapewnić
jej szczęścia. Być może chodziło o prawdę, której nie mogła wyjawić. Być może
magia zbyt wiele przypominała. Być może niezależnie od świata, w jakim
funkcjonowała, Dracona Malfoya nie dało się wykreślić i zapomnieć.
Jest w tym opowiadaniu cos dziwnego, niesamowitego.. I choc tego nie rozumiem, nie wiem czemu tak płakałam...
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Być może to ta narracja tak wiele zmienia. Wydarzenia ukazane są z perspektywy obserwatora, więc wydają się bardziej znaczące.
UsuńPiękna miniaturka!!! Az serce się kroi na myśl o jego śmierci...
OdpowiedzUsuńCóż więcej pisać, brak słów. Chylę czoła za Twoją twórczość i kolejne teksty, które przyprawia mnie o łomot serca i łzy w oczach. Dziękuję
Dziękuję :) Bardzo się cieszę, że się spodobała.
UsuńNiesamowicie się to czyta. Masz talent. Szkoda tylko, że Draco nie żyje - że zabiłaś ich cudną miłość.. :(
OdpowiedzUsuńPotwierdzam za poprzedniczką, że serce się kroi. To jest już zupełnie inny świat, inni ludzie. Poniósł konsekwencje? Tylko za co - oto jest pytanie, bo tego nie zrozumiałam w tej historii... Wiem, że zabili go - ale czy faktycznie w ramach wymierzania sprawiedliwości?? Czy jednak może inaczej należałoby to określić? ;)
Pozdrawiam.
Dziękuję :) Cieszę się, że miniaturka się spodobała. Nie nazwałabym tej miłości "cudną", a raczej "trudną". A jeśli chodzi o konsekwencje, to zmierzałam raczej o wymiar sprawiedliwości samych śmierciożerców, którzy po śmierci Voldemorta zemścili się na Malfoyu, który pomagał drugiej stronie. Został zabity, bo się "rozdwoił".
UsuńKolejny fantastyczny tekst, który przeczytałam z zapartym tchem. Twój blog znalazłam niedawno i zdążyłam poznać jedynie miniaturki, ale za opowiadania zabiorę się po maturze. Doskonale Cię rozumiem, ponieważ mi brakuje czasu nawet na spanie. :) Czas w ostatniej klasie leci jak szalony, a materiału zamiast ubywać to przybywa. Trzymam kciuki za dobrze zdaną maturę i dostanie się na wymarzone studia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Już tylko czekam na ten cudowny czas po maturze, kiedy będę mogła przeczytać,obejrzeć i robić wszystko!! Życzę powodzenia w nauce, bo wiem, że teraz jest ten najcięższy okres!
UsuńPozdrawiam!
To jest tak piękne a jednocześnie smutne, że łzy zebrały się w moich oczach. W twoich historiach uwielbiam to,że nic nie jest przekolorowane. Choć często brutalne ale jednak prawdziwe życie takie jakim jest. Nie są to mdłe teksty o cukierkowej miłości i happy endem na końcu. Pokazujesz prawdziwe uczucia z całym ich okropieństwem. Dziękuję
OdpowiedzUsuńLa Catrina
"Kiedy zaczęłaś spadać w dół, ja mogłem tylko podążyć tam za tobą"
Dziękuję :) Od niedawna zaczęłam uczyć się tego realizmu i staram się go wdrażać w każdy swój tekst. Mam nadzieję, że opowiadanie autorskie, które przygotowuję będzie równie realne.
UsuńPrzeczytałam w swoim życiu już wiele opowiadań i miniatur o tematyce dramione, lecz niewiele z nich tchnęło tą szarą rzeczywistością, która nas otacza. Czytając twoje teksty, obserwowałam jak rozwijał się twój styl i jak zaczęłaś wdrażać tę boleśnie prawdziwą realność w ich treść. Zarówno ta miniaturka jak i poprzednie skłoniła mnie do refleksji. Cieszy mnie, że są jeszcze na tym świecie osoby, które nie odczuwają bezustannej potrzeby pisania o trzpiotliwych zachowaniach i rozterkach nastolatek z serii "Którego chłopaka wybrać" bądź też "Świat kręci się tylko wokół biednej mnie i moich zagmatwanych uczuć", na które często natykam się w książkach młodzieżowych. Podobał mi sie ten tekst i mam nadzieje, że napiszesz ich więcej. Pozdrawiam W.
OdpowiedzUsuńPopłakałam się. Tekst, który napisałaś wzbudził we mnie ogromne emocje. To, co spotkało ich miłość było straszne. To, co przeżyła Hermiona jest niewyobrażalne... Pisanie często może być formą terapii i jak widać to uratowało pannę Granger. Pomogło to jej w pewnym stopniu w zmierzeniu się z tym, co ją spotkało.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za znalezienie chwili czasu i napisaniu tej historii.
Świetna, cudowna, nieoceniona. Kompletnie nie wiem co dalej powiedzieć, co zrobić. Mówiąc prostym językiem, zatkało mnie. Po przeczytaniu patrzyłam się na ostatnie zdanie, nie wiedząc co dalej zrobić.
OdpowiedzUsuńTa i każda inna miniaturka, jak i opowiadania są, można powiedzieć prawdziwe, takie o życiu. Tak jak by przed chwilą się zdarzyły, komuś z naszego otoczenia.
Nie zostało mi nic, jak tylko życzyć ci weny, na następne, tak piękne słowa.
Love always,
Angie.
To jest niesamowite. Naprawdę, piszę to całkowicie szczerze. Cudownie to wszystko przedstawiłaś, nie do końca wprost, a jednak tak bardzo przesycone to wszystko emocjami, tak bardzo umożliwiłaś chociaż w cząstezce poczuć emocje Hermiony i Harrego... Nadal mam ciary na plecach. Dziękuję za możliwość przeżycia czegoś takiego <3.
OdpowiedzUsuń