---
Zamknął drzwi sypialni i z
westchnieniem ulgi odwrócił się do Hermiony. Dziewczyna stała oparta o łóżko,
uśmiechając się delikatnie. Wyglądała przepięknie w nieco pogniecionej, białej
koszuli i z rozwianymi włosami. Miał ochotę podejść do niej jak najszybciej i
zatopić się w tych malinowych ustach. Przez cały dzień patrzył na Hermionę z
niemym błaganiem w oczach. Chciał mieć ją tylko dla siebie.
-
Myślałam, że ten dzień nigdy się nie skończy i już zawsze będziemy tkwić w
czwórkę tam na dole - powiedziała, gdy się zbliżył.
-
Ja też przyzwyczaiłem się już, że jesteśmy sami - odparł, zmniejszając dzielący
ich dystans do kilkunastu centymetrów. Po chwili poczuła jego dłonie na swojej
talii i ciepły oddech przy uchu, którego tak bardzo brakowało jej od kilku
godzin. Przy Harrym i Ginny nie mogli pozwalać sobie na zbyt duże czułości.
-
Malfoy, musimy przeczytać list - szepnęła, gdy zaczął całować jej szyję. Dreszcze
przechodziły po całym jej ciele, ale ostatkiem siły odsunęła go od siebie. Chciała
mieć za sobą tę całą historię z Ronem, a usta Dracona skutecznie odwlekały
moment, w którym miała pożegnać się z przeszłością.
-
Chcesz robić to teraz? - uniósł brwi i natychmiast się odsunął, widząc jej
znaczące spojrzenie. Usiadł na łóżku i pokazał jej miejsce obok. Hermiona
wyciągnęła kopertę z kieszeni i powoli przełamała pieczęć. Ręce drżały jej
niemiłosiernie, gdy wyciągnęła złożony pergamin.
Hermiono,
Wiem, że list nie jest najlepszą
formą mówienia takich rzeczy. Nie znalazłem jednak innego sposobu na
skontaktowanie się z Tobą. Ginny za żadne skarby nie chciała zdradzić mi
miejsca Twojego pobytu. Wiem tylko, że jesteś
cała i bezpieczna, co bardzo mnie cieszy.
Sam nie wiem od czego mam zacząć...
Już wiele razy próbowałem się tłumaczyć z tej całej sytuacji z Lavender. Nigdy
nie chciałaś słuchać. Teraz zapewne z trudnością to czytasz. Chcę jednak, abyś
wiedziała, że nadal Cię kocham i zawsze będę. Przepraszam za przedstawienia,
jakie urządzałem, za te awantury, złe emocje. Wszystko robiłem dlatego, że się
o Ciebie bałem. Przeraziła mnie sama perspektywa Twojej znajomości z
Malfoyem... Zachowałem się jak gnojek, którym z resztą jestem. Zrobiłem
największe głupstwo swojego życia, zdradzając Cię wtedy. Nigdy sobie tego nie
wybaczę.
Ron
P.S: Kocham cię.
Hermiona skończyła czytać, a jej
dłonie zacisnęły się mocno na liście. Draco powoli wysunął go z jej rąk.
-
Draco... Ja go nie kocham - powiedziała cicho, odwracając się do ślizgona.
-
Wiem, wiem o tym - odparł, dotykając jej policzka. W jej oczach dostrzegł coś
tak niesamowitego, że bał się wypowiedzieć jakiekolwiek słowa.
-
Dlaczego wszyscy starają się skomplikować mi życie? - spytała, drąc list na
maleńkie kawałeczki.
-
Granger, spójrz na mnie - wyjął skrawki papieru z jej rąk i rzucił na podłogę. Później
ujął jej twarz w obie dłonie.
-
Mamy siebie, a to jest najważniejsze - powiedział, po czym przywarł do jej ust.
Odwzajemniła pocałunek, jednocześnie siadając mu na kolanach. Przyciągnął ją do
siebie jeszcze bardziej i wplótł dłonie w jej włosy. Czuł jak skóra pali go pod
wpływem jej dotyku. Po kilku minutach oderwała się od niego.
-
Jeśli oszaleć, to tylko przy tobie - szepnął, po czym znów poczuł jej usta na
swoich.
***
Wyszedł z łóżka, starając się jej
nie obudzić. Usiadł na parapecie i oparł
głowę o chłodną szybę. Myśli kołatały się w nim, przywołując trudny do
określenia ból w okolicach serca. Spojrzał na śpiącą gryfonkę i po kilku
sekundach odwrócił wzrok. Nie mógł tak na nią patrzeć, nie teraz, gdy niedługo
miał odejść. Za jakiś czas znów stanie oko w oko z wrogiem, zostawi ją tutaj.
Serce pęknie mu na miliony kawałków, ale będzie musiał to zrobić. Nie była
bezpieczna, ich uczucie nie było bezpieczne. Tej małej, przepięknej istotce
leżącej w jego łóżku groziła śmierć, o której myślał coraz częściej. Co jeśli
cały plan się nie powiedzie? Co jeśli coś się nie pójdzie po ich myśli? Żyli
ostatnio złudzeniami, pozornym szczęściem. Rzeczywistość była jednak mroczna i
niebezpieczna. Nie mieli przed sobą żadnej przyszłości, dopóki misja nie
zostanie wykonana. Tylko co dalej? Przecież nawet po uwięzieniu śmierciożerców
ich życie będzie przypominać koszmar. Mimo że odkupi swoje winy, nadal ludzie
będą patrzeć na niego z ukosa. A ona jest tak czysta, nieskazitelna... Poczuł
jak serce zaciska mu się boleśnie. Zerwał się z parapetu i podszedł do łóżka.
Nie mógł wytrzymać, pochylił się nad Hermioną i złożył pocałunek na jej
malinowych ustach. Obudziła się po chwili i odnalazła jego spojrzenie.
Przeraziła się na widok łez czających się głęboko w ich kącikach. Bez słowa
uniosła się z poduszki i przytuliła Dracona. Płacz wstrząsał jego ciałem. Był
kompletnie bezsilny, oddał się całkowicie Hermionie, która wycierała dłońmi
płynące coraz mocniej łzy z jego bladych policzków.
-
Co się stało, Draco? - powiedziała delikatnym głosem. W środku wszystko w niej
drżało. Po raz pierwszy widziała Malfoya w takim stanie. Czuła, że zapowiada
się kolejna katastrofa. Nie odpowiedział na jej pytanie, przyciągnął ją tylko
do siebie i zachłannie wpił się w jej usta. Oderwał się od niej niechętnie, a
łzy nadal płynęły mu niekontrolowanie po policzkach.
-
Nie chcę cię stracić - powiedział, dotykając jej czoła swoim.
-
Co ty wygadujesz? Przecież nigdzie się nie wybieram, głuptasie - odpowiedziała
spokojnie.
-
Ale ja tak - odparł, jednocześnie wplatając dłoń w jej włosy.
-
Wszystko będzie dobrze. Wrócisz nim zdążysz się obejrzeć. Będę tu na ciebie
czekać - starała się nie pokazywać, jak bardzo się denerwuje. Mimo że była tak
blisko niego, czuła jego oddech, dotyk, w powietrzu wisiał jakiś niepokój.
-
Przestańmy się oszukiwać. To jest niebezpieczne. Ja jestem dla ciebie
zagrożeniem - powiedział cicho, zamykając przy tym oczy. Hermiona zamarła,
wpatrując się w jego twarz. Dopiero po chwili wciągnęła powietrze i zdołała się
odezwać.
-
Nie wolno ci tak mówić. Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie kiedykolwiek
spotkała. Przeszliśmy już wiele, damy radę i z tym.
-
Tylko że to nie będzie tym razem takie proste.
-
Zrobię wszystko, Draco. Choćbym miała czekać
na ciebie latami - na te słowa otworzył oczy.
-
Prawdopodobnie nie będę mógł wrócić od razu, Hermiono. Nie będziesz bezpieczna
ze mną, po tym wszystkim - słysząc to poczuła jak cały świat się zatrzymuje.
Spełniły się jej najgorsze obawy.
-
Będzie ciężko, ale wytrzymam. Słyszysz? - zmusiła go, by na nią spojrzał. W jego oczach dostrzegła
ból, żal, smutek i mnóstwo innych, nie do końca dobrych emocji. Jednak gdzieś w
samej głębi zobaczyła iskrę, mały płomień, identyczny jak w swoich tęczówkach.
-
Dlaczego gdy już cię mam, los musi mi ciebie zabrać? - szepnął wodząc kciukiem
po jej podbródku i szyi.
-
To nie tak, Draco. Jestem z tobą cały czas, bez względu na wszystko, odległość
i miejsce - Draco nagle sobie coś przypomniał. Miał powiedzieć jej to już dawno,
ale nigdy nie było okazji.
-
Muszę ci coś powiedzieć... Kiedy byłem wtedy u śmierciożerców, gdy mnie
torturowali... - przerwał na chwilę, by przywołać w pamięci tamten obraz -
Widziałem cię wtedy, tak jak teraz, wyraźnie. Mówiłaś do mnie. Dzięki temu dałem
sobie radę, przeżyłem te katusze - spojrzał na nią. Wyglądała tak samo, jak w
tych wspomnieniach, o których mówił. Piękna, delikatna Hermiona, jego Hermiona.
Uśmiechnęła się delikatnie, po czym bez słowa zbliżyła się do niego. Pocałował
ją, czując dreszcze biegnące po kręgosłupie. Chciał zachować ten moment na
długo, zatrzymać tę ciemną noc. Trzymał ją w ramionach, wiedząc że całuje ją
prawdopodobnie jeden z ostatnich razy. Gdyby dało się zwalczyć jutro, sprawić,
by nie doszło do wschodu słońca.
***
Słońce dopiero budziło się na
horyzoncie. Czwórka czarodziei stała w salonie, oświetlona jedynie płomieniami
świec. Ginny i Harry patrzyli z pękającymi sercami na łkającą w ramionach
Dracona Hermionę. Miała nie płakać, nie rozklejać się. Gdy zobaczyła go jednak odzianego w czarną
pelerynę, łzy same cisnęły się jej do oczu. Próbowała zapamiętać jego zapach,
głos, gesty. Ściskał ją mocno, czując jak serce rwie mu się na kawałki. Tak
bardzo chciał z nią zostać. Nie miał pojęcia, kiedy będzie miał szansę znów ją
zobaczyć, usłyszeć, dotknąć. Uniósł jej podbródek i spojrzał w zaczerwienione,
ale nadal piękne, brązowe oczy. Wiedział, że mają widownię, ale w tej chwili
wcale go to nie obchodziło. Zatopił się w jej ustach, tracąc kompletnie
poczucie czasu i kontrolę nad sobą. Liczyła się tylko ta chwila, w której była
przy nim. Mijały minuty, a oni wciąż nie mogli się od siebie odsunąć. Ginny
ściskała mocno dłoń Harrego. Po chwili i w jej oczach pojawiły się łzy. W końcu
Draco odsunął się od Hermiony. Była to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek
musiał zrobić, a bolała jeszcze bardziej niż usuwanie mrocznego znaku. Przed
oczami stanęły mu wszystkie chwile spędzone z Hermioną. Wyjaśnienia w Dolinie
Godryka, Ognista Whiskey w pokoju wspólnym, kominek, taniec w Pokoju Życzeń,
Biały Klif, rozmowa nad strumieniem, noce, podczas których spokojnie obok niego
zasypiała, gra na fortepianie, jej
dłonie na jego policzkach, chęć zapomnienia, kolacja przy świecach, jej
czerwona sukienka, liść we włosach, spacer w świetle księżyca, bliskość jej
dłoni podczas rozmowy z Potterem, wybór, smak jej ust, zatrzymujący się czas,
moment, w którym powiedziała, że jest szczęśliwa, ona witająca go rankiem
ubrana w jego koszulę, jej znikomy ciężar na ramieniu, dotyk jej palców na
szyi, jej śmiech, jej oddech, jej oczy... Wszystkie te chwile zdawały się być
wiecznością, całym życiem, poza którym nic więcej nie zostało. Teraz tylko Ona
istniała, a los targał tym, odrywał go od niej. Gdyby mógł powiedzieć jej
chociaż ile dla niego znaczy. Tylko jak wyrazić coś takiego słowami? Był
Draconem Malfoyem, człowiekiem, którego nigdy nie uczono wyrażania uczuć. Ona
zaczęła go do tego przyzwyczajać, ale nadal nie miał pojęcia co mógłby jej
powiedzieć. Nagle poczuł jej dłoń na swoim policzku. Ten dotyk zadziałał jak
impuls. Wiedział już co zrobić. Uniósł ją w powietrze i ułożył w ramionach.
-
Dajcie nam jeszcze dziesięć minut - powiedział w stronę zdezorientowanego
Pottera, po czym ruszył na górę. Wszedł do sypialni, otwierając drzwi kopniakiem.
Postawił ją na podłodze i wyciągnął różdżkę.
-
Silencio - szepnął, rzucając na pokój
zaklęcie wyciszające. Hermiona patrzyła na niego, nie do końca orientując się w
sytuacji. Milczała jednak, wiedząc, że Malfoy doskonale wie co robi.
-
Podaj mi dłoń - powiedział, patrząc jej w oczy. Zrobiła to natychmiast, ręce
nawet jej nie zadrżały. Chwycił delikatnie jej nadgarstek i położył koniec
różdżki na jej palcach. Zamknął oczy i zaczął mamrotać coś pod nosem. Po chwili
Hermiona poczuła ciężar na swojej dłoni. Zerknęła w jej stronę i oniemiała. W
porannym słońcu, które wpadało przez okno mienił się przepiękny naszyjnik w
kształcie serca. Draco wziął go od dziewczyny i stanął tuż za nią. Całował jej
szyję, jednocześnie zapinając łańcuszek.
-
Kocham cię, Hermiono Jean Granger - powiedział, patrząc jej w oczy.
-
Ja też cię kocham, Draco.
***
Harry wypuścił Ginny z objęć i stanął obok
Dracona, który zarzucił na głowę czarny kaptur. Mrugnął spod niego do Hermiony,
która zaciskała dłoń na naszyjniku. Podszedł do niej jeszcze na kilka sekund,
pocałował, po czym obaj mężczyźni teleportowali się z cichym pstryknięciem.
Gryfonka starała się opanowywać emocje, ale po kilku sekundach nogi odmówiły
jej posłuszeństwa. Opadła na kolana, a łzy znów popłynęły po jej policzkach.
Ginny mocno przytuliła przyjaciółkę, gładząc przy tym jej plecy. Po kilku
minutach udało jej się podnieść ją z podłogi. Drżała na całym ciele,
praktycznie nie widziała na oczy, a jej dłoń wciąż była zaciśnięta na złotym
serduszku, wiszącym na szyi.
-
Chodź, musisz odpocząć - rudowłosa poprowadziła przyjaciółkę do kuchni i
posadziła ją przy stole. Dłuższą chwilę trwały w milczeniu, unikając swoje
wzroku.
-
Czy kiedykolwiek czułaś się tak, jakby zabrano ci kawałek serca? - odezwała się
Hermiona, patrząc się w jeden punkt. Jej
głos był nieobecny i przesiąknięty smutkiem.
-
Tak, Herm. Gdy Hagrid niósł pozornie martwe ciało Harrego - odparła Ginny,
ściskając dłoń brązowowłosej.
-
To takie uczucie, jakby skończył się świat. Boję się o niego bardziej, niż o
siebie, ciągle mam przed oczami jego twarz... - nie skończyła, głos jej się
załamał.
-
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za kilka miesięcy znów będzie z tobą.
-
Plany... Ostatnio los robi sobie żarty z moich planów, Gin.
-
Wystarczy, że będziesz bardzo mocno wierzyć w powodzenie tego wszystkiego. W
inny sposób nie jesteś w stanie pomóc.
-
To żenujące, że oni muszą zmagać się z zagrożeniem, a my siedzimy tu
bezpieczne.
-
Tyle że nikt nie pytał nas o zdanie na ten temat. On cię kocha, Hermiono. Właśnie
dlatego na chwilę musi zniknąć z twojego życia - Ginny usiadła przy
przyjaciółce i objęła ją ramieniem.
-
Zniknąć... To brzmi strasznie. Ja tego nie wytrzymam. Przypuśćmy, że misja się
uda, będziemy mogły wrócić na ostatni rok do Hogwartu. Ale co dalej? On będzie
daleko, będzie się ukrywał, a ja będę tkwić tam sama, bez niego - Hermionie
słowa ledwo przechodziły przez gardło.
-
Czasami szczęście trzeba poprzedzić cierpieniem.
***
Gdzie podziało się jego serce? Gdzie
je zostawił? Przy niej, jest ono tam gdzie Ona, w powietrzu, którym oddycha,
świetle, które pada na jej twarz. A co z
nim? Szedł zatłoczoną ulicą Londynu, przeżywając istne deja vu. Tak samo
przemierzał to miasto jakiś czas temu. Wtedy jego życie dopiero zaczynało
trząść się w posadach. Gdy zmierzał na spotkanie z Potterem w Dziurawym Kotle,
nie zdawał sobie sprawy z tego, że ją kocha, że oszalał na jej punkcie. I nagle
zdarzenia przyspieszyły, zaczęły bawić się w kolejkę górską bez końca. Strach,
cierpienie, krew i ból przeplatały się z uśmiechem, radością, uczuciem,
przyjemnością i zapomnieniem. A teraz pozostało tylko rozstanie, głęboka
przepaść, która rozdzierała serce Dracona. Tak bardzo chciał obrócić się w
miejscu i wrócić. Pragnął smaku jej ust, pełnego iskier spojrzenia, kojącego głosu,
ciepłego, wręcz parzącego dotyku. Wciąż przywracał w pamięci jej idealną
sylwetkę, długie włosy, w których topił swoje dłonie, wszystkie rodzaje
uśmiechów - od tych bladych, niepewnych, aż do tych promieniujących szczęściem,
gdy odrywał się od jej warg. Gdyby nie to, że Potter szedł tuż obok, zapewne
już by wrócił. Wiedział jednak, że musi wypełnić misję, zmierzyć się z tym
wszystkim. Kroczyli więc ulicą, rozglądając się nerwowo na boki. Zatrzymali się
przed jednym ze sklepów ze starociami. Weszli do środka, wzbudzając do życia
wiszący nad drzwiami dzwonek. Po chwili w oparach pasty do mycia antyków i
okropnego kurzu, pojawiła się drobna, starsza kobieta. Kolor jej oczu zlewał
się z hebanowymi meblami. Draco ściągnął kaptur, ukazując swoją zmienioną postać.
Wciąż czuł w ustach smak eliksiru wielosokowego. Harry również nie był w sobą.
-
Wie pani, po co przyszliśmy, prawda? - Draco przywołał jeden ze swoich
najbardziej opanowanych głosów.
-
Tak, oczywiście. Od jakiegoś czasu pełno was tutaj - odparła kobieta
zachrypniętym głosem, po czym odwróciła się i ręką wskazała drogę. Harry i
Draco nie byli tu pierwszy raz, ale starsza pani nie mogła ich rozpoznać.
