Hej!
Przyznaję, że ostatnie tygodnie wymknęły mi się spod kontroli. Po maturze zajęłam się tyloma sprawami, że blog zszedł na drugi plan. Starałam się pisać, ale niewiele czasu pozostawało między wszystkimi zajęciami dnia codziennego. Nadal pracuję nad opowiadaniem ,,Lato w Devon". Chyba pisanie w optymistycznym stylu nie należy do moich dobrych stron, więc to może jeszcze trochę potrwać.
Tymczasem zaczęłam pisać tę miniaturkę. Będzie pojawiać się w częściach, bo chyba wyjdzie z tego coś dłuższego niż dotychczas. Ten motyw ciągnął się za mną od dawna i chociaż wiem, że w niektórych miniaturkach już się pojawiał, bardzo chciałam go rozwinąć. A więc jest. Mam nadzieję, że nie jesteście źli za tak długą ciszę! Następną część postaram się opublikować wkrótce.
Pozdrawiam,
Edge
***
Wyglądała na zmęczoną, gdy tamtej nocy Snape wezwał nas do swojego
pokoju na poddaszu Nory. Było już dobrze po północy, dom ogarniała kompletna
ciemność, z której Granger wyłoniła się niespodziewanie tuż przede mną. Nie
odezwała się, mimo że prawie zderzyliśmy się w korytarzu. Jej oczy zdawały się
być opuchnięte od płaczu, a idąc za nią po schodach mogłem dosłyszeć jej ciężki
i urywany oddech. Nie zapytała dlaczego właśnie my znaleźliśmy się przed
drzwiami Snape'a w środku nocy. Żadna złośliwa uwaga nie opuściła jej ust,
kiedy weszliśmy do środka. Mogłem dostrzec tylko zrezygnowanie, gdy usiadła na
wskazanym miejscu. Z niepokojem obserwowałem jej zachowanie, nie tylko ze względu
na to, że zawsze odznaczała się większą odwagą, a także przez to, że musiałem
mieć z tym coś wspólnego. Z ciężkim sercem usiadłem na krześle. Snape zamknął
za nami drzwi. Drgnąłem, gdy przekręcił klucz w zamku.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałem, opierając łokcie na
kolanach. Mimo kilku godzin snu, głowa ciążyła mi na rękach. Granger poruszyła
się nerwowo, gdy spojrzałem w jej stronę. Zacisnęła usta i odwróciła wzrok.
- Zaszły pewne zmiany w naszym planie...
- Planie?
Mój umysł momentalnie zaczął się rozbudzać. Kiedy w grę wchodziła
strategia, całe zmęczenie znikało na rzecz skupienia. Skoro siedziałem w
zamkniętym pokoju Snape'a, chodziło o tajemnicę Zakonu. Czy chcieli
wtajemniczyć mnie w coś, czego nie mogłem wiedzieć do tej pory? Dlaczego
byliśmy tam jednak zupełnie sami?
- Nadal szukają Hermiony. Złamali ostatnie zaklęcie ochronne,
obserwują Norę i Grimmauld Place. Potrzebujemy pomocy.
Z każdym kolejnym słowem Snape'a Granger coraz głębiej zapadała się w
fotel, uciekając przed moim wzrokiem. Musiała wiedzieć zanim tu przyszliśmy,
stąd ten bijący od niej niepokój. Dlaczego nie mogła mi powiedzieć?
Przetarłem twarz dłońmi, starając się stłumić frustrację. Ukrywaliśmy
Granger od ponad pół roku, przenosząc się w różne miejsca niemal co miesiąc,
czasami częściej. Zazwyczaj towarzyszył jej Snape, od kiedy Potter i Weasley
zajmowali się wyłapywaniem śmierciożerców i zamykaniem ich w Azkabanie.
Walczyliśmy na kilku frontach, ratując Granger od śmierci z rąk niedobitków z
armii Voldemorta i starając się jednocześnie zastawiać pułapki. Uciekaliśmy, w
tym samym czasie próbując wygrać. Śmierciożercy nie zamierzali łatwo odpuścić
swojej zemsty na mugolakach i chociaż Zakon Feniksa otrzymał po wojnie wsparcie
Ministerstwa Magii i rzeszy aurorów, wyłapanie ich wszystkich graniczyło z
niemożliwością.
- Co mogę zrobić?
Jej wzrok przeniósł się na moje splecione dłonie. Jeszcze rok temu nie
zaproponowałbym swojego wsparcia. Jeszcze rok temu nie pomyślałbym o
przebywaniu z tą dziewczyną w jednym pomieszczeniu. Kiedy Śmierciożercom udało
się ją złapać zaraz po wojnie, jako pierwszą mugolaczkę na liście i niezwykle
cenną zakładniczkę, byłem pierwszą osobą, która zobaczyła ją po akcji odbicia
przeprowadzonej przez Zakon. Leżała na podłodze, między życiem a śmiercią,
poraniona i wykończona. Blizny na jej szyi wciąż przypominały mi tamtą krótką
chwilę współczucia, gdy niosłem jej zmaltretowane ciało przez dom, w którym ją
przetrzymywali. Snape wymordował każdego czarodzieja przebywającego tam tej
strasznej nocy. To wtedy rozpoczął się ten dziwnego rodzaju pokój między mną a
Granger.
- Proszę o wiele... - zaczął Snape, intensywnie wpatrując się we mnie.
Granger nerwowo wypuściła powietrze, splatając dłonie pod kolanami.
- O co prosisz, Snape? - wysyczałem powoli przez zęby, tracąc
cierpliwość. Od kiedy zacząłem z nimi współpracować, nikt nie poprosił mnie o
przysługę. Tutaj nie było miejsca na prośby. Zadanie mogło pojawić się w środku
nocy, było przekazywane i nie istniała jakakolwiek dyskusja. Tym razem miało
być inaczej, a przynajmniej tak mogłem wnioskować po słowach Snape'a. Głos w
tyle mojej głowy przypomniał mi jednak, że pewnych próśb nie można odrzucić.
- Chcą rzucić na nas wzmocnione zaklęcie małżeńskie.
Szept Granger był ledwie dosłyszalny, łamiący się i niepewny. Gdy
zamilkła, przez dłuższą chwilę panowała niezręczna cisza. Próbowałem wyprzeć
jej słowa, czekałem, aż oboje się roześmieją, ale nic takiego nie nastąpiło.
- Słucham?! - wybuchłem,
unosząc się z krzesła. Twarz Granger stała się czerwona. Zdołałem zauważyć
pierwszą łzę na jej policzku zanim zasłoniła się dłońmi.
- Tylko tak możemy ich przechytrzyć. Nie będą wiedzieli gdzie jest,
kiedy was połączymy.
Miałem ochotę przysłonić uszy, pozbyć się tych dźwięków i tych
niedorzecznych słów. Powietrze wokół mnie stało się gęstsze, niemal duszne.
Snape usiadł na brzegu swojego biurka, obserwując mnie bez słowa. Teraz
wiedziałem już skąd ta rozmowa za zamkniętymi drzwiami. To była prośba nie do
odrzucenia. Prośba, która nie była zaproszeniem do współpracy, czy zapytaniem.
- O czym ty kurwa mówisz, Snape?! - wrzasnąłem, zbliżając się do
Severusa na tyle blisko, by poczuć jego nerwowy oddech. Odsunął się, gdy
chwyciłem przód jego szaty. W jego oczach widziałem wahanie, jakby powstrzymywał
się przed odepchnięciem mnie. Puściłem go po dłuższej chwili. Szloch Granger
przywrócił mnie do rzeczywistości, do teraz klaustrofobicznego pokoju, z
którego chciałem uciec.
- To nie byłoby zwykłe małżeństwo. Mocne zaklęcie łączące, ochraniające
ją przed namiarem.
- Chyba żartujesz! - spróbowałem po raz kolejny obrócić tę sytuację w
niebyt. Może gdybym się uszczypnął, okazałoby się, że nadal śpię?
- Nie możemy połączyć jej z kimś innym. Tylko ty możesz zapewnić jej
bezpieczeństwo.
- Ja?
Zdałem sobie sprawę, że zachowujemy się, jakby Granger była nieobecna.
Skuliła się na fotelu, zasłaniając twarz i drżąc pod wpływem płaczu. Snape na
dłużej zawiesił na niej wzrok, westchnął i po chwili odwrócił się w jej stronę.
Patrzyłem niczym zahipnotyzowany na jego dłoń gładzącą jej plecy.
- Hermiona... - ton jego głosu zbił mnie z tropu. Czy właśnie zwrócił
się do niej delikatnie? Może czule? Opadłem na krzesło, klnąc pod nosem
najgorsze przekleństwa jakie mogły przyjść mi do głowy w takim stanie.
- Dlaczego ja, Snape? - powtórzyłem, już nieco spokojniej niż
wcześniej.
- Zaklęcie musi być podtrzymywane tutaj - Snape dotknął palcem boku
swojej głowy. Stanął za fotelem, na którym wciąż kuliła się Granger. Jego twarz
zdradzała niewiele poza bólem i niepokojem.
- Kurwa...
Granger zaniosła się płaczem jeszcze głośniej. Przez chwilę miałem
ochotę zapytać o jej zdanie. Zauważając, jak zasłania usta dłonią, zdałem sobie
sprawę, że miała niewiele do powiedzenia. Chodziło o jej życie i cokolwiek
mogła zrobić, należało spróbować, nawet za cenę jej godności.
- Weasley nie poradzi sobie z takim ciężarem. Poza tym skutki
uboczne...
- Skutki uboczne? - powtórzyłem, wpatrując się nieprzytomnie w
podłogę. Zaczynała boleć mnie głowa, czy to przez wzrastające ciśnienie, czy
nadmiar stresu.
- Nie można ich dokładnie przewidzieć. Możesz odczuwać rzeczy, których
nie będzie można wyjaśnić. Możesz się zbliżyć...
- Zbliżyć? - mamroczę, rozważając sens tego słowa w każdy możliwy
sposób.
- Zbliżyć bardziej niż byś chciał. Niż oboje byście chcieli.
Napotkałem wzrok Snape'a, gwałtownie unosząc głowę. W jego oczach
zobaczyłem odpowiedź na pytanie, które chciałem zadać.
- Granger, zostaw nas samych - zażądałem, nawet nie patrząc w jej
stronę. Pociągnęła nosem i uniosła się z fotela. Snape odprowadził ją do drzwi.
Nie byłem w stanie dosłyszeć, co do niej szeptał, ale skinienie jego głowy
miało zapewne ją uspokoić.
- Napijesz się czegoś? - zapytał, wracając do mnie.
- Jeszcze pytasz... - westchnąłem, śledząc każdy jego krok po pokoju.
Wyciągnął dwie szklanki i butelkę whiskey z otwartego kufra przy łóżku.
- Co o tym myślisz? - odezwał się, gdy pierwszy łyk alkoholu spłynął w
dół mojego gardła.
- Nie wiem co myśleć. Nie ma żadnej innej opcji?
Snape usiadł naprzeciwko mnie i pociągnął spory łyk ze szklanki.
Wyglądał na zrezygnowanego i zmęczonego. Ile czasu spędzał na rozwiązywaniu
tego problemu? Jak wiele zaangażował w ochronę życia Granger? Opróżniłem
szklankę, starając się uciec od tych myśli. Każdy z nas zainwestował w ostatnim
czasie mnóstwo energii i emocji w działania Zakonu.
- Zaczęli dobierać się do jej umysłu. Któryś z nich posługuje się
zaawansowaną leglimencją...
- Co? - przerwałem mu, odstawiając szklankę - Dlaczego o tym nie
wiemy?
- Zaczęło się kilka tygodni temu. Przyjęli nową strategię. Jeśli oni
jej nie zabiją, ona zabije się sama przez to, jak wypiorą jej mózg - odpowiedział,
wreszcie nie oszczędzając mnie w żadnym stopniu. Przez chwilę siedziałem
wpatrując się we własne dłonie. Do głowy przychodziły mi tylko przekleństwa.
- Dlatego ostatnio z nami nie rozmawia? I śpi...
- Śpi w pokoju obok - dokończył za mnie, wskazując na drzwi, które
prowadziły do jej sypialni. Nikt nie zapytał o opuszczony pokój, w którym
przestała sypiać. Wieczorami wspinała się za Snapem na poddasze i żadne z nas
nie miało odwagi niczego sugerować.
- Próbowała się zabić?
- Jeszcze nie, ale jeśli to będzie się ciągnąć, spróbuje. Na tym
polega leglimencja, której używają. Bardzo silna czarna magia.
Odchyliłem głowę, starając się jak najszybciej przeanalizować słowa
Snape'a. Zachowanie Granger w przeciągu ostatnich kilku tygodni rzeczywiście
nie należało do najnormalniejszych. Zaszywała się na całe dnie w którymś z
pokoi, nie brała udziału w zebraniach, ani nie odzywała się, gdy o coś ją
pytano. Być może zaczęła wycofywać się pod naporem świadomości tego, jakim
ciężarem stała się z chwilą śmierci Voldemorta. Zemsta skupiała się na niej
jako na mugolaczce, przyjaciółce Pottera, a więc na ogniwie, dzięki któremu
można było zranić najgłębiej i najbardziej spektakularnie.
- Stąd zaklęcie małżeńskie? Kontrast między czarną a białą magią? -
spytałem, poprawiając się na krześle.
- Właśnie dlatego pomyślałem o tobie... - szepnął Snape, jakby chwaląc
samego siebie za tę decyzję.
- Jak to?
- Domyśliłeś się, że chodzi o równowagę. Jesteś silniejszy niż Weasley
czy którykolwiek z nich - wskazał ręką w stronę drzwi, ogarniając w ten sposób
całą Norę, być może cały Zakon. Gdyby nie okoliczności, mógłbym poczuć się
doceniony, ale za zamkniętymi drzwiami tego rodzaju wyznania nie miały sensu.
- Nie zamydlaj mi oczu, Snape. Na czym polega zaklęcia? - spytałem,
pochylając się w jego stronę, jakby ktoś mógł nas usłyszeć.
- Z pozoru zwyczajne małżeństwo, ale Ministerstwo nie zarejestruje go,
nie potwierdzi. Tak jakbyście byli połączeni, ale bez wiedzy władz.
- To nielegalne?
- Skonsultowane z Shackelbotem - sprecyzował, posyłając mi coś na
kształt uśmiechu.
- Co poza tym? Przecież wiem, że to nie wszystko - odparłem, nie
odpowiadając na jego starania złagodzenia sytuacji. Jeśli sądził, że zgodzę się
w przeciągu kilku godzin, mylił się.
- Dzięki zaklęciu nie będzie miała na sobie namiaru. Będziecie
jakby... jedną osobą. Będziesz w stanie zahamować ataki leglimencji...
- Jak, skoro ty nie możesz ich zatrzymać?
Snape westchnął, najwyraźniej znużony wyjaśnieniami. Jak długo
przekonywał Granger zanim zgodziła się na to szaleństwo?
- Będziecie małżeństwem. Nawet jeśli nie wiążą was żadne... uczucia,
będziesz w stanie na nią wpłynąć - odparł, nieco zażenowany własnymi słowami.
- A ona na mnie - wywnioskowałem.
- Tak, ona na ciebie. Ale dzięki temu zyskamy czas, nareszcie będzie
mogła nam pomóc w akcjach. Szanse przejdą na naszą stronę.
- Jaką cenę trzeba zapłacić?
- Zaklęcie może wymknąć się spod kontroli. Jeśli podczas ataku twój
umysł się podda, wciągną i ciebie. Wtedy będziecie musieli uciekać oboje.
- Podczas ataku? Będę musiał z nią przebywać?
- Jak najczęściej - odpowiedział, cofając się lekko na krześle. Gdyby
nie to, że dochodziła już niemal pierwsza w nocy, rzuciłbym się na niego przez
biurko. Chociaż jego wina w całym tym gównie była ograniczona, moja złość nie
miała innego ujścia.
- Jasna cholera... - mruknąłem sam do siebie, zaciskając pięści i
walcząc z chęcią ucieczki.
- Jest coś jeszcze.
- Co takiego?
- Jeśli chodzi o kontrolę zaklęcia, jest jeszcze jeden wariant. Jeśli
masz lub kiedykolwiek będziesz miał jakieś zamiary wobec Hermiony, zaklęcie
wydobędzie to uczucie, spotęguje je. Jeśli okażesz słabość, wciągniesz się w to
emocjonalnie...
- Wiesz, że nie ma takiej opcji?
- To drugi powód, dla którego wybór padł na ciebie - stwierdził, tym
razem nawet nie próbując walczyć z ponurym wyrazem twarzy.
- Czyli nie obchodzi cię to, że jeśli jestem za słaby, śmierciożercy
wypiorą mi mózg, wciągną to gówno?
- Miejmy nadzieję, że żadna z tych rzeczy nie będzie miała miejsca.
- Co jeśli się nie zgodzę? Masz plan awaryjny, Snape? - prychnąłem,
odchylając się na oparcie krzesła. Nie wiedziałem czy to moja chęć pogrywania z
nim, czy strach przed tym zadaniem, powodowały, że nie potrafiłem nawet
pomyśleć o natychmiastowej zgodzie.
- Nie ma planu awaryjnego, Draco. Jeśli się nie zgodzisz, ona umrze
lub my wszyscy umrzemy. Hermiona Granger to nasza ostatnia nadzieja. Wiedzą, że
jej ciało niewiele znaczy w tej sytuacji. Wiedzą, że to umysł jest kluczem.
Jeśli zabiorą jej umysł, nie uda nam się.
*
Tamtej nocy pozostawiłem Snape’a bez jednoznacznej odpowiedzi.
Zatrzaskując drzwi jego pokoju odciąłem się od decyzji, którą musiałem wkrótce
podjąć. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach przez ostatnie godziny. Myśl
przychodziła za myślą, nie dając mi spokoju. Wróciłem do swojej sypialni, by
wypić w samotności zastraszające ilości alkoholu. Tylko to mogło mnie w tamtej
chwili uspokoić, a co najważniejsze, uśpić. Obudziłem się dopiero późnym popołudniem
z okropnym bólem głowy i gardłem wyschniętym na popiół. Gdyby nie pukanie do
drzwi, leżałbym wpatrzony w sufit do końca dnia.
- Malfoy, czekamy na ciebie na dole – oznajmił znajomy głos. Uniosłem
głowę z poduszki, przypatrując się rudej czuprynie wetkniętej między framugę a
drzwi.
- Spieprzaj, George… - mruknąłem, odwracając się do niego plecami,
manifestując ogólną niechęć do współpracy. Sądziłem, że się roześmieje, ale
tego ranka nic nie miało pójść po mojej myśli.
- Wstawaj!
Szarpnął za kołdrę, zrzucając na podłogę puste butelki. Jedna z nich
roztrzaskała się tuż przy jego stopach. Druga potoczyła się powoli aż do drzwi.
- Kurwa. Piłeś? – wrzasnął, wyciągając mnie z łóżka. Nie obchodziło go
to, że wyląduję na odłamkach szkła. Zebrałem się z podłogi, klnąc i rozcierając
obolałe części ciała. Pierwszy raz widziałem George’a w takim stanie.
Wściekłość zalewała jego twarz, a nerwowe ruchy sprawiały, że nie przypominał
energicznego i irytującego bliźniaka, który zazwyczaj kręcił się po Norze z
niepokojącym uśmiechem na ustach.
- Zamknij się. Głowa mi pęka – warknąłem, ściągając brudne ubranie,
które towarzyszyło mi przez całą noc i, na co wskazywało słońce za oknem,
większość popołudnia.
- Ubieraj się i złaź na dół – odparł chłodno, po czym wyjął różdżkę i
posprzątał szkło zaklęciem. Skinąłem głową, nie będąc w stanie zrobić nic
więcej. Huczało mi w uszach, gdy pochyliłem się, by wsunąć buty na nogi.
- George! – zawołałem, wciągając przez głowę świeżą koszulkę. Odwrócił
się z dłonią na klamce - Co się stało? – spytałem, zabierając różdżkę i
wtykając ją do kieszeni jeansów. Zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów i
zacisnął pięści.
- Hermiona – odpowiedział, a ból w mojej głowie nasilił się do granic
możliwości. Zbiegliśmy na dół w sam środek chaosu. Wszyscy domownicy zebrali
się w salonie, tuż przy drzwiach prowadzących do kuchni.