Myślę, że przeprosiny nie mają tu sensu. Bez bicia przyznam się do tego, że święta pochłonęły cały mój czas. Od tygodnia jestem na nogach bez żadnej przerwy. Nie dosypiam, nie odpoczywam. Po prostu żyję z godziny na godzinę. Miniaturkę zaczęłam pisać wczoraj w krótkich przerwach między jedzeniem. Miałam dodać ją przed świętami... Taaak... Nie wyszło. Mam nadzieję, że jej długość nieco Wam zrekompensuje to opóźnienie. Tekst liczy siedem stron - dużo jak na mój przemęczony mózg i podłamaną wenę. Liczę na to, że Wam się spodoba, bo jest dość wesoła i kompletnie odbiega od tego, co do tej pory dodawałam. Czekam na opinie. Przepraszam za jakiekolwiek błędy i denne zakończenie - dopiero wróciłam do domu, kończyłam miniaturkę przed sekundą, nie mam siły na nic ambitniejszego. Pozdrawiam Was bardzo, bardzo gorąco. Do usłyszenia.
~~
- Nienawidzę świąt, nienawidzę świąt, nienawidzę... - słyszałam nerwowy, powtarzający się szept, pomieszany z dźwiękiem uderzającego o deskę noża. Zmarszczyłam brwi, kierując się do kuchni. Jednocześnie zdejmowałam gruby szalik i rękawiczki, pozbywając się z nich warstwy śniegu. Stanęłam w progu dobrze oświetlonego pomieszczenia, a to, co tam zobaczyłam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Przy blacie stał sam książe Slytherinu w czarnej, rozpiętej przy szyi koszuli i spranych jeansach. Kroił coś zawzięcie, nieprzerwanie mrucząc pod nosem obelgi.
- Cicho, nie wystrasz go - usłyszałam przy swoim uchu głos przyjaciółki.
- Ginny, co on robi w twoim domu? - spytałam, odwracając się do rudowłosej, która stała za mną, trzymając w dłoniach kilka białych półmisków.
- Zaprosiłam go na święta - odparła, wzruszając ramionami.
- Słucham? - szepnęłam, nie do końca mając pewność, że dobrze usłyszałam.
- To był pomysł mojego cudownego męża - wytłumaczyła się, wciskając mi w dłonie talerze i ciągnąc za sobą.
- Zabiję cię, Potter - syknęłam cicho do Wybrańca, który stał w jadalni, przyglądając się miejscom przygotowanym dla gości.
- O czym ty mówisz? - podszedł do mnie z uśmiechem na ustach. Przywitałam się z nim niezbyt wylewnie, mając ochotę go udusić.
- Możesz mi wyjaśnić co w twojej kuchni robi Draco Malfoy? - groźnie zmrużyłam oczy, a mój czarnowłosy przyjaciel lekko się zmieszał, poprawiając okulary na nosie, który najchętniej bym mu złamała.
- Kroi sałatkę - burknął Harry, a ja mocno zacisnęłam usta.
- Ty kretynie! - warknęłam, ściągając płaszcz i wciskając mu go w ręce - Idź to powiesić, zanim ja popełnię samobójstwo i zacznę dyndać na wieszaku w przedpokoju - dodałam, walcząc z ogarniającym mnie coraz silniej gniewem.
- Spokojnie, Hermiono. To tylko jeden wieczór - Ginny poklepała mnie po ramieniu, uśmiechając się uspokajająco.
- Nienawidzę was - mruknęłam pod nosem, po czym skierowałam się w stronę kuchni. Malfoy stał w tej samej pozycji, co wcześniej. Najwyraźniej jeszcze nie zauważył mojego przybycia. Powoli przestąpiłam próg, starając się poruszać jak najciszej. Chciałam go wystraszyć. W najlepszym przypadku doprowadziłabym u niego do zawału serca.
- Witaj, Granger - odwrócił się nagle, odkładając nóż. Wstrzymałam powietrze, nie spodziewając się jego gwałtownego ruchu.
- Jak mnie wyczułeś? - spytałam, mocno zaciskając wargi.
- Zdążyłem się nauczyć, złotko - odparł, powoli do mnie podchodząc i wycierając dłonie - Tak samo wymykałaś się z mojej sypialni - szepnął mi do ucha zmysłowym głosem.
- Pieprz się, Malfoy - syknęłam, by tylko on to usłyszał.
- Z tobą, zawsze - roześmiał się cicho i spojrzał mi w oczy. Poczułam, jak miękną mi kolana.
- Dzisiaj wigilia. Daj sobie spokój - odwróciłam się na pięcie i wyszłam, głośno stukając obcasami. Śmiech Malfoya dźwięczał mi w uszach przez całą drogę do jadalni.
- Dobrze się czujesz, Miona? - spytała Ginny, unosząc wzrok znad choinki, pod którą układała prezenty.
- Jeśli dożyję pierwszej gwiazdki, będziesz mogła mi pogratulować - odpowiedziałam ze sztucznym, przesłodzonym uśmiechem.
- Nie przesadzaj. Możesz go ignorować - rudowłosa objęła mnie ramieniem. Westchnęłam cicho, żałując tego, że nie powiedziałam przyjaciołom o swojej relacji z najmłodszym z Malfoyów. Jednocześnie wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję, do niczego się nie przyznając. Liczyłam na spokojne, rodzinne święta, a tymczasem zostałam zamknięta w potrzasku.
- Jasne - mruknęłam pod nosem, poprawiając odruchowo czerwoną sukienkę. Z każdą chwilą denerwowałam się coraz bardziej, ale starałam się nie dawać tego po sobie poznać. W końcu byłam Hermioną Granger. Musiałam dać sobie radę.
***
- Granger, masz ochotę na wino? - usłyszałam jego głos gdzieś nad sobą. Powoli uniosłam głowę, zauważając butelkę swojego ulubionego wina w jego dłoni.
- Nie, dziękuję - odmówiłam, powracając wzrokiem do stołu.
- A może masz ochotę na mnie? - mruknął mi do ucha, pochylając się tak nisko, że poczułam zapach jego perfum.
- Po moim trupie - odparłam nawet na niego nie patrząc.
- Jeszcze się przekonamy - uśmiechnął się i opadł na krzesło obok mnie. Westchnęłam ciężko, sięgając po szklankę wody. Miałam zamiar go ostentacyjnie ignorować, ale po kilku sekundach poczułam chłodne palce na swoim kolanie. Zaczął zataczać na mojej skórze coraz szersze kręgi. Na moment przymknęłam oczy, delektując się jego dotykiem. Chwilę później spróbowałam strącić jego dłoń. Zamiast tego tylko pogorszyłam sprawę. Splótł swoje palce z moimi i zaczął delikatnie gładzić mój kciuk. Na jego twarzy gościł spokojny uśmiech, nie wskazujący na to, że pod stołem doprowadza mnie do szaleństwa. Pochyliłam się w jego stronę, mrużąc oczy.
- Puszczaj - syknęłam, a on uniósł jedną brew. Błagałam w duchu, by nikt nie zauważył naszego małego zatargu. Przy stole siedziało więcej niż dziesięć osób.
- Nie ma mowy - odparł, jak gdyby nigdy nic nalewając sobie wina do kieliszka. Po chwili zatopił usta w trunku. Poczułam zaciskający mi się w gardle supeł, gdy przesunął językiem po dolnej wardze, niby delektując się smakiem wina.
- Chodźmy na papierosa - szepnęłam, wpadając na genialny pomysł ucieczki. Malfoy zmierzył mnie wzrokiem, którym prawie mnie rozebrał. Głęboko nabrałam powietrza, starając się sprawiać wrażenie spokojnej.
- W porządku, ale jeśli spróbujesz sztuczek, złapię cię - odpowiedział, puszczając moją rękę i powoli wstając od stołu.
- Idziemy zapalić. Wybaczcie nam. Paskudne uzależnienie - uśmiechnął się do gości i podał mi ramię. Przewróciłam oczami, po czym wstałam, przyjmując oferowaną mi pomoc. Ruszyliśmy do wyjścia z jadalni, a zaraz po znalezieniu się w korytarzu odskoczyłam od Malfoya.
- Przyniosę twój płaszcz - mruknął mi prosto do ucha, nagle układając swoje dłonie na moich biodrach. Po moim kręgosłupie przeszła fala gorąca. Mocno zagryzłam wargę, ale nie byłam w stanie zwalczyć dreszczy i niemiłosiernej przyjemności płynącej z jego dotyku. Odchyliłam głowę, opierając ją na jego silnym ramieniu. Jednocześnie przylgnęłam plecami do jego klatki piersiowej.
- Nie, nie powinniśmy - częściowo oprzytomniałam i spróbowałam się odsunąć. Trzymał mnie jednak mocno i stanowczo, a jego ciepły oddech drażnił moją szyję.
- Są święta. Potraktuj to jako prezent ode mnie - jego usta znalazły się zdecydowanie zbyt blisko mojej skóry. Mój oddech przyspieszył, a chłodne palce jeszcze mocniej zacisnęły się na moich biodrach.
- Malfoy... - szepnęłam, czując, że powoli tracimy kontrolę.
- Wyjdźmy stąd zanim wezmę cię na korytarzu - odpowiedział zachrypniętym głosem. Po chwili mnie puścił i zniknął w głębi domu, szukając naszych płaszczy. Walczyłam z samą sobą, zastanawiając się, czy z nim uciekać. Nie powinnam, ale rozsądek zepchnęłam na dalszy plan, gdy znów znalazł się przy mnie. Zarzucił mi płaszcz na ramiona i niedbale zawiązał szalik na mojej szyi.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł - szepnęłam, łapiąc go za ramię w drodze do drzwi.
- Wrócimy za pół godziny - odparł, przyciągając mnie do siebie - Ewentualnie za godzinę - dodał - Lub dwie - odsunął włosy z mojego ramienia i powoli przesunął palcem po moim odsłoniętym obojczyku.
- Jesteś chory - zdołałam wykrztusić, starając się walczyć z jego odurzającym zapachem.
- A ty pociągająca - odpowiedział, po czym złapał mnie za rękę. Chwilę później teleportowaliśmy się z dala od Grimmauld Place. Wylądowaliśmy nieco chwiejnie w jego mieszkaniu w centrum Londynu. Doskonale znałam to miejsce.
- Tęskniłem za tobą - szepnął, zanim wpił się w moje usta, rozpoczynając długi, namiętny i zachłanny pocałunek. Świetnie znaliśmy drogę do sypialni.
***
- Święta zaczynają mi się podobać - westchnął Malfoy, opadając na poduszki obok mnie. Jego klatka piersiowa unosiła się nierównomiernie i szybko, podobnie jak moja.
- To było... - zaczęłam, starając się powrócić do spokojnego oddechu.
- Niesamowite - skończył za mnie, a po chwili poczułam jego chłodne dłonie na swojej talii. Westchnęłam, zamykając oczy i pozwalając sobie na jeszcze moment rozkoszy.
- Powinniśmy wracać. Zaczną nas szukać - szepnęłam, ale nie odepchnęłam Malfoya, który zaczął całować moją szyję.
- Powiemy, że byliśmy na spacerze - odparł, gładząc dłonią moje udo - Należy nam się jakaś rozrywka.
- Jest wigilia - zanurzyłam palce w jego włosach, czując narastające w dole brzucha, palące pożądanie. Mimo że przed chwilą zostało zaspokojone, chciałam więcej i więcej.
- Przeżyją bez nas - jego jedna dłoń przesunęła się po moim kręgosłupie. Druga sprawnym ruchem uniosła moje ciało do pozycji siedzącej. Tkwiłam na kolanach Malfoya, patrząc mu prosto w oczy.
- Romans z tobą był najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu - powiedział, zanim zamknął mi usta swoimi wargami. Jęknęłam cicho, nie mając sił, by go powstrzymać.
***
Po raz ostatni poprawiłam włosy i makijaż, po czym zaciągnęłam się mocno papierosem, rzuciłam go za siebie i pchnęłam drzwi. Malfoy szedł tuż za mną. Wiedziałam, że walczy z samym sobą, by mnie nie dotykać. Ja też byłam na skraju szaleństwa.
- Gdzie wy byliście?! - Ginny znalazła się w przedpokoju chwilę później.
- Poszliśmy na spacer - odparł Draco, pomagając mi ściągnąć płaszcz.
- Oszaleliście?! Półtorej godziny na tym mrozie!? - rudowłosa spojrzała na mnie morderczym wzrokiem, ale w jej oczach odnalazłam też podejrzliwość. Szybko zasłoniłam twarz włosami, by nie zdradził mnie rumieniec wstydu.
- Nic nam nie jest - syknął Malfoy, po czym wyminął mnie i ruszył do jadalni. Gdy tam weszłam, siedział już przy stole. Zajęłam miejsce obok, tym razem nie mając problemu z tym, że położył dłoń na moim kolanie. Wręcz przeciwnie, pragnęłam jego bliskości i to mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Goście patrzyli na nas kątem oka, ale nikt nie odważył się odezwać.
- Mogliśmy nie wracać - szepnął Draco, nalewając mi wina do kieliszka.
- Nie myśl, że to koniec - odparłam, mocno zaciskając palce na jego chłodnej dłoni. Spojrzał na mnie natychmiast, jakby nie wierzył w to, co powiedziałam.
- Mówisz poważnie? - spytał dyskretnie, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Jak jasna cholera, Malfoy. Wesołych świąt.
***
Kolacja powoli dobiegała końca. Goście zaczęli się rozchodzić, stół opustoszał. Siedziałam na kanapie przed kominkiem, wpatrując się w płomienie. Wracałam wspomnieniami do dnia sprzed wielu lat, gdy Malfoy po raz pierwszy mnie pocałował. Do dnia, w którym po raz pierwszy zdradziłam Rona i do kolejnych, cudownych nocy spędzonych ze Ślizgonem. Do wieczoru, kiedy zerwałam z Weasleyem i jednocześnie zakończyłam romans z Draconem. A dzisiaj wszystko rozpoczęło się na nowo. Czy byłam szczęśliwa? Musiałam przyznać, że tak. Malfoy był jedynym mężczyzną, którego pragnęłam, chociaż bardzo trudno było mi się do tego przyznać. Wydarzenia mówiły jednak same za siebie. Nie potrafiłam powstrzymać się od chociażby chwili przyjemności w jego ramionach. Magia świąt? Nie sądziłam, by to tak mnie złamało. To jego oddech, jego głos, jego usta, gesty, oczy...
- Hermiono, dochodzi dziewiąta. Nie jesteś zmęczona? Gin przygotowała ci pokój na górze - głos Harrego wybudził mnie z transu. Spojrzałam na przyjaciela stojącego w progu. W jego ramionach spał mały James, zmęczony natłokiem wrażeń dzisiejszego wieczoru.
- Chyba wrócę do siebie, Harry. Nie chcę robić wam problemu - przeciągnęłam się, wstając z kanapy.
- Odwiozę cię - zza drzwi wyłoniła się głowa Malfoya - Ja też już jadę.
- W porządku. Zaczekaj w samochodzie - uśmiechnęłam się do blondyna, który po chwili zniknął.
- Może i zapomniałem włożyć okularów, ale czy ty... - zaczął Potter, gdy zostaliśmy zupełnie sami w korytarzu.
- Harry, zamierzam przewrócić swoje życie do góry nogami. Nie martw się o mnie. Poradzę sobie - pocałowałam przyjaciela w policzek i pochyliłam się nad śpiącym Jamesem.
- Wiesz, że zaprosiłem go tutaj, bo myślałem, że... - spróbował znowu, nie wiedząc tak naprawdę co powiedzieć.
- Tak, wiem. Chciałeś nas zeswatać, bo uważasz, że po rozstaniu z Ronem dzieje się ze mną coś niedobrego - poklepałam go po ramieniu i uśmiechnęłam się lekko.
- Ale nie byłem pewien, czy tego chcesz - dodał jeszcze, zaglądając mi w oczy.
- Chciałam Harry - odparłam, wspinając się na palce - I bardzo ci dziękuję. To najwspanialszy prezent świąteczny - szepnęłam mu do ucha.
- Czyli, że wy...
- Tak, może coś z tego będzie - mrugnęłam do niego, po czym zarzuciłam płaszcz, włożyłam szalik i ruszyłam do wyjścia - Nikomu nie mów - powiedziałam, odwracając głowę.
- Jasne, będę milczał jak zaklęty - uśmiechnął się, mierząc mnie wzrokiem - I Hermiono...
- Tak, Harry? - spytałam, trzymając już dłoń na klamce.
- Wyglądasz na bardzo szczęśliwą - powiedział, a moje oczy zaszły łzami.
- Bo jestem - pomachałam mu i wyszłam, kierując się w stronę samochodu zaparkowanego przy chodniku. Malfoy otworzył przede mną drzwi, ale zanim wsiadłam, przyciągnęłam go do siebie. chwytając za kołnierz płaszcza.
- Jedźmy do mnie - szepnęłam praktycznie w jego wargi.
- Wracamy do starych przyzwyczajeń - odparł, obejmując mnie w talii.
- Mamy wiele do nadrobienia - musnęłam jego usta swoimi. Drażniłam go, powoli uzależniałam, tak jak robiłam to w czasach naszego gorącego romansu.
- Mówiłem dzisiaj poważnie. Tęskniłem za tobą - spojrzał mi w oczy, na moment przyciągając mnie jeszcze bliżej.
- A ja za tobą - złączyłam nasze usta na dłuższą chwilę.
- Salazarze, jak mogłem pozwolić ci odejść? - roześmiał się cicho, gdy puściłam go i wsiadłam do auta.
***
Obudziłam się, czując jego usta na swoich. Powoli uniosłam powieki. Malfoy siedział na brzegu łóżka, przyglądając mi się uważnie. Od wigilii minęło kilka dni, które spędziliśmy razem w moim mieszkaniu. Można powiedzieć, że szczególnie w mojej sypialni.
- Pada śnieg - poinformował mnie, pochylając się lekko w moją stronę.
- Będzie zimno - szepnęłam przy jego wargach.
- Już ja cię rozgrzeję, Granger - mruknął, muskając moje usta. Krótkie, niemal paraliżujące impulsy przepłynęły przez moje ciało.
- Tak mi ciebie brakowało - powiedziałam, gdy odsunął się na moment. Spojrzał mi w oczy i na dłuższą chwilę zapadła cisza.
- Więc nigdy więcej mnie nie zostawiaj - odparł w końcu, a ja wstrzymałam oddech, przyglądając się jego poważnej twarzy.
- Nigdy. A teraz mnie pocałuj - wykrztusiłam, po czym Malfoy natychmiast spełnił moje żądanie.
***
Nadszedł ostatni dzień starego, ciężkiego dla mnie roku. Obudziłam się jednak przy jedynym mężczyźnie, którego chciałam kiedykolwiek mieć przy sobie. To on wyniósł mnie z łóżka na własnych, silnych dłoniach. To on całował moją szyję nawet wtedy, gdy malowałam się przed lustrem. To on pomagał mi zapinać guziki eleganckiej, wieczorowej sukni, chociaż oboje mieliśmy ochotę raczej je rozpinać. To jemu zerwałam krawat z szyi, chcąc, by wyglądał jak prawdziwy Malfoy. W jego włosach zatapiałam palce, siedząc na blacie w łazience i to jemu pozwoliłam zetrzeć szminkę z własnych ust.
- Za pół godziny mamy być u Potterów - powiedziałam, wkładając szpilki w przedpokoju. Malfoy objął mnie w talii i pocałował w odsłonięte ramię.
- Może zostaniemy tutaj? - zaproponował, obracając mnie w swoją stronę.
- Mam nadzieję, że spędzimy ze sobą cały przyszły rok. Dziś możemy się przemęczyć - pocałowałam go krótko w rozpalone usta. Udawał obrażonego przez jakieś dziesięć sekund. Chwilę później przyparł mnie do ściany w korytarzu.
- Nie mogę uwierzyć, że traktujesz to tak poważnie - przechylił głowę, dokładnie mnie obserwując.
- Co takiego? - spytałam, bawiąc się kołnierzykiem jego czarnej koszuli.
- Nas - odparł, patrząc mi w oczy.
- Dlaczego nie możesz uwierzyć?
- Nigdy nie wierzyłem w to, że świąteczne życzenia się spełniają. A jednak tutaj jesteś i dajesz mi szansę. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
***
- Za dziesięć minut wybije północ! - krzyk Harrego sprawił, że niechętnie uniosłam głowę z ramienia Malfoya. Siedzieliśmy w salonie domu Potterów, popijając wino, śmiejąc się i rozmawiając. Wszyscy już wiedzieli o moim związku ze Ślizgonem. Ciężko było nie zauważyć tego, jak obejmuje mnie w talii, całuje w kark, przyciąga do siebie po chwili rozłąki. Nie nazywano nas słodką parą. Mówiono raczej, że Draco rozbiera mnie wzrokiem, całuje tak, jakby za moment miał skończyć się świat. Byłam szczęśliwa. Nareszcie.
- Niech każdy weźmie szampana - Ginny wcisnęła nam w ręce kieliszki i skierowała się do kolejnych gości. Stanęliśmy na tarasie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Czekaliśmy na nowy, zupełnie inny rok. Czekałam na nowe życie.
- Dziesięć, dziewięć, osiem... - zaczęło się odliczanie. Po chwili poczułam, jak Malfoy obraca mnie w swoją stronę. Spojrzenie jego stalowych tęczówek złączyło się z moim.
- Pięć, cztery... - krzyczała Ginny, ale z każdą sekundą słyszałam otoczenie w coraz mniejszym stopniu - Trzy, dwa, jeden! Zero! - pierwsze fajerwerki rozświetliły niebo, ale ja już ich nie widziałam. Malfoy całował mnie namiętniej niż kiedykolwiek wcześniej, a ja nie pozostawałam mu dłużna.
- I żeby tak było już do końca życia, Granger - szepnął, odsuwając się tylko na milimetr.
- Zgadzam się, Malfoy.