Ruszyli więc za nią posłusznie, wyciągając po drodze różdżki. Mijali
poustawiane w stosy książki, które boleśnie przypominały Malfoyowi Hermionę i
setki starych, przepięknych mebli z najróżniejszych epok. Zeszli po kilku
schodkach w głąb sklepu i zatrzymali się przed dużymi drzwiami, w których tkwiły metalowe, zaostrzone kołki.
Kobieta wyciągnęła z bliżej nieokreślonego miejsca pęk kluczy i zaczęła
hałasować przy zamku. Po chwili kołki zaczęły się cofać, zupełnie znikły i
drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem. Przekroczyli próg niskiego, ciemnego
pokoju. Minęli właścicielkę sklepu, która ze znudzeniem obserwowała ich
poczynania.
-
Spieszy mi się, moi drodzy. Dzisiaj jesteście jedynymi z wielu.
-
Dobrze pani wie, że to od jakiegoś czasu najbezpieczniejsza droga na Pąkątną -
Draco przeszedł wzdłuż ściany i zaczął dotykać różdżką cegieł.
-
Moja wina, że przejście w Dziurawym Kotle już nie działa? To jakieś głupie
wymysły Ministerstwa. Mój sklep stał się jakimś okropnym łącznikiem dla
czarodziei, zero spokoju.
-
Niech się pani nie martwi. W najbliższy czasie już nas tu pani nie zobaczy -
powiedział Draco, obserwując otwierające się przejście.
-
Dziękujemy. Miłego dnia - dodał, po czym zniknął wraz z Potterem w dziurze
między cegłami.
***
Pokątna jak zawsze tętniła życiem.
Mimo wczesnej pory mnóstwo czarodziei tłoczyło się na wąskiej ulicy. Każdy
brnął w swoją stronę, a urywki rozmów unosiły się gęsto w powietrzu. Draco i
Harry czuli się niezręcznie, nie będąc we własnych ciałach. Szli obok siebie,
nie odzywając się ani słowem. Malfoy skrzywił się na widok skrzypiącego szyldu
nad Księgarnią Esy i Floresy. W myślach przywołał scenę spotkania z Hermioną
sprzed kilku lat. Zaczął się zastanawiać nad tym, jak bardzo ją wtedy ranił.
-
Nie myśl o tym - usłyszał głos Pottera.
-
Nie potrafię - Draco zerknął na wysokiego, tęgiego mężczyznę, który w
rzeczywistości był Harrym. Zatrzymali się nagle na rogu ulicy, gdzie Pokątna
łączyła się częściowo ze Śmiertelnym Nokturnem. Tutaj ludzi było już o wiele mniej,
a okolica była bardziej ponura i nieprzyjemna, mimo że kilka metrów za plecami
nadal znajdowała się ulica pełna czarodziei. Obaj mężczyźni skierowali kroki do
stojącego na rogu, zaniedbanego domu. Zdawał się rozsypywać na ich oczach.
Szyld nad wejściem głosił nazwę ,,Motel Celare*, Ulica Śmiertelnego Nokturnu
1". Draco pchnął obdrapane drzwi i pewnym krokiem wszedł do zasnutego
dymem pomieszczenia. Wszystkie stojące przy ścianach krzesła, fotele i kanapy
były puste. Tylko przy barze zauważyli nie do końca trzeźwego mężczyznę o
mętnych oczach. Na ich widok nieprzytomnie skinął głową i opadł na blat. Po
chwili zaczął donośnie chrapać. Draco odwrócił się do Harrego z nieciekawą
miną.
-
Cholera, wiedziałem, że tak będzie.
-
Znasz go? - Wybraniec wskazał na śpiącego mężczyznę, który prawdopodobnie był
właścicielem Motelu.
-
Tom Demens*, stary znajomy. Jest w porządku, ale kiedy Voldemort zabił jego
dziewczynę zaczął nadużywać burbonu. Chyba mu to pozostało.
-
Chyba musimy go ocucić.
-
Jasne, ale wątpię żeby był zdolny do poważnej rozmowy. Kiedyś byl mistrzem
konspiracji, ukrywał wielu dawnych popleczników Czarnego Pana.
-
Więc na co czekamy? Obudź go.
-
Lepiej zabrać go na górę i poczekać aż eliksir przestanie działać. Będzie mniej
tłumaczenia.
***
-
Malfoy! Co ty tu robisz, do cholery? - mężczyzna w końcu odzyskał przytomność.
Draco stał przed nim, będąc już w swoim ciele.
-
Kopę lat, Tom - blondwłosy podał mu dłoń.
-
Pozwól, że przedstawię ci pana Harrego Potter, we własnej osobie - dodał po
chwili, przywołując do siebie Wybrańca, który do tej pory siedział w fotelu w
kącie pokoju.
-
Chłopiec, który przeżył - szepnął Tom odruchowo, zerkając na bliznę w kształcie
błyskawicy. Harry od razy zauważył, że nieznajomy drży. Wspomnienie Voldemorta
musiało być dla niego katorgą. Po kilku minutach milczenia, skierował swój
opętany wzrok na Dracona.
-
Co się tu sprowadza po takim czasie, Smoku? - spytał, a na jego twarzy pojawił
się dziwny rodzaj uśmiechu. Coś między prawdziwą ulgą, strachem i szczęściem.
-
Powiedzmy, że życie odrobinę się skomplikowało - odparł Malfoy, starając się
unikać oczu Demensa.
-
Spójrz na mnie - Tom odezwał się odmienionym, pewnym głosem. Draco zrobił to,
co mu rozkazał. Stali tak przez dłuższą chwilę, jakby umieli porozumiewać się
za pomocą spojrzenia.
-
Znam cię, Draco. Chodzi o kobietę? Mam rację, prawda? - mężczyzna dostrzegł w
oczach ślizgona coś tak piorunującego, że dreszcze przeszły mu po karku. Od
razu wiedział, o co chodzi.
-
Można to tak ująć - Draco zacisnął dłonie w pięści, starając się nie myśleć o
Hermionie. Tak jak przypuszczał, Tom wszystkiego się domyślił.
-
Ah, ostatni bastion padł! Myślałem, że już nie masz serca - śmiech Demensa był
jak gdyby obłąkany. Malfoy doskonale znał ten odgłos.
-
Daj sobie spokój. Potrzebuję twojej pomocy.
-
Czego dokładnie?
-
Eliksir wielosokowy, dokumenty i pokój na poddaszu. Jak na razie tyle.
-
Istne deja vu. Tak bardzo polubiłeś ten
zawszony pokój czy postradałeś zmysły?
-
Nie zapominaj, że ostatnio byłem tu rok temu. Kilka okropnych miesięcy z mojego
życia...
-
Nie kończ! Dam ci wszystko, czego potrzebujesz. W tej chwili nie ma w Motelu
żadnych gości. Rozumiem, że mam nikogo nie wpuszczać?
-
Jak miło robi się z tobą interesy. Pamiętasz o szczegółach.
-
Wiedziałeś do kogo przyjść.
***
-
To prawdziwy zaszczyt, gościć kogoś takiego, jak pan - Tom ukłonił się nisko
przed Harrym, jednocześnie otwierając drzwi pokoju na poddaszu.
- Przestań się wydurniać, Demens - odezwał się
Draco, posyłając koledze stanowcze spojrzenie.
-
Kiedy mówię prawdę. Kto chciałby spać w tej nędznej ruderze! A tu proszę! -
wskazał palcem na Pottera, uśmiechając się w jeszcze bardziej przerażający
sposób.
-
Na Merlina! Jesteś w moim wieku, a zachowujesz się, jakbyś tracił zmysły przez
ostatnie setki lat - Draco wszedł do
pokoju, mówiąc przez ramię do Toma. Właściwie sprawiało mu przyjemność to
ponowne spotkanie. W Motelu Celare spędził kila pierwszych miesięcy po Bitwie o
Hogwart. W tamtym czasie głównie przebywał z tym szalonym, nigdy do końca nie
zrozumianym człowiekiem. Wiedział jedno, Demens był jedyną osobą, która mogła
mu pomóc.
-
Robisz mi wspaniałe przedstawienie przed gościem! Co panicz Potter sobie
pomyśli? - Tom posłał rozbawione spojrzenie milczącemu Harremu.
-
Zostaw nas samych. Zejdą do ciebie na dół za jakiś czas - Draco podszedł do
drzwi, chcąc jej zamknąć. Wychylił się jeszcze na klatkę schodową i krzyknął -
I nie pij już nic więcej! Masz być trzeźwy!
-
Spokojna głowa, Malfoy! - usłyszał wrzask Toma już z dołu.
***
-
Co to za człowiek? - Harry usiadł na rozklekotanym krześle naprzeciw okna i
rozejrzał się wokoło. Byli na poddaszu Motelu, sufit był tak nisko, że Draco
ledwie się poruszał. Ściany były pokryte poszarpaną tapetą, a podłoga uginała
się pod stopami. Harry nie mógł uwierzyć, że właśnie w takich warunkach
przebywał Malfoy przez te kilka miesięcy przed pozbywaniem się mrocznego znaku.
Zawsze wyobrażał go sobie w bardziej arystokratycznych warunkach.
-
Jest dość specyficzny, zgadza się - Malfoy przystanął przy oknie i zmrużył oczy
pod wpływem światła.
-
Ufasz mu?
-
Ufam. Gdybym tak nie było, w ogóle byśmy tu nie przyszli.
-
Co właściwie chcesz zrobić? Jaki masz plan? - Harry przysłuchując się rozmowie
Dracona z Tomem zdał sobie sprawę z tego, że nie wie nic o dalszych zadaniach
Malfoya. Musiał się dowiedzieć, w końcu miał
przekazywać informacje McGonagall.
-
Musimy zdobyć adres, pod którym odbędzie się następne spotkanie śmierciożerców.
Tom jest doskonały w tego typu sprawach. Jest w stanie wkręcić nas wszędzie -
zapadła cisza. Draco przypatrywał się niecodziennemu widokowi za oknem. Właśnie
dlatego tak bardzo intrygowało go to poddasze. Po prawej stronie rozciągała się
ulica Pokątna, kolorowa, wesoła i gwarna. Po lewej rozciągał się ciemny, ponury
i przerażający Nokturn. Te dwa miejsca ścierały się ze sobą, w sposób, który
ślizgon dopiero teraz zrozumiał. To połączenie dobra ze złem przypominało mu
bowiem jego samego i Hermionę. Ona była żywa, pogodna i nieskazitelna, a on był
czarny, naznaczony złem. Poczuł jak serce ściska mu się boleśnie, gdy na
Pokątnej przez chwilę wypatrzył burzę brązowych włosów. Wychodząca z Księgarni
dziewczyna wyglądała z tej wysokości jak Hermiona. Natychmiast odwrócił się od
okna. W jego głowie szalała burza.
-
Wszystko w porządku? - Harry od razu dostrzegł, że Malfoy gwałtownie zbladł.
Trzymał się też kurczowo parapetu. Nie odpowiedział mu jednak, szybkim krokiem
podszedł do umywalki w rogu pokoju i ochlapał twarz lodowatą wodą. Później bez
słowa usiadł na łóżku i zamknął oczy. Oddychał ciężko i niespokojnie, ramiona
mu drżały.
-
Malfoy, rozumiem, że ci ciężko... - Harry nie wiedział, co ma powiedzieć.
Pocieszanie nie było tu jakoś na miejscu.
-
Co ty możesz wiedzieć, Potter?! - wrzasnął Draco, po czym zerwał się i ruszył do
drzwi. Zatrzymał się dopiero w progu.
-
Niedługo wrócę. Idę porozmawiać z Tomem - rzucił jeszcze i wyszedł na klatkę
schodową. Harry słyszał jak schodzi pospiesznie po rozklekotanych deskach.
***
Draco opadł na fotel tuż obok Toma,
który gładził w zamyśleniu swój kilkudniowy zarost. Zwrócił uwagę na blondyna
dopiero gdy ten odchrząknął.
-
Myślę... - powiedział w przestrzeń, kątem oka patrząc jednak na Malfoya.
-
O czym? - westchnął na to Draco, zakładając przy tym nogi na poręcz.
-
O tobie - Tom w końcu przestał patrzeć się w jeden punkt i zwrócił głowę ku
towarzyszowi. W przyćmionym świetle gazowych lamp jego twarz była dziwnie
smukła i przerażająca.
-
O mnie? Co dokładnie?
-
Musiałeś się bardzo zmienić od naszego ostatniego spotkania - założył sobie
dłonie za głowę i wlepił wzrok w Dracona.
-
Zmieniłem się, Demens. I to bardzo - odparł ślizgon.
-
Audrey byłaby szczęśliwa, widząc cię takiego - powiedział nagle Tom, a głęboko
w jego mętnych oczach zaszkliły się łzy.
-
Tęsknisz za nią? - Draco przywołał w pamięci postać wysokiej, szczupłej
blondynki z karmelowymi oczami. Jeszcze rok temu siedziała w tym samym
pomieszczeniu, co oni.
-
Jak cholera - Demens zacisnął mocno pięści i szczękę.
-
Była wspaniałą czarownicą. Nigdy jej nie zapomnę - Draco uśmiechnął się mimowolnie
po raz pierwszy od rozstania z Hermioną. Wcześniej nie było czasu na
wspomnienia. Gdyby tylko wiedział, że kilka dni później nie będzie już żyła...
Dopiero teraz, po takim czasie zdał sobie sprawę z tego, że Audrey*** miała
wtedy rację...
Burza
szalała za oknem od kilku godzin. Pioruny waliły wściekle w dach, wzbudzając
cały budynek do życia. Draco wszedł do pomieszczenia, ściągając przemoczoną,
czarną pelerynę. Było dobrze po północy, ale zauważył jakieś światło w głównej
sali. Zmarszczył brwi, przypominając sobie, że Toma nie miało być tej nocy w
Motelu. Przeszedł cicho korytarzem i stanął w progu jadalni. Przy stole, w
świetle świec siedziała Audrey. W pierwszej chwili go nie zauważyła. Dopiero po
kilku minutach odwróciła się i posłała mu uspokajający uśmiech. Drobne płomyki
odbijały się w jej jasnych oczach w odcieniu miodu. Proste włosy opadały swobodnie
na ramiona.
- Dlaczego nie
śpisz? - spytał Draco, siadając obok niej.
- Tom wyszedł kilka
godzin temu. Nie mogłam zasnąć - odpowiedziała swym melodyjnym, słodkim głosem,
który docierał do każdego zakamarka mózgu.
- Nie martw się.
Wróci rano cały i zdrowy. Przecież go znasz - Malfoy oparł się łokciami o stół,
nie chcąc pokazywać jak bardzo zmęczony i zdołowany się czuje.
- Wszystko gra? -
usłyszał po chwili jej pytanie. Uśmiechnął się w duchu, ta dziewczyna widziała
wszystko, nawet gdy ukrywałeś to głęboko.
- Nie, nie jest
dobrze, Aud - odpowiedział zrezygnowany i spojrzał jej w oczy. Mimo że znali
się dopiero od kilku miesięcy, wiedział, że może jej ufać.
- Boisz się tego
wszystkiego, prawda?
- Jak cholera.
Czuję się jak jakiś potwór, na którego wszyscy czyhają. I jestem potworem...
Jestem nim - powiedział, szarpiąc się za włosy.
- Nie mów głupstw!
Jesteś normalnym człowiekiem, jak ja i Tom. Twój status krwi, bycie
śmierciożercą nie zmienia faktu, że masz prawo żyć.
- Szkoda, że tylko
ty i Tom tak uważacie - odpowiedział po chwili i wstał, chcąc skończyć rozmowę.
Złapała go jednak za rękę i zmusiła by usiadł. Patrzył jak wyciąga z kieszeni
papierosy, które były tak sprzeczne do jej ogólnego, eleganckiego wizerunku.
Miała słabość do mugolskich wynalazków, przyznawała się do tego bez problemu.
Po chwili po pomieszczeniu rozpłynął się nikotynowy dym. Zaciągnęła się mocno,
po czym w końcu na niego spojrzała.
- Posłuchaj mnie
teraz uważnie, Draco. Jesteś silnym czarodziejem, wspaniałym mężczyzną i mądrym
człowiekiem. Popełniłeś życiowe błędy, jak z resztą każdy. Przeszłość to to, co
już minęło, coś co nie wróci. Zaniedbujesz teraźniejszą rzeczywistość, martwiąc
się dawnym postępowaniem. Powinno istnieć dla ciebie tylko dzisiaj, tylko ten
dzień, ta godzina, minuta i sekunda. Kiedyś zrozumiesz, kiedyś skończy się dla
ciebie przeszłość. Wystarczy, że spojrzysz w oczy tej jednej, jedynej osoby i
wszystko legnie za tobą w gruzach. Tak było ze mną i Tomem. Rzuciłam dla niego
wszystko, każdą najmniejszą cząstkę dawnego życia. I nie żałuję. Cieszę się
każdą sekundą spędzoną razem z nim, bo w obecnych czasach, nigdy nic nie
wiadomo. Ale cokolwiek się stanie, chcę żebyś nie bał się przeszłości. Musisz
zacząć żyć. Miłość jest życiem, Draco...
***
-
Jaka ona jest? - głos Demensa wyrwał go z rozmyślań. Uniósł wzrok i napotkał na
stoliku przed sobą drgający płomień świecy. Z początku nie wiedział, jak opisać
Tomowi Hermionę, ale im dłużej patrzył w płomień, tym więcej słów przychodziło
mu do głowy.
-
Jest jak ogień, nigdy niegasnący, krwistoczerwony ogień. Wywróciła moje życie
do góry nogami, sprawiła, że spaliły się za mną mosty - zaczął mówić, wciąż nie
odrywając wzroku od świecy. W pewnym momencie zabrakło mu głosu. Jej obraz
stanął mu przed oczami tak wyraźnie, że zabrakło mu tchu. Po raz drugi widział
ją w ten sposób. Ostatnio było to podczas tortur. Teraz to rozerwanie musiało
sprawić, że znów pojawiła się w jego głowie. Tęsknił za nią, jak za powietrzem.
Chciał wypłynąć na powierzchnię i nabrać go do płuc. Woda była jednak zbyt
głęboka. Bez niej się topił. Jestem z
tobą cały czas, bez względu na wszystko, odległość i miejsce - usłyszał jej
słowa gdzieś w głębi głowy. Uśmiechnął się i wstał z fotela. Tom patrzył na
niego oszołomiony.
-
Idę się położyć. Tobie też radzę. Skończymy rozmowę jutro - powiedział, po czym
znikł na schodach prowadzących na poddasze.
*Celare
( z łaciny) - ukryć
**
Postać wymyślona całkowicie przeze mnie. Tom Demens ( z łaciny) - Tom Szalony
***
Postać również stworzona przeze mnie. Audrey Veritas ( z łaciny veritas -
prawda)
+ fragment pochyłą czcionką to retrospekcja