Wspomnienia wywołują ból. Najdotkliwszy zaś sprawiają najlepsze z nich.
H.Coben
---
Hermiona biegła co sił, mijając
zaskoczonych uczniów, którzy zmierzali w przeciwnym kierunku. Gryfonka nie patrzyła jednak gdzie właściwie
się znajduje. Drogę wybierała na oślep, orientując się tylko dzięki znajomym
obrazom na ścianach. Była już w pobliżu
głównej klatki schodowej, gdy wpadła na kogoś z impetem. Przeszkoda była
niezwykle stabilna i twarda. Dziewczyna zachwiała się i upadła na podłogę,
klnąc pod nosem.
-
Cholera jasna! - syknęła, nie podnosząc się z podłogi.
- Nic ci
nie jest, Granger? - męski głos był pełen rozbawienia. Hermiona uniosła wzrok i
napotkała znajome spojrzenie.
- Można
powiedzieć, że wszystko w porządku - odpowiedziała i spróbowała wstać. Poczuła
tylko ostry ból w kostce, a sekundę później silne ramiona uchroniły ją przed
upadkiem.
- Chyba
jednak coś ci się stało, mała.
- Co ty
nie powiesz, Blaise?! - odrzekła, posyłając mu mordercze spojrzenie. Ślizgon
tylko się uśmiechnął, po czym w jednym ruchu wziął dziewczynę na ręce. Ważyła
tyle co nic.
- Gdzie
panienka sobie życzy? - spytał szyderczym tonem. Stali na środku korytarza,
przyciągając wzrok coraz większej liczby osób. Hermiona błagała w duchu, by tej
sceny nie zauważył żaden nauczyciel. Nie mogła iść teraz do skrzydła
szpitalnego. Musiała jak najszybciej znaleźć się w swoim dormitorium.
- Przestań
się wydurniać, idioto! Na siódme piętro i to biegiem! - rzuciła, krzywiąc się
delikatnie z powodu nasilającego się bólu. Blaise spojrzał na nią badawczo, po
czym ruszył przed siebie.
- Co się
dzieje, Granger? - spytał, gdy oddalili się już od ciekawskiego tłumu.
- Nie
teraz. Sama jeszcze nie wiem o co chodzi - odpowiedziała.
- Co ty
opowiadasz? Chyba ten alkohol jednak ci szkodzi - roześmiał się Zabini, mijając
kolejne schody. Hermiona tylko uderzyła go w ramię i mocno zacisnęła usta.
- Może
jednak pójdziemy do skrzydła szpitalnego? - rzucił brunet, widząc spazm bólu na
twarzy dziewczyny.
- Nie!
Nie ma mowy! Idź do wieży północnej! - wyszeptała, mrużąc oczy. Kostka
nieprzerwanie dawała o sobie znać.
- Tylko
spokojnie, panno Granger. Wszystko będzie dobrze. Zrobimy co w naszej mocy
-zaczął żartować ślizgon. Hermiona nie miała siły choćby na uśmiech. Odliczała
w myślach kolejne sekundy, chcąc już zakończyć tę podróż. Diabeł chyba to
zauważył, bo zamilkł i resztę drogi przebyli w milczeniu. Zawahał się tylko na
chwilę przed drzwiami do pokoju dziewczyny.
- Właź -
syknęła tylko, zauważając, że nie jest pewien, co ma robić. Wykonał jej
polecenie, otwierając dormitorium kopniakiem. Posadził dziewczynę na łóżku, co
skwitowała sykiem.
- Masz
tu jakąś apteczkę? - spytał, odsuwając się od niej.
- W
łazience. Po prawej od drzwi. Szybko! Nie mam czasu! - krzyknęła, gdy zniknął
za drzwiami. Po chwili wyłonił się zza nich, trzymając w ręku małe, drewniane
pudełko. Zaczął wyciągać fiolki z eliksirami, a Hermiona ściągnęła but ze
spuchniętej stopy. Skropiła kostkę płynem
i obwiązała ją bandażem. Ból odrobinę zelżał i gryfonka przymierzyła się
do wstania.
- Co ty
wyrabiasz?! Poczeka jeszcze chwilę - powstrzymał ją Blaise.
- Nie
mogę! - odparła brązowowłosa, zaciskając dłonie na pościeli. W oczach zaszkliły
jej się łzy, gdy znów spróbowała wstać. Eliksir potrzebował co najmniej pół
godziny, by w pełni uleczyć kostkę.
-
Przestań pieprzyć, Granger! Co ci odbija?! - ślizgon usiadł przy dziewczynie i
przytrzymał ją za ramiona, by znów nie poderwała się z łóżka. Tymczasem
Hermiona sięgnęła do kieszeni szaty i wyciągnęła z niej białą kopertę. Bez
słowa wcisnęła ją do ręki bruneta.
- Co to
jest? - spytał zdezorientowany.
- Dlatego
mi się tak spieszyło. No dalej! Czytaj - odpowiedziała, zamykając oczy pod
wpływem nagle powracającego bólu. Ślizgon otworzył kopertę i wysunął z niej
pergamin.
Przeszukaj swoje
dormitorium. Teraz, Hermiono.
***
Blaise zaglądał pod szafki, czując
na sobie zniecierpliwiony wzrok brązowowłosej, która siedziała skulona na
łóżku.
-
Masz coś? - spytała co najmniej czwarty raz z rzędu.
-
Nie. Gdybym chociaż wiedział, czego mam szukać - syknął ślizgon, zerkając na
zegarek. Dochodziła ósma. Powinni stać już pod salą od transmutacji. W tym roku
siódmy rocznik zaczynał zajęcia odrobinę wcześniej. Spóźnienie już pierwszego
dnia na pewno nie będzie dobre w skutkach - myślał, schylając się przy
komodzie. Na podłodze pod meblem znów nie znalazł nic nadzwyczajnego.
-
Przecież ja też nie wiem o co chodzi - odparła cicho.
-
Dobra. Uspokójmy się i pomyślmy racjonalnie. Czy działo się tu u ciebie coś
dziwnego ostatniej nocy? Kto mógł to wysłać? - Zabini stanął na środku pokoju i
spojrzał wprost w brązowe oczy Hermiony. Wyglądała okropnie żałośnie.
Zamaskowany wcześniej kac widoczny był teraz z kilometra, a ból kostki widniał
na jej zmęczonej twarzy. Tęczówki pełne były bezsilności.
-
Ja... Nie wiem. Chyba byłam nieźle zalana i... - głos dziewczyny był niepewny,
jakby Diabeł miał ją oskarżyć o niepoczytalność.
-
I co, Granger? Powiedz. Nie byłaś aż tak pijana, żeby mieć zwidy. No dalej -
ślizgon kucnął przy Hermionie i zmienił ton na bardziej delikatny. Sprawa z
listem go zaniepokoiła. Jednocześnie był zdenerwowany i zirytowany. Akurat pierwszego
dnia szkoły musiały mieć miejsce takie rzeczy.
-
Gdzieś po czwartej zauważyłam, że okno jest otwarte. A ja chyba tam w ogóle nie
podchodziłam i nic z nim nie robiłam - wykrztusiła gryfonka dopiero po chwili.
Blaise patrzył na nią przez dłuższą chwilę, po czym wstał i ruszył w stronę
przeciwległej części pokoju. Rozejrzał się dokładnie po podłodze koło okien.
Znów nic nie znalazł.
-
Cholera! - syknął, ze złością potrząsając firanką. Nagle przed oczami mignęło
mu coś białego. Schylił się i wydobył spośród długiego materiału kopertę
zaadresowaną do Hermiony.
-
Zabini... - szept dziewczyny przerwał ciszę. Ślizgon odwrócił się i wyciągnął
dłoń w stronę gryfonki. Niepewnie odebrała list, dziękując w duchu, że koperta
nie jest czarna.
-
Otwórz - powiedział Blaise, widząc niepewność dziewczyny. Rozdarła papier,
patrząc na swoje palce tak, jakby ich nie kontrolowała. Wyciągnęła pergamin i
przebiegła wzrokiem po krótkim tekście.
Uważaj na whiskey,
kochanie.
Hermiona
odsunęła od siebie list i uśmiechnęła się tajemniczo. Gdyby nie ból w kostce,
pewnie już zerwałaby się z miejsca. Tymczasem wpatrywała się jak
zahipnotyzowana w kartkę papieru.
-
Granger! Halo! Ziemia do Granger! - ślizgon stał tuż przed dziewczyną i próbował
zwrócić na siebie uwagę. Uniosła wzrok dopiero po dłuższej chwili. Doskonałe,
proste litery wciąż majaczyły jej przed oczami.
-
Udało się, Blaise - powiedziała w końcu. Chłopak spojrzał na nią z niepokojem.
-
Co się z tobą dzieje, Granger?
-
To list od Dracona. Nie zauważyłam go dzisiejszej nocy i najwidoczniej zaczęli
się martwić brakiem odpowiedzi. Stąd ta koperta w wielkiej sali - dodała
Hermiona z coraz większym uśmiechem na ustach.
-
Jesteś pewna? - Zabini usiadł na łóżku obok dziewczyny i wbił w nią wzrok.
Wiadomość od Malfoya znaczyła jedno. Spotkanie się powiodło. Jego tleniony
przyjaciel jeszcze chodził po tym świecie.
-
Tak, jestem - odparła gryfonka.
-
Ok. To teraz możemy świętować - roześmiał się Diabeł - A właściwie to nie
możesz... Boli cię jeszcze? - dodał po chwili, widząc lekki spazm na twarzy
towarzyszki.
-
Skłamałabym, mówiąc, że tylko trochę - powiedziała, chowając list do kieszeni
szaty. Zdecydowała, że przeczyta go w całości później.
-
Mam pomysł, Granger! - ślizgon zerwał się z miejsca.
-
Słucham.
-
Chodźmy do skrzydła szpitalnego. Trochę posymulujesz i przynajmniej nie wstawią
nam spóźnień - wyjaśnił Zabini, chwytając dziewczynę na ręce i ruszając do
wyjścia. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Hermiona nie miała sił protestować i
dała się zanieść do skrzydła.
***
Pielęgniarka odsunęła się od
pacjentki z uspokajającym uśmiechem. Hermiona siedziała na miękkim łóżku w
skrzydle szpitalnym, a jej noga tkwiła unieruchomiona na podeście stworzonym z
poduszki. W pomieszczeniu były tylko trzy osoby. Prefekt naczelna Domu Lwa była
pierwszym uczniem, który uległ wypadkowi tego roku. Należy mi się jakaś
nagroda- pomyślała, czując ból w kostce.
-
Dziękuję, pani Pomfrey - powiedziała.
-
Nie ma za co, kochana. Zostaniesz tu jeszcze do końca dzisiejszych zajęć.
Powiadomiłam już profesor McGonagall. Później możesz wrócić do swojego
dormitorium. Oszczędzaj nogę. Jesteś prefekt naczelną. Musisz szybko
wyzdrowieć.
-
Oczywiście. Będę uważać - odparła Hermiona i odprowadziła wzrokiem kobietę,
która znikła po chwili w swoim gabinecie. Później spojrzała przed siebie i
napotkała bystre oczy ślizgona. Leżał na łóżku naprzeciw gryfonki z rękami pod
głową. Najwidoczniej było mu nieziemsko wygodnie.
-
Dostaniesz szlaban, jeśli nie wrócisz na zajęcia. Nikt nie kazał ci tu zostawać
- brązowowłosa poprawiła sobie poduszkę
i zmieniła pozycję na półsiedzącą. Noga bolała ją coraz mniej.
-
Mało mnie to obchodzi. Przecież wiesz, że wcale nie chciałem tu wracać, a tym
bardziej się uczyć i tym podobne - odparł, nawet na nią nie patrząc.
-
Daj spokój. Chcesz mieć dyrektor na karku? Lepiej już idź. Możesz wrócić po
lekcjach, żeby pomóc mi się stąd zabrać.
-
Nie musisz się tak o mnie martwić, Granger. Od tego mam matkę - powiedział
Blaise, uśmiechając się szyderczo, po czym wstał z łóżka i ruszył do drzwi.
Odwrócił się jeszcze na moment, gdy jego palce dotknęły klamki.
-
Trzymaj się, połamańcu. Do zobaczenia - mrugnął do niej i wyszedł. Hermiona
uśmiechnęła się do zamkniętych już drzwi i odetchnęła z ulgą. W końcu miała
chwilę spokoju, na którą tak czekała. Wyciągnęła z kieszeni złożony pergamin i
różdżkę.
***
Draco odwrócił się na drugi bok i
spojrzał na stojący na szafce zegar. Wskazówki pokazywały godzinę ósmą. Westchnął
i wstał z łóżka, rozcierając obolały kark. Tak jak podejrzewał, nie przespał
ani minuty. Jego głowę za bardzo zajmowała brązowowłosa kobieta. Bał się o nią
jak nigdy wcześniej. Wysłał Audrey do Hogwartu około czwartej w nocy. Zjawa
dostarczyła list i Draco spodziewał się szybkiej odpowiedzi. Tymczasem po kilku
godzinach nadal nic się nie działo. Wysłali czarną kopertę, by Hermiona dostała
ją podczas śniadania. Teraz zapewne była na lekcjach i nie mogła przeszukać
swojego dormitorium. Wszystko jak zwykle nie po ich myśli.
-
Nie martw się. Już znalazła list - kobiecy głos przerwał ciszę. Malfoy o mało
nie podskoczył ze strachu i odwrócił się do zjawy, która unosiła się w rogu
pokoju, zaraz przy oknie. Firanki unosiły się upiornie pod wpływem zimnego
wiatru, który wzbudzał duch. Wyglądał odrobinę przerażająco w porannym świetle.
-
Widziałaś ją? Wszystko w porządku? - blondyn zaczął zadawać pytanie,
zapominając o zmęczeniu. Teraz liczyło się tylko to, czy Hermiona jest cała i
zdrowa.
- Można powiedzieć, że dzisiejszej nocy Zabini
wlał w nią trochę za dużo whiskey dla uspokojenia. Musiała mieć takiego kaca,
że nie zauważyła koperty. Kiedy przy jedzeniu przeczytała tę krótką wiadomość
natychmiast pognała do dormitorium. Niestety nie miała szczęścia i potknęła się
po drodze - zaczęła opowiadać Audrey. Draco słuchał jej uważnie.
-
Nic jej się nie stało? - spytał automatycznie, przerywając wypowiedź ducha.
Dziewczyna skarciła go spojrzeniem.
-
Ogromne cielsko Diabła uchroniło ją od poważnych obrażeń. Ma tylko zranioną
kostkę. Bohater Zabini bez jakichkolwiek pytań zaniósł ją do dormitorium i
pomógł jej z przeszukiwaniem. Znaleźli list, Hermiona skojarzyła fakty i poszli
do skrzydła szpitalnego. Ostatnie co widziałam, to to, że przymierzała się do
czytania. Odpowiedź powinna być niedługo - skończyła zjawa, uśmiechając się do
Dracona.
-
Rozumiem, że jej się nie pokazywałaś?
-
Zdecydowałam, że nie będę jej jeszcze bardziej stresować. I tak o mało nie
padła ze strachu, jak zobaczyła czarną kopertę.
-
Nikt w zamku cię nie wyczuł? - Malfoy opadł na łóżko, czując się o wiele
spokojniej niż jeszcze kilka minut temu.
-
Jest zima. Hula tam taki wiatr, że nikt nie zauważa drobnego podmuchu ducha -
odparła Audrey, mrugając do blondyna. Chłopak roześmiał się, chowając twarz w
poduszce.
-
Lepiej sobie teraz odpocznij. Wiem, że nie spałeś całą noc - dodała po chwili i
rozpłynęła się w powietrzu. Draco uśmiechnął się sam do siebie, po czym jego
myśli zaczęły krążyć wokół Hermiony. Zasnął po kilku minutach, przegrywając ze
zmęczeniem.
***
Blaise otworzył drzwi klasy od
transmutacji, nie zważając na to, że uderza nimi o ścianę. Nie miał ochoty iść
na żadną lekcję, szczególnie łączoną z gryfonami, ale jednocześnie perspektywa
szlabanu nie była wesoła. Gdy wszedł do pomieszczenia wszystkie pary oczu
skierowały się w jego stronę. McGonagall stała na podeście i tłumaczyła coś
zawzięcie swoim uczniom. Spojrzała na Zabiniego dopiero wtedy, gdy opadł z
hukiem na jedną z ławek.
-
Dzień dobry, panie Zabini - powiedziała do niego wymuszonym, uprzejmym tonem.
-
Witam, pani profesor - odparł z niezbyt szczerym uśmiechem na ustach.
-
Pani Pomfrey przekazała mi już, co przed chwilą miało miejsce. Jak się czuje
panna Granger? - McGonagall zbliżyła się nieco do ślizgona, przesuwając w palcach
swoją różdżkę. Uczniowie patrzyli to na nią, to na Blaise'a. Nie do końca
wiedzieli co się dzieje. Połowa z nich nie widziała bowiem wcześniejszego
zajścia na korytarzu.
-
Mionka? Czuje się świetnie. Odpoczywam sobie, kochana, w skrzydle szpitalnym -
odpowiedział Zabini, uśmiechając się szeroko. W głowie zakwitł mu pomysł na
kolejny szok wśród innych uczniów.
-
Bardzo się cieszę, że zachowałeś się jak dżentelmen. Pięć punktów dla twojego
domu - nauczycielka powiedziała ostatnie słowa z niemałą goryczą w głosie.
-
Cieszę się, że nie odjęła pani profesor punktów Gryfonom za nieuwagę Hermiony.
Biedna, ma teraz tyle na głowie, że nie wie, gdzie idzie - odparł Blaise,
patrząc prosto w oczy McGonagall. Błysnęły w nich iskry złości i irytacji. Na
ich widok Zabini tylko szerzej się uśmiechnął. Miał nie małą satysfakcję z
robienia takich przedstawień. Niestety tę wymianę zdań przerwało nagłe,
natarczywe pukanie do drzwi, które po chwili się otworzyły. Stanął w nich woźny
Filch. Jego twarz była jeszcze bardziej zeszpecona od czasu Bitwy. Pani Norris
otarła się kilka razy o framugę, po czym jej ogon zadrżał przejmująco i kot
zniknął za ścianą.
-
Pani dyrektor, przepraszam, że przeszkadzam, ale mamy gości z Ministerstwa
Magii - powiedział chrapliwym głosem mężczyzna.
-
Już idę, Argusie - odparła McGonagall, po czym odwróciła się do rozpartego na
ławce ślizgona - A ty możesz poprowadzić lekcję pod moją nieobecność - dodała z
lekkim, sarkastycznym uśmiechem. Po kilku sekundach już jej nie było. Blaise
zerwał się z krzesła i w ekspresowym tempie znalazł się przy końcu sali.
-
A więc wykłady na temat ,,jak nie wpadać na diabelsko powalające ciało Blaise'a
Zabiniego" czas zacząć! - krzyknął i klasnął w ręce. W sali natychmiast
rozległ się dziki śmiech.
***
Hermiona rozejrzała się uważnie,
chcąc się upewnić, że nikt jej nie obserwuje. Po chwili transmutowała swoją
bransoletkę w maleńką butelkę Ognistej Whiskey. Wyciągnęła korek i skropiła
bursztynowym płynem leżący na jej kolanach pergamin. Alkohol zaczął wsiąkać w
papier i utworzył widoczną plamę w kolorze miodu. Minęło kilka sekund i ślad
zamigotał na brzegach, by w końcu zniknąć. Treść listu powoli ujawniała się
przed Hermioną. Gdy litery przestały się pojawiać, cofnęła zaklęcie rzucone na
bransoletkę i sięgnęła po pergamin. Nim jednak przeczytała choć jeden wyraz coś
jej przeszkodziło. Usłyszała za ścianą dziwny dźwięk. Jakby coś stukało miarowo
o kamienną podłogę. Po kilku sekundach odgłos stał się bardziej podobny do
ludzkich kroków i drzwi skrzydła otworzyły się z hukiem, wpuszczając kogoś do
środka. Gryfonka podskoczyła ze strachu i natychmiast schowała list do
kieszeni.
-
Hermiono! Schowaj to! Już! - czarnooki chłopiec wyhamował tuż przed łóżkiem, na
którym siedziała prefekt naczelna. Na twarzy miał rumieńce spowodowane
prawdopodobnie energicznym biegiem.
-
Co ty tu robisz, Bastian? - spytała, patrząc na niego ze zdezorientowaniem w
oczach. Czuła, że coś jest nie tak.
-
Przyszli tu jacyś faceci z Ministerstwa Magii. Chciałem cię ostrzec -
powiedział na jednym wdechu, po czym jak gdyby nigdy nic opadł na pościel obok
Hermiony.
-
Dlaczego mi to mówisz? Przecież to nie ma nic ze mną wspólnego. Skąd w ogóle
taki pomysł? - skłamała, patrząc wprost w głębokie oczy jedenastolatka.
Dreszcze przeszły jej po plecach i zaraz odwróciła wzrok, gdy wspomnienie ukuło
ją silnie od środka. Wiedziała, że delegacja z Ministerstwa zawitała do
Hogwartu, by ustalić szczegóły misji Malfoya. Nie mogła jednak skojarzyć
obecności Bastiana przy tym wszystkim.
-
Nie zgrywaj się. Mnie nie oszukasz - odparł już spokojniejszym tonem. Hermiona
schowała twarz w dłoniach, starając się opanować. Co miała robić? Ten chłopiec
wiedział za dużo. Nie, nie wiedział. On zbyt dużo się domyślał. Uniosła głowę
dopiero po dłuższej chwili. Bastian siedział wpatrzony w nią i bawił się
brzegiem pościeli.
-
Czy ty coś wiesz? - spytała cicho. Musiała otrzymać odpowiedź. Bastian mógł być
albo pomocny albo niebezpieczny. Nie zdążyła go jeszcze rozgryźć.
-
Nic nie wiem, Hermiono, ale wiele rzeczy dostrzegam. Byłem przy tobie na
śniadaniu. Widziałem kopertę. To nie byle jaki kolor, ta czerń - odpowiedział
po dłuższej chwili. Przestał jednak patrzeć w oczy gryfonki.
-
Wyjaśnij mi jedną rzecz, Flamme. Dlaczego tak bardzo interesuje cię moje życie?
-
Zadajesz trudne pytania. Nie mogę ci teraz powiedzieć - chłopiec skrzywił się
pod koniec wypowiedzi i jego spojrzenie znów spotkało się z brązowymi oczami
gryfonki.
-
Musisz mi odpowiedzieć. To ważne, rozumiesz?
-
Hermiono...
-
Posłuchaj mnie teraz uważnie. Nie wiem skąd się wziąłeś, w jaki sposób
znalazłeś się w Domu Lwa z takim charakterem ani nie znam historii twojego
krótkiego życia. Wiem tylko, że znajdujesz się przy mnie, gdy akurat dzieją się
dziwne rzeczy, dostrzegasz to, czego nie powinieneś, pomagasz mi, chociaż wcale
o nic nie proszę i nawet nigdy ci nie mówiłam, że mam problemy. Jestem w tej
chwili w takiej sytuacji, że każdy może być dla mnie niebezpieczeństwem. Jesteś
jeszcze za młody by to zrozumieć. Muszę wiedzieć tylko jedno. Kim ty jesteś,
Flamme? - Hermiona mówiła cicho, pochylając się w stronę Bastiana. Tę sprawę
należało jak najszybciej rozwiązać, szczególnie gdy po zamku kręcili się ludzie
z Ministerstwa. W każdej chwili mogli stanąć w progu skrzydła szpitalnego.
-
Cholera jasna! Nie mogę ci teraz wyjaśniać wszystkiego. Nie ma na to czasu.
Spójrz tylko na mnie. Przypominam ci kogoś, prawda? Dobrze wiem, kogo. Te moje
dziecinne pytania były przykrywką. Skup się, Hermiono! Musisz mi zaufać -
odpowiedział, wzbudzając w gryfonce dziwne uczucia. Spojrzała w jego czarne
oczy i serce ścisnęło jej się boleśnie. Nie, to nie jest możliwe. To nie może być
on. Nie, źle coś zrozumiała... Przecież on... Nie, to wykluczone! Mnóstwo myśli
wirowało w jej głowie.
-
Skąd mogę wiedzieć, że mówisz prawdę? - wykrztusiła dopiero po kilku długich
minutach. Bastian nic nie odpowiedział. Sięgnął jednak do kieszeni i wcisnął w
dłoń Hermiony jakiś przedmiot. Później zerwał się z łóżka i wybiegł. Gryfonka
spojrzała na małe zawiniątko w swojej ręce, a serce stanęło jej na moment.
Wspomnienia zaczęły atakować z każdej strony, blokując jednocześnie oddech.
Dziewczyna dopiero po chwili odzyskała trzeźwość umysłu i zaciskając zęby
wstała z łóżka. Doszła do okna i odsłoniła firankę. Błonia były puste, nikt nie
torował sobie drogi w śniegu. Hermiona już miała się odwrócić, gdy nagle coś
przykuło jej wzrok. Maleńkie, białe drobinki unosiły się w dziwny sposób tuż
przy wyjściu z zamku. Z każdą chwilą nieokreślony ruch przemieszczał się coraz
bardziej w stronę lasu. Gryfonka zmrużyła oczy i patrzyła, jak dziwny cień
znika między drzewami.
-
Zakazany Las... Jednak masz mało wyobraźni - mruknęła pod nosem i opadła na
łóżko.
***
Nigdy nie wiem jak zacząć list. To
takie żałosne. Brakuje mi słów, które mogłyby wyrazić to, czego pragnę. Mało
jest na świecie takich wyrazów, które by
pasowały do tego chaosu, który mam w głowie. Gdybyś była obok, nie musiałbym
nic mówić. Spojrzałbym na Ciebie i wiedziałabyś od razu. Cieszę się jednak, że
mogę dziś usiąść i nakreślić te zdania. Jeszcze żyję, stąpam po tej ziemi, mimo
że myślami jest daleko stąd. Dzielą nas kilometry, których ilości nie chcę zna.
Przyjemna jest dla mnie świadomość, że siedzisz gdzieś teraz i czytasz to, co
wypłynęło spod mojego pióra... Jakby cząstka mnie była gdzieś przy Tobie.
To wszystko nie mogłoby mieć
miejsca, gdyby nie Audrey. Nigdy Ci o niej nie opowiadałem. Właściwie znam ją
od niedawna. Ona i jej chłopak - Tom kryli mnie przez kilka miesięcy po Bitwie
o Hogwart. Sam nie wiem, dlaczego wybrałem ich Motel na ,,przechowalnię".
Zrządzenie losu. Tamtego dnia, we Włoszech po
raz pierwszy wyszedłem z tego ukrycia, by następnego wieczora zacząć
walkę ze znakiem. Kilka miesięcy spędzonych z Aud i Demensem wiele mnie
nauczyły. Te dni były dla mnie jak odwyk...
Byli parą idealną.
Szczęście wręcz od nich biło. Może właśnie dlatego z początku traktowałem ich
jak zakochanych idiotów, co spotykało się z szalonymi reakcjami Toma... Kilka
razy skończyło się na bójce. Demens jest... specyficzny. Często wpada w szał,
dziwne zawieszenie, a przez ten czas spędzony z nim dowiedziałem się, że
jedyne, co go wybudza to cios prosto w szczękę. Nigdy nie dowiedziałem się, czy
jest chory psychicznie. Nikt nie chciał mi powiedzieć, a Tom tym bardziej by
się nie przyznał. Audrey była zupełnym przeciwieństwem tego wariata. Przeciwieństwa
się przyciągają. Doładnie. Spokojna, elegancka, zawsze trzeźwo myśląca. Miała
słabość do mugolskich wynalazków. Paliła papierosy, jak smok. Tu przypomina mi
Ciebie. Sam nie wiem jak to się stało, że staliśmy się trójką przyjaciół.
Przyzwyczaiłem się do takiego towarzystwa, byłem spokojniejszy dzięki tej
codzienności, którą oni żyli. Uwielbiałem patrzeć, jak się śmieją, gdy ja
tkwiłem w szarej pustce. To było jak jakieś światło wśród mroku, który coraz
bardziej mnie ogarniał. I kiedyś musiało się to skończyć. Tom coraz więcej
pracował. Spędzał wiele godzin na spiskowaniu przeciwko śmierciożercom,
zdobywał informacje, narażał własne życie. Nadszedł czas, gdy miałem przenieść się z
Potterem gdzieś na kraniec świata. Wyprowadziłem się więc od Audrey i Toma. Do
tej chwili nadal zastanawiam się, dlaczego nie zostałem jeszcze jednego dnia.
Pewnie wtedy nic takiego by się nie stało. Ale wyjechałem, zostawiłem ich
samych. Śmierciożercy chcieli się zemścić na Tomie. Zjawili się w jego domu
zaraz po moim wyjściu. Zabili ją z zimną krwią. Chyba nawet tego nie planowali.
Po prostu tam weszli i to zrobili. Dowiedziałem się kilka dni później.
Myślałem, że już więcej jej nie zobaczę. Gdy schroniliśmy się u Toma po raz
drugi, okazało się, że nie odeszła, została wśród nas. Jest duchem. Nie
powiedziała mi, dlaczego nie przeszła na drugą stronę. Jest zbyt uparta, by
przyznawać się do czegokolwiek. Zawdzięczam jej jednak wiele rzeczy. Gdyby nie
ona, nie dostawałabyś moich wiadomości. To ona za każdym razem dostarczała do
Ciebie listy. Ona mogła powodować jakieś powiewy powietrza, chłód i dziwne
odgłosy. Dzisiaj też dostarczy tę kopertę. Zastanawiała się, czy Ci się nie
pokazać... Jeśli więc kiedyś natkniesz się na zjawę w swoim dormitorium, nie
miej mi tego za złe.
Chyba należy przejść do sedna
sprawy. Wróciłem ze spotkania jakiś czas temu. Wymyślili sobie okropną
kryjówkę. Stara, opuszczona wioska, zapach śmierci i rozpaczy. Było mi ciężko
założyć maskę. Ale wtedy pomyślałem o Tobie i udało mi się. Przez kilka godzin
znów byłem swoją starą wersją. Przyznam się szczerze, że nie wiem, jak mogłem
tak żyć. Czuję się wykończony. Wykończony tym wszystkim, czego muszę sobie
odmawiać. Wykończony myślą o tym, że coś może pójść nie tak. Wykończony
Potterem, ludźmi z Ministerstwa. Wykończony czasem, bólem, bezsilnością, snem,
oddechem, myślami. Tylko Tom jest w tym domu kimś, kto nie zbudza we mnie
gniewu. Traktuję go jak brata, chociaż wiele rzeczy nas dzieli. Ten człowiek jest
oderwany od rzeczywistości. Stawia istnienie swoich bliskich ponad własne. Jest
wariatem. To już mówiłem.
Spotkanie się udało. Powiedzmy, że
wyrobiłem sobie opinię silnego. Musi tak pozostać. Nie mogę teraz wszystkiego
zaprzepaścić. Planujemy obławę. Dla Twojego bezpieczeństwa nie powiem kiedy,
gdzie i jak. Nie możesz, a raczej wolę byś nie wiedziała. Czasami niektóre
rzeczy należy przemilczeć. Opowiem Ci jednak o nich, gdy wrócę. Obiecuję.
Twój,
D.
P.S: Kocham Cię.
---
No i jest kolejny rozdział. Mam nadzieję, że są tu odpowiedzi na większość pytań, które się ostatnio pojawiły. Osobiście, jestem zadowolona z tej części opowiadania. Szczególnie z tej, gdzie jest Bastian :) Tajemnica, tajemnica i jeszcze raz tajemnica. Mam nadzieję, że wam też się podobało.
Przede mną majówka. Nie mam jak na razie żadnych planów i pewnie zostanę w domu. Nie wiem kiedy napiszę kolejny rozdział. Będzie on ode mnie wymagał wiele skupienia, a ostatnio z tym u mnie ciężko. Właściwie od kilku dni nic nie robię, tylko odpoczywam. Obejrzałam wczoraj film ,,Hobbit", a dziś ,,Poradnik pozytywnego myślenia". Staram się nadrobić zaległości kinowe :P
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem :* Jesteście wspaniałe